Unia Europejska

Kradzież z pobiciem dostaniesz w gratisie. Jak Airbnb zwiększa przestępczość

Airbnb to gratka nie tylko dla rentierów. Także dla drobnych złodziejaszków, zawodowych włamywaczy i pospolitych bandytów. Na każde 100 nieruchomości wystawionych przez Airbnb w okolicy przybywa średnio 12 rozbojów, 64 kradzieże i 24 napaście.

Dzięki platformie Airbnb możesz zarezerwować przestronny apartament w centrum Warszawy na jedną noc za jedyne 1800 zł. Jeśli akurat ci się nie przelewa, noclegi na sofie zaczynają się od 150 zł. Po mordzie można zaś dostać całkiem za darmo, i nie wymaga to nawet subskrypcji ani podania adresu e-mail.

Kryminologiczna psujzabawa

Problem mają jak zwykle eksperci. Na przykład urbaniści, którzy straszą, że Airbnb zniszczy naturalną tkankę miejską, albo ekonomiści ostrzegający przed zanikiem tańszych opcji noclegowych, takich jak schroniska młodzieżowe.

Teraz do grona podejrzliwych dołączyli kryminolodzy. Charles Lanfear z Uniwersytetu w Cambridge wraz z Davidem Kirkiem (Uniwersytet Pensylwanii) zbadali wpływ platformy Airbnb na poziom przestępczości. Czy w dzielnicach opanowanych przez najem krótkoterminowy jest więcej przemocy, kradzieży i aktów wandalizmu? I dlaczego winę za ten stan rzeczy ponosi nie kto inny jak właśnie Airbnb?

Od początku mieli pod górkę. Airbnb zazdrośnie strzeże swoich danych, toteż Lanfear musiał iść okrężną drogą, zwracając się do analityków rejestrujących ogłoszenia z Airbnb w celach komercyjnych. Ci zaoferowali, że w imię nauki udostępnią badaczom adresy ogłoszeń… za skromne 30 tysięcy funtów.

Dlaczego Airbnb to zło? [wyjaśniamy]

Na szczęście udało się w końcu uzyskać adresy za darmo od instytucji publicznej zbierającej dane o konsumentach. Londyńska policja udostępniła z kolei daty i lokalizacje wszystkich przestępstw popełnionych w mieście przez trzy lata. Badając przebieg wydarzeń w czasie i przestrzeni, kryminolodzy mogli wreszcie ustalić, co zaszło, gdy połacie Londynu przeszły pod władanie Airbnb.

Wyniki niestety przeczą opisom urokliwych lokalizacji i beztroskich weekendowych wypadów, jakie znajdziemy na stronie platformy. Na każde 100 kolejnych nieruchomości wystawionych na wynajem przez Airbnb w okolicy przybywa średnio 12 rozbojów, 64 kradzieże i 24 napaście.

Lanfear i Kirk przewidują, że skali całego Londynu dziesięcioprocentowy wzrost liczby ogłoszeń oznacza dodatkowe tysiąc napadów rabunkowych. Są to szacunki raczej zachowawcze, bo obejmują one wyłącznie przestępstwa znane policji, a policyjna statystyka stanowi niekiedy jedynie wierzchołek góry lodowej.

Śledztwo w toku

Od statystycznej korelacji daleko jeszcze do wykazania, że jakieś zjawisko jest konsekwencją innego. Trzeba też uważać, by nie pomylić przyczyn ze skutkami: może to wzrastająca przestępczość powoduje, że właściciele wyprowadzają się z niebezpiecznych dzielnic i pozostawiają nieruchomości na wynajem?

Gdy jednak w każdej dzielnicy wzrost liczby krótkoterminowych najmów poprzedza wzrost przestępczości, poszlaki stają się bardziej wiarygodne. Zdarzenia późniejsze nie mogą przecież powodować zdarzeń wcześniejszych. Materiał dowodowy staje się jeszcze dobitniejszy, gdy Lanfear i Kirk określają i mierzą konkretne mechanizmy, które mogą powodować, że wzrost liczby mieszkań wynajmowanych przez Airbnb pociąga za sobą wzrost liczby przestępstw.

Te mechanizmy to rozkład tkanki społecznej oraz nowe okazje dla przestępców w dzielnicach opanowanych przez Airbnb. Gdy większość mieszkań na danym obszarze idzie pod najem krótkoterminowy, w okolicy zanika naturalna społeczność sąsiedzka, która dbałaby o długotrwałe bezpieczeństwo. Nie uświadczysz tam emerytów przesiadujących przy oknie, gotowych wezwać policję na widok pierwszej lepszej awantury. W ich miejsce pojawiają się zdezorientowani turyści stanowiący łatwy cel dla przestępców. Spędzając większość dnia na zwiedzaniu i imprezach, pozostawiają w pokojach cenne łupy.

To jeszcze nie wszystko, bo Lanfear i Kirk uwzględniają także alternatywne wersje zdarzeń – takie, które mogłyby oczyścić platformę z wszelkich zarzutów. Sprawdzają, czy czynniki takie jak liczba patroli policyjnych czy mecze piłkarskie mogłyby zaprzeczyć ich pierwotnym ustaleniom. Słowem wszystko, co mogłoby wpływać na ilość wynajmowanych nieruchomości i na przestępczość, prowadząc do pozornej korelacji między Airbnb a przestępczością (rozgrywki ligi futbolowej mogą na przykład przyciągać równocześnie użytkowników Airbnb jak i agresywnych pseudokibiców).

Biorąc tzw. „politykę bezpieczeństwa” platformy za dobrą monetę, Lanfear i Kirk śledzą rozwój wydarzeń już po tym, jak platforma wprowadziła dodatkowe zabezpieczenia i wymogi identyfikacji gości. Jakkolwiek autorzy nie staraliby się podważyć własnej hipotezy, związek między Airbnb a przestępczością nie daje się wyjaśnić w inny sposób jak tylko przez kryminogenny wpływ krótkoterminowych najmów.

Zanim przyjdą po was z widłami. List otwarty do Airbnb

Metodę przyjętą przez autorów określa się mianem „surowego testu” (ang. severe testing). Aby zyskać wiarygodność, badacz poddaje swoją hipotezę rozlicznym próbom tak długo, aż alternatywne wyjaśnienia zostaną wyeliminowane albo przynajmniej okażą się mało prawdopodobne (na przykład, że biorąc na cel określone mieszkania, włamywacze kierują się nienawiścią do Airbnb).

Teza o wpływie Airbnb na przestępczość miałaby niewielkie szanse przetrwać te próby, gdyby nie znajdowała odzwierciedlenia w rzeczywistości. Lanfear i Kirk nie mieli też wpływu na to, jak zbierano dane, a kod analityczny udostępniono online, tak aby sceptycy mogli się z nim zapoznać i skorygować błędy, jeśli się ich dopatrzą. Oznacza to, że analiz nie trzeba brać na wiarę – można je odtworzyć krok po kroku z użyciem tych samych metod.

Gdy w końcu artykuł ukazał się w renomowanym naukowym czasopiśmie „Criminology”, pisało o nim nie tylko ponad 150 gazet na całym świecie, ale nawet portale dla deweloperów. W końcu do tekstu odniósł się jego główny (anty)bohater – Airbnb.

Mistrzowie podejrzeń

Mimo, że artykuł przeszedł rygorystyczny proces recenzji, rzecznicy Airbnb postanowili sami zabawić się w naukowego recenzenta. Niestety, zabrakło im zarówno bezstronności, jak i po prostu wiedzy eksperckiej wymaganej do tej roli. Zarzucili badaczom pominięcie akurat tych czynników, które Lanfear i Kirk krok po kroku przeanalizowali w swoim opracowaniu: wahania liczby przestępstw w sezonie turystycznym oraz ogólnego wzrostu przestępczości. Ich niezbyt pomysłowe próby dezinformacji pokazują, że to Lanfear i Kirk, a nie zawodowi propagandziści Airbnb, zadali sobie więcej trudu, by potencjalnie wybielić platformę.

Tego jednak nawet po serii rygorystycznych analiz nie dało się dokonać– przynajmniej nie w dobrej wierze. Jednak Airbnb nadal kwestionuje konkluzje badaczy. Nie regulujcie odbiorników, jeśli właśnie stają wam przed oczyma przebrani w kitle marketingowcy przemysłu tytoniowego, którzy w latach 60. przedstawiali własną wersje badań nad szkodliwością swojego produktu. Déjà vu jest jak najbardziej na miejscu.

Przepraszam za 7 milionów śmierci rocznie. Twój koncern tytoniowy

czytaj także

Przepraszam za 7 milionów śmierci rocznie. Twój koncern tytoniowy

Tedros Adhanom Ghebreyesus i Tabaré Ramón Vázquez

Podobnie jak przemysł tytoniowy czy alkoholowy, Airbnb osiąga zyski kosztem bezpieczeństwa, zdrowia czy nawet życia swoich klientów, a także ze szkodą dla osób pozornie niezwiązanych z działalnością platformy. Bardzo możliwe, że te szkody – więcej włamań, rozbojów i aktów wandalizmu – są większe nawet od astronomicznych zysków, jakie czerpią akcjonariusze i wielkorządcy ekonomii współdzielenia. Ten model biznesowy działa pod jednym warunkiem: szkody, do jakich prowadzi działalność Airbnb, muszą ponieść inni. Na przykład ci, którzy mają tylko jedno mieszkanie i leży ono akurat w strefie erbienbizacji.

Ale są też niespodziewani beneficjenci. To drobni złodzieje i zawodowi włamywacze, którym Airbnb nakręca interes. Jakiś czas temu Rafał Chabasiński ubolewał, że dla Krytyki Politycznej rentierzy są bardziej szkodliwi społecznie niż uliczne kradzieże . Badania pokazują, że to tylko pozorny dylemat. Airbnb daje nam dwa w jednym: więcej rentierów i więcej kradzieży.

**
Andrzej Uhl jest doktorantem w Instytucie Kryminologii na Uniwersytecie w Cambridge. Pełen raport z badań Charlesa Lanfeara i Davida Kirka jest dostępny w czasopiśmie „Criminology”, numer 62.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij