Kinga Dunin czyta, Świat, Weekend

Były sobie Niemcy, Niemcy i Niemcy…

Dla Waltera Kempowskiego NRD dosłownie oznaczało więzienie, ale czy wszyscy w tym „kraju z murem” czuli się uwięzieni?

Okładka „Prima sort” Waltera Kempowskiego


Walter Kempowski, Prima sort. Powieść mieszczańska, przeł. Małgorzata Gralińska, ArtRage 2025

Rankiem siedzieliśmy jeszcze w starym mieszkaniu na szarych skrzyniach do pakowania i piliśmy kawę (czy to, co się w nich znajduje, należy do nas?).

Dziwne pytanie, bo do kogo mogą należeć rzeczy w skrzyniach do pakowania podczas przeprowadzki? Może ma jednak jakiś głębszy sens.

Jest rok 1938, Rostock, Niemcy za chwilę rozpętają II wojnę światową. Dobrze sytuowana rodzina Kempowskich przeprowadza się do nowego wygodnego mieszkania. Walter ma dziewięć lat, tatę armatora i weterana I wojny, miłą mamę i dwójkę sporo starszego rodzeństwa. I tak było w rzeczywistości, jednak powieść poprzedza ostrzeżenie: Wszystko zmyślone! Może chodzi o to, że choć fakty biograficzne się zgadzają – czy prawie zgadzają – jest w tej powieści przekaz wykraczający poza prostą historię rodzinną? I że to właśnie pytanie o to, co do nas, Niemców, należy (w najszerszym rozumieniu tego słowa), jest istotne?

To druga po Wszystko na darmo powieść Kempowskiego opublikowana w Polsce, a pierwsza w jego dorobku pisarskim (1971). Część dziewięciotomowego cyklu powieściowego Deutsche Chronik, opisującego losy rodziny Kempowskich w czasach nazizmu i po wojnie.

Koniec dworu w Georgenhof [o „Wszystko na darmo” Waltera Kempowskiego]

We Wszystko na darmo też widoczne były cechy charakterystyczne dla pisarstwa Kempowskiego – budowanie narracji z mozaiki świadectw i obserwacji, ale była to jednocześnie dość konwencjonalna proza, tym razem jest nieco trudniej. To często drobiazgowe, aż do przesady, opisy życia mieszczańskiej rodziny, posługującej się własnym, czasem zabawnym językiem; jej znajomych, szkoły, do której chodzi Walter, i koszmarnych, wręcz groteskowych korepetycji, które bierze, żeby pozbyć się złych ocen.

Oceny są ważne. Meble są ważne. Znajomi i sąsiedzi też. Muzyka jest bardzo ważna, i ta klasyczna, i jazz, którego słucha młode pokolenie. I książki. To nazizm i wojna właściwie wydają się nieważne, choć powoli przesączają się do codziennego życia, ale jakby niewidzialne dla bohaterów. Albo dostrzegane tak, jak dostrzega się czasem dokuczliwe, ale nieuniknione zmiany pogody. To po prostu fakty, rzeczywistość, która nie wymaga wyjaśnienia, komentarza czy oceny. Co zresztą jest zrozumiałe, skoro widzimy ją oczami dziecka. Oto Walter wyrusza do szkoły, upominany, że ma zjeść drugie śniadanie, mija sklep, w którego oknie wylegują się dwa obszczekujące przechodniów pekińczyki…

Zaraz obok spalona synagoga z połamaną gwiazdą Dawida na żeliwnej bramie.

– Tutaj mieszkają jeszcze prawdziwi Żydzi – powiedział Manfred. Sprawdzał w książce adresowej. – Abraham Glucskamann, sługa bożnicy.

Na Patrioticher Weg znaleziono obcięte palce, robota ludu Izraela. Mordują chrześcijan, ćwiartują, a potem wyrzucają. Uważają to za dobry uczynek. W każdej synagodze jest piwnica wypełniona zakrzepłą krwią. Dzięki temu trafiają do nieba.

Potem mijamy kolejne budynki, koledzy, szkoła, w której coraz więcej ideologii – ale szkoła zwykle bywa opresyjna – chłopackie zabawy, głównie w wojnę.

A Auschwitz? Na chwilę pojawia się Oświęcim, kiedy ktoś czyta w gazecie notatkę o tym, jak na ulicy pokłóciło się jakieś małżeństwo.

W powieści Kempowscy nie są nazistami (tak się złożyło, ojca nie przyjęli do SA, bo był masonem), nawet ich za bardzo nie lubią – uważaj, co mówisz przy tej nazistce, ostrzegają przed sąsiadką; wyciągną z Gestapo Szweda pracującego w firmie ojca, zatrzymanego z powodu absurdalnych zarzutów. Nie oznacza to jednak krytyki państwa czy jego instytucji. „Dobry czy zły, to jest nasz kraj” – to ich dewiza. Z aprobatą patrzą na postępy wojenne, ojciec służy najpierw we Francji, potem na Wschodzie, ale raczej na zapleczu, np. zarządza rozsyłaniem robotników przymusowych – wszyscy chcą Francuzów, a nie tych dzikusów ze Wschodu. Kiedy przychodzą alianckie naloty (Rostock zostanie zniszczony w 80 proc.), matka po prostu jakoś sobie radzi.

Moje Niemcy od podszewki

czytaj także

Dużo tu powszechnych opinii, które nie wiadomo właściwie przez kogo są wypowiadane: Hitler sobie poradzi, zawrze dobry pokój, nigdy chyba nie pojawia się jego krytyka, w żadnej formie. Kiedy do Rostocku wkraczają Rosjanie, a ojciec nie wrócił z wojny (ojciec Kempowskiego zginął w jej ostatnich dniach), matka wyciąga butelkę szampana i piją za koniec wojny i zwycięstwo. Jakie zwycięstwo? No, przecież dobro zwyciężyło. To naprawdę ironiczne zakończenie. Wcześniej Walter, który był Hitlerjugend – bez entuzjazmu, bo prześladowany za długie włosy, ale też zafascynowany mundurem, kordzikiem i grupowym życiem – zostaje wcielony do służb pomocniczych Luftwaffe. Ma piętnaście lat i jest kurierem jeżdżącym po całych Niemczech. Ludzie mu pomagają, załatwia rodzinie jakieś produkty, w już ostrzeliwanym Berlinie spędza czas, chodząc do kina i klubów jazzowych.

W tym wszystkim pozornie nie ma żadnego dramatyzmu, dominuje zdystansowany ton ironicznego sarkazmu. Można również potraktować tę powieść jako zapis zbiorowej świadomości tych bardziej uprzywilejowanych Niemców w owych czasach. Groza niemieckich zbrodni wojennych i ludobójstwa, a także ceny, jaką ostatecznie zapłacili za to Niemcy, jest tu osnuta pajęczyną „normalności”. I to ta normalność jest przerażająca. Poza tym jest tu chyba też sporo nostalgii za utraconym, ukochanym miastem, ale czy Kempowski nie miał do niej prawa?

Rostock znajdował się w radzieckiej strefie okupacyjnej, zatem stał się częścią NRD. Kempowski w 1948 (miał dziewiętnaście lat!), został skazany na dwadzieścia pięć lat więzienia za szpiegostwo. Wyszedł z więzienia w 1956 i wyjechał do RFN.

Katja Hoyer, Kraj za murem, przeł. Jan Szkudliński, Wyd. Poznańskie 2025

Okładka „Kraju za murem” Katji Hoyer

Halle, Saksonia-Anhalt, 3 października 2021 roku. Na mównice wkroczyła sześćdziesięcioczterolatka w kremowym żakiecie i czarnych spodniach. Z miejsca wszyscy rozpoznają tę zapewne najpotężniejszą kobietę na Ziemi.

Tak, to Angela Merkel, ustępująca kanclerz Niemiec, będzie przemawiała z okazji Dnia Jedności Niemieckiej upamiętniającego rocznicę zjednoczenia kraju w roku 1990, które zakończyło ponad czterdziestoletni okres podziału na dwa państwa – NRD i RFN. Choć urodziła się w Niemczech Zachodnich, wychowała się w NRD – jej ojciec pastor przeprowadził się tam w 1954 roku, i nie był to typowy kierunek migracji. To pochodzenie z komunistycznego kraju zawsze było dla niej dla niej pewnym obciążeniem, wścibscy dziennikarze odkryli, że na studiach napisała jakiś esej o socjalistycznym społeczeństwie NRD, szczęśliwie okazało się, że dostała za niego ocenę niedostateczną.

W listopadzie 1989 roku na całym świecie śledzono transmitowany w telewizjach upadek muru berlińskiego. To wydarzenie stało się symbolem końca zimnej wojny i podziału świata na dwa bloki. Zniknął obóz państw socjalistycznych, a z nim NRD, kraj epizodyczny, odprysk podziału świata po upadku III Rzeszy. Wiadomo było, że pilnuje go radzieckie wojsko (jego liczebności nie znali nawet władcy NRD, szacowali na podstawie zużycia wody w bazach wojskowych) oraz wszechwładna policja polityczna Stasi, a mieszkańcy, kiedy tylko mogli, uciekali z niego. Czy rzeczywiście nic ich z tym sztucznie stworzonym krajem nie łączyło? I dlaczego preferencje wyborców ze wschodu dziś tak wyraźnie różnią się od zachodnich i taką popularnością cieszy się tam AfD?

Zmarnowana rewolucja? Na pewno komedia pomyłek. 30 lat temu obalono mur berliński

Na te pytania Katja Hoyer nie odpowiada wprost, ale z jej pracy wynikają pewne odpowiedzi. I nie chodzi o to, że wciąż są biedniejsi. Może to być związane z ich poczuciem tożsamości ukształtowanym w NRD oraz stosunkiem do nich tych prawdziwych Niemców z Zachodu. Czują, że powinni się swojej przeszłości wstydzić, że są traktowani protekcjonalnie, nie dość docenieni i niedostatecznie reprezentowani, traktowani jako gorsi. A dla nich, mimo wszystko, to część ich historii i wspomnień, również tych dobrych.

Hoyer jest urodzoną (1985) w NRD historyczką mieszkającą i pracującą w Wielkiej Brytanii, specjalizuje się w historii Niemiec. Ma też doświadczenie dziennikarskie i może dzięki temu jej książkę o historii NRD czyta się wspaniale. Może nawet bardziej jak reportaż historyczny niż typową pracę historyczną. Żywy język, różne ludzkie historie, ciekawe obserwacje i ciekawostki sprawiają, że zagłębiamy się po uszy w opowieści o powstaniu, trwaniu i upadku NRD.

Swoją opowieść Hoyer zaczyna od sytuacji niemieckich komunistów (a była to duża partia) po dojściu do władzy Hitlera. Kilkadziesiąt tysięcy z nich uciekło do radzieckiej Rosji, lecz większość nie przeżyła Wielkiej Czystki. Pozostali najmłodsi, potem wychowani po sowiecku, oraz ludzie ślepo lojalni wobec Stalina, o giętkich kręgosłupach, gotowi donosić na przyjaciół – tacy jak pierwszy przywódca NRD, twardogłowy, niezbyt lotny i pozbawiony wszelkiej charyzmy Walter Ulbricht. Dziesięciu takich przywieziono z Moskwy, by tworzyli lokalną administrację w radzieckiej strefie okupacyjnej.

Tancerka i pisarka

NRD powstało dopiero w roku 1949, po powstaniu RFN i długo było państwem nieuznawanym przez kraje zachodnie, traktującym RFN jako jedyną reprezentację Niemiec. Krajem zniszczonym przez wojnę, niedużym, pozbawionym bogactw naturalnych, rabowanym i eksploatowanym przez władze okupacyjne i indywidualnie przez sowieckich żołnierzy, płacącym reparacje. Może dlatego, że Stalin wcale nie był pewien, czy chce mieć taki kraj w swoim pakiecie, myślał raczej o zjednoczonych, neutralnych Niemczech. Dopiero kiedy RFN zaczęło się remilitaryzować na początku lat 50. i włączać w struktury obronne Zachodu, zapadły ostateczne decyzje.

Mur berliński zbudowano dopiero 1961 roku, żeby uniemożliwić masową ucieczkę mieszkańców na Zachód – głównie wykwalifikowanych pracowników, lekarzy, naukowców, architektów. Dla Kempowskiego NRD dosłownie oznaczało więzienie, ale czy wszyscy w tym „kraju z murem” czuli się uwięzieni? W porównaniu do innych państw realnego socjalizmu NRD zaczęło sobie radzić coraz lepiej. Szczególnie kiedy ruszył rurociąg Przyjaźń z dostawami taniej ropy, którą przerabiano na produkty ropopochodne i eksportowano. (Zakręcenie kurka w latach 90. skończyło się gospodarczą katastrofą).

Obywatelom zapewniano możliwość awansu społecznego, tanie mieszkania, większą niż na Zachodzie równość płci, powszechnie dostępne żłobki i przedszkola, pewność zatrudnienia. Nie zapewniano demokracji, liberalnych wolności i dóbr konsumpcyjnych, których zazdroszczono krajom kapitalistycznym. Chociaż trzeba przyznać, że się starano – słynne były enerdowskie zabawki, były też trabanty, plastikowe, ale własne, i jeszcze parę gadżetów pożądanych w innych demoludach. Enerdowcy, podobnie jak my, tutaj, pragnęli dżinsów. Starano się sprowadzać je z Zachodu, lecz to nie wystarczało, powstały krajowe – jednak lepsze niż nasze „szariki”.

Kto się boi debaty o Thomasie Bernhardzie?

W tych czasach i moim marzeniem były prawdziwe dżinsy, i nie mogłam pojąć, czemu nie potrafimy wyprodukować bawełnianej tkaniny i pofarbować jej na niebiesko. Nareszcie się dowiedziałam – Stany nie chciały nam sprzedawać swojej bawełny, a bawełna z ZSRR miała krótsze włókna i dlatego nie dało się osiągnąć tego samego efektu. Dowiedziałam się też, jak to się stało, że Wietnam jest jednym z najważniejszych eksporterów kawy na świecie. To NRD założyło tam plantacje, niestety krzewy zaczęły owocować dopiero w 1990 roku. I wielu innych ciekawych rzeczy.

Wygląda na to, że NRD nie było jedynie okupowaną przez lata częścią Niemiec, było czymś oddzielnym i, jak się okazuje, wartym uwagi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij