Twój koszyk jest obecnie pusty!
Od 2019 roku trwa złota era medycyny psychodelicznej
Gdy sześć lat temu ukazała się moja książka „Czy psychodeliki uratują świat?”, temat psychodelików był praktycznie nieobecny w polskiej nauce i przestrzeni medialnej. Dziś to się zmieniło.

Paulina Januszewska: Renesans badań nad psychodelikami dopiero co się zaczął, a w swojej nowej książce wieszczysz jego schyłek. Co udało się w tym czasie zrobić w Polsce i na świecie?
Maciej Lorenc: W kontekście międzynarodowym przełomowy dla medycyny psychodelicznej był pod wieloma względami 2019 rok. Po pierwsze, amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) zarejestrowała wtedy donosowy sprej z esketaminą jako pierwszy szybko działający lek antydepresyjny. Substancja ta nie jest zaliczana do klasycznych psychodelików, lecz stanowi jedną z form ketaminy, która jest klasyfikowana jako dysocjant o psychodelicznych właściwościach i której używa się od kilku dekad w anestezjologii. Warto też nadmienić, że decyzja o zarejestrowaniu esketaminy w leczeniu depresji wzbudziła pewne kontrowersje, ponieważ zakres jej efektów antydepresyjnych jest ograniczony, a krytycy zaznaczali, że jej skuteczność i bezpieczeństwo w tym obszarze nie zostały udowodnione w wystarczającym stopniu.
Dlaczego więc ta decyzja była według ciebie przełomowa?
Ponieważ pomogła psychiatrii wyjść poza ugruntowany paradygmat leczenia depresji oparty na monoaminergicznych lekach doustnych, takich jak Prozac i inne SSRI (selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny). Środki te zaczynają działać dopiero po kilku tygodniach codziennego przyjmowania i wywołują sporo negatywnych skutków ubocznych, takich jak zaburzenia libido czy uczucie spłaszczenia emocjonalnego. Na dodatek pełnią po prostu funkcję adaptacyjną i pomagają wrócić do względnej produktywności, ale znacznej części pacjentów nawet pod tym względem w ogóle nie pomagają. Potrzebne są więc nowe sposoby leczenia depresji, a farmakologia od mniej więcej trzech dekad nie odnotowała wyraźnych postępów w tym obszarze i nie opracowała żadnych innowacyjnych grup leków antydepresyjnych.
Zarejestrowanie esketaminy pokazało, że można myśleć o leczeniu depresji w inny sposób. Jej podanie powoduje u niektórych pacjentów szybki spadek nasilenia objawów, ale efekt ten jest krótkotrwały – zazwyczaj utrzymuje się tylko przez kilka dni. Aby lepiej pomagała pacjentom w wychodzeniu z depresji, stosuje się ją w ramach protokołów rozłożonych w czasie na kilka miesięcy. Przez około godzinę po podaniu może ona wywoływać zmiany w świadomości, więc pacjenci znajdujący się pod jej wpływem powinni znajdować w bezpiecznych, kontrolowanych warunkach pod nadzorem lekarzy. Warto dodać, że pomocna w leczeniu depresji może być również zwykła ketamina, która jest znacznie tańsza, ponieważ od dawna nie obejmuje jej prawo patentowe.
Prof. Agata Szulc – prezeska Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego – mówi w twojej książce, że od lat 60. „upowszechniła się tak zwana serotoninowa teoria depresji, która w swojej klasycznej formie zasadniczo głosiła, że depresja stanowi rezultat niedoborów tego neuroprzekaźnika”. Ten stan rzeczy w dużej mierze trwa do dziś, choć „obecnie wiemy, że rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona”. Badania nad psychodelikami to próba podążenia za tą złożonością?
W psychiatrii już od jakiegoś czasu wydaje się panować konsensus, że przyczyn depresji nie da się sprowadzić wyłącznie do niedoborów serotoniny i że w podejściu do niej niezbędne jest uwzględnianie szerokiej perspektywy biopsychospołecznej. Potrzeba nowych metod jej leczenia jest o tyle pilna, że według prognoz WHO w najbliższych latach stanie się ona najczęściej diagnozowaną chorobą na świecie.
Współczesne badania nad psychodelikami w pewnym stopniu wynikają z prób szukania nowych narzędzi terapeutycznych, które pomogłyby w uporaniu się z tym problemem. Raczej na pewno nie staną się one jednak nigdy pierwszą linią leczenia, ponieważ leki takie jak SSRI są znacznie tańsze i prostsze w użyciu. Pacjent po prostu dostaje receptę i przyjmuje lek w domu, a psychiatra kontroluje proces co kilka tygodni czy miesięcy. Terapia psychodeliczna wymaga znacznie większych zasobów i jest przez co nieporównywalnie bardziej kosztowna.
Z jakich innych względów 2019 rok był twoim zdaniem przełomowy?
Jednym z nich było zainicjowanie w USA fali zmian prawnych w odniesieniu do psychodelików, zwłaszcza tych naturalnych: w wielu miastach i hrabstwach zdekryminalizowano ich posiadanie. Co więcej, w Oregonie, a potem Kolorado zalegalizowano nawet nadzorowane sesje z użyciem psylocybiny. Zmiany legislacyjne umożliwiające dostęp do psychodelików zachodzą jednak również w innych krajach.
Gdzie na przykład?
W 2023 roku w Australii reklasyfikowano MDMA i psylocybinę, umożliwiając ich stosowanie do celów medycznych. Nie jest to szeroki strumień, bo w ciągu pierwszych 18 miesiącach z tych substancji skorzystało legalnie mniej niż 100 pacjentów. Ponadto w niektórych krajach wprowadzono ograniczony dostęp do psychodelików w ramach tzw. compassionate use, co można przetłumaczyć jako humanitarne użycie. System ten wymaga odrębnego rozpatrywania indywidualnych przypadków i jest obudowany biurokracją, więc liczba korzystających z niego pacjentów pozostaje niewielka, ale furtka pozostaje uchylona.
To nie jest zupełnie nowa rzecz.
W Szwajcarii takie rozwiązanie funkcjonuje już od 2014 roku, a w Kanadzie od 2021. Niedawno wprowadzono je po raz pierwszy w kraju Unii Europejskiej, a mianowicie w Niemczech. Kroki na rzecz zmian prawnych w podobnym kierunku podjęto też między innymi w Czechach i Nowej Zelandii.
Przełomowość 2019 roku dla psychodelików wynika również z tego, że powstały wtedy pierwsze akademickie ośrodki badań nad tymi substancjami – najpierw na Imperial College w Londynie i Johns Hopkins University w Baltimore, a później na kolejnych uczelniach. Co więcej, medycznym potencjałem psychodelików zainteresowali się wtedy szerzej inwestorzy i przedsiębiorcy.
Co ich do tych substancji przyciągnęło?
Z pewnością w dużej mierze przyczynił się do tego Michael Pollan i jego wydana w 2018 roku książka Jak zmienić swój umysł. Jeśli weźmie się pod uwagę jej nakład oraz siłę przebicia do kulturowego mainstreamu, jest to prawdopodobnie najbardziej wpływowa publikacja o psychodelikach w historii. Niewątpliwie pomogła w upowszechnieniu się twierdzeń o tym, że zaledwie kilka podań substancji psychodelicznej może wywoływać długotrwałe pozytywne zmiany w psychice – na przykład w nastroju czy w sposobie postrzegania własnych emocji, myśli i w ogólnym obrazie „ja”.
Narracja ta funkcjonuje wprawdzie w kulturze zachodniej od dawna, ale książka Pollana przyczyniła się do jej legitymizacji na szerszą skalę. Od wielu entuzjastów psychodelików można usłyszeć, że sesja terapii z użyciem tych substancji jest jak kilka lat klasycznej psychoterapii skondensowanych do kilku godzin.
Czy rzeczywiście tak jest?
Pod wpływem psychodelików faktycznie zdarzają się wglądy, czyli nagłe zmiany postrzegania siebie albo jakiejś kwestii. Za ich sprawą zwiększa się też elastyczność psychologiczna, która pomaga obserwować swoje procesy wewnętrzne w bardziej akceptujący i otwarty sposób.
Dość naiwnym uproszczeniem jest jednak sugerowanie ludziom, że wystarczy zjeść psylocybinę albo inny psychodelik, aby w ciągu kilku godzin rozwiązać swoje problemy psychiczne. Tego rodzaju substancje mogą pomagać tylko niektórym pacjentom, a na dodatek wywoływane przez nie efekty terapeutyczne w wielu przypadkach słabną po upływie miesięcy, tygodni albo nawet dni – co może wynikać z tego, że ludzie nawet po pomyślnej terapii wracają do dysfunkcyjnego kontekstu społecznego.
Co więcej, owe efekty terapeutyczne wydają się zależeć od zaangażowania pacjenta, a także wielu czynników zewnętrznych, takich jak chociażby jakość kontaktu z psychoterapeutami. Samo przyjęcie psychodeliku bez odpowiedniego przygotowania i bez dbałości o odpowiedni kontekst może nie wywołać jakiejkolwiek poprawy, a wręcz spowodować pogorszenie.
Jakie uwarunkowania klimatu społeczno-politycznego w USA sprawiły, że bardziej przychylnie patrzy się tam na badania nad psychodelikami i perspektywę zalegalizowania ich w kontekście terapeutycznym?
Niektórzy pracownicy administracji Donalda Trumpa – na przykład Robert Kennedy Jr. – wypowiadają się o terapeutycznym użyciu psychodelików w bardzo pozytywny sposób. Zmiany podejścia do tych substancji w ramach establishmentu są efektem wieloletniego lobbingu ze strony podmiotów biznesowych, które przeznaczają na ten cel setki tysięcy dolarów rocznie.
Rynek medycyny psychodelicznej jeszcze kilka lat temu składał się w znacznej mierze z nowych start-upów zasilanych pieniędzmi z Doliny Krzemowej, ale obecnie cechuje się dość wysoką konsolidacją. Karty rozdaje na nim przede wszystkim kilka największych firm, takich jak atai Beckley, które powstało niedawno z połączenia Beckley Psytech i atai Life Sciences, a także Lykos Therapeutics czy Compass Pathways. Niektóre z tych firm prowadzą dość agresywną politykę patentową.
Czyli dążą do monopolu?
Kilka lat temu Compass Pathways złożyło wnioski patentowe dotyczące nie tylko procesu wytwarzania psylocybiny, ale także elementów terapii z jej użyciem W zgłoszeniu znalazły się między innymi punkty dotyczące przebiegu interakcji pomiędzy terapeutą a pacjentem, na przykład możliwości zachęcania pacjenta do… skupienia się na własnym wnętrzu. Nie jest to szczególnie innowacyjne rozwiązanie w psychoterapii.
Agresywna polityka takich firm może budzić obawy o tworzenie monopoli.
Działania podmiotów biznesowych mogą wzbudzać zrozumiałe kontrowersje, ale jednocześnie warto pamiętać, że firmom dysponującym dużymi budżetami łatwiej jest prowadzić badania kliniczne nad psychodelikami i działać na rzecz prawnego uregulowania terapii z użyciem tych substancji. Zmianom w podejściu do psychodelików w USA niewątpliwie sprzyjają też wpływowe osoby, które wypowiadają się o nich w superlatywach. Przykładami mogą być Elon Musk czy Peter Thiel, który jest współtwórcą Paypala i systemu Palantir. Tego rodzaju ludzie, poprzez swoje wpływy i mniej lub bardziej sformalizowane kontakty z władzą, mogą kuluarowo wspierać zmiany prawne.
Zainteresowanie psychodelikami rośnie też w Polsce. Czy pandemia i związane z nią pogłębienie kryzysu zdrowia psychicznego miały na to wpływ?
Rzeczywiście wielu psychiatrów zwraca uwagę, że lockdowny związane z pandemią COVID-19 przyczyniły się do zaostrzenia zaburzeń psychicznych albo wręcz aktywowały je u pewnej części osób. Społeczeństwa zachodnie przez wiele dekad funkcjonowały w dość spokojnych warunkach bez poczucia bezpośredniego zagrożenia, a nagle pojawił się nowy patogen wywołujący trudne do przewidzenia skutki zdrowotne. Media nagłaśniały każdy przypadek spowodowanej przez niego śmierci, a ludzie całymi miesiącami pozostawali w zamknięciu.
Nie mam pewności, czy w konsekwencji lockdownów więcej osób zaczęło sięgać po psychodeliki w ramach samoleczenia, ale pandemia niewątpliwie pogłębiła kryzys w systemie opieki nad zdrowiem psychicznym, zwiększając pilność poszukiwania nowych rozwiązań.
Polscy eksperci, których przepytujesz w swojej książce, zalecają zachować ostrożność wobec psychodelicznego hurraoptymizmu, ale chyba nie porzucają wiary w dalszy rozwój badań?
Zdecydowanie nie, zwłaszcza że mamy już w Polsce konkretne przykłady instytucjonalnego wsparcia. Narodowe Centrum Nauki w ostatnich latach przyznało wiele grantów na projekty badawcze dotyczące psychodelików o różnej tematyce. Niektóre z nich odnoszą się do dziedzin humanistycznych, takich jak antropologia czy kulturoznawstwo, a inne do farmakologii, neuroimmunologii czy neurobiologii. Prowadzone są też badania nad użytkownikami psychodelików – naukowcy przyglądają się im między innymi pod kątem emocjonalności, samoświadomości czy aktywności mózgowej.
Co więcej, od 2024 roku Agencja Badań Medycznych finansuje badanie kliniczne nad leczeniem depresji za pomocą psylocybiny stosowanej w połączeniu z lekami SSRI. To bardzo duży projekt – przeznaczono na niego ponad 16 milionów złotych z publicznych środków, a kieruje nim wspomniana już prof. Agata Szulc.
Aż trudno uwierzyć, jak bardzo zmieniło się podejście do psychodelików w Polsce w ostatnich latach. Gdy sześć lat temu ukazała się moja książka Czy psychodeliki uratują świat?, temat psychodelików był praktycznie nieobecny w polskiej nauce i debacie publicznej. Od tamtego czasu tak głęboko przeniknął do polskiego establishmentu psychiatrycznego i farmakologicznego, że wielu cenionych ekspertów, takich jak prof. Krystyna Gołembiowska czy prof. Andrzej Pilc, otwarcie mówi, że psylocybinę i inne psychodeliki trzeba reklasyfikować, a więc usunąć je z grupy I-P przeznaczonej dla substancji o wysokim potencjale nadużywania i braku potencjału terapeutycznego.
Ale prof. Szulc jest bardziej zachowawcza. Jej zdaniem jest na to jeszcze zbyt wcześnie. Dlaczego?
Według niej reklasyfikacja mogłaby zachęcić ludzi do ryzykownych eksperymentów z psychodelikami na własną rękę. Trudno zaprzeczyć, że szum medialny wokół tych substancji sprawia, że sięgają po nie zupełnie nowe grupy ludzi, którzy niekoniecznie są uwrażliwieni na specyfikę ich działania, a przez to bardziej narażeni na negatywne efekty, takie jak bad tripy, rozregulowanie emocjonalne, rozbudzenie reakcji o charakterze psychotycznym czy chociażby różnego rodzaju wypadki spowodowane zmianami percepcyjnymi. Treści psychodeliczne w ostatnich latach dosłownie zalewają mainstream kulturowy.
Jakie są proporcje, jeśli chodzi o zaangażowanie publicznych i komercyjnych środków w rozwój badań klinicznych nad psychodelikami w Polsce?
Komercyjne badania kliniczne nad psychodelikami prowadzone są w Polsce od 2023 roku i zgodnie z moją wiedzą dotychczas wzięło w nich udział około stu osób. Są to wieloośrodkowe eksperymenty realizowane na zlecenie zagranicznych firm, dla których polskie realia są atrakcyjne pod względem finansowym. We wspomnianym przeze mnie publicznym projekcie finansowanym przez Agencję Badań Medycznych ma natomiast wziąć udział łącznie około 250 osób, ale póki co nadal trwają formalne przygotowania do jego rozpoczęcia.
Jakie widzisz zagrożenia w przewadze sektora prywatnego?
Najważniejsze zagrożenia odnoszą się według mnie ogólnie do całego przemysłu farmaceutycznego. Wyniki badań klinicznych pod względem formalnym muszą spełniać rygorystyczne wymogi FDA czy Europejskiej Agencji Leków (EMA), ale można je w różny sposób naginać. W przypadku psychodelików dochodzi szereg problemów wynikających z faktu, że niektóre firmy dążą do tego, aby ze względów finansowych ograniczyć do minimum opiekę psychologiczną oferowaną pacjentom. Dotyczy to zarówno przygotowań, jak i wsparcia zapewnianego podczas działania substancji i późniejszej integracji wywołanych przez nią doświadczeń.
Jakie mogą być konsekwencje takiej „optymalizacji kosztów”?
Eksperci są raczej zgodni, że pacjent przed przyjęciem psychodeliku powinien zostać starannie przygotowany w ramach psychoedukacji i nabrać zaufania do zajmujących się nim osób, a podczas sesji psychodelicznej nie można zostawić go samemu sobie, lecz należy zapewnić mu empatyczne wsparcie. Później natomiast terapeuci powinni pomóc mu w uporządkowaniu doświadczenia psychodelicznego i przeniesieniu uzyskanych wglądów do codziennego życia, a także upewnić się co do tego, że nie wystąpiły u niego żadne poważne efekty niepożądane albo że tuż po sesji nie podejmuje drastycznych zmian życiowych, których z perspektywy czasu mógłby żałować.
Nie ma jednak konsensusu w kwestii tego, jaki zakres opieki psychologicznej jest tutaj optymalny – między innymi dlatego potrzebnych jest więcej badań. Ograniczanie protokołu z myślą o zwiększeniu zarobków może jednak wpłynąć negatywnie nie tylko na skuteczność terapii psychodelicznej, ale również na jej bezpieczeństwo. Póki co nadal jednak nie wiemy, czy za jej efekty lecznicze odpowiada bardziej psychoterapia, czy podanie psychodeliku. Prawdopodobnie przyczynia się do nich jedno i drugie.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że FDA i EMA zajmują się regulowaniem dostępu do produktów leczniczych, a nie psychoterapii. W zeszłym roku pracownicy FDA odrzucili wniosek o rejestrację MDMA w leczeniu PTSD, stwierdzając, że dane zgromadzone w dotychczasowych badaniach klinicznych pozostawiają zbyt wiele niewiadomych. Jednym z głównych problemów jest fakt, że większość pacjentów była w stanie odgadnąć, czy dostali substancję czynną, czy placebo. Wątpliwości dotyczyły również tego, czy pojawiające się pod wpływem MDMA przyjemne doznania takie jak euforia mogą doprowadzić do chęci ponownego przyjmowania tej substancji na własną rękę.
Jakie psychodeliki są wykorzystywane w badaniach klinicznych w Polsce ?
Póki co w badaniach klinicznych używano u nas głównie psylocybiny i 5-MeO-DMT. Warto wspomnieć, że pierwsza z tych substancji znajduje się w łysiczce lancetowatej – grzybie rosnącym dość powszechnie na polskich łąkach. Druga natomiast występuje w niektórych roślinach południowoamerykańskich, a także w jadzie ropuchy koloradzkiej, która żyje na pustyni Sonora w USA. Jad ten po wysuszeniu można zapalić, aby wywołać odmienny stan świadomości, w trakcie którego ludzie często mają poczucie rozpuszczania się w białej przestrzeni albo w jasnym świetle. 5-MeO-DMT działa przez mniej więcej 15–30 minut. Zauważono, że po doświadczeniu wywołanym przez tę substancję u znacznej części osób wyraźnie ustępują objawy depresji. Obecnie trwają wieloośrodkowe badania kliniczne nad jej potencjałem antydepresyjnym, ale naukowcy prowadzą równolegle analizy dotyczące osób, które przyjmowały ją poza warunkami klinicznymi.
Gdzie zaczynają się schody?
Według niektórych analiz powyżej 70 proc. użytkowników 5-MeO-DMT doświadcza później tzw. flashbacków, czyli nawracania efektów podobnych do działania substancji po długim czasie od jej przyjęcia. Istnieje więc ryzyko, że ktoś dostanie 5-MeO-DMT w celach terapeutycznych i wyjdzie z depresji, a później – już po powrocie do swojego codziennego życia – niespodziewanie znajdzie się w odmiennym stanie świadomości. Może się to zdarzyć np. podczas zakupów czy prowadzenia samochodu.
Brzmi groźnie.
Jednocześnie warto zaznaczyć, że 90 proc. badanych oceniało te flashbacki jako neutralne albo wręcz pozytywne. Badacze doszli więc do wniosku, że efekty te wręcz przyczyniają się do działania antydepresyjnego. Niewykluczone, że protokoły kliniczne pozwolą skutecznie zajmować się tego rodzaju reakcjami i unikać potencjalnych problemów wynikających z podawania ludziom 5-MeO-DMT, ale potrzebujemy znacznie więcej danych, aby móc to stwierdzić.
Historia uczy ostrożności.
Tak – zwłaszcza w odniesieniu do przedwczesnego wprowadzania na rynek środków psychoaktywnych jako produktów leczniczych. Spójrzmy na przykład na opioidy. Heroina była na początku XX wieku sprzedawana przez firmę Bayer bez recepty i przedstawiana jako nieuzależniająca alternatywa dla morfiny. W latach 90. natomiast Purdue Pharma wprowadziła znany od dekad oksykodon pod nazwą OxyContin jako nowy „nieuzależniający” lek przeciwbólowy, który ostatecznie spowodował potężny kryzys opioidowy w USA, a przedsiębiorstwo z powodu licznych pozwów sądowych doprowadził do bankructwa.
W ostatnich latach w laboratoriach powstaje mnóstwo analogów psychodelików o zmodyfikowanych właściwościach, na przykład krótszym czasie działania. Niektóre z nich w ogóle nie wywołują odmiennych stanów świadomości. Z założenia mają one – podobnie jak psychodeliki – pobudzać neuroplastyczność, czyli proces tworzenia nowych synaps, który wydaje się pomagać w leczeniu depresji. Tego rodzaju cząsteczki tworzy między innymi dr David Olson, który zaproponował, aby z uwagi na neuroplastyczne właściwości określać psychodeliki i podobne substancje mianem „psychoplastogenów”. Chodzi tutaj jednak głównie o wpływ na połączenia pomiędzy neuronami, więc inni badacze preferują termin „neuroplastogeny”. Chińscy naukowcy także pracują nad tego rodzaju niepsychoaktywnymi analogami psychodelików. Choć mogą one znaleźć istotne zastosowania w wielu obszarach medycyny, przed wprowadzeniem ich na rynek trzeba dokładnie je przebadać – również pod kątem potencjalnych długofalowych działań niepożądanych.
**
Maciej Lorenc – socjolog, współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego, autor książek Czy psychodeliki uratują świat? (2019), Grzybobranie. Kulturowa historia psylocybiny (2023) i Czy psychodeliki uratują Polskę? (2025), tłumacz wielu publikacji o środkach psychoaktywnych. Prowadzi audycję „Psychodelicje” w radiu Newonce. Publikował między innymi na łamach Focus, Tygodnika Powszechnego, Krytyki Politycznej, Znaku, PoradnikZdrowie, National Geographic i „Strefy Psyche” Uniwersytetu SWPS.
Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.