Świat

Po co Trumpowi Grenlandia?

Trump chciał kupić wyspę od Danii już w trakcie swojej pierwszej kadencji. Wcześniej podobny zakup USA negocjowały w 1867 roku. Czemu Trump wraca do tematu i skąd w ogóle zainteresowanie prezydenta arktyczną wyspą?

Wśród wielu wypowiedzi Trumpa z ostatnich tygodni, szczególne zdumienie wzbudzało to, co mówił na temat Grenlandii. Zwłaszcza deklaracje prezydenta elekta, że „nie wykluczałby użycia siły”, by przyłączyć Grenlandię do Stanów, wyspa jest bowiem Ameryce niezbędna ze względów bezpieczeństwa.

Trump chciał kupić wyspę od Danii już w trakcie swojej pierwszej kadencji – co spotkało się z lodowatą reakcją Kopenhagi. Czemu Trump wraca do tematu i skąd w ogóle zainteresowanie prezydenta arktyczną wyspą?

Jak zwykle w przypadku Trumpa chodzi o pieniądze – a konkretnie o obecne na Grenlandii złoża minerałów – a jak nie o pieniądze, to o kluczową dla jego prezydentury rywalizację z Chinami. Trump, agresywnie zgłaszając zainteresowanie Grenlandią, przede wszystkim wysyła Chińczykom sygnał, że Stany nie pozwolą na ich obecność na wyspie – nawet gospodarczą.

Rzecz nie bez precedensu

Propozycje zakupu Grenlandii nie są przy tym niczym bez precedensu w amerykańskiej historii. Od czasu zakupu Luizjany – obejmującej wtedy tereny od Nowego Orleanu i Zatoki Meksykańskiej po Montanę przy dzisiejszej granicy z Kanadą – od Francji przez Jeffersona Stany rozszerzały swoje terytorium, wchodząc w posiadanie ziem kolonialnych europejskich imperiów na półkuli zachodniej.

Trump nie jest też pierwszym amerykańskim politykiem interesującym się Grenlandią. Zakup wyspy od Danii negocjował w 1867 roku William H. Seward – sekretarz stanu w administracji Lincolna i Andrew Johnsona. Seward znany jest głównie z zakupu Alaski od Rosji. Grenlandia miała być kolejnym krokiem budowania pozycji Stanów w Arktyce, Seward liczył też, że wciśnięta między amerykańską Alaskę i Grenlandię Kanada będzie musiała w końcu połączyć się ze Stanami. Do zakupu nie doszło ze względu na napięcia między Kongresem a administracją Johnsona.

W latach 40., w trakcie II wojny światowej, gdy Dania była okupowana przez nazistowskie Niemcy, Stany zajęły Grenlandię jako ważny strategicznie punkt na północnym Atlantyku, kluczowy do obrony Ameryki Północnej przed ewentualnymi niemieckimi atakami. Po wojnie Stany zwróciły wyspę Danii, ale co najmniej dwukrotnie – w latach 40. i 50. – proponowały jej zakup. Amerykanie traktowali Grenlandię jako miejsce niezbędne do obrony półkuli zachodniej przed radzieckimi atakami lotniczymi.

„Kontrola jest dobra, ale zaufanie tańsze” – mawiają Duńczycy. A jak wygląda praktyka?

Waszyngton nie kupił wyspy, ale uzyskał prawo do założenia na niej swojej bazy wojskowej w Thule (dziś Qaanaaq), która do dziś stanowi kluczowy element amerykańskiego systemu obrony antyrakietowej. Stacjonuje w niej 200 amerykańskich żołnierzy – i drugie tyle z armii sojuszników Stanów. Dla porównania duńska obecność wojskowa na wyspie ogranicza się dziś do niespełna 80 żołnierzy. Sprawę zakupu miał też sondować dyskretnymi dyplomatycznymi kanałami wiceprezydent Geralda Forda, Nelson Rockefeller.

Grenlandia z geograficznego punktu widzenia jest częścią kontynentu północnoamerykańskiego. Zainteresowanie kolejnych administracji wyspą można też uznać za realizację doktryny Monroego, stanowiącej – wyciągając z niej esencję – że półkula zachodnia powinna być wolna od ingerencji Europy i stanowić wyłączną domenę Amerykanów.

Rywalizacja o Arktykę…

Od lat 70. ubiegłego wieku i zimnej wojny strategiczna rola Grenlandii tylko wzrosła. Wszystko za sprawą zaostrzającej się rywalizacji wielkich mocarstw w Arktyce. Zmiany klimatyczne zwiększają bowiem znaczenie tego obszaru. Ułatwiają dostęp do jego surowców, otwierają go dla osadnictwa, umożliwiają korzystanie z arktycznych szlaków morskich. Co ma znaczenie zarówno gospodarcze, jak i wojskowe.

Nigdy Grenlandia nie będzie tak zimna, rafy koralowe – tak tętniące życiem, a Amazonia – zielona

Stany dzięki Alasce są już mocarstwem arktycznym. Ich pozycja na tym obszarze o rosnącym znaczeniu jest jednak znacznie słabsza niż Rosji czy Kanady. Amerykańska Grenlandia radykalnie wzmacniałaby pozycję Stanów w Arktyce.

Arktyką interesują się też Chiny. Chińska doktryna głosi, że ponieważ w Chinach mieszka 20 proc. światowej populacji, to Chiny powinny mieć prawa do 20 proc. zasobów Arktyki. Chiny budują lodołamacze i rozwijają swoją obecność w regionie, głównie we współpracy z Rosją. Interesują się też Grenlandią. Jednocześnie, jak w swojej analizie pisze „Foreign Policy” w ciągu ostatnich 10–15 lat Stany naciskały na Danię, by blokować chińskie inwestycje na wyspie – np. rozbudowę lotniska w największej miejscowości Nuuk.

