Przy okazji spraw KNF i SKOK-ów rykoszetem trafiony może zostać nie tylko rząd, ale także Lech Kaczyński we własnej osobie.
Trudno nie mieć wrażenia, że zatrzymanie byłych pracowników KNF, w tym Wojciecha Kwaśniaka, to nie tyle wizerunkowy strzał w stopę, ile tej stopy odrąbanie. Do niedawna bowiem, poza garstką najbardziej zainteresowanych, nikt nie wiedział, kim jest Wojciech Kwaśniak i że ktoś od SKOK Wołomin zlecił jego brutalne pobicie. Teraz trąbi o tym cała Polska, były szef KNF robi tournée po mediach, a minister Ziobro z senatorem Biereckim swoimi niezbyt empatycznymi wypowiedziami tylko napędzają mu popularności i współczucia.
czytaj także
Obóz władzy zrobił w ten sposób coś kuriozalnego, to jest stworzył męczennika opozycji. Do tego w sprawie SKOK-ów, które od kilku lat nie wzbudzały już większych emocji. Od kilku tygodni jest o nich znów głośno, krok po kroku wyjaśniania jest cała afera związana z ich nadzorem i takoż, krok po kroku, pokazywane są dowody na osobiste powiązania polityków, w tym zdjęcia ze wspólnych imprez. Brakuje tylko grafów i strzałek w TVP Info.
Rykoszetem trafiony może zostać nie tylko rząd. ale także ten, któremu ostatnio wzniesiono pomnik, dzień i noc pilnowany przez policję. Lech Kaczyński we własnej osobie. Wiele zrobiono, by ze słabego prezydenta, z którego szydził swego czasu nawet propisowski Bronisław Wildstein uczynić sympatycznego propaństwowca. Kto dziś pamięta choćby sprawę pielęgniarki Marii Machery, która po groźbach Lecha Kaczyńskiego, przypadkiem, rzecz jasna, straciła pracę i o swoje musiała walczyć w sądzie? Kto dziś pamięta żenujący spór o krzesło i uzurpowanie sobie prawa do wyznaczania kierunku polityki europejskiej? Kto dziś pamięta o roli Lecha Kaczyńskiego w sprawie SKOK-ów? No właśnie.
Na razie pewnie nikt, ale im częściej o sprawie SKOK się dzisiaj mówi, tym częściej ze strony prorządowej pada argument, że Lech Kaczyński złożył przecież ustawę, która objąć miała nadzorem spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe. Owszem, ówczesny prezydent złożył taki projekt. Jak brzmiała ta propozycja, można się przekonać osobiście czytając druk nr 657 z 2008 roku dotyczący prezydenckiego projektu ustawy o spółdzielniach. Jak miałby wyglądać ów, proponowany przez propaństwowego Lecha Kaczyńskiego, nadzór KNF nad SKOK-ami?
czytaj także
Otóż w ramach tej propozycji KNF nie mógłby nawet… przekroczyć progu jakiejkolwiek SKOKu. Mógłby jedynie żądać od kas dokumentów, ale nie mógłby robić im kontroli na miejscu. Te mogłaby robić tylko Kasa Krajowa SKOK na wniosek KNF. Mało tego, Kasa Krajowa mogłaby składać zastrzeżenia, a w przypadku ich nieuwzględnienia KNF musiałby wydawać decyzję administracyjną nakazującą kontrolę, zaś gdy Kasa Krajowa kontroli dalej by nie przeprowadziła, to dopiero po prawomocnej (!) decyzji KNF mógłby nałożyć na Kasę Krajową karę w wysokości 100 000 złotych. Dla przypomnienia: straty SKOK Wołomin to ponad 2 miliardy złotych. I gdyby tylko pomysł Lecha Kaczyńskiego wszedł w życie, to przestępcy ze SKOK Wołomin żadnej kontroli na miejscu ze strony KNF by się obawiać nie musieli, zwłaszcza gdyby wpadli na dość oczywisty szwindel z wysłaniem do KNF „podrasowanej” dokumentacji. W końcu, skoro potrafili wyłudzać kredyty na bezdomnych i zlecać pobicie szefa KNF, to chyba wielkich skrupułów by nie mieli, prawda?
Nadzorcze kuriozum Lecha Kaczyńskiego na szczęście nie przeszło. Ale to nie koniec. Gdy przeszła bowiem przez parlament kolejna ustawa, tym razem – co za pech – dająca możliwość pełnej i bezpośredniej kontroli nad SKOK-ami, Lech Kaczyński zaskarżył ją do Trybunału Konstytucyjnego. Wiadomo, jego prawo, widać wówczas Trybunał nie był jeszcze pełen postkomunistycznych złogów. Najciekawszy w tej historii jest jednak tryb sporządzenia skargi. Otóż, jak twierdzi „Gazeta Wyborcza”, tuż przed jej przygotowaniem kancelarię prezydencką osobiście odwiedzał Grzegorz Bierecki, a pilotowany przez Andrzeja Dudę zespół opracowujący dokument opierał się na dwóch opiniach pisanych na zlecenie SKOK oraz jednej opinii… anonimowej. Rzecz jasna, korzystanie z anonimowych opinii to i tak lepiej niż gubienie dokumentów w sprawie ułaskawiania wspólnika zięcia Lecha Kaczyńskiego – bo i to się zdarzyło u tego znanego państwowca. Biorąc jednak pod uwagę, z jakim zapałem i jaką inwencją ówczesny prezydent bronił sektora kas spółdzielczych, należałoby oczekiwać, że wszyscy macherzy od SKOK Wołomin, jak już więzienia poopuszczają, złożą dziękczynną wiązankę kwiatów. Od niedawna mają nawet do tego specjalny pomnik, o dwie głowy wyższy od Piłsudskiego.