Gdyby Razem w rozmowach z mediami nie podnosiło tak głośno kwestii przynależności do klubu poselskiego z SLD, fakt ten mógłby się wydawać wyborcom oczywistością.
We wtorek Rada Krajowa Razem wyraziła zgodę i rekomenduje posłankom wstąpienie do wspólnego klubu Lewicy. Za projektem głosowało 24 radnych, przeciw było 9, a od głosu wstrzymały się trzy osoby.
Na dobrą sprawę, gdyby partia Razem w rozmowach z mediami nie podnosiła tak głośno kwestii przynależności do klubu poselskiego z SLD, sam fakt wspólnego klubu mógłby wydawać się wyborcom oczywistością. A tak teraz trzeba się tłumaczyć z kolejnego odstępstwa od czegoś, co można roboczo nazwać „suwerennościowym jądrem Razem”. Z drugiej strony taka zagrywka może pokazać, że Razem także potrafi podbijać ofertę polityczną i za przynależność do wspólnego klubu wywalczyć o wiele więcej niż wynika z zaledwie 6 miejsc na 49 zdobytych przez Lewicę w wyborach do Sejmu. Przykładowo w grę może wchodzić nawet przywództwo w klubie (mało prawdopodobne) albo kandydat/ka Razem na prezydenta/tkę (bardziej prawdopodobne). Czas pokaże, na ile to się udało.
Wyborcy oczekują od lewicy współpracy i mówienia w parlamencie jednym głosem
czytaj także
Bez względu jednak na to, co się dawynegocjować, warto się zastanowić, czy idea odrębnego koła poselskiego miałaby w ogóle sens. Nie przekonują mnie argumenty o tym, że Razem zostałoby odcięte od mediów, albowiem skoro w tych mediach siedział non stop chociażby pokłócony z Kukizem poseł Jakubiak, to i medialne osoby z Razem nadal by z telewizora nie wychodziły. Przemawia do mnie jednak okoliczność, w jaki sposób medialnie partia byłaby przedstawiana.
Po pierwsze, nieśmiertelny mem „Razem, ale osobno” byłby grany non stop. Po drugie, ważniejsze, partia byłaby przedstawiana w mainstreamie jako przeciwwaga dla Konfederacji w imię kłamliwej neoliberalnej bzdury, jakoby końcówki ideologicznej podkowy się przyciągały, a lewica i faszyści to niemal to samo. To zresztą po trochu już się dzieje. Z jednej strony mamy wygładzanie medialne Konfederacji i zapraszanie Bosaka, który gra dobrego policjanta – studenciaka SGH, a z drugiej próba kompromitowania lewicowych posłanek do Sejmu wyśmiewaniem problemu żeńskich końcówek.
Nowy parlament i powrót „starych wojen kulturowych”? Oby nie
czytaj także
Abstrahując od problemu, czy akurat feminatywy powinny być jedną z pierwszych, a więc symbolicznych, inicjatyw Lewicy, a nie np. przyjrzenie się śmieciówkom pracowników Sejmu i Senatu, trudno o lepszy dowód na to, jak liberalny mainstream chce traktować ideową lewicę. A chce traktować ją jak zgraję oderwanych od życia dziwaków, którzy przedstawiają tylko i wyłącznie absurdalne pomysły, które następnie profesorowie zdrowego, to jest oczywiście liberalnego, rozsądku będą obśmiewać ze swoich zdroworozsądkowych katedr. To stara i znana taktyka, najpierw wyśmiejesz lewicę za żeńskie końcówki, weganizm, ograniczenie śladu węglowego, a zaraz potem do tego samego worka wrzucisz nawet umiarkowane postulaty socjalne, na koniec wszystko nazwiesz teoriami z księżyca. Najpierw chcą pilotek, a potem wyższych podatków, hehehe – skomentuje jakiś Konrad Piasecki czy inna Agnieszka Gozdyra. Oczywiście, że wspólny klub Razem i SLD/Wiosna tego całkowicie nie zlikwiduje, ale o wiele łatwiej byłoby pokazywać mediom Lewicę jako klub dziwaków, gdyby powstało koło Razem i zgłaszało medialne wnioski zawierające sto procent cukru w cukrze lewicowości.
Z tego względu wspólny klub jako próba medialnej obrony przed liberalnym mainstreamem jest moim zdaniem pomysłem trafionym, acz ze względu na stare, neoliberalne ciągoty SLD obarczony dość istotnym, lecz akceptowalnym ryzykiem. Pozostaje tylko (i aż) jedno „ale”. Otóż cała sprawa wspólnego klubu bądź oddzielnego koła jest wtórna wobec fundamentalnego pytania: jaki jest stosunek Lewicy do przeszłości i teraźniejszości Platformy Obywatelskiej? Jaki jest do PiS, akurat wiemy: krytyka za prawicowe pomysły i docenianie za podkradane lewicy pomysły lewicowe. Ale jaki jest stosunek do PO, jaki jest do Trzaskowskiego, jaki jest do rządów i ośmioletniego dziedzictwa Donalda Tuska?
Tego nadal nie wiemy, a to moim zdaniem zadecyduje o sukcesie bądź porażce Lewicy w nadchodzącej kadencji. Czy Lewica będzie tylko przybudówką PO, a z wszelkiej krytyki Tuska będzie się musiała wycofywać, niczym Anna Maria Żukowska z pomysłów Trybunału Stanu dla ukochanego Donalda? Czy może będzie w krytyce III RP równie zjadliwa co PiS, ale wówczas Sojusz musiałby zaprzeczyć wszystkim swoim sukcesom, a Lewica zlekceważyć swój centrolewicowy elektorat, który, owszem, widzi wady III RP, ale nie postrzega jej jako projektu do rewolucyjnej ludowej przebudowy.
- Wspólny klub będzie wymagał odpowiedzi na to pytanie i wypracowania alternatywnej wizji Polski wobec Polski czytelników „Wyborczej” i Polski czytelników Wsieci. Na razie taka debata chyba powinna się odbyć wewnątrz samej Lewicy, a wraz z nią podjęcie decyzji o dystansie do PO i reszty opozycji w Sejmie. Bo jeśli kluczowych decyzji nie podejmie się teraz, to wspólny klub rozpadnie się przy pierwszym większym sporze ideowym, a kakofonia sprzecznych sygnałów dochodzących z klubu znowu pokaże lewicę jako przypadkowy zlepek osób, którym nie warto powierzać władzy.