Zmiana kandydata, poparcie Szymona Hołowni czy Władysława Kosiniaka-Kamysza, bojkot wyborów prezydenckich? Jest jeszcze czwarta opcja.
Być może nie będzie to najmilsze lewicowym wyborcom, ale dramatycznie niskie poparcie dla kandydata Lewicy zmusza wszystkich do analizowania tego, co zrobi dziś Platforma Obywatelska, a nie tego, co – przynajmniej w pierwszej turze – zrobić powinna Lewica. Od ruchów partii Borysa Budki zależy bowiem wynik wyborów prezydenckich, od ruchów Lewicy nie zależy w tym momencie niestety nic. Cóż więc zrobi Platforma Obywatelska – pytają dziś wszyscy zainteresowani polityką. Na stole leżą co najmniej cztery opcje.
Opcja nr 1: Zmiana kandydata
Teoretycznie wydaje się ona dość oczywista, w praktyce niezwykle trudna. Czasu na wybranie kandydatury jest dramatycznie mało, aczkolwiek Senat mógłby go przedłużyć celowym trzydziestodniowym procedowaniem projektu ustawy dotyczącej nowych wyborów. Akurat PiS kolejny raz dał mnóstwo argumentów, pisząc projekt na kolanie i błyskawicznie odrzucając opozycyjne poprawki.
Na zebranie podpisów byłoby jednak równie mało czasu, albowiem PiS chce zarządzić wybory jak najszybciej. PO musiałaby więc zbierać je już teraz, a że PO nie jest Jakubiakiem, toteż podniósłby się rwetes, że zbierają, zanim ustawa weszła w życie.
Przypuśćmy jednak, że PO jest w stanie zebrać podpisy dość szybko. Kogo więc mogłaby partia wystawić? Na giełdzie nazwisk pojawia się czterech kandydatów: Rafał Trzaskowski, Radosław Sikorski, Tomasz Grodzki i Donald Tusk. Trzeba przyznać, że jak na największą partię opozycyjną lista raczej nie powala na kolana i to nie tylko wyborców PO, ale przede wszystkim ich rywali, co jest chyba najlepszym podsumowaniem dziedzictwa partii trzech tenorów (kto jeszcze to pamięta?).
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, bez względu na swoje szanse, raczej odpada. Ryzyko oddania stolicy PiS-owi byłoby błędem, którego liberalni wyborcy Platformie nie wybaczą.
Radosław Sikorski może być wyborem trafnym, ale tylko na pierwszą turę. Owszem, wbrew ogromowi wad, ma jednak zaletę walczaka, który mógłby rozpaczliwym rzutem na taśmę przeciągnąć na swoją stronę anty-PiS-owskich wyborców. W drugiej turze jednak mało sympatyczny „pan z dworku” ma z Andrzejem Dudą takie same szanse, jak skądinąd sympatyczna „pani z genami przedwojennych premierów”. Czyli żadne. Platforma mogłaby na niego postawić tylko wtedy, gdyby celowała wyłącznie w pierwszą rundę i godziła się z ryzykiem, że Sikorski zbuduje własne stronnictwo w partii.
Tomasz Grodzki to kandydat, który pewnie najbardziej pasowałby liberalnym elitom, co samo w sobie jest najlepszą rekomendacją negatywną. Dodatkowo trwa właśnie goebbelsjada utytłania go w korupcję, co sprawia, że jego szanse na ten moment są nikłe. „Afera” musi wybrzmieć i wszyscy muszą o niej zapomnieć, jak powoli zapominają o taśmach z Sowy.
Innego końca świata nie będzie. Jest 2020 rok, a Andrzej Duda występuje na TikToku
czytaj także
Wreszcie Donald Tusk – kandydat pod wieloma względami dla PO najlepszy. Kandydat z legendą dużego gracza wzbudzającego w PiS popłoch. Ale paradoksalnie ta legenda jest dla niego kulą u nogi – szkoda ją przecież zmarnować na przegraną z, mimo wszystko, drugoligowym Dudą czy nawet z trzecioligowym Hołownią. Dlatego Tusk woli zaczekać, aż „trup PiS spłynie rzeką” po dwóch latach pisowskiej kadencji, tak jak spływał po dwóch latach kadencji Tuska. Proces gnilny obecnej władzy już się zresztą zaczął, a ogólna niechęć do władzy przeciętnego Kowalskiego może go przyspieszyć. Za trzy lata wszystko, co złe, może się kojarzyć z wiecznie nieudolną i złodziejską władzą. A wtedy wjedzie Tusk na białym koniu. Ma czas, jak na polską politykę jest jeszcze młody.
czytaj także
Opcja nr 2: Bojkot wyborów
Myli się ten, kto uważa, że bojkot wyborów 10 maja był szlachetnym odruchem miłosiernej Platformy. Nie, był próbą wyjścia z twarzą w momencie, gdy słupki poparcia dla Kidawy-Błońskiej dramatycznie spadały. Problem w tym, że drugi raz taki numer nie przejdzie. Projekt PiS, mimo pewnych bubli prawnych, jest tym razem o wiele bardziej zgodny z prawem i przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Oczywiście mam na uwadze to, jak nisko zawieszamy poprzeczkę partii, która prawo i sprawiedliwość ma tam, gdzie pisowscy patosędziowie chodzą piechotą.
Biedroń: Bojkot wyborów nie jest rozwiązaniem. Trzeba walczyć do końca
czytaj także
Dodatkowo, co najważniejsze, elektorat PO głośno się zastanawia, kto powinien zastąpić Kidawę-Błońską, a to oznacza, że elektorat jak najbardziej chce zagłosować. Pojawiła się bowiem nadzieja na wygraną z Dudą, więc bojkot byłby dziś bardzo trudny do przeprowadzenia.
Opcja nr 3: Poparcie innego kandydata
Jeszcze parę tygodni temu mogłoby to uchodzić za myślenie typowo życzeniowe, ale jak donosić ma Anita Werner, partia Budki całkiem serio rozpoczęła rozmowy w sprawie ewentualnego poparcia Szymona Hołowni.
Z jednej strony byłaby to niesłychana wręcz rejterada i przyznanie się do porażki. Z drugiej strony gest, który pozwoliłby nie tylko wyjść z twarzą z koszmaru Kidawy ścigającej się z Bosakiem, ale też pokazał wyborcom, że PO przedkłada interes dobra państwa nad własne partykularne interesy partyjne. W ten sposób PO mogłoby znowu grać to, co najbardziej kochają ich przepełnieni poczuciem wyższości wyborcy, a więc zafrasowaną Unię Wolności i partię polskiej racji stanu imienia fajki Bronisława Geremka.
Dodatkowo PO pozbawiłoby drugiej tury Władysława Kosiniaka-Kamysza, a więc zminimalizowało ryzyko, że jak Kosiniak wygra z Dudą, to w Sejmie i Sejmikach PSL dogada się z PiS-em.
Opcja nr 4: Pozostawienie Kidawy-Błońskiej
Jeśli się nie uda nic z powyższego, zawsze zostaje kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Z punktu widzenia PO wydaje się, że to wybór najgorszy, albowiem odrobienie strat w sondażach pełniących rolę samospełniających się przepowiedni może być zadaniem niewykonalnym.
Z punktu widzenia pokonania Andrzeja Dudy jest to jednak wybór jak najlepszy, albowiem inny, mocniejszy kandydat PO to widmo przegranej tych kandydatów opozycyjnych, którzy w bezpośrednim pojedynku z Dudą mają największe szanse, czyli Kosiniaka i Hołowni. Dlatego przeciwnicy Dudy powinni dziś ściskać kciuki za dalsze kandydowanie pani Małgorzaty, ale ściskać też nie za mocno, żeby czasem nie wyskoczyła ponad Hołownię i Kosiniaka-Kamysza. Jeśli to się uda, to bój w drugiej turze stanie się zacięty i pojawi się realna szansa na wprowadzenie równowagi politycznej w polskiej polityce. Słowem, im więcej PO spieprzy, tym dla PiS-u gorzej, więc może chociaż raz ciamciaramciarność PO się do czegoś przyda.