…i metale ziem rzadkich

Drugim powodem rosnącego strategicznego znaczenia Grenlandii jest globalna rywalizacja o metale ziem rzadkich. To 17 pierwiastków, które ze względu na swoje unikalne właściwości fizyczne i chemiczne są kluczowe dla produkcji elektroniki, najbardziej zaawansowanych technologii wojskowych czy zielonych technologii.

Dziś sektor metali ziem rzadkich jest całkowicie zdominowany przez Chiny. Odpowiadają one za 60 proc. wydobycia rud i 90 proc. ich przetwarzania. Chińskie technologie pozyskiwania czystych metali z rud są najnowocześniejsze na świecie.

Chiny gotowe są przy tym użyć swojej przewagi do rynku do realizacji politycznych celów. Przekonała się o tym boleśnie Japonia w 2010 roku, gdy za sprawą sporu terytorialnego z Tokio Chiny wstrzymały na kilka tygodni eksport swoich metali ziem rzadkich do Japonii – co wywołało poważne perturbacje gospodarcze.

Grenlandia, według danych United States Geological Survey, ma ósme na świecie złoża metali rzadkich. Według danych Komisji Europejskiej grenlandzkie złoża stanowią 10 proc. złóż globalnych i jedną piątą dostępnych do eksploatacji.

Największe na świecie pojedyncze złoże metali ziem rzadkich znajduje się w Kvanefjeld na południu wyspy.

Wydobycie tam miała rozwijać spółka Greenland Minerals – górnicze przedsiębiorstwo z Australii, którego największym udziałowcem jest chiński holding Shenghe Resources. Na drodze stanęła jednak lokalna grenlandzka polityka.

Czego chcą Grenlandczycy?

Grenlandia, skolonizowana przez Danię na początku XVIII wieku, jest bowiem od 1979 autonomicznym terytorium Danii – w ramach autonomii podjęła np. decyzję o wystąpieniu z Unii Europejskiej – posiadającym własny rząd i parlament. Odpowiada on za większość polityki dotyczącej wyspy, poza tą obronną i zagraniczną, które ciągle pozostają w gestii Kopenhagi.

Ostatnie grenlandzkie wybory parlamentarne w 2021 roku zmieniły się w „referendum” wokół dalszej eksploracji Kvaneflejd. Przegrała je rządząca w zasadzie nieprzerwanie od 1979 roku wyspą socjaldemokratyczna partia Siumut, wygrała sytuująca się na lewo od niej Wspólnota Ludzka – której rząd wstrzymał pracę.

Skąd opór wobec kopalni? Złoża metali rzadkich występują tam razem ze złożami uranu. Mieszkańcy obawiają się, że radioaktywny pył skazi okolicę, jedyną nadającą się do uprawy ziemi i wypasu owiec na wyspie.

Zwolennicy projektu przekonują, że jest on kluczowy dla rozwoju opierającej się dziś głównie na rybołówstwie – spór o kwoty rybne z Brukselą był głównym powodem grenexitu – lokalnej gospodarki i zbudowania ekonomicznej niezależności od Kopenhagi. A ta jest konieczna, jeśli Grenlandia chce zrealizować ambicję wielu swoich mieszkańców – pełną niepodległość, za którą opowiada się prawie 70 proc. mieszkańców.

Ambicje samych Grenlandczyków są kolejnym czynnikiem, który trzeba uwzględnić, gdy analizujemy to, co Trump mówi o wyspie. Choć Grenlandia ma liczbę ludności zbliżoną do polskiego miasta powiatowego – 57 tysięcy – to ich decyzje mogą mieć geopolityczne znaczenie najwyższej wagi. Choćby to, kogo wybiorą w wyborach, które mają się odbyć najpóźniej w kwietniu tego roku i jak to przełoży się na wydobycie rud metali ziem rzadkich na wyspie.

Co dalej?

Co dalej może się stać z Grenlandią? „Niewykluczany” przez Trumpa scenariusz militarny wydaje się jednak ekstremalnie nieprawdopodobny. Podobnie jak scenariusz, który w swoich postach na portalu X wydawał się sugerować Elon Musk: Grenlandczycy decydują się odłączyć od Danii i przyłączyć do Stanów. Choć gdyby Grenlandia faktycznie uzyskała niepodległość, to konieczne byłoby wypracowanie nowego układu bezpieczeństwa dla wyspy, który najpewniej obejmować by musiał Stany.

Obecność kobiet ociepla politykę? Polityczka i dziennikarka oglądają „Rząd”

Czy Trump może wymusić sprzedaż wyspy? I skłonić miejscową ludność, by zaakceptowała takie porozumienie? Znów, wydaje się to mało prawdopodobne. Tym bardziej że Stany mogą zrealizować wszystkie swoje kluczowe interesy na wyspie bez brania za nią odpowiedzialność jako część swojego terytorium. Zarówno w wymiarze obecności wojskowej, blokowania współpracy gospodarczej z Chinami, jak i ekspansji amerykańskiego przemysłu wydobywczego. Bo Grenlandia zawiera nie tylko złoża metali ziem rzadkich, ale też ropy i gazu – ich eksploatacja dziś także jest wstrzymana z przyczyn środowiskowych.

Być może Trumpowi chodzi o wymuszenie koncesji na wszystkich tych trzech obszarach – wydobywczym, wojskowym i współpracy z Chinami. Tak wskazywałaby pragmatyczna kalkulacja. Problem w tym, że z Trumpem nigdy do końca nie wiadomo i na stole mogą leżeć też teoretycznie najmniej prawdopodobne scenariusze.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij