Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Polski kobietobójca ma średnio 41 lat. Co jeszcze o nim wiemy?

Tym, czego brakuje u nas, a jest obecne w innych krajach, jest rozmowa o prawie do życia bez przemocy, które traktuje się jako wolność gwarantowaną. To jest zupełnie inna perspektywa.

Rozmowa
Kontekst

🇦🇷 W październiku fala protestów przetoczyła się przez Argentynę po brutalnym zabójstwie trzech kobiet przez członków gangu narkotykowego – demonstranci domagali się uznania kobietobójstwa za osobne przestępstwo i surowszych kar dla sprawców.

💢 W Ameryce Łacińskiej, gdzie przemoc wobec kobiet splata się z maczystowską kulturą i działalnością karteli, ruchy społeczne od lat walczą o zmianę prawa i skuteczne ściganie sprawców.

⚖️ Kolejne kraje, w tym Włochy, pracują nad wpisaniem kobietobójstwa do kodeksu karnego, ale instytucjonalne reagowanie na ten typ zbrodni wciąż pozostaje niewystarczające na całym świecie.

W Polsce także nie prowadzi się statystyk policyjnych uwzględniających zabójstwa motywowane płcią, choć rocznie według różnych źródeł z rąk mężczyzn ginie od 120 do 500 kobiet. Większość pokrzywdzonych to obecne lub byłe partnerki sprawców.

Autorka projektu Femicide in Poland Alicja Serafin zwraca uwagę na pilność rozpoznania kobietobójstwa w polskim prawie oraz debacie społecznej. Odpowiada na istniejącą lukę w danych, tworząc Polską Mapę Kobietobójstw i samodzielnie bada skalę przestępstw motywowanych płcią. Efektem jej pracy jest opublikowany niedawno raport Kobietobójstwo w Polsce 2017–2023.

Paulina Januszewska: Kto powinien w pierwszej kolejności przeczytać raport Kobietobójstwo w Polsce 2017–2023?

Alicja Serafin: Publikacja powstała jako część mojego doktoratu z kryminologii i prawa karnego, więc odbiorcami mogą być szeroko rozumiane organy wymiaru sprawiedliwości w Polsce – policja, prokuratury, sądy i wszystkie osoby współpracujące z pokrzywdzonymi przemocą kobietami. Dobrze byłoby, żeby wciąż słabo rozpoznanym i nie do końca akceptowanym tematem kobietobójstwa zainteresowała się strona rządowa oraz te instytucje, które mają obowiązek implementować dyrektywę unijną 2024/1385 dotyczącą przeciwdziałania przemocy domowej i przemocy wobec kobiet.

Co ma Pani na myśli, mówiąc, że kobietobójstwo spotyka się ze słabą recepcją w Polsce?

Niechęć do określania w ten sposób przestępczości wobec kobiet oraz jej tabuizacja wynika na przykład z przekonania, że o kobietobójstwach można mówić wyłącznie w kontekście krajów Globalnego Południa, a nie europejskich. Rzeczywistość pokazuje coś zupełnie innego. Zabójstwa motywowane płcią nie tylko dzieją się na naszym kontynencie, ale od kilku lat funkcjonują jako oddzielna kategoria w prawodawstwie co najmniej kilku krajów UE. Pojęcie to jest również obecne w agendach ONZ i Rady Europy, w ramach których powstają teraz specjalne wytyczne badania przypadków zabójstw kobiet ze względu na płeć dla organów zajmujących się przeciwdziałaniem przemocy.

Czytaj także Januszewska: Twój ziomek, kobietobójca Paulina Januszewska

Niektórym wydaje się, że kobietobójstwo jest zbyt mocnym określeniem albo że powinno być używane wyłącznie w warunkach wojennych, gdy dochodzi do eksterminacji lub masowego mordowania ludności cywilnej, którą z oczywistych względów – mobilizacji wojskowej – stanowią kobiety. Prawdą jest jednak, że można stosować to pojęcie w wielu kontekstach, a żaden z nich nie jest przesadą, gdy w grę wchodzi ludzkie życie.

Czy strona społeczna, czyli osoby działające poza obszarem kontroli, egzekucji czy ustanawiania prawa, może coś wynieść z lektury pani raportu?

Na pewno świadomość, że piszę o dobrze znanym nauce zjawisku, które choćby z przyczyn politycznych lub związanych z tendencją do utożsamiania przemocy wobec kobiet wyłącznie z przemocą domową nie było w Polsce nazywane wprost. Na co dzień spotykam się z zaskoczeniem, gdy używam pojęcia kobietobójstwo. Gdy jednak precyzuję, że chodzi o rozpoznanie m.in. tych zabójstw, w których kobiety giną z rąk swoich partnerów, dostaję więcej zrozumienia i zachęt do kontynuowania pracy określanej jako „niezwykle potrzebna”.

Czytaj także Oto prawdziwa broń masowego rażenia: gwałt wojenny Paulina Januszewska

Choć sam raport ma charakter bardzo analityczny, to staram się posługiwać zrozumiałą dla każdego terminologią. W listopadzie, w okolicach „16 dni bez przemocy wobec kobiet”, ukaże się kolejna publikacja, nieco bardziej opisowa, a mniej naszpikowana wykresami i danymi liczbowymi, w której przyglądam się m.in. temu, jak w polskich mediach pisze się o przemocy i mówi o kobietobójstwach.

A jak się pisze i mówi?

Niestety wciąż w sposób lekceważący dla pokrzywdzonych i nadmiernie sensacyjny. Żyjemy w kulturze, w której silnie zakorzenione są mechanizmy kontroli i opresji, a także stereotyp silnego, sprawującego władzę nad kobietą mężczyzny, który „kocha za mocno” i dlatego zabija. Doniesienia o zabójstwach kobiet przypominają raczej romantyzujące przemoc powieści kryminalne, a nie rzeczowe relacje z prawdziwych zdarzeń.

Wystarczy włączyć telewizję, by usłyszeć, że sprawca popełnił zabójstwo z miłości określanej mianem „tragicznej” czy „szalonej”. Taka narracja zupełnie ignoruje cierpienie pokrzywdzonej i jej bliskich, a nawet może wzbudzać wrażenie usprawiedliwiania czynu zabronionego. Do tego dochodzi makabryzacja przekazu. Dowiadujemy się, ile ciosów dostała pokrzywdzona, jakich części ciała została pozbawiona. Wszystko po to, by zaszokować odbiorcę. Ale równie popularne są przypadki trywializacji przestępstw.

Może pani podać jakiś przykład?

Chyba najsłynniejszy z polskiego poletka to popadający wręcz w śmieszność nagłówek: „Zabił żonę i poszedł jeść pierogi, żeby mu nie wystygły”. Polscy dziennikarze i redaktorzy nie zdają sobie sprawy tego, że powielają w ten sposób szkodliwe schematy. Gdy czytam prasę brytyjską, hiszpańską czy włoską widzę, że zadomowione u nas stygmatyzujące określenia po prostu nie padają z uwagi na wytyczne wprowadzone przez rządy tych krajów – często z inicjatywy organizacji pozarządowych czy aktywistek.

Gdy powstają nowe ramy wokół przestępczości, zmienia się nie tylko nazewnictwo, ale i język, jakimi się je komunikuje. Za tym powinna iść edukacja dziennikarzy, ale i decydentów tworzących polityki. Potrzebujemy więc zwiększania świadomości o mechanizmach, które często reprodukujemy i na które nie możemy sobie dłużej pozwalać, zarówno w kontekście uprzedmiotowiania pokrzywdzonych, jak i demonizowania sprawców.

Jak to „demonizowania”? Mamy o nich pisać dobrze?

Chodzi mi raczej o tendencję do szukania w nich „bestii”, przez co umykają nam faktyczne przyczyny przemocy. Nie jest tak, że zabójcy mają jakieś wybitnie nieludzkie cechy i poważne zaburzenia psychiczne. Jak pisała Hannah Arendt, czasem najbardziej przeraża banalność i normalizacja społeczna zła. Dotyczy to również kobietobójstw. Sprawcami feminicydów są często „normalni” mężczyźni, którzy popełniają czyn kryminalny pod wpływem kultury, przekonań, że kobieta jest ich własnością, przyzwolenia społecznego, braku reakcji służb czy przyswojonych mechanizmów kontroli – nie pod wpływem środków odurzających czy stanu niepoczytalności.

Niemal zawsze kobietobójstwa poprzedza długo stosowana przemoc lub towarzyszący jej przedmiotowy stosunek do kobiet. Słyszymy jednak, że „zabił szaleniec”, że „całą rodzinę skatował pijany ojciec”. Takie przypadki jak najbardziej się zdarzają, ale nie stanowią większości. Najczęściej okazuje się, że sprawcy świadomie kierują swoim postępowaniem, rozumieją jego konsekwencje, są trzeźwi, i wbrew stereotypowi nie pochodzą z nizin społecznych, tylko z tzw. dobrych domów. Takich jak ten z najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego, który wielu osobom może otworzyć oczy.

Międzynarodowe śledztwo dziennikarskie z 2023 roku wykazało, że instytucjonalne zbieranie danych na temat kobietobójstwa w Europie pozostawia wiele do życzenia, choć skala tego zjawiska nasiliła się w trakcie pandemii. W Polsce także nie prowadzi się statystyk policyjnych uwzględniających zabójstwa motywowane płcią. Jak pani udało się dotrzeć do liczb, które znalazły się w raporcie?

Niestety, nie było to tak proste, jak wejście w policyjnego czy prokuratorskiego Excela. Do stworzenia Polskiej Mapy Kobietobójstw użyłam metodologii monitoringu prasy, co umożliwiło mi dotarcie do większego zakresu spraw, niż gdybym badała tylko akta sądowe.

Wprawdzie zwróciłam się o przekazanie danych do organów wymiaru sprawiedliwości, ale nie wszyscy odpowiedzieli, a za każdym razem, gdy się udawało, jakiś policjant czy urzędnik musiał wykonać dodatkową pracę. Niestety, wewnątrz policji, sądów czy prokuratur nie funkcjonują systemy uwzględniające statystyki przemocy wg kryterium płci, mimo że zobowiązuje nas do tego konwencja stambulska. Jednocześnie ONZ stworzył już metodologię klasyfikacji zabójstw, która to umożliwia i którą z powodzeniem stosują niektóre kraje na świecie.

Co polskie organy wiedzą o kobietobójstwie?

W ramach projektu Femicide in Poland zwróciłam się do przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości z prośbą o odpowiedź na 10 pytań o kobietobójstwo. Szczegółowe wnioski z nadesłanych mi wiadomości opublikuję wkrótce. Na razie mogę powiedzieć, że świadomość istnienia zabójstw motywowanych płcią jest stosunkowo wysoka, ale brakuje bodźca, narzędzi i wiedzy do tego, by na poważnie zająć się zarówno prewencją, jak i dokładną analizą zdarzeń poprzedzających już dokonane przestępstwa.

Co wiemy o sprawcach i pokrzywdzonych?

Polski kobietobójca ma średnio 41 lat i wykształcenie zawodowe, a pokrzywdzona – 44 lata i wykształcenie wyższe. Oboje zamieszkują średniej wielkości miasto. W chwili dokonania zabójstwa są parą pozostającą w separacji lub też decydującą się na rozwód czy rozstanie. Większość sprawców kobietobójstw w Polsce nie popełnia samobójstw po dokonaniu zbrodni, choć w Hiszpanii i we Włoszech, gdzie skala zabójstw motywowanych płcią jest wysoka, przestępca pozbawia życia nie tylko kobietę, ale także jej lub ich wspólne dzieci oraz samego siebie.

Skąd wynikają te rozbieżności?

Nie wiemy, jednak gdy do takich zdarzeń dochodzi nad Wisłą – jak w przypadku mężczyzny, który po zabiciu partnerki i dzieci wysadził się wraz z kamienicą, często niestety mówi się o „samobójstwie rozszerzonym”, zamiast o zabójstwie suicydalnym. Różnica jest znacząca, bo wskazuje zakres odpowiedzialności sprawcy. Samobójstwo ją rozmywa. Mówiąc o kobietobójstwie, nie można więc zapominać o ginących wraz z kobietami dzieciach i innych członkach rodziny, np. mieszkających z pokrzywdzoną w jednym domu, a także zwierzętach domowych. Dlatego tak ważne w badaniu tego zjawiska jest podejście wieloaspektowe.

Co panią najbardziej zaskoczyło w trakcie zbierania danych?

To, że pomimo przytoczonej przeze mnie uśrednionej statystyki wiekowej kobietobójstwo dotyka kobiet na każdym etapie ich życia, więc bynajmniej nie jest tak, że giną wyłącznie czterdziestoparolatki. Faktycznie najwięcej przypadków dotyczyło właśnie ich, ale powszechność i uniwersalność przemocy nie sprawia, że można być za starą czy zbyt młodą, by zginąć. W przypadku kobietobójstw partnerskich wiek nie gra roli także u sprawców. Nieważne, czy mamy do czynienia z seniorem, nastolatkiem czy mężczyzną w średnim wieku, mechanizmy i motywacje działania okazują się takie same. Różnice widać jedynie na poziomie narzędzi opresyjnej kontroli, bo nastolatek lepiej zorientowany w nowej technologii swojej przyszłej ofierze zainstaluje aplikację śledzącą w telefonie, a starszy mężczyzna skorzysta z bardziej „konwencjonalnych” metod prześladowania.

Ta średnia nie powinna chyba jednak dziwić z uwagi na to, że na rozwody w Polsce najczęściej decydują się 40-latkowie, a zabójcy to ci, którzy nie godzą się z rozstaniem lub jego warunkami?

To prawda, ale w pamięć zapadły mi też przypadki „nastoletnich” kobietobójstw, gdzie sprawcą byli mężczyźni do 25. roku życia, zaś pokrzywdzonymi dziewczyny w wieku maksymalnie 18 lat. Zarejestrowałam w sumie 66 takich spraw, z czego 21 dotyczyły bardzo młodych dziewcząt niebędących w związkach z oprawcami. To też pokazuje, że nie zawsze do zbrodni dochodzi w relacjach partnerskich, ale w wyniku obsesji sprawcy.

Tak było w przypadku 24-latka, który długo stalkował konsekwentnie odrzucającą go nastolatkę, aż w końcu w 2020 roku zaatakował ją i zabił na oczach jej babci i ojca. W 2022 roku z kolei osiemnastolatek zamordował swoją 13-letnią koleżankę. Wcześniej udostępniał w swoich mediach społecznościowych treści gloryfikujące agresywną mizoginiczną męskość. Kontekst incelski wciąż jest w Polsce słabo rozpoznany i rzadki, ale rozwój manosfery i obserwowany ultrakonserwatywny backlash może to zmienić.

Czytaj także Sukces jest wielopokoleniową drabiną wygrywu. A „przegryw” o tym wie [rozmowa] Paulina Januszewska, Dawid Krawczyk

Wspomniała pani, że statystycznie pokrzywdzona ma lepsze wykształcenie niż sprawca. Czy powodujący napięcia rozjazd w edukacji polskich mężczyzn i kobiet jakkolwiek może wpływać na motywacje zabójców?

Należy podchodzić do tego ostrożnie. Wiele osób zwracało mi uwagę na to, że podawanie poziomu wykształcenia może okazać się niebezpieczne, szufladkujące i profilujące sprawców jako tych „niewyedukowanych”. Tymczasem kobietobójstwo dotyczy różnych zawodów i środowisk. Mamy tu pełen przekrój społeczny, więc tak jak w przypadku wieku nie przywiązywałabym się do uśrednionych danych, które w dodatku dotyczą konkretnego okresu – lat 2017–23 – i mogą ulec zmianie.

Niewątpliwie jednak sytuacje, w których kobieta jest lepiej wykształcona czy zarabia więcej od partnera, mogą być źródłem frustracji dla sprawcy. Zmiana przypisanych płciowo ról społecznych, wychodzenie z tradycyjnie patriarchalnego paradygmatu zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn, wzbudza niepokój, tarcia i agresję. Jednocześnie fakt, że kobiety w Polsce są generalnie lepiej wykształcone nie oznacza, że zajmują najwyższe stanowiska i – z uwagi na lukę płacową – są niezależne finansowo, więc warto patrzeć na te procesy uważnie, a nie popadać w kolejny stereotyp i stwierdzać, że skoro mężczyzna nie ma wyższego wykształcenia, to na pewno gorzej zarabia i zabije swoją partnerkę.

Jakie są w takim razie główne motywacje mężczyzn dokonujących kobietobójstw? Odrzucenie?

W większości spraw (ok. 80 proc.) punktem zapalnym stała się informacja zmieniająca rzeczywistość dla sprawcy, czyli na przykład decyzja o odejściu, założeniu Niebieskiej Karty, wyprowadzce, zabraniu dzieci. Chodzi tu o utratę kontroli, zazwyczaj po bardzo długim okresie stosowania przemocy. Niektórzy zabójcy jednak nie od razu reagują ekstremalnie. Znamy przypadki mężczyzn, którzy latami czy dekadami stalkowali swoje byłe partnerki, zanim je zabili.

W raporcie wymienia pani także kobietobójstwa seksualne. Co za nimi stoi?

Chodzi o m.in. o zbrodnie dokonywane przez sprawców, którzy doznali jakiegoś rodzaju upokorzenia w sytuacji intymnej lub poczucia, że w oczach partnerek „nie byli wystarczająco męscy”. Dość dobrze ten mechanizm wyjaśnia książka Wstyd i przemoc Jamesa Gilligana, który jasno wskazuje, że wstyd związany z niewypełnianiem de facto nieosiągalnych i dyktowanych przez maczystowską kulturę standardów męskości kształtuje zachowania przemocowe u mężczyzn. W celu ich eliminacji są potrzebne nowe wzorce i odpowiednia edukacja, w której kobieta nie jest przedmiotem i promowane są zdrowe relacje oparte na partnerstwie i szacunku, a nie kontroli lub podległości jednej ze stron.

Musimy także zauważyć, że niemała część kobietobójstw dotyczy pracownic seksualnych, zabijanych właśnie w wyniku poczucia wstydu związanego ze sprawnością seksualną sprawcy lub realizacją jego pragnień seksualnych. Niestety nie brakuje także przypadków przestępstw, za którymi stoi seksistowskie przekonanie, że życie osoby pracującej seksualnie nic nie znaczy.

Z pani wypowiedzi wynika, że kluczem do zmian są holistyczne działania edukacyjne, psychologiczne, kulturowe. Po co nam więc wyodrębnianie kategorii kobietobójstwa w prawie karnym?

Moim zdaniem taka typizacja w dyskursie prawno-kryminologicznym jest konieczna, bo uświadamia organom ścigania i wymiarowi sprawiedliwości, że mamy do czynienia ze specyficznym rodzajem przestępczości o charakterze płciowym. Nie upieram się jednocześnie przy tym, by termin prawny brzmiał dokładnie „kobietobójstwo”.

Tylko jak?

Zagraniczni eksperci podkreślają, że nie chodzi o samą nazwę, lecz o uznanie płciowego charakteru tych zbrodni, i ja się z nimi zgadzam. Można więc mówić o „zabójstwie ze względu na płeć” albo wprowadzić płeć jako okoliczność kwalifikowaną, wyróżnioną w znamionach prawnokarnych zabójstwa. Jeśli tego nie zrobimy, policjant czy prokurator, nie mając odpowiednich wytycznych, nie będzie prowadził statystyk ani poszukiwał stojących za zbrodniami mechanizmów. Społeczeństwo z kolei będzie musiało nadal liczyć na uznaniowość sędziów i prokuratorów w kwestii stwierdzenia np. mizoginicznej motywacji sprawcy jako okoliczności kwalifikującej przestępstwa.

Dziś zabójstwa kobiet klasyfikowane są w Polsce bardzo różnie: nie tylko jako klasyczne zabójstwo z art. 148 kodeksu karnego, ale też jako pobicie ze skutkiem śmiertelnym, a nawet nieumyślne spowodowanie śmierci. Gdybyśmy uznali płeć za istotną okoliczność, łatwiej byłoby projektować narzędzia ochrony, systemy prewencji i tworzyć odpowiednią terminologię prawną, która realnie wspierałaby pokrzywdzone.

Czy potwierdzają to doświadczenia państw, które operują kategorią kobietobójstwa w kodeksach?

Tak, bo takie postawienie sprawy podnosi z jednej strony świadomość społeczną, a z drugiej zawodową, wśród sędziów i prokuratorów. We Włoszech podczas debaty nad typizacją kobieto­bój­stwa sami przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości przyznawali, że to ułatwia im pracę. Nie muszą już na własną rękę „odgadywać”, czy czyn miał charakter płciowy, tylko opierają się na jasnych definicjach. W Belgii na mocy ustawy powstał specjalny zespół ekspercki ds. analizy przypadków kobietobójstw złożony z kryminologów, kryminalistyków, sędziów, prokuratorów. W Hiszpanii co najmniej kilka organów państwowych zbiera dane o różnych rodzajach kobietobójstw i tworzy szczegółową typologię, obejmującą kobiety z grup mniejszościowych i cudzoziemki. To rezultat długiego procesu – tamtejsze społeczeństwo przez 20 lat wypracowywało systemowe podejście do przemocy wobec kobiet.

Czy jednocześnie narracja o kobietobójstwie nie ryzykuje budowania hierarchii ofiar – gdzie śmierć kobiety staje się „ważniejsza” niż śmierć mężczyzny ginącego np. w wojnie czy pracy przymusowej? Jak uniknąć tej pułapki, a jednocześnie zachować feministyczną wrażliwość i nie wzmacniać opresji wobec innych grup, choćby wspomnianych już mężczyzn z klas ludowych czy migrantów – którzy są statystycznie częściej kryminalizowani, a przez to mogą być łatwiej przedstawiani jako „potencjalni zabójcy kobiet”, niewarci pomocy państwa?

To bardzo częsty argument – że skoro mówimy o kobietobójstwie, to pomijamy innych. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze dlatego, że mówienie o kobietobójstwie nie wyklucza, ani nie odbiera widoczności. To, że zauważamy szczególną formę przemocy wobec kobiet, nie znaczy, że hierarchizujemy wartość życia. Chodzi raczej o to, żeby nazwać mechanizmy, które do tej pory były niewidzialne – np. zabójstwa w związkach, wynikające z mizoginii, kontroli czy kultury patriarchalnej.

A po drugie?

Statystyki jasno pokazują, że kobiety giną w innych kontekstach niż mężczyźni, którzy rzeczywiście częściej są ofiarami przemocy w przestrzeni publicznej – np. w wyniku bójek, porachunków czy konfliktów zbrojnych. Natomiast kobiety najczęściej tracą życie we własnym domu, z rąk partnerów lub byłych partnerów. To zupełnie inny mechanizm, a jego ukrywanie pod wspólną kategorią „zabójstw” rozmywa realny problem. Nie chodzi więc o porównywanie, kto ginie „bardziej”, ale o analizę odmiennych struktur przemocy. Podobnie jak badamy osobno przestępstwa z nienawiści wobec osób LGBT+ czy wobec mniejszości etnicznych – nie po to, żeby wartościować ofiary, tylko żeby lepiej rozumieć motywacje sprawców i zapobiegać kolejnym zabójstwom.

W praktyce uznanie kategorii kobietobójstwa może stworzyć szersze ramy analizy zabójstw motywowanych płcią, w których znajdzie się miejsce także na doświadczenia mężczyzn wstydzących się przemocy doświadczanej od partnerek, ginących w wyniku przymusu militarnego czy homofobii oraz doświadczenia osób niebinarnych. To pozwala w pełniejszy sposób zobaczyć, jak płeć działa jako czynnik ryzyka – zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn, choć w inny sposób. Rozpoczęcie dyskusji o płciowym charakterze przestępczości naturalnie skieruje nas ku intersekcjonalności – tak jak dzieje się to w Hiszpanii, we Włoszech i krajach Ameryki Łacińskiej.

Czy wyodrębnianie kobietobójstwa w prawie i debacie publicznej nie utrwala binarnego podziału płci i nie marginalizuje doświadczeń osób niebinarnych i transpłciowych, które również są ofiarami zabójstw motywowanych płcią?

Brak typizacji kobietobójstwa i to, że przestaniemy o nim mówić, w żaden sposób nie poprawi sytuacji osób doświadczających dyskryminacji krzyżowej. Wręcz przeciwnie, budowanie świadomości wokół przestępczości kobietobójczej może pomóc ochronie osób z cechami intersekcjonalnymi. W krajach, które zainicjowały debatę o kobietobójstwie, wykształciła się wrażliwość organów państwowych także na inne grupy. Obok kategorii femicide zaczęto więc badać gender-based homicide, a społeczności feministyczne i LGBTQ+, dostrzegając wspólne punkty dyskryminacji i przemocy, takie jak mizoginia, coraz częściej ze sobą współpracują i korzystają z wzajemnych doświadczeń.

Oczywiście nie można zrównać tych rodzajów często zwielokrotnionego wykluczenia, ale właśnie dlatego uznaję, że warto zacząć od kobietobójstwa i równolegle poszerzać świadomość organów w innych obszarach. Z czasem – być może w ramach tej samej ustawy – pojawi się także miejsce na transkobietobójstwo. Tak było w Ameryce Łacińskiej – najpierw wyróżniono przemoc wobec kobiet, a następnie włączono także kwestie tożsamości i ekspresji płciowej czy przestępstw motywowanych nienawiścią ze względu na płeć.

Gdzie konkretnie?

W Kolumbii, gdzie definicja feminicidio z Kodeksu karnego obejmuje nie tylko kobiety, ale także osoby zabite z powodu swojej tożsamości i ekspresji płciowej. Podobna debata toczy się w Meksyku – w niektórych stanach jak Miasto Meksyk czy Nayarit w 2024 roku wprowadzono transfeminicidio do stanowego kodeksu.

Przykład Meksyku dobrze obrazuje, jak krok por kroku budowała się świadomość i wrażliwość władz i organów meksykańskich na przestępstwa motywowane płcią. Zaczęto już 10 lat temu właśnie od typizacji kobietobójstwa. W 2012 roku uchwalono obszerną ustawę federalną i przepisy stanowe w zakresie przeciwdziałania kobietobójstwom.

Innym dobrym przykładem z regionu może być sprawa Vicky Hernández, transpłciowej aktywistki z Hondurasu, zamordowanej w 2009 roku. Jej przypadek dopiero w 2021 roku został rozpatrzony przez Międzyamerykański Trybunał Praw Człowieka w San José, który uznał państwo Honduras za odpowiedzialne zarówno za jej śmierć, jak i za systemową dyskryminację osób trans. Wyrok był precedensowy – po raz pierwszy uznano transkobietobójstwo za przestępstwo z nienawiści i powiązano tożsamość płciową z kategorią płci w badaniach nad przemocą. Trybunał stwierdził „trans women are women” i  giną one ze względu na płeć i tożsamość płciową.

Sporo dzieje się również w Europie. W Hiszpanii ustawa antyprzemocowa (violencia de género) z 2004 roku początkowo obejmowała głównie heteroseksualne związki i przemoc partnerską. Feministki i aktywiści długo walczyli o jej rozszerzenie, aby chroniła także osoby trans, gejów czy lesbijki. W preambule do belgijskiej ustawy Stop kobietobójstwom z 2024 roku również zwraca się uwagę na perspektywę intersekcjonalną w badaniu przemocy i prowadzeniu szkoleń dla funkcjonariuszy, ze szczególnym uwzględnieniem grup wrażliwych jak: LGBTQ+, osoby z niepełnosprawnością czy osoby migranckie.

Przestępczość w krajach Ameryki Łacińskiej wiąże się jednak z dodatkowymi czynnikami, takimi jak działalność karteli narkotykowych. Argentyna opłakuje właśnie brutalnie zamordowaną, 15-letnią Lary Gutierrez oraz dwie 20-latki, Morenę Verdi i Brendę del Castillo. Ich śmierć transmitowano w mediach społecznościowych, a policja podejrzewa o to członków gangów. Może więc nie do końca tamtejsze realia są przekładalne na te w Polsce czy Europie?

Narkokobietobójstwa (tak zbrodnie te fachowo nazywają latynoamerykańscy kryminolodzy) zawsze stawiają pytanie o granice ludzkiego okrucieństwa, skuteczność prewencji, podważają sens działań prawnych i wywołują silne emocje społeczne. Są one jednymi z najbardziej brutalnych przykładów kobietobójstw na świecie. Paradoksalnie to te najbrutalniejsze przypadki zabójstw kobiet są jednocześnie motorem dla władz państwowych do wprowadzenia zmian. Przypadków kobietobójstw na tle przestępczości zorganizowanej w Meksyku jest nieporównywanie więcej niż w Europie. Porównywanie europejskiej przestępczości kobietobójczej z meksykańskimi kartelami jest nieproporcjonalne i mija się z celem. Punktów wspólnych należy szukać w przemocy domowej.

Latynoamerykanki doświadczają podobnie jak Europejki przemocy partnerskiej. Giną nie tylko z rąk karteli, ale w wyniku kobietobójstw z rąk osób najbliższych. To jest nasz wspólny mianownik. Tutaj możemy się sporo nauczyć od Meksyku i spróbować dostosować te mechanizmy antyprzemocowe do naszych lokalnych i europejskich realiów.

Oczywiście można też powiedzieć, że skoro Kolumbia czy Meksyk mają wyższe statystyki przestępczości, to nie są wzorcami do naśladowania. To nie zmienia faktu, że są dużo dalej niż my, jeśli chodzi o implementację międzynarodowych konwencji praw kobiet. Dzięki temu dysponują niezwykle cenną dla nas wiedzą praktyczną. Od trzydziestu lat obowiązuje tam Międzyamerykańska Konwencja z Belem do Para – odpowiednik naszej europejskiej Konwencji Stambulskiej. Wprowadza ona prawo do życia wolnego od przemocy i dyskryminacji ze względu na płeć. To na nią powołują się skarżące do Międzyamerykańskiego Trybunału Praw Człowieka i na jej podstawie odpowiedzialność ponoszą państwa.

Elizabeth Bernstein i Angela Davis pisały o „karceralnym feminizmie” jako o sojuszu feminizmu z logiką państwa policyjnego i więziennego, który rzadko poprawia realne życie kobiet. Czy wprowadzenie kobietobójstwa w prawie karnym nie wpisuje się w szerszą logikę karceralnego feminizmu – przekonania, że każde rozwiązanie problemów kobiet można sprowadzić do zaostrzenia kar i rozbudowy systemu więziennictwa?

Podwyższanie kar to gra polityczna, zupełnie sprzeczna ze stanowiskiem takich organów jak ONZ czy EIGE, które podkreślają, że znacznie skuteczniejsza od surowej penalizacji jest prewencja i nazwanie zbrodni po imieniu. Wyższe sankcje same w sobie nie sprawią, że przestępczość zniknie. Kluczowa jest nieuchronność kary i społeczne potępienie. Zauważmy, że już samo nazwanie czynu „kobietobójstwem” i sprawcy „kobietobójcą” działa stygmatyzująco i odstraszająco. Potrzebne jest w Polsce również symboliczne przywrócenie powagi zjawisku przemocy domowej i zabójstwom kobiet, żeby przeciwdziałanie im stało się priorytetem dla władzy, a pokrzywdzone czuły, że państwo je wspiera.

Widzimy jednak, że we Włoszech padła propozycja wprowadzenia za kobietobójstwo wyłącznie kary dożywocia. Spotkało się to ze słuszną krytyką jako rozwiązanie populistyczne. Warto przypomnieć, że wcześniejszy projekt włoskiej senackiej komisji do spraw kobietobójstw był znacznie bardziej zrównoważony. Jednak premierka Giorgia Meloni reprezentuje określone stronnictwo prawicowe, które karceralizmem próbuje rozwiązywać problemy i zdobywać kapitał polityczny. Inne państwa jak Hiszpania, Belgia, Chorwacja czy Malta wprowadziły rozwiązania, gdzie widełki sankcji karnej i środki karne są bardziej zróżnicowane.

Często w Europie za sprawą walki z kobietobójstwem próbuje się podbijać nastroje antyimigranckie, błędnie wskazując, że obcokrajowcy są głównymi sprawcami kobietobójstw. Co mówią dane z raportu?

Wielu mężczyzn, także polskich, chciałoby wierzyć, że sprawcami kobietobójstw są cudzoziemcy. Niestety statystyki są nieubłagane. Polki giną głównie z rąk Polaków, a jeśli giną np. Ukrainki, to z rąk Ukraińców.

Polska staje się coraz bardziej społeczeństwem wielokulturowym, ale zabójstwa z elementem „zagranicznym” to najwyżej 5 proc. Niestety to one medialnie są rozdmuchiwane najbardziej. Niedawne zabójstwo 24-latki w Toruniu przez Wenezuelczyka od razu uruchomiło narrację, że „Latynosi są niebezpieczni”. Chciałabym, żeby z taką samą skrupulatnością, z jaką media i organy państwa opisują kobietobójstwa z rąk cudzoziemców, nagłaśniane były również zabójstwa Polek dokonywane przez Polaków, a szczególnie te w mniejszych miejscowościach, gdzie pokrzywdzonymi są kobiety z mniejszości, w kryzysie bezdomności (niedawno znajdującą się w nim 64-letnią kobietę skopał na śmierć 26-latek), z niepełnosprawnościami, które zwykle przechodzą bez echa.

W swoim raporcie podnosiła pani też temat kobiet Polek za granicą. Czy kobietobójstwa z ich udziałem to duża luka w systemie?

Tak, to bardzo istotne. Polki coraz częściej żyją i pracują poza granicami kraju, a przemocy najczęściej doświadczają tam głównie ze strony swoich partnerów Polaków. Ultraprawicowi komentatorzy lubią jednak powtarzać i powielać mit, że każda pokrzywdzona jest „sama sobie winna, bo wyszła za cudzoziemca”. Ze strony państwa polskiego emigrantki nie mogą liczyć na prewencję, na ochronę antyprzemocową. Hiszpanki, Francuzki, Belgijki czy Chorwatki mają specjalne numery pomocowe, systemy wsparcia. Nasze MSZ w ogóle nie zajmuje się tym tematem.

Czy jest coś, co wyróżnia kobietobójstwa dokonywane w Polsce?

Na pewno bardzo niska świadomość społeczna na ten temat i brak fachowej terminologii, którą wypierają sensacyjne określenia. Najczęściej dokonywanymi kobietobójstwami są te partnerskie. Rocznie ginie ok. 100-200 kobiet – podobne jak innych krajach Europy, np. w Niemczech. Różnica polega na tym, że tam o tym się mówi, a u nas wciąż nie. Nie mamy też w kodeksie uregulowanej kategorii przemocy wobec kobiet. Istnieje jedynie przemoc domowa, sprowadzająca się do rodziny, a nie do jednostki.

Polska Mapa Kobietobójstw, którą prowadzę, pokazuje też, że ponad połowa przypadków – 58 proc. – ma miejsce w małych miejscowościach, do 15 tys. mieszkańców, kolejne 36 proc. w miastach średnich, a tylko kilkanaście procent w dużych aglomeracjach, które najczęściej określa się jako te najbardziej niebezpieczne. Tym, czego brakuje u nas, a jest obecne w innych krajach, jest także rozmowa o prawie do życia bez przemocy, które traktuje się jako wolność gwarantowaną. To jest zupełnie inna perspektywa. U nas dopiero musimy się jej uczyć.

**

Alicja Serafin – prawniczka, kryminolożka, latynoamerykanistka, tłumaczka, doktorantka na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, autorka pierwszego polskiego raportu Kobietobójstwo w Polsce. Raport za lata 2017-2023 dostępnego na stronie www.femicideinpoland.pl

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie