Neuroróżnorodność w całym swoim spektrum to po prostu część różnorodności życia. Rozpoznawanie ich i uznawanie to nie „wokizm” – to obowiązek rozwiniętego społeczeństwa, które tworzy przestrzeń dla każdego i docenia życie we wszystkich jego formach. To kolejny krok w ewolucji człowieka: dostosowanie społecznego otoczenia do przeżywanego życia – a nie odwrotnie.
Agata czekała na mnie przy drzwiach. Jak zwykle byłam spóźniona. Myjąc zęby, wzięłam z pokoju torbę i przypomniałam sobie, że przed wyjściem chciałam posprzątać resztki ziemi, które zostały po pielęgnacji roślin. Z pianą z pasty do zębów cieknącą mi z kącika ust zbiegłam po schodach. Ze szczoteczką w ustach złapałam zmiotkę w prawą rękę, szufelkę w lewą i poszłam na górę, by szybko posprzątać. Agata spojrzała na mnie zaskoczona, ale przede wszystkim rozbawiona, wykrzykując: „Boże, ty naprawdę masz ADHD!”.
Kiedy po raz pierwszy dowiedziałam się, czym jest ADHD, miałam 20 lat. Brałam udział w seminarium poświęconym nauczaniu dzieci wymagających wsparcia. Byłam wtedy wolontariuszką jako wychowawczyni w grupie harcerskiej, a celem seminarium było dostarczenie nam narzędzi do właściwej opieki nad tymi dziećmi.
Instruktorem był Emilio, psycholog z tytułem doktora neuropsychologii. Zaczął opowiadać, jak ADHD objawia się u dzieci, a od pierwszego objawu, który wymienił, czułam się, jakby opisywał moją osobowość. Pierwsze dwa zbiegi okoliczności były całkiem zabawne – mówię o zbiegach okoliczności, ponieważ bycie nieco „zapominalską” i „rozkojarzoną” tak naprawdę nic nie znaczy. Rzecz w tym, że im dłużej Emilio wymieniał objawy, tym lepiej odnajdywałam w nich samą siebie: dziecko, które nie potrafi właściwie odmierzać czasu, gubi jego poczucie i zawsze się spóźnia; które ma trudność ze skupieniem uwagi lub wręcz przeciwnie – wpada w stan nadmiernej koncentracji; stale rozkojarzone, nie potrafi usiedzieć cicho; zawsze przerywa innym w połowie zdania, nie potrafi trzymać się rutyny…
Rozwiązania dobre dla uczniów w spektrum autyzmu czy z ADHD będą dobre dla wszystkich [rozmowa]
czytaj także
Objaw po objawie: mam go, mam go, ten też mam. Całe moje życie, każdy najdrobniejszy szczegół przemykał mi przed oczami, aż kompletnie odleciałam. W końcu koledzy przywrócili mnie do rzeczywistości: „Sonia, on opisuje ciebie!”. Czułam się, jakbym rozpływała się w fotelu. Co to właściwie znaczyło, że idealnie wpasowałam się w profil „dziecka wymagającego wsparcia”?
Wcześniej tego samego roku Emilio przypadkowo zdiagnozował moją koleżankę Martę. Poprosił grupę młodych ludzi z drużyny harcerskiej o udział w testach i badaniach do swojego doktoratu. Marta była jedną z nich. Podsumowując wyniki, Emilio powiedział Marcie i jej matce, że nie może uwzględnić jej danych, ponieważ potrzebuje neurotypowych uczestników, a ona do nich nie należy: jej wyniki wskazywały na rozpoznanie ADHD typu nieuważnego.
Objawy ADHD są różne u różnych osób i zazwyczaj dzieli się je na dwa rodzaje: ADHD nieuważne (ADHD-I), w odniesieniu do osób wykazujących uporczywe wzorce rozproszenia uwagi, dezorganizacji i zapominalstwa, oraz ADHD nadpobudliwe/impulsywne (ADHD-HI), w odniesieniu do osób o wyższym poziomie fizycznej nadpobudliwości, impulsywności i agresji. Od niedawna publikacja DSM-5 (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders ) Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego wymienia trzy podstawowe typy zachowań: przeważnie nieuważny, przeważnie nadpobudliwy/impulsywny oraz mieszany (spoiler: ten ostatni to mój!).
Co ciekawe, dziewczęta i kobiety, gdy już zostaną zdiagnozowane, zwykle klasyfikuje się jako przypadki typu nieuważnego, podczas gdy u chłopców częściej rozpoznaje się typ nadpobudliwy.
To biologia, prawda?
Powszechnie mówi się, że mózgi chłopców i dziewcząt po prostu funkcjonują inaczej – ale skąd właściwie możemy to wiedzieć? W 1998 roku Hartung i Widiger przeanalizowali 243 badania opublikowane w amerykańskim czasopiśmie „Journal of Abnormal Child Psychology” na przestrzeni sześciu lat. W 70 badaniach skupionych na ADHD odkryli nierównowagę płci uczestników: aż 81 proc. badanych stanowili chłopcy, a jedynie 19 proc. dziewczęta. Zauważyli także, że 69 z 243 badań przeprowadzono wyłącznie na dzieciach płci męskiej.
Nie można więc z pełnym przekonaniem twierdzić, że nauka potwierdza biologiczne różnice płciowe w funkcjonowaniu ludzkiego mózgu ani jasno określić, na czym te różnice miałyby polegać. Nie wiemy tego, ponieważ w przeszłości nauka często błędnie przedstawiała lub całkowicie pomijała biologię kobiet. Z drugiej strony, jeśli przyjrzymy się normom społecznym w kulturze zachodniej, zauważymy, że chłopcom i dziewczynkom od najmłodszych lat wpaja się odmienne modele zachowań. Normy społeczne odgrywają ogromną rolę w kształtowaniu tego, jak przedstawiamy się światu już od bardzo wczesnego wieku.
W 2024 roku pod kierunkiem Raviana Wettsteina przeprowadzono badanie mające na celu ocenę oznak nadpobudliwości u dorosłych z podejrzeniem o ADHD, z uwzględnieniem potencjalnej nierównowagi w diagnozie. Wykorzystując zbiór danych dotyczących ponad piętnastu tysięcy pacjentów – z których 49 proc. stanowiły kobiety – badacze ustalili, że dorosłe kobiety z ADHD cierpią z powodu nadpobudliwości w takim samym stopniu jak mężczyźni.
Radzić sobie, maskować i zadowalać otoczenie: MASKOWANIE I ZADOWALANIE INNYCH
Sandra, 36-letnia inżynierka telekomunikacji, sprawiała wrażenie osoby bardzo spokojnej; jest miła i cicha, wypowiada się wyważonym tonem. Zdiagnozowano u niej ADHD typu nieuważnego, gdy miała 34 lata, po dłuższym czasie zmagań ze zdrowiem psychicznym wywołanym przez trudne przeżycie emocjonalne.
Choć typ nieuważny charakteryzuje się roztargnieniem i zapominalstwem z powodu nadpobudliwego umysłu – myśli skaczą z tematu na temat – często przejawia się on właśnie w ten sposób: jako spokojny, introwertyczny i opanowany. Typ nadpobudliwy występuje u osób bardziej energicznych, przejawiających głośne i zakłócające zachowania, impulsywne reakcje oraz wybuchy agresji.
Mózg osoby z ADD odmawia uczestnictwa w kapitalizmie. I to nas może wyzwoli
czytaj także
U mnie samej występują oba te typy. Szaleją mi w głowie reakcje chemiczne i elektryczne impulsy synaps, nawet gdy jestem wykończona i chciałabym się po prostu zdrzemnąć wtulona w mojego kota. Połowę swoich zasobów mentalnych muszę poświęcać tylko na to, by zachowywać się jak porządna, dobrze wychowana dorosła osoba.
Marta też jest osobą bardzo energiczną – zawsze coś robi, ciągle jest w ruchu. Zaczęła jeździć na biwaki i chodzić po górach już jako mała dziewczynka, a do tego grała w koszykówkę. Jeśli nie pracuje, to jest na siłowni, na plaży, uprawia trekking lub gra na gitarze; po prostu działa, działa, działa, jakby musiała na wszelkie sposoby rozładowywać nagromadzoną w sobie energię. Zauważyłam jednak, że gdy jest w towarzystwie ludzi, których ledwo zna, staje się bardziej powściągliwa i cichsza. Ja podobnie – w nowych sytuacjach i w towarzystwie nieznajomych osób jestem raczej spokojna, skupiona na tym, gdzie dokładnie znajduje się każda część mojego ciała. Potrzebujemy czasu, by naprawdę pokazać, kim jesteśmy.
Dlatego tak mnie rozbawiło, kiedy zapytałam Sandrę o jej nieuważny typ i cechy, które kształtują jej pozornie spokojną osobowość. Wahając się i uśmiechając nieśmiało, odpowiedziała, że nie jest pewna, czy ten spokój nie jest mechanizmem radzenia sobie, strategią samoregulacji. Sandra dorastała, czując się w domu niewidzialna, a jednocześnie niepasująca do szkolnego środowiska czy grupy rówieśniczek. Lubiła rzeczy, które były „przeznaczone raczej dla chłopców i mężczyzn”.
„Dziewczynka nie jest wychowywana tak samo jak chłopiec: jej ciało uczy się bierności, a ducha utrzymuje w stanie zależności”, powiedziała Simone de Beauvoir w swoich Wspomnieniach posłusznej córki (tłum. Joanna Guze, Wyd. Książka i Wiedza, 2000).
czytaj także
Sandra nauczyła się maskować swoje impulsy, zachowywać się, jak przystało na dziewczynę, i iść przez życie z ciągłym poczuciem frustracji, że nie jest taka, jak powinna. Nie pozwolono jej po prostu być. „Kiedy tracę panowanie nad sobą, na przykład gdy jestem zła, zaczynam mówić coraz szybciej. Nie wiem, czy w ogóle jestem spokojna” – przyznała.
Jak sugerują badaczki Quinn i Madhoo (2014), kobiety z ADHD mogą rozwijać skuteczniejsze strategie radzenia sobie niż mężczyźni, aby maskować swoje objawy.
„Zachowuj się” – to było jedno z najczęściej słyszanych poleceń w dzieciństwie. Później, gdy zaczynałyśmy dorastać, dochodziło jeszcze: „Zachowuj się jak młoda dama”. Nienawidziłam być dziewczynką i oczekiwań, które się z tym wiązały. Nie chciałam siedzieć ze złączonymi nogami; chciałam grać w piłkę nożną z chłopcami, zamiast być wygnana na pogawędki z innymi dziewczynami w róg boiska podczas przerwy; chciałam się wspinać i być silna.
Byłam trudnym dzieckiem, buntowniczą dziewczyną, która nie znosiła autorytetów, a jednocześnie jedną z najlepszych uczennic w klasie. Moi rodzice nie umieli sobie ze mną poradzić, bo byłam jednocześnie rozkapryszonym bachorem i idealnym dzieckiem – chodzącym zaprzeczeniem samej siebie. Nadpobudliwa, impulsywna i agresywna – wszyscy to widzieli. Jednak musiałam nauczyć się „zachowywać” i zrobiłam to, podobnie jak moje koleżanki.
Patricia Quinn tłumaczy, że dziewczynkom zwykle wpaja się grzeczność i uległość. Od najmłodszych lat uczymy się, jak ważne są przeprosiny. Chłopców tymczasem zachęca się do zmieniania świata i zostania liderami, od dziewczynek oczekując akceptacji i przestrzegania zasad ustalonych przez rodziców, nauczycieli i społeczeństwo. Uczymy się, by się nie sprzeciwiać.
Powstaje zatem pytanie: czy istnieje związek między byciem „urodzoną jako dziewczynka”, wychowywaną „jak dziewczynka”, nauczaną „właściwego dziewczętom zachowania”, a późniejszą diagnozą ADHD, często w postaci typu nieuważnego? Gdy słyszymy, że powinnyśmy zachowywać się jak dziewczynki lub kobiety, uczymy się ukrywać, kim naprawdę jesteśmy – albo ryzykować ocenę za łamanie norm kobiecości. Tymczasem, jak to się mówi, „chłopcy muszą się wyszaleć”.
Świadome lub nieświadome tłumienie naturalnych zachowań, cech czy reakcji po to, by dostosować się do oczekiwań społecznych, nazywa się maskowaniem. Termin ten jest szeroko stosowany w społeczności osób neuroróżnorodnych i nie ma związku z tożsamością płciową osoby w spektrum.
Neuroróżnorodni ruszają do boju. Autyzm i ADHD a aktywizm klimatyczny
czytaj także
U dziewcząt i kobiet z ADHD maskowanie odzwierciedla jednak potrzebę dopasowania się nie tylko do neurotypowych zachowań, ale także stereotypów płciowych, które tłumią nasze naturalnie występujące objawy. Badania wskazują, że narzucane nam konstrukty społeczne często prowadzą do maskowania i zachowań opartych na zadowalaniu innych, przyczyniając się zarówno do błędnej diagnozy, jak i opóźnionego rozpoznania.
Kobiety i dziewczęta zachęca się do posłuszeństwa i do okazywania empatii. Uczy się nas, by przedkładać potrzeby innych nad własne, co nierzadko prowadzi do wzorców zadowalania otoczenia kosztem siebie oraz zaniedbywania własnych granic. W efekcie wiele z nas dorasta bez umiejętności stawiania granic – a czasem nawet bez świadomości, gdzie one w ogóle przebiegają. Od wczesnych lat życia pojawia się w nas poczucie dyskomfortu i nieadekwatności, bo to, jak się czujemy wewnętrznie, nie przystaje do tego, jak „powinnyśmy” się czuć.
Mia, inna młoda kobieta, z którą rozmawiałam, zdiagnozowana w wieku 23 lat, dorastała w przekonaniu, że jest „po prostu złą osobą”, ponieważ nie potrafiła skupić uwagi, gdy jej przyjaciele z nią rozmawiali. Potępiała samą siebie za to, że nie potrafi budować głębokich relacji, bo brak uwagi w jej oczach oznaczał brak troski – jakby lekceważyła bliskie osoby. Pomimo głębokiej empatii i aktywnego zaangażowania w sprawy społeczne od najmłodszych lat uważała się za złą osobę, ponieważ rozpraszała się podczas rozmowy z ludźmi.
Inez, zdiagnozowana w wieku 26 lat, miała podobne doświadczenia: postrzegała siebie jako „złe dziecko i złą uczennicę”. Gabriela, zdiagnozowana w wieku 31 lat, dorastała w ciągłym poczuciu winy, przepraszając za swoje „wady” i obwiniając się za cechy, które – bez kontekstu neurologicznego – wydawały się trudnym, konfliktowym charakterem.
czytaj także
Brak wiedzy o tym, że nasze mózgi działają inaczej, sprawił, że nosiłyśmy w sobie poczucie winy i frustracji przez najważniejsze lata rozwoju tożsamości – okres dojrzewania, kiedy formujemy obraz samych siebie. Towarzyszyły temu wewnętrzne hasła i krzyki porażki: „Nie zrobiłam tego celowo!” (Gabriela), „Chcę być po prostu normalna!” (ja) czy „Nie pasuję do tego świata” (Adriana, zdiagnozowana w wieku 33 lat). Wszystkie pamiętamy sytuacje, w których mówiłyśmy lub robiłyśmy raniące innych rzeczy pod wpływem impulsu, bo nie potrafiłyśmy się w danej chwili powstrzymać – a to prowadziło do poczucia winy i niestosowności.
Te uczucia bycia „niewystarczającą” i „niezdolną” stanowią doskonałą podstawę dla niskiej samooceny, wraz z wielkim słoniem w pokoju: problemami ze zdrowiem psychicznym, na które cierpią dziewczęta, nastolatki i dorosłe kobiety zarówno te z diagnozą ADHD, jak i te, które jej jeszcze nie otrzymały, niezależnie od ich pochodzenia społeczno-ekonomicznego lub kontekstu geograficznego.
U dziewcząt i kobiet z niezdiagnozowanym ADHD występuje wyższy wskaźnik chorób współistniejących, takich jak depresja, lęki czy zaburzenia odżywiania. Z tego względu u kobiet często rozpoznaje się i leczy choroby współistniejące przed postawieniem diagnozy ADHD. W 2005 roku Quinn odkryła, że 14 proc. dziewcząt z ADHD przyjmowało leki przeciwdepresyjne, zanim w końcu otrzymało odpowiednią terapię, podczas gdy u chłopców ten wskaźnik wyniósł zaledwie 5 proc. Ja sama po raz pierwszy dostałam diazepam w wieku 15 lat, kiedy zaczęły się u mnie napady lękowe, których nikt wówczas nie potrafił właściwie zrozumieć.
Prawda jest taka – i dziś już to wiem – że rozdarcie między byciem idealną dziewczyną – tą, która spełniała oczekiwania związane z nauką, była lubiana w szkole, dobrze wychowana i wiedziała, czego chce – a chaotyczną wersją siebie, czyli dziewczyną, która nie rozumiała społecznych zasad, przez większość czasu czuła się wyobcowana, nie mogła spać po nocach i miała poczucie utraty kontroli – niszczyło moje zdrowie psychiczne.
Hackman: Popularność prawicy to efekt nierówności w pracy emocjonalnej [rozmowa]
czytaj także
To właśnie wtedy zaczęły pojawiać się myśli samobójcze. Fobia społeczna prowadziła mnie do ryzykownych sytuacji: spędzałam całe noce w Internecie, wchodziłam w kontakty ludźmi z dużo starszymi ode mnie, piłam absurdalne ilości alkoholu. Jednocześnie ogromna potrzeba bliskości pchała mnie ku wczesnym doświadczeniom seksualnym. Czując, że nigdzie nie pasuję, zaczęłam odgrywać rolę żądnej przygód, nieustraszonej dziewczyny, która kwestionowała narzucone jej zasady.
Adriana ma historię podobną do mojej. Nie pamięta, kiedy po raz pierwszy wyidealizowała śmierć, ponieważ te myśli towarzyszyły jej „od zawsze”. Ona również przyjęła rolę niegrzecznej dziewczyny, seksualizując się od najmłodszych lat i używając alkoholu jako emocjonalnego ujścia. Byłyśmy dwiema nastolatkami z zupełnie różnych środowisk, a jednak obie zagubione w emocjonalnej deregulacji, obie z poczuciem niedopasowania, próbujące nawiązać zdrowe relacje, szukające ukojenia w alkoholu i hiperseksualności.
Badanie przeprowadzone przez Young i innych badaczy wykazało, że „w okresie dojrzewania i przejścia w dorosłość następuje wzrost zachowań ryzykownych, które mogą być związane z objawami nadpobudliwości i/lub impulsywności”. Wysoki odsetek nastolatków z ADHD sięga po alkohol, papierosy, narkotyki lub angażuje się w ryzykowne zachowania seksualne. W pewnym sensie to normalne, że nastolatki zaczynają poszukiwać przygód i odkrywać nieznane i zakazane światy, ale dla nastoletnich dziewcząt, które nawet nie rozumieją, czym jest „normalność”, ryzyko wejścia w krzywdzące czy wręcz przemocowe doświadczenia znacząco rośnie – zwłaszcza że to my same często wprowadzałyśmy się w te sytuacje. Niska samoocena, dezorientacja i stygmatyzacja społeczna sprawiają, że jesteśmy bardziej narażone na molestowanie seksualne, wykorzystywanie, toksyczne czy nieodpowiednie relacje.
Bycie „normalnym” to ważny temat, gdy wkraczamy w dorosłość. Dorastanie nie jest łatwe dla nikogo – to czas pełen wyborów i rozmaitych ścieżek – ale życie z niezdiagnozowanym schorzeniem neurologicznym czyni ten proces jeszcze trudniejszym, czasem wręcz bolesnym. Na pytanie, jak diagnoza wpłynęła na ich życie, wszystkie kobiety, z którymi rozmawiałam, udzieliły tej samej odpowiedzi: poprawiła je.
Trzeba walczyć o rozpoznanie
Ostatnimi czasy można często przeczytać lub usłyszeć, że „teraz wszyscy mają ADHD”, tak jakby ADHD było tylko trendem, głupkowatym tańcem na TikToku. W rzeczywistości wcale nie tak łatwo uzyskać diagnozę – zwłaszcza będąc dziewczyną lub dorosłą kobietą. Jak wyjaśniono wcześniej, dziewczęta były niegdyś niedostatecznie diagnozowane, ponieważ ADHD uznawano za „chłopięce schorzenie”. Obecnie ADHD rozpoznaje się trzy razy częściej u chłopców niż u dziewczynek.
Nastoletnie i dorosłe kobiety muszą walczyć o postawienie diagnozy – nawet jeśli mamy szczęście być już wcześniej na terapii. W Portugalii ADHD nie było nawet rozpatrywane jako możliwe rozpoznanie u dorosłych aż do 2023 roku.
Osobowość naszych czasów i pandemia funkcjonalnej psychopatii
czytaj także
W moim przypadku po trzech latach terapii związanej z lękiem i depresją, po prawie 15 latach od pierwszego zażycia diazepamu, po 10 latach zastanawiania się, „co by było, gdyby”, czytania artykułów, studiów przypadków i rozpoznawania samej siebie w objawach ADHD, w końcu zasugerowałem mojej terapeutce, że być może mam ADHD.
Odpowiedziała pytaniem: dlaczego tak bardzo potrzebuję zaszufladkowania? Próbowałam wyjaśnić, że nie chodzi mi o zaszufladkowanie, lecz o zrozumienie siebie, co przecież było powodem, dla którego w ogóle zaczęłam terapię. Czy ona może nie znała tego zaburzenia, czy nie rozumiała, przez co przechodzę, nie potrafiła dostrzec moich potrzeb? Była to nasza ostatnia sesja.
Przez całe życie byłam przekonana, że jestem w jakiś sposób „zła”, leniwa, przeciętna i że udaję kogoś, kim nie jestem; że skończę jako nieudacznik, ponieważ brakowało mi odpowiedzialności i samodyscypliny, by być dorosłą z prawdziwego zdarzenia. Nieustannie się zastanawiałam, dlaczego taka jestem. Skoro wszyscy mówili, że jestem inteligentna i sumienna, skoro dobrze radziłam sobie w szkole, skoro miałam talent – to dlaczego nie potrafiłam się skupić i konsekwentnie pracować nad swoimi celami? Chciałam zrozumieć, co się ze mną dzieje i dlaczego mój mózg przez połowę czasu zdawał się ze mnie kpić i mnie sabotować.
Diagnozę uzyskałam w wieku 31 lat. Zajęło mi to prawie dwa lata, głównie dzięki cierpliwości i wyrozumiałości pewnej lekarki, która pomogła mi przetrwać długi czas oczekiwania na wizytę u psychiatry w ramach publicznego systemu opieki zdrowotnej.
Adriana została zdiagnozowana w wieku 33 lat, dopiero po kilku konfliktach z rodziną i lekarzami. Musiała zainwestować dużo pieniędzy i stoczyć kolejną wielką walkę o swoje zdrowie psychiczne. Podobnie było w przypadku Sandry, której terapeuta zbył ją i zignorował jej prośby o postawienie diagnozy. W końcu musiała przez wiele popołudni jeździć z ojcem kilkadziesiąt kilometrów do psychiatry, który zgodził się ją przebadać.
Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne to straszne gówno (ale można je zwalczać)
czytaj także
Inez, zdiagnozowana w wieku 26 lat, również musiała zasięgnąć porady prywatnego lekarza, aby uzyskać diagnozę. Była tak zaniepokojona ryzykiem, że jej problemy zostaną zbagatelizowane, że przygotowała długą, szczegółową listę objawów i cech, które towarzyszyły jej przez całe życie. Podobne obawy miała Gabriela, a kiedy zgłaszała się po diagnozę w wieku 31 lat, bała się, że nie zostanie potraktowana poważnie. „Bo wiesz, jest ta cała stronniczość płciowa, która jest wszędzie”.
Tylko Mia i Rita czuły, że miały szczęście, gdy uzyskały diagnozę. Mię, która miała wtedy 23 lata, skierowała po prostu jej terapeutka. Rita została zdiagnozowana w wieku 19 lat, po okresie przewlekłej bezsenności, która poważnie wpływała na jakość jej życia. Zgłosiła się po pomoc i wkrótce zdiagnozowano u niej ADHD.
Po postawieniu diagnozy można było rozpocząć terapię. Nie ma lekarstwa na ADHD, ponieważ nie jest to choroba, lecz wrodzony, inny sposób bycia. Istnieją dwa podejścia, których celem jest ograniczenie wpływu objawów na życie codzienne: terapia poznawczo-behawioralna i leczenie farmakologiczne.
U dzieci główny nacisk kładzie się na terapię, by mogły od najmłodszych lat nauczyć się, jak działa ich mózg i jakie strategie pomagają im najlepiej. Z drugiej strony dorośli – z których wielu dorastało z chorobami współistniejącymi, takimi jak depresja czy lęki – potrzebują terapii, aby oduczyć się złych nawyków i negatywnych wzorców, a w wielu przypadkach zmierzyć się z nieprzepracowanymi traumami.
Głównym problemem jest to, że obecnie psychoterapia nie jest dostępna w większości publicznych systemów opieki zdrowotnej – a jeśli już jest, to bardzo trudno jest umówić się na regularne wizyty, przez co dostęp do niej w praktyce zależy od zasobów finansowych. W moim przypadku, jako aspirującej dziennikarki, która tak naprawdę nie rozumie pieniędzy, psychoterapia była luksusem, na który mogłam sobie pozwolić tylko w określonych okresach życia. Przez resztę czasu opierałam się na wcześniej wypracowanych strategiach współczucia i samoakceptacji, żeby jakoś sobie radzić.
Psychoterapia bez iluzji: czas na wspólne standardy i faktyczną ochronę pacjentów [rozmowa]
czytaj także
W takich przypadkach przepisane leki mają fundamentalne znaczenie w radzeniu sobie z naszą przypadłością. Gdy jako nastolatki zmagałyśmy się z niezrozumieniem tego, co właściwie dzieje się w naszych głowach, część z nas płakała z radości po pierwszym zażyciu leków na ADHD – bo po raz pierwszy poczułyśmy harmonię w umyśle, chwilowy rozejm w wojnie, której nawet nie byłyśmy świadome. „Czy tak czują się ludzie na co dzień?” – to była moja pierwsza myśl, gdy w mojej klatce piersiowej zagościło dziwne poczucie porządku. „Pewnie tak właśnie czują się ludzie z wyrównanymi czakrami”, zażartowałam do siebie.
Przyjmujemy stymulanty OUN (ośrodkowego układu nerwowego), takie jak metylofenidat – najczęściej przepisywany lek psychoaktywny w leczeniu ADHD. Jeszcze 50 lat temu naukowcy nie rozumieli w pełni mechanizmu jego działania. Jednak nowe badania nad wpływem metylofenidatu na mózg osób z ADHD doprowadziły do przełomowej hipotezy: nasze mózgi tracą dopaminę, a to właśnie niezdolność do regulowania stężenia dopaminy zewnątrzkomórkowej przyczynia się do rozwoju tego zaburzenia neurorozwojowego.
Dopamina jest neuroprzekaźnikiem i hormonem. Jej receptory znajdują się głównie w ośrodkowym układzie nerwowym i odgrywają kluczową rolę w codziennym funkcjonowaniu – wpływają na ruch, emocje, układ nagrody w mózgu, a także na sen, pamięć i kontrolę impulsów. W praktyce przekłada się to na objawy takie jak wewnętrzny niepokój, zaburzenia emocjonalne, brak motywacji, bezsenność, rozkojarzenie, impulsywność i agresja – czyli zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD) typu mieszanego.
Jednym z objawów, które moja była terapeutka błędnie zdiagnozowała jako depresję, była moja niezdolność do wstania z łóżka. Wcześniej miewałam epizody depresyjne i w tamtym momencie nie czułam, że to właśnie to. Po otrzymaniu diagnozy i recepty na metylofenidat opracowałam też własną strategię: każdego wieczoru nastawiam budzik na 20 minut przed godziną, o której naprawdę chcę wstać następnego ranka. Trzymam leki i wodę tuż obok poduszki, więc kiedy przychodzi pora i budzik dzwoni, biorę tabletki w ciemności, ponownie zamykam oczy, a niecałe pół godziny później lek zaczyna działać i jestem gotowa wstać i stawić czoła światu.
Teraz wreszcie mogę mieć spokojne poranki – nawyk, o którym zawsze marzyłam, ale którego nigdy wcześniej nie byłam w stanie osiągnąć. Leczenie daje nam szansę uwierzyć, że możemy być tym, kim naprawdę jesteśmy; nie tymi, kim mamy być według innych, ale tymi, o których marzymy, że się staniemy. Rita, prawie dziesięć lat ode mnie młodsza, głęboko mnie zainspirowała, kiedy powiedziała: „Nie jestem bardziej wadliwa ani mniej zdolna niż ktokolwiek inny. Nigdy nie będę szukać litości”. Jej mózg po prostu funkcjonuje w inny sposób i może to czasami stanowić wyzwanie, ale nie przeszkodę w życiu.
Lepsze i gorsze? Nie, mózgi mamy po prostu różne [rozmowa o neuroróżnorodności]
czytaj także
Ulga związana z „zaszufladkowaniem” jest w istocie ulgą płynącą z tego, że w końcu jesteśmy w stanie zrozumieć siebie, utwierdzić się w przekonaniu, że nie jesteśmy zepsute ani złe; daje nam to szansę na zrozumienie i wreszcie dostrzeżenie. Możemy tworzyć strategie funkcjonowania zamiast maskować zachowania; możemy być bardziej wyrozumiałe dla siebie, gdy popełniamy „głupie” błędy; możemy tłumaczyć się innym; możemy prosić o pomoc, nie czując się mniej ważne. W ten sposób możemy stworzyć nowe sposoby życia, nie tylko dla siebie, ale dla każdego człowieka, tak aby każdy mógł w pełni rozwinąć swój potencjał, bez zmuszania tych, którzy są inni, do dostosowywania się do przestarzałych zasad i przekonań.
Neuroróżnorodność w całym spektrum – autyzm, trisomia 21 i wiele innych mniej znanych zaburzeń – są po prostu częścią różnorodności życia. Rozpoznawanie ich, uznawanie i celebrowanie nie jest tylko trendem „woke”; to nasz obowiązek jako rozwiniętego społeczeństwa, które tworzy przestrzeń dla każdego i docenia życie we wszystkich jego formach. To powinien być kolejny krok w ewolucji człowieka: dostosowanie naszych społecznych konstruktów do przeżywanego życia – a nie odwrotnie.
**
Sonia Quinche jest dziennikarką, mieszka w Porto.
Artykuł powstał w ramach programu stypendialnego dla młodych dziennikarzy „Come Together”.