Kraj

Jak mężczyźni zabrali kobietom piłkę nożną

Był taki czas, kiedy kobiety wspaniale grały w piłkę, przyciągały największe tłumy i zbierały niemałe pieniądze na cele charytatywne. Do dnia, kiedy zakazano kobietom rozgrywek i zbanowano kobiecą piłkę na pół wieku. Chcecie wiedzieć, jak i dlaczego to się stało?

Ewa Pajor i Robert Lewandowski. Oboje są topowymi w skali globalnej napastnikami, bijącymi strzeleckie rekordy. Oboje są największymi gwiazdami reprezentacji Polski, oboje na pozycji środkowego napastnika, oboje z dziewiątką na plecach i kapitańską opaską na ramieniu. Oboje w meczach kadry z silniejszymi rywalami bywają całkowicie wyłączeni z gry, choć jednocześnie to od nich oczekuje się ciągnięcia narodowej drużyny za uszy. Od niedawna oboje także są zawodnikami FC Barcelony.

Ta dwójka jest więc doskonałą ilustracją dysproporcji finansowych między piłką męską a kobiecą.

Ewa Pajor do Barcelony trafiła rok temu z VfL Wolfsburg za kwotę pół mln euro, co uczyniło ją wówczas drugą najdroższą piłkarką świata. W tym roku zsunęła się na trzecią pozycję, po rekordowym transferze Naomi Girmy z San Diego Wave do Chelsea London za nieco ponad 1,1 mln euro.

Tymczasem najwyższe kwoty transferowe w piłce mężczyzn wyglądają następująco: Neymar do PSG za 222 mln euro (2017), Kylian Mbappe do PSG za 180 mln euro (2018), Philippe Coutinho do Barcelony za 135 mln euro (2018), Ousmane Dembele do Barcelony za 135 mln euro (2017) i Joao Felix do Atletico Madryt za 127 mln euro (2019). Przytaczam całą górną piątkę, żeby przy okazji zaznaczyć, że na pięć najdroższych transferów mamy jeden powszechnie uznawany za udany (Mbappe), jeden dyskusyjny (Neymar) i trzy jednoznacznie uznane za wyrzucenie pieniędzy w błoto.

Zdecydowanie udany był z kolei zeszłoroczny transfer Ewy Pajor. Polska napastniczka w pierwszym sezonie gry dla Barcelony nie tylko przyłożyła się do mistrzostwa kraju, zostając królową strzelczyń ligi, ale także pobiła klubowy rekord w liczbie bramek zdobytych przez jedną zawodniczkę w jednym sezonie we wszystkich rozgrywkach.

Pajor jest jedną z najlepiej zarabiających piłkarek na świecie z kontraktem na 500 tys. euro rocznie. Przebijają ją jedynie dwie koleżanki z nowego klubu: Alexia Putellas (700 tys.) i Aitana Bonmati (jeden mln). Tymczasem Robert Lewandowski, napastnik niewątpliwie wybitny w skali świata i całej historii piłki, ale bez wątpienia mający lata świetności za sobą i powoli zmierzający na sportową emeryturę, w minionym sezonie zarobił w Barcelonie 30 milionów euro. W ciągu jednego tygodnia przebijał zarobki Ewy Pajor z całego sezonu.

Dyskusja o dysproporcjach między piłką męską a kobiecą przewija się przez internet co jakiś czas i zawsze ma ten sam przebieg. Najpierw pada teza, że kobiety po prostu są w tym gorsze, bo ktoś kiedyś zorganizował mecz zawodowych piłkarek z nastoletnimi amatorami płci męskiej i ci drudzy rozgromili te pierwsze. Ludziom, dla których jest to argument ostateczny, można oczywiście tłumaczyć, że piłkę kobiecą powinno się traktować jako osobny sport, podobnie jak się traktuje kobiecą koszykówkę, lekkoatletykę czy szczypiorniaka, ale dziś pewnie odgrzałoby to jedynie inbę o transpłciowe sportowczynie. Zostawmy to mediom specjalizującym się w sianiu homofobii i paniki moralnej.

Czy kobieca piłka nożna jest feministyczna? [rozmowa z Karoliną Wasielewską]

Znacznie ciekawszy w kontekście mniejszych pieniędzy i mniejszego (acz rosnącego, czego dowodem tegoroczne Mistrzostwa Europy) zainteresowania piłką kobiecą aniżeli męską jest inny „ostateczny argument”, równie nieunikniony co poprzedni: argument z rynku.

Jego zwolennicy (poniekąd słusznie) zauważają, że w piłce kobiecej pieniądze są o wiele mniejsze, bo chce ją oglądać o wiele mniej osób i tyle. Tak zdecydowała Niewidzialna Ręka Rynku, ta mistyczna siła natury, na którą nikt nie ma wpływu, a która kształtuje rzeczywistość w sposób godny i sprawiedliwy, a przede wszystkim – naturalny. Próba opierania się jej jest jak walka z prawami fizyki, jak zaprzeczanie matematycznym prawidłom. Jeśli rynek coś wycenił wysoko, to znaczy, że to jest dobre, bo gdyby było złe, rynek postanowiłby inaczej. Po prostu musi być tak, jak jest – i kropka. Jest to tak samo naturalne jak fotosynteza i rozbicie skorupy ziemskiej na siedem kontynentów.

Mam tu problem z wynikaniem, bo chyba nie całkiem tak ten argument wygląda. Nie chodzi o to, że NRR zdecydowała o tym, kto kogo ogląda – tylko że najpierw (a) kobiety oglądane są mniej chętnie, więc potem (b) rynek przypisał im mniejszą wartość. Ta NRR to raczej wycena wartości, że rynek niby odzwierciedla vox populi, nie?

Jak się zapewne domyślacie – guzik prawda.

Co, gdybym powiedział wam, że kiedy w Anglii kształtowały się zręby współczesnej piłki nożnej, to jeszcze w XX wieku bywało, że pokazowe mecze kobiet gromadziły większe tłumy od rozgrywek mężczyzn, więc ci drudzy obrazili się i zwyczajnie zakazali piłki kobiecej, zatrzymując jej rozwój na co najmniej pół wieku?

W 2018 roku Piotr Żelazny pisał na łamach „Przekroju” tak: „Dziewczyny tak dobrze haratały kiedyś w gałę, a publiczność tak je pokochała, że mężczyźni się przestraszyli. I zniszczyli kobiecy futbol”.

W XIX wieku wszystko było jeszcze proste. W Anglii przyjmowano więc za oczywistość, że ciężka fizyczna praca w fabryce oraz piłka nożna to domeny mężczyzn. To nie zmieniło się nawet wtedy, gdy w 1895 roku powstała pierwsza w historii drużyna kobieca. Na tle męskiej piłki, zorganizowanej już wtedy w rozgrywki ligowe, była to najwyżej ciekawostka. I choć owa ciekawostka potrafiła już wtedy gromadzić na trybunach dziesięciotysięczną widownię, to w prasie (a więc i w społeczeństwie) dominowało przekonanie, że kobiety się do piłki nie nadają, a poza tym to dla nich niezdrowe.

Walka klasowa na piłkarskich trybunach. Chuligani, czyli mała klasa panująca

„The Pall Mall Gazette” w 1895 pisała: „Kobiety mogą pływać łódką, kobiety mogą jeździć konno – jedno i drugie robią z gracją – ale nie mogą z korzyścią dla siebie jeździć na rowerze czy kopać piłki. Te aktywności je przerastają. Zostawmy kobietom książki, pisarstwo, malowanie, jazdę konną i wiosłowanie, ale – na litość boską – nie pozwólmy im wystawiać się na pośmiewisko na boisku piłkarskim, czy na siodełku roweru”. Do tego dochodziły głośne obawy o to, czy granie w piłkę nie nadwyręży aby zdolności pań do rodzenia dzieci.

Wszystko zmieniło się wraz z wybuchem I wojny światowej. Kiedy kilka milionów brytyjskich mężczyzn chwyciło za broń i poszło na kontynent tkwić w okopach, dźgać się bagnetami i wdychać gaz bojowy, kobiety przejęły pracę w fabrykach. Co istotne – były to fabryki działające w gospodarce przestawionej na wojenne tory. W efekcie wiele kobiet pracowało w fabrykach amunicji.

„Munitionettes” – tak je wówczas nazwano i do dziś słowo to kojarzone jest z szerszym zjawiskiem, z wkładem kobiet pozostałych w kraju w brytyjski wysiłek wojenny. Kobiety pracujące w fabrykach podjęły się nie tylko pracy niebezpiecznej i fizycznie wymagającej, ale też dość dobrze płatnej. Ta z kolei dała im coś, co w tamtych czasach nie było oczywiste ani powszechne: czas wolny, którym mogły same dysponować. A wtedy wiele z tych kobiet wybrało grę w piłkę. I tak jak wiele klubów piłkarskich wywodzi się ze środowisk robotniczych, tak było z powstającymi wówczas drużynami żeńskimi.

Ich mecze stały się nie tylko sposobem spędzania wolnego czasu i rozrywką dla łaknących sportowego widowiska kibiców (męską piłkę na szczeblu centralnym w 1915 roku zawieszono, a na regionalnym znacznie ograniczono ze względu na wojnę). Był to też sposób na zbieranie nie lada funduszy na cele charytatywne, przede wszystkim związane z wysiłkiem wojennym, takie jak wspieranie szpitali wojskowych. Jean Williams, profesorka sportu na Uniwersytecie w Wolverhampton, mówiła w wywiadzie dla magazynu „The Athletic” w 2021 roku: „Wiele kobiet wybrało grę w piłkę i zbieranie w ten sposób pieniędzy na cele charytatywne, na czym korzystali żołnierze. Można powiedzieć, że wykonywały podwójną pracę wojenną”.

Leder: O pożytkach z przegrywania w piłkę nożną

Piłka kobieca stała się wówczas w Anglii fenomenem o zasięgu krajowym. Poza rozgrywaniem meczów pokazowych zorganizowano także pierwsze w historii Anglii rozgrywki piłkarskie kobiet o nazwie „Munitionettes Cup”. Rozegrany w maju 1918 roku finał odbył się w obecności 22 tys. widzów.

Największą popularność zdobyła w tamtym czasie drużyna Dick, Kerr Ladies założona przez pracowniczki fabryki amunicji Dick, Kerr & Co. z Preston. W 1917 roku rozegrały one mecz przeciwko lokalnym rywalkom z Arundel, Coulthard & Co., fabryki maszyn tkackich tymczasowo przestawionej na wytwarzanie pocisków artyleryjskich. Dick, Kerr Ladies wygrały 4:0, a spotkanie zgromadziło 10 tys. widzów, dzięki czemu udało się zebrać 600 funtów (dziś byłoby to ok. 42 tys. funtów) na rzecz szpitala wojskowego Moor Park.

Fenomen Dick, Kerr Ladies utrzymywał się po wojnie, mimo że większość kobiet w Anglii opuściła zarówno fabryki, jak i boiska (o czym później). W 1920 roku rozegrały na Deepdale jeden z pierwszych meczów piłkarskich przy sztucznym świetle. Było to raczej charytatywne widowisko z prowizorycznym oświetleniem w postaci między innymi reflektorów przeciwlotniczych wypożyczonych od Ministerstwa Wojny – a to oślepiały one zawodniczki, a to w niektórych miejscach boiska było za ciemno.

W tym samym roku Dick, Kerr Ladies rozegrały także serię pokazowych spotkań międzynarodowych, najpierw czterokrotnie goszcząc kobiecą reprezentację Francji na stadionach w Preston, Stockport, Manchesterze i Londynie, a potem odbywając rewanżowe tournée nad Sekwaną i Loarą. Wreszcie, również w 1920 roku Dick, Kerr Ladies rozegrały mecz absolutnie rekordowy pod względem frekwencji.

Boxing Day to do dziś angielskie święto futbolu. Co roku 26 grudnia odbywa się specjalna, wyjątkowa kolejka Premier League, prezent świąteczny dla kibiców. I właśnie w Boxing Day tamtego roku Dick, Kerr Ladies zwyciężyły 4:0 w meczu przeciwko St Helens na stadionie Goodison Park w Liverpoolu. 53 tys. widzów, 3115 funtów wpływów z biletów i co najmniej 10 tys. osób, którym nie udało się wejść na stadion. Rozgrywany w tym samym roku finał Pucharu Anglii mężczyzn (wtedy bardziej prestiżowego od rozgrywek ligowych) zgromadził mniejszą widownię – 50 tys. kibiców.

Interpłciowość w sporcie. Dlaczego podział na kategorie męską i żeńską jest nieidealny?

I być może to właśnie zaważyło ostatecznie na decyzji Football Association, jaka zapadła niecały rok później. W grudniu 1921 roku angielska federacja zakazała kobietom grać w piłkę na swoich stadionach. Skończyły się wielkie widowiska, skończyło się zbieranie funduszy, a kobieca piłka szybko skurczyła się do rangi hobby dla największych pasjonatek, uprawianego gdzieś w parkach czy ogrodach. Potencjał rozwoju tej dziedziny sportu został zarżnięty z zimną krwią.

Dlaczego?

Po pierwsze – oficjalnym powodem były pieniądze. Piłkarki nadal rozgrywały głównie mecze pokazowe, a dochód z nich przeznaczały na cele charytatywne. Działacze Football Association mieli być zaniepokojeni tym, że część przeznaczana na dobroczynność była za mała. Na stronie Dickckerrladies.com można znaleźć słowa Alice Kell, ówczesnej kapitanki zespołu:

„Dziewczyny mają prawo grać w piłkę nożną, jeśli chcą. Gramy z miłości do tego sportu i jest w nas mnóstwo determinacji, by grać dalej. Ale dla pracujących dziewcząt absolutnie niemożliwe jest, by pozwolić sobie na rzucenie pracy i rozgrywać mecze w Szkocji, Irlandii i całym kraju. Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego nie miałyby otrzymać rekompensaty za poświęcony czas”.

Po drugie, kiedy skończyła się wojna, do kraju wrócili mężczyźni. Chcieli odzyskać swoje miejsca pracy, co zresztą im umożliwiono, wprowadzając w 1919 roku ustawę o nazwie „Restoration of Pre-War Practices Act” – o przywróceniu praktyk sprzed wojny. Fabryka Dick, Kerr & Co. była tu jednym z wyjątków. Niemniej społeczeństwo i przede wszystkim prasa powróciły do wywierania na kobiety presji oczekiwań w stylu iście wiktoriańskim. Kobiety znów stały się delikatnymi istotkami, którym praca fizyczna i kopanie futbolówki mogłyby zaszkodzić. Na to nałożyło się jeszcze jedno oczekiwanie, typowo powojenne. Miliony Anglików straciło życie na wojnie, więc na kobiety spadła odpowiedzialność za rodzenie nowych obywateli. W prasie wyrażano wręcz oczekiwanie, że mają się one poczuwać do zostania „matkami rasy”. A jak już ustaliśmy (tzn. angielska prasa ustaliła) jeszcze przed wojną, nie wiadomo, czy ta cała piłka nożna to aby nie szkodzi na płodność.

Trzecim, nieoficjalnym powodem zakazania kobietom gry w piłkę były pieniądze i władza. Są bowiem przesłanki, by sądzić, że kobieca piłka nożna była wówczas antykapitalistyczna. W filmie dokumentalnym z 2017 roku When Football Banned Women prof. Alethea Melling z Uniwersytetu w Lancashire wskazuje, że kiedy nie było już trzeba zbierać funduszy na wojskowe szpitale i rannych weteranów, meczami pokazowymi kobiety wciąż zbierały pieniądze na cele charytatywne. Z tą różnicą, że nie na szpitale wojskowe, a na przykład na wsparcie strajkujących górników. A to już nie było na rękę kapitalistom, którzy również mieli wywierać presję na federację piłkarską.

Cytowana w artykule Piotra Żelaznego Alethea Melling mówi także: „Kobiecy futbol postrzegany był jako rewolucyjny i groźny. Kobieca piłka rozwinęła się zbyt szybko, za bardzo urosła w siłę, a dodatkowo była zorientowana klasowo, zbyt niebezpieczna i dlatego przerażała elity”.

Po czwarte wreszcie dała o sobie znać zwyczajna męska zazdrość i obawa, że futbol kobiecy zabierze mężczyznom widownię. W 1920 roku Football League powoływała do życia kolejne szczeble rozgrywek i – obawiając się popularności kobiecej piłki – wywierała naciski na Football Association. A że opinie w prasie nie były przychylne tej „ekstrawagancji”, jaką była piłka nożna pań, to FA po prostu ją zbanowała.

Gail Newsham, autorka książki o historii drużyny Dick, Kerr Ladies In a League of Their Own, tak w 2020 roku mówiła dla BBC: „Wygląda na to, że stały się ofiarami własnego sukcesu. Dla Football Association frekwencja na ich meczach była jak trzęsienie ziemi”.

I tak właśnie mężczyźni, patriarchat, establishment i moralna histeria ukradli kobietom pół wieku rozwoju piłki nożnej. Do cofnięcia tej decyzji potrzeba było dziesięcioleci, ogromnych przemian obyczajowych oraz zorganizowania po drodze nieoficjalnych mistrzostw świata w piłce nożnej kobiet w Meksyku, na których nieformalna reprezentacja Angielek grała przed 80 tys. ludzi.

Ale to już zupełnie inna historia.

**
Wojtek Żubr Boliński – twórca opiniotwórczego programu o charakterze egalitarnym Gilotyna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij