Rząd podejmuje „prospołeczne” decyzje brzemienne w finansowe skutki – jak 500+ czy obniżenia wieku emerytalnego – a gdy grupy zagrożone wykluczeniem domagają się większego wsparcia, słyszą wówczas, że na wszystko nie ma pieniędzy.

Rząd podejmuje „prospołeczne” decyzje brzemienne w finansowe skutki – jak 500+ czy obniżenia wieku emerytalnego – a gdy grupy zagrożone wykluczeniem domagają się większego wsparcia, słyszą wówczas, że na wszystko nie ma pieniędzy.
Z początkiem lipca weszły w życie nowe przepisy dotyczące wsparcia osób znacznie niepełnosprawnych. To efekt protestów. Nie jedyny. I nie najważniejszy.
Czy tylko najbogatszych należy systemowo skłonić do większej solidarności z osobami dotkniętymi niesamodzielnością i z ich rodzinami?
Nie można poprzestać na konstatacji, że „państwo daje za mało”, trzeba też głośno mówić, że daje nierównomiernie i – powiedzmy to wprost – niesprawiedliwie.
Ile warte są socjalne obietnice Nowoczesnej? Ocenia Rafał Bakalarczyk.
Kwestie senioralne są w programie SLD wyeksponowane, a mimo to pakiet „Srebrna rewolucja” pozostawia niedosyt.
Jak z lewicowego punktu widzenia ocenić rok funkcjonowania programu Rodzina 500+?
PiS trzyma się tradycyjnie konserwatywnych wyobrażeń o rodzinie i polityce na jej rzecz.
Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie okazał się instytucją, która broni społecznych praw obywateli, także tych najsłabszych.
Wieczne „ile będzie nas to kosztować” przesłania pytanie o cele naszej polityki rodzinnej.
Od posłów i senatorów zależy teraz, czy obiecywany przez Bronisława Komorowskiego „dobry klimat dla rodziny” przełoży się na zmiany w prawie.
Ideę darmowego podręcznika dezawuują politycy i wydawcy. Ale to realna pomoc dla najbiedniejszych. Nie piętnuje beneficjentów i buduje wspólnotę.