Wyjątkowo obrzydliwa jest reakcja dziennikarzy, którzy kpią z przedłużenia głosowania w małym miasteczku.
W komisji wyborczej zmarła starsza kobieta. Lokal zamknięto na pewien czas. Państwowa Komisja Wyborcza zdecydowała, że należy przedłużyć ciszę wyborczą o półtorej godziny i dać mieszkańcom małych Kowali na Śląsku szansę zagłosowania w spokoju. Cała Polska czekała. Niestety, nie czekała cierpliwie.
Jest coś wzruszającego w idei wspólnoty społecznej. W tym, że z szacunku dla śmierci 80-letniej wyborczyni i dla mieszkańców niewielkiej miejscowości miliony ludzi godzą są zaczekać na moment ogłoszenia wyników wyborów.
I jest coś obrzydliwego w reakcjach części dziennikarzy i w komentarzach w mediach społecznościowych nabijających się, że z powodu jakiejś wioski, gdzie uprawnionych do głosowania jest mniej niż 600 osób, jutrzejsze ogólnopolskie gazety nie wydrukują wstępnych wyników wyborczych.
Masa ludzi w mediach szykowała wieczory wyborcze: telewizje były gotowe na żywo nadawać ze sztabów, radia zaprosiły już ekspertów, gazety szykowały się do drukowania obrazków ze słupkami wyborczymi. I nagle trzeba było zmienić scenariusze. Nie było to łatwe. Gimnastykowano się, żeby coś mówić, ale nie mówić tego, co wszyscy chcą usłyszeć. Rozumiem, że media zainwestowały masę czasu (i pieniędzy) w przygotowanie wieczorów wyborczych, ale te wieczory są tylko komentarzem do wyborów, a nie centralnym wydarzeniem dnia. Media mają mówić o wyborach i nie mogą się obrażać, że te nie zakończyły się o zaplanowanej godzinie. Nie dlatego, że ktoś chce komuś zrobić psikusa, ale dlatego, że zmarł człowiek.
Decyzja PKW o tym, żeby poczekać na Kowale, dała nam półtorej godziny dodatkowej ciszy. Dała też szansę na poznanie śląskiego miasteczka, którego nazwę wszyscy zaczęliśmy nagle wpisywać w wyszukiwarki internetowe. Polska to nie tylko Warszawa, gdzie znajdują się siedziby ogólnopolskich mediów, szykujących dla widzów show wieczorów wyborczych. To też setki tysięcy miast i miasteczek takich jak Kowale. To tam dokonuje się wyborów, które potem eksperci (niestety nadal za rzadko ekspertki) omawiają w telewizji i radio. Kowale to jest Polska.
Cisza wyborcza w czasach internetu jest lekkim absurdem. Ale też nie przesadzajmy, czy naprawdę świat się zawali, jak studia wyborcze ruszą półtorej godziny później? Czy gazety drukujące słupki dzień później będą gorszymi gazetami? Co jest złego w tym, że cały kraj czeka na jedną komisję? I tak mamy fatalne wskaźniki zaufania społecznego, a „solidarność” czy „wspólnota” to słowa, które wypowiada się z coraz większym poczuciem bycia odklejonym od świata. Więc może to nawet ważne, żebyśmy umieli poczekać na Kowale.
Wybory to nie dodatek do medialnego show. Dla jednych to święto demokracji, dla innych zaś dzień smutku, kiedy uświadamiają sobie, że nie ma kogoś, kto mógłby ich reprezentować. Frekwencję mamy niską. Mimo to większość społeczeństwa zabiera tego dnia głos: za, przeciw lub wstrzymuje się poprzez wrzucenie pustej kartki. To jest dzień, który należy do społeczeństwa, a nie do mediów. Taką mam przynajmniej wciąż naiwną nadzieję.
**Dziennik Opinii nr 145/2015 (929)