Tomasz Piątek

Dziwisz pod sąd

Papież Benedykt XVI przybywa właśnie do Meksyku. Wierni protestują i domagają się wyjaśnień w sprawie ojca Maciela Degollado, założyciela Legionu Chrystusa.

Papież Benedykt XVI przybywa właśnie do Meksyku. Wierni protestują i domagają się wyjaśnień w sprawie ojca Maciela Degollado, założyciela Legionu Chrystusa. „Wyborcza” pisze tak: „W Meksyku ofiary seksualnie wykorzystywane przez meksykańskiego duchownego księdza Marciala Maciela Degollado ogłosiły manifest. Czas nie jest przypadkowy: jutro Benedykt XVI zaczyna pielgrzymkę do Meksyku i na Kubę. (…) Ofiary domagają się od papieża wyjaśnień, kto w Watykanie za pontyfikatu Jana Pawła II tuszował skandal nadużyć, jakich dopuszczał się przez lata duchowny”. Skandal nadużyć to bardzo delikatne określenie. Ojciec Maciel Degollado utrzymywał stosunki seksualno-finansowe z wieloma kobietami (najchętniej bogatymi, bo wyłudzał od nich ogromne pieniądze), a równocześnie gwałcił dzieci, w tym własnego nieślubnego syna.

Co na to nasz Najukochańszy, nasz Słodki Bożek, nasz Błogosławiony Wojtyła? W 1993 roku Jan Paweł II publicznie wskazał ojca Maciela Degollado jako przewodnika i wzór dla młodych; wcześniej Degollado był trzykrotnie delegatem papieskim na synody biskupów, w 2002 roku osobiście witał papieża w Meksyku, a w 2004 roku papież pogratulował o. Macielowi z okazji 60-lecia święceń kapłańskich za jego „ogromną, hojną i owocną kapłańską posługę”. Więcej na ten temat tutaj. Katarzyna Wiśniewska w „Wyborczej” pisze, że w 2006 papież „ukarał” Degollado, nakazując mu „pokutę i modlitwę”. Wikipedia stwierdza jednak, że Benedykt XVI nie tyle „nakazał”, co „poprosił” zbrodniarza o „spędzenie reszty dni na modlitwie i pokucie”. Czule oni tam się ze sobą obchodzą. Najpierw Degollado był czuły dla dzieci, potem Benedykt był czuły dla Degollado.   

Ofiary ojca Maciela domagają się wyjaśnienia, kto w Watykanie popierał zbrodniarza i tuszował jego zbrodnie, kto był jego wspólnikiem i protektorem. Jak widać, odpowiedź jest prosta. Protektorem zbrodniarza był Karol Wojtyła. Wojtyła niestety nie żyje, nie można go pociągnąć do odpowiedzialności. Nawet gdyby żył, też by się nie dało: Wojtyła był głową państwa, w którym sprawował dożywotnią dyktatorską władzę, ale w którym nawet Amerykanie nie ośmieliliby się zainterweniować, aby obalić dyktatora. Ustawił się lepiej niż Saddam Husajn.

Ale przecież nie tylko Wojtyła siedział w Watykanie. Jego współpracownicy, którzy wprowadzili Degollado na watykańskie salony i go osłaniali, ciągle jeszcze żyją i można ich pociągnąć do odpowiedzialności. Są wśród nich Polacy, a właściwie jeden Polak. Ciekawe, czy to dlatego arcybiskup Michalik z pewną taką nerwowością oznajmił, że polski Kościół katolicki – inaczej niż Kościoły katolickie w innych krajach – nie zamierza ponosić odpowiedzialności prawnej i finansowej za zbrodnie księży-pedofilów. Winien jest tylko sam ksiądz-pedofil, nie jego instytucja-matka, i tylko od księdza-pedofila można domagać się odszkodowania – tak powiedział arcybiskup. Prawnicy jednak sądzą inaczej. Jeśli instytucja chroniła pedofila, to powinna płacić. A jeśli pedofila chroniła konkretna osoba, na przykład biskup, to ponosi odpowiedzialność karną.

Podoba mi się taka wykładnia. Jestem za i dlatego mówię: Dziwisz pod sąd. Dlaczego Dziwisz? Bo to kardynał Stanisław Dziwisz jest tym Polakiem, który chronił zbrodniarza Degollado w Watykanie. Gdy zadajemy sobie pytanie: kto nie dopuszczał ofiar zbrodniarza do papieża, kto przedstawiał ich świadectwa jako kalumnie – natrafiamy nieodmiennie na osobę Dziwisza. Byli członkowie Legionu Chrystusa poświadczają, że Dziwisz regularnie dostawał duże pieniądze od ojca Maciela, zapewniając jemu i jego organizacji dobre kontakty z papieżem. Co się dalej działo z tymi pieniędzmi? Wie o tym tylko Dziwisz. Dziennikarze próbowali go wypytać, ale Eminencja nie raczył udzielić wywiadu. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj, a o sprawie pisały także inne redakcje, np. „La Stampa”. Teraz polska prasa liberalna nieśmiało się domaga, żeby ujawnić wspólników Degollado w Watykanie, ale nazwisko Dziwisza nie przechodzi im przez gardło.

I nic dziwnego. Wspólnik pedofila jest teraz w Polsce potężnym kardynałem, metropolitą krakowskim, wykonawcą testamentu Jana Pawła II, strażnikiem jego pamięci, arcykapłanem jego bałwochwalstwa. Z jednej strony dobrze żyje z Platformą (więc nic dziwnego, że liberalne media nie chcą go oskarżać), z drugiej PiS-owi też trudno na niego napadać. Pisowcy wprawdzie nieraz pokazali, że ich ultrakatolicyzm nie przeszkadza im ultrazaatakować niewygodnego dla nich duchownego, ale Dziwisz za blisko był Naszego Bożka, a poza tym zgodził się na pochowanie Lecha Kaczyńskiego na Wawelu…

To nie zmienia faktu, że Dziwisz powinien odpowiedzieć za swoje czyny. Przestępstwa miały miejsce w Watykanie. Przed watykańskim sądem pewnie kardynał nie stanie (ciekawe, jak w ogóle wyglądają sądy w takiej kieszonkowej dyktaturze: może też by go skazali na „modlitwę i pokutę”, na przykład pięć zdrowasiek?). Coraz częściej jednak się zdarza, że sędziowie w różnych krajach skazują wielkich przestępców za zbrodnie popełnione poza terytorium tych krajów. Dlatego Dziwisz zapewne nie wybiera się do Meksyku razem z Benedyktem. Ale czy nie mógłby stanąć przed polskim sądem? Ach, prawda, zapomniałem, konkordat go chroni…

Ale stanie przed Sądem Bożym. Tego nie uniknie.

www.tomaszpiatek.pl  

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij