Zdaniem Piechy chodzenie po mediach i rozpowiadanie o zagrożeniach związanych z metodą in vitro nie jest stygmatyzowaniem tych dzieci.
Gdy Agnieszka Ziółkowska została zaproszona do Polsatowskiego programu Tak czy nie poświęconego kwestii in vitro, powiedziano jej, że będzie rozmawiała z lekarzem i senatorem. Cóż. Są lekarze i lekarze. Jednym Kodeks Etyki Lekarskiej służy do pracy, innym jako narzędzie do walenie ideologicznych przeciwników po głowie. Doktor Bolesław Piecha należy do tych drugich.
„Gratuluje pani, że jest pani ekspertem, ja jestem lekarzem ginekologiem i nie jestem ekspertem” – zaczął Piecha. Można zapytać: skoro Piecha nie jest ekspertem, to dlaczego właściwie zabiera głos w tej debacie? Ale przecież nie chodzi tu o bycie czy niebycie ekspertem, ale o zdyskredytowanie strony przeciwnej. Nie widziałem, co prawda, takiego artykułu w Kodeksie Etyki Lekarskiej, ale gdzieś tam musi coś o tym być. W końcu Piecha jest lekarzem.
Piecha jako lekarz nie wie, czy wypowiedzi prof. Andrzeja Kochańskiego o tym, że dzieciom urodzonym in vitro grożą liczne upośledzenia umysłowe i autyzm, są szkodliwe. W końcu dlaczego głoszenie nieprawdziwych i zmanipulowanych tez miałoby być szkodliwe? Może dzięki temu uda się sprawić, żeby nie urodziło się w Polsce trochę dzieci. I tak już na świecie jest za dużo ludzi. Pytanie jednak, dlaczego walczyć tylko z metodą in vitro, a nie rozrodem w ogóle? Ostatecznie sam fakt urodzenia się grozi licznymi chorobami, a ostatecznie śmiercią. Czy powinniśmy do tego dopuszczać? Osobiście nie sądzę. A Piecha się ze mną zgadza: „Każda metoda niesie jakiś koszt”, mówi.
Choć Piecha nie jest ekspertem, to na szczęście może się powołać na eksperta Kochańskiego. Ekspert Episkopatu, ale zawsze. Ekspert Kochański nie prowadzi, co prawda, żadnych badań na temat in vitro, bo zajmuje się czym innym, ale swoje zdanie ma. Co potwierdza Polska Akademia Nauk w swoim oświadczeniu, pisząc, że Kochański żadnych badań na temat in vitro w niej nie prowadził, ale swoje zdanie może mieć. Co prawda powinien też przestrzegać zasad etyki lekarskiej i rzetelności naukowej. Ale widocznie twierdzenie, że in vitro to pakt z diabłem, a dla dzieci urodzonych tą metodą trzeba będzie otwierać szkoły specjalne, tym zasadom według PAN nie przeczy.
Aby pokazać, jakie straszne jest to in vitro, Piecha powołuje się na badania naukowe. Podobno są jakieś wskazujące, że siatkówczak oka występuje u dzieci poczętych metodą in vitro osiem do dziesięciu razy częściej. Czyli nie raz na milion, ale raz na sto tysięcy. Czy to jest to straszne ryzyko, z powodu którego powinniśmy zakazać stosowania zapłodnienia in vitro? Ja też nie jestem ekspertem, ale mam Internet, więc mogę zacytować, że „u chorych z rodzinnym siatkówczakiem istnieje prawie 50-procentowe prawdopodobieństwo przekazania obciążającej mutacji potomstwu”. Może więc im tym bardziej powinno się zakazać płodzenia dzieci?
Wyniki badań na temat zwiększonego występowania chorób genetycznych u dzieci z in vitro są niejednoznaczne. Być może przyczyną tej zależności jest prosty fakt, że rodziny często całymi latami leczą się z niepłodności, więc kobiety rodzą dzieci w późniejszym wieku, co również może być obciążające dla zdrowia ich potomstwa. Jakoś jednak poseł Piecha nie stworzył projektu ustawy zakazującej płodzenia ludziom z dziedzicznymi chorobami genetycznymi oraz tym, którzy są na to za starzy.
A przecież jego obowiązkiem jako lekarza jest dbać o zdrowie. Dlaczego o zdrowie dzieci z in vitro martwi się bardziej niż o zdrowie innych dzieci? Jeśli badania na temat siatkówczaka są rzetelne, to w sumie świetnie. Wcześnie zdiagnozowany jest w 90% uleczalny. Po prostu wystarczy badać noworodki z in vitro, a okaże się, że choroba równie rzadko będzie się u nich rozwijać jak u innych dzieci.
Ale Piecha jako lekarz nie po to cytuje badania, żeby komuś pomóc. Wręcz przeciwnie. Cytuje je wyłącznie po to, żeby zmanipulować opinię publiczną i przestraszyć wydumanymi zagrożeniami. „Ta metoda niesie pewne zagrożenie, ale ono nie jest jeszcze zbadane”, mówi w którymś momencie. Badanie naukowe badaniem naukowym, niezbadanie niezbadaniem, ale już wiadomo, że metoda niesie pewne zagrożenie.
Zdaniem Piechy chodzenie po mediach i rozpowiadanie o niewielkich zagrożeniach, na jakie wskazują niektóre badania dotyczące dzieci poczętych metodą in vitro, nie jest ich stygmatyzowaniem. Jakoś jednak nie chodzi po mediach i nie rozpowiada o zagrożeniach, jakie może nieść rodzenie dzieci przez ludzi obciążonych wadami genetycznymi. Oraz nie nawołuje, że powinno im się tego zabronić. Spróbowałby tylko, a szybko by mu wytłumaczono, na czym polega stygmatyzowanie.
Najśmieszniej jest, gdy Piecha mówi, że nie określa się jako przeciwnik czy zwolennik metody in vitro. Hmm. To znaczy projekt jej całkowitego zakazu w Polsce napisał senatorowi jakiś haker? Skoro nie jest przeciwnikiem, to dlaczego takie projekty składa? Dla zabawy? Żeby wkurzyć ludzi? Jestem to w stanie zrozumieć, ale wolałbym, żeby przestał. Mogę zapewnić, że zapłodnione zarodki, które „bytują w ciekłym azocie”, również będą mu za to wdzięczne.