Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Trump negocjuje, Putin bombarduje, UE wnosi poprawki. Tajne rozmowy i trzy różne plany dla Ukrainy

Trudno powiedzieć, gdzie obecnie jesteśmy w kwestii pokoju w Ukrainie. Wiadomo, że Polska nie jest przy stole, chociaż niektóre punkty negocjacji dotyczą jej bezpośrednio. Znamy też dosyć szczegółowo punkty sporne i kluczowe kwestie z punktu widzenia Ukrainy i całego regionu. Przyjrzyjmy się im.

ObserwujObserwujesz
Kontekst
  • ☮️ Negocjacje pokojowe prowadzone przez administrację Donalda Trumpa są chaotyczne i niespójne. Odbywają się w różnych formatach w Miami, Genewie i Abu Zabi, a USA, Europa i Rosja przedstawiają sprzeczne plany zakończenia wojny.

  • 📝 Amerykańsko-rosyjska propozycja faworyzuje Kreml, zakładając m.in. przekazanie Rosji całego Donbasu i rezygnację Ukrainy z NATO, podczas gdy plan europejski utrzymuje linię frontu i chroni suwerenność Kijowa.

 

  • ⏳ Stawką negocjacji są gwarancje bezpieczeństwa, sankcje, przyszłość NATO i powojenna odbudowa Ukrainy, a Polska szczególnie obawia się powrotu Zachodu do „business as usual” z Rosją oraz osłabienia sojuszu.

Negocjacje pokojowe dotyczące wojny w Ukrainie są takie, jak cała dotychczasowa prezydentura Donalda Trumpa – chaotyczne. Dokładnych informacji zdaje się nie mieć nawet on sam, tradycyjnie komunikując się za pomocą tajemniczych wpisów na swojej własnej platformie społecznościowej Truth Social. Miami, Genewa, Abu Zabi – co najmniej w tych trzech miejscach Amerykanie toczą lub toczyli rozmowy, a żeby było bardziej niejasno, każdą w innym formacie. Przykładowo w Genewie trwały spotkania wysłanników USA, Ukrainy oraz grupy E3, czyli Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. Dlaczego akurat tych trzech państw? Pewnie dlatego, że są największe w Europie. W Miami rozmawiać mieli zięć Trumpa Jared Kushner i prorosyjski negocjator z ramienia Białego Domu Steve Witkoff z wysłannikiem Kremla Kiriłłem Dmitrijewem, który oficjalnie nie pełni żadnej funkcji w rosyjskiej administracji, ale kształcił się w USA i Putin mu ufa. W Abu Zabi rozmawiać mają już sami Ukraińcy i Rosjanie, przy moderacji Amerykanów.

Plan amerykańsko-rosyjski i plan europejski

Od razu rzuca się w oczy brak dosyć ważnej w tym kontekście stolicy. Premier Donald Tusk był za to obecny w Luandzie, gdzie miał się odbyć szczyt Unii Europejskiej z Unią Afrykańską, ale wydarzenie przegrało z wojną w Ukrainie – i to właśnie rosyjskiej agresji były poświęcone kluczowe rozmowy w Angoli. Wcześniej miał miejsce szczyt G20 w Johannesburgu, gdzie także dyskutowano o konflikcie zbrojnym nad Dnieprem, chociaż zbojkotowały go USA, Chiny i Rosja. Prezydent Karol Nawrocki odbył wizytę w Pradze, gdzie wypowiadał się w sprawie wojny. Jak na siebie w miarę racjonalnie, ale lepiej byłoby, gdyby robił to w Białym Domu, z którego lokatorem łączy go podobno bardzo dobra relacja. A może ta zażyłość to tylko bicie piany?

Czytaj także Nowa Jałta, czyli znowu o nas bez nas Paulina Siegień

Powstały też już co najmniej trzy plany. Pierwszy ma 28 punktów i wyszedł z Białego Domu, chociaż w swoim kształcie przypominał raczej tekst napisany w innym znanym budynku, oryginalnie nie w alfabecie łacińskim. Następnie miała miejsce korekta powyższego planu, autorstwa liderów państw Europy (prawdopodobnie również grupy E3) – najbardziej rosjolubne elementy zostały poddane momentami głębokiej zmianie. W Genewie powstał jednak inny plan, który według prezydenta Zełenskiego miał mniej niż 28 punktów, ale pewne istotne kwestie wciąż wymagają doprecyzowania. Jak się można było domyślać, Kreml wyraził sympatię do pierwszej, „amerykańskiej” propozycji, uznając pomysły unijne za obce i nieprzystające do zasad ruskiego miru. Żeby bardziej podkreślić swoją opinię, rankiem 25 listopada Rosjanie przeprowadzili zmasowany atak na Kijów, zabijając co najmniej sześć osób i powodując braki w dostawach energii i ciepła. Mimo to sekretarz ukraińskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa i Obrony Rustem Umerow poinformował na portalu X, że Waszyngton i Kijów doszły do „wspólnego zrozumienia”, co wiele mediów przetłumaczyło nieco zbyt optymistycznie jako porozumienie.

Pierwszy, amerykańsko-rosyjski plan zakładał, że Rosja przejmie całe obwody doniecki i ługański, włącznie z ziemiami, których jeszcze nie podbiła, w zamian za „rezygnację” z niekontrolowanych przez siebie części chersońszczyzny i Zaporoża. Dla Ukrainy takie rozwiązanie byłoby fatalne, gdyż na Donbasie istnieją rozwijane już od 2014 roku umocnienia, które w omawianej sytuacji Kijów musiałby oddać Moskwie. Pozbawiłby się więc ważnej infrastruktury obronnej, przekazując ją wrogowi za tak zwany frajer. Pozycja Rosji przed ewentualnym ponowieniem agresji byłaby wówczas znacznie lepsza. Plan europejski zakłada linię rozgraniczenia w miejscu obecnego frontu na całej jego długości. Dalsza przynależność okupowanych przez Rosję regionów byłaby następnie negocjowana czysto dyplomatycznie, by osiągnąć trwałe porozumienie.

Członkostwo Ukrainy w NATO

Pierwotny plan stanowi, że Ukraina nigdy nie dołączy do NATO, co powinna wpisać do swojej konstytucji. Średnio koresponduje to punktem pierwszym, według którego „suwerenność Ukrainy zostanie potwierdzona”. Trudno mówić o pełnej suwerenności w sytuacji, gdy kraj jest przymuszony do rezygnacji ze swoich ambicji. Co więcej, w planie rosyjsko-amerykańskim mowa jest o zakazie rozszerzania się NATO, co uderza w suwerenność chociażby Mołdawii czy Bałkanów Zachodnich, które także deklarują chęć dołączenia. A pośrednio także w suwerenność wszystkich krajów NATO, gdyż odbiera im swobodę kształtowania listy sojuszników.

W planie Europy mowa jest więc o tym, że „przystąpienie Ukrainy do NATO zależy od konsensusu członków NATO, który obecnie nie istnieje”, co jest bardzo bezpiecznym rozwiązaniem dla europejskich członków sojuszu, gdyż zostawia im furtkę do dalszego rozszerzania, a przy tym do niczego nie przymusza. Nie ogranicza też wprost suwerenności Ukrainy, utrzymując perspektywę członkostwa, jeśli sytuacja polityczna w regionie się zmieni. Taka formuła teoretycznie powinna uspokoić też Moskwę, gdyż obecnie wśród sojuszników nie ma konsensusu na temat członkostwa Kijowa, a nawet się na niego nie zanosi.

Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy

To absolutnie kluczowa kwestia, od której zależy cała przyszłość Ukrainy. Nikt nie będzie inwestował w kraju, w którym w każdej chwili może wybuchnąć wojna, dlatego gwarancje dla Ukrainy muszą być silne i w miarę możliwości oparte na automatyzmie.

Oczywiście najlepszą gwarancją byłoby wejście Ukrainy do NATO, co jednak jest dla Kremla warunkiem nie do przyjęcia. Ukraina może więc otrzymać gwarancje bilateralne lub od grupy państw, jednak kluczowe jest, by wśród nich znajdowały się Stany Zjednoczone. Gwarancje oparte wyłącznie na Europie byłyby zdecydowanie niewystarczające, by odstraszyć Moskwę. Można jednak skonstruować je w taki sposób, by Ukraina miała równie mocną pewność przyjścia kluczowych sojuszników z pomocą, jak w przypadku członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim. Jeśli byłby tam zawarty automatyzm ze strony Waszyngtonu, to Kijów miałby nawet lepsze gwarancje niż członkowie NATO, którego słynny artykuł piąty jest podatny na rozmaite interpretacje.

Czytaj także Z polsko-ukraińskiego impasu nie ma wyjścia. Relacja z Kijowa Paulina Siegień, Wojciech Siegień

Istotne są też szczegóły. Chodzi nie tylko o listę państw-gwarantów i poziom automatyzmu, ale też kwestię ewentualnej utraty gwarancji. Mowa o teoretycznym zaatakowaniu Rosji przez Ukrainę, co znalazło się również propozycji europejskiej. Można sobie przecież wyobrazić, że Kreml dokona fikcyjnej agresji, jak Niemcy w Gliwicach w 1939 roku, czy jak sam Putin na początku swojej morderczej kariery, kiedy wysadził bloki mieszkalne, by zrzucić winę na Czeczenów. Te kwestie muszą być doprecyzowane.

Liczebność ukraińskiej armii

Chociaż już samo określenie maksymalnej liczebności wojsk ukraińskich kłóci się z ideą suwerenności kraju, to w tym przypadku Kijów powinien być zdolny do pewnych ustępstw. Propozycja amerykańska mówi o 600 tys. żołnierzy w czasach pokoju, europejska o 800 tys. Pierwsza oznaczałaby konieczność zmniejszenia armii Ukrainy o co najmniej 200 tys. żołnierzy. Trzeba jednak pamiętać, że wciąż byłoby to ogromne wojsko. Polska dopiero planuje rozbudować siły zbrojne do 300 tysięcy, co idzie nam jak po grudzie.

Jeśli więc w ukraińskiej armii miałoby pozostać te 600 tys. osób – z wyraźnym zastrzeżeniem, że chodzi o czasy pokoju i armię zawodową – to Kijów być może powinien się na to zgodzić w zamian za uzyski w innych obszarach. Tym bardziej że, jak zauważył Zbigniew Parafianowicz, Ukraińcy mogliby obchodzić te ograniczenia, tworząc elitarne oddziały w ramach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które byłyby czymś na kształt gwardii narodowej.

Powojenna odbudowa Ukrainy

A co z reparacjami i finansowaniem odbudowy Ukrainy? Te kwestie najbardziej interesują Trumpa, który chce położyć łapę zarówno na części zamrożonych aktywów rosyjskich, jak i surowcach naturalnych Ukrainy. Fundusz odbudowy byłby kontrolowany przez USA, a zasilić miałoby go między innymi 100 mld dolarów z rosyjskich rezerw w UE. Połowa zysków z tego funduszu trafiałaby do kasy USA, chociaż UE miałaby dorzucić własne 100 mld dolarów w zamian za brak wyrażonych korzyści.

Europa proponuje międzynarodowy program rewitalizacji, zasilony zarówno zamrożonymi aktywami rosyjskimi, jak i środkami z Banku Światowego. Istotne jest również odzyskanie kontroli nad Zaporoską Elektrownią Jądrową, która pełni bardzo ważną rolę w ukraińskiej energetyce. Kijów powinien dążyć do jak największej kontroli nad instalacją. Oba plany zawierają podział wytwarzanej energii po połowie między Ukrainę a okupowane przez Moskwę części wschodu kraju.

Oczywiście bardzo ważne jest również utrzymanie kursu Kijowa na akcesję z UE. Na szczęście zawierają to oba plany, a ten europejski jest nawet mniej jednoznaczny, gdyż zakłada poprzedzenie przyznania Ukrainie preferencji handlowych wcześniejszą oceną UE.

Tak zwany ukraiński nazizm

W planie amerykańsko-rosyjskim widnieją również punkty mówiące o zakazie szerzenia ideologii nazistowskiej w Ukrainie. Samo w sobie nie jest to niczym złym, jednak jeśli w umowie znajdą się tego typu wymogi skierowane wyłącznie do Kijowa, będzie to niejako potwierdzeniem casus belli rosyjskiej propagandy, która przekonuje, że walczy nad Dnieprem z nazistowskim reżimem.

Czytaj także Co musi się wydarzyć, zanim zawieszenie broni będzie możliwe? Michał Sutowski rozmawia z Antonem Hofreiterem

Z planu USA i Francji ciężko wywnioskować, kogo dotyczą postanowienia punktów o przeciwdziałaniu nazizmowi i rasizmowi. Jeden z podpunktów mówi tym, że tylko Ukraina zobowiąże się do wprowadzenia przepisów antydyskryminacyjnych, ale kolejny dotyczy obu krajów. Podpunkt dotyczący bezpośrednio ideologii nazistowskiej jest nieokreślony. Mówi tylko, że musi zostać zakazana, z czym trudno się nie zgodzić, o ile będzie to dotyczyć także brutalnie nacjonalistycznej Moskwy. Zdając sobie sprawę z tych potencjalnych mielizn, Europa proponuje ogólne stwierdzenie, że Ukraina przyjmie w tym względzie standardy unijne, co i tak będzie musiała zrobić, jeśli chce zintegrować się z UE.

Pokój w Ukrainie a sprawa polska

Dla Polski bardzo ważne jest, by sankcje na Rosję były znoszone wolno, stopniowo i po każdorazowej ocenie konkretnych rozwiązań. Dla Warszawy istotne jest, by Europa Zachodnia i USA nie wróciły automatycznie do dawnych biznesów z Kremlem. Ważna jest kwestia tego, co zrobić z Nord Stream, którego reaktywacji oczekują zarówno Berlin, jak i Biały Dom – ten drugi oczywiście wtedy, gdy sam będzie mógł pośredniczyć w dostawach, rozciągając nad instalacją własną pieczę. Reaktywacja rury byłaby fatalna dla całego regionu Europy Środkowej i Północnej, więc trzeba jej przeciwdziałać na wszelkie sposoby.

Czytaj także Operacja Midas: Ukraina na podsłuchu. Co z tego wyniknie? Aleksander Palikot

Nie mniej istotne są relacje NATO z Rosją. Według planu USA przy pośrednictwu Waszyngtonu miałoby dojść do porozumienia w palących kwestiach. To zupełnie kuriozalny punkt, według którego USA wyciągnęłyby się poza NATO, stając się zewnętrznym moderatorem dyskusji z Kremlem. A to potencjalnie rozbiłoby jedność sojuszu i stanowiłoby ogromne ryzyko dla Warszawy. Przejawem rozbijania jedności sojuszu jest również punkt mówiący o stacjonowaniu nad Wisłą myśliwców europejskich, co w unijnej propozycji zostało zmienione na natowskie, znacznie lepsze z perspektywy Warszawy. Pytanie też, czy w interesie Polski jest uczestnictwo w gwarancjach bezpieczeństwa. Na pewno nie w sytuacji, gdyby nie było ich ze strony USA i to w jednoznacznej formule. Polska i tak będzie kluczowa z punktu widzenia logistyki, stacjonowania natowskiego uzbrojenia oraz ewentualnej obrony wschodniej flanki. W kontekście uczestnictwa w obronie Ukrainy lepiej byłoby nie wychodzić przed szereg, co oczywiście nie oznacza całkowitego wymiksowania się.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie