Film, Weekend

Chłop w patriotycznym teatrze Gomułki

Po roku 1956 rewolucja w Polsce wyraźnie hamuje. Zmiany się dokonały, nadchodzi Thermidor. To oznacza, że ci, którym udało się zmienić miejsce w hierarchiach, szukają uzasadnienia nowej pozycji. Język rewolucji okazuje się w tej sytuacji niezbyt wygodny. Trzeba go zastąpić czymś nowym, a jednocześnie dobrze znanym. Rozwiązanie podsuwa kino.

Zaczyna się od symbolicznej nobilitacji. Ludowy bohater okazuje się uosobieniem najlepszych tradycji narodu. Już nie rewolucji, a właśnie narodu. Emblematem tej zmiany jest etiuda Na drodze z filmu Świadectwo urodzenia w reżyserii Stanisława Różewicza z 1961 roku. Reżyser wprowadza na scenę nowego bohatera narodowego, legitymizuje jego obecność w opowieści o narodzie i nadaje cechy kulturowego szlachectwa. Służy mu do tego głęboko zakorzeniony w polskiej kulturze model patriotyzmu.

Siemion: twarz żołnierza z ludu

W chaosie przegranej wojny obronnej we wrześniu 1939 roku zagubiony dziesięcioletni chłopiec spotyka Józefa, z pochodzenia chłopa, który z taborową furmanką pełną pułkowych dokumentów poszukuje oddziału. Postać wykreował Wojciech Siemion, aktor, który wielokrotnie wcielał się w postaci żołnierzy z ludu i którego twarz stała się ikoną polskiego kina z takich obrazów jak Skąpani w ogniu (1963), Barwy walki (1964), Kierunek Berlin (1968), Ostatnie dni (1969) czy Zwycięstwo (1974).

Rewolucja i tradycja: dziś wolimy indywidualne historie, socrealizm żądał obrazów społecznej całości

Józef staje się dla małego opiekunem i autorytetem. Jednocześnie, jako żołnierz, czuje się odpowiedzialny za klęskę, której są świadkami. Po drodze widzą porzucony bez walki sprzęt i bezsilni patrzą z daleka, jak Niemcy palą wieś i rozstrzeliwują mieszkańców. W ostatniej scenie Józef każe małemu uciekać i w pojedynkę atakuje kolumnę pancerną. De facto popełnia samobójstwo, które nie przyczynia się do zwycięstwa i którego bezpośrednią konsekwencją jest porzucenie dziecka, za które wziął odpowiedzialność.

Internacjonalizm, czyli jak powstaje solidarność przekraczająca podziały etniczne

W hierarchii powinności ważniejszy jest jednak obraz ojców, tych, od których pochodzi słowo „ojczyzna”. Józef chce dowieść, że klęska nie wynika z tchórzostwa ani nieudolności, że zrobiono wszystko, co było możliwe, a utratę Polski okupiono życiem. Tym samym powtarza tragiczny, straceńczy gest z tradycji romantycznej. Staje się podobny do bohaterów „szkoły polskiej” z filmów takich jak Kanał czy Lotna Andrzeja Wajdy.

W akcie wierności przegranej sprawie Józef bierze na siebie to, czemu nie podołali dowódcy polskiej armii, którzy opuścili żołnierzy i uciekli za granicę, a szerzej – czego nie zrobiła klasa polityczna sprawująca rządy w II RP i jej elity. Ucieczkę władz państwa i dowództwa z kraju już w czasie wojny uznawano za kompromitację.

Różewicz przedstawia symbol „ojca” i związanych z nim wartości jako kulturowy paradygmat tożsamości, model włączenia do grupy-narodu lub wykluczenia z niej. Ofiara nie jest motywowana solidarnością z innymi ani próbą osiągnięcia celów militarnych, ale ideami takimi jak „wierność”, „odwaga” czy „honor”. Liczy się obraz ojca w oczach małego chłopca, etykieta „bohatera” lub „tchórza”, która kładzie się cieniem na samoocenie małego i wizerunku całej grupy-narodu.

Józef – bohater z ludu – staje się tym samym uosobieniem narodu i związanych z nim wartości, choć pozostawał na marginesie przedwojennego życia. Przekaz taki na początku lat 60. nobilitował tych, którzy wyszli z dołów społecznych i wymienili przedwojenne elity. Wszystko to dokonuje się jednak poza idiomem rewolucji społecznej, charakterystycznym dla lat 50. Jest wpisaniem w zmodyfikowany romantyczny mit narodowy, zaadaptowany przez nową klasę, ale jednocześnie wzmocniony przez nowe użycie.

Czereśniak i Skrzetuski

Wariantem historii Józefa z noweli Na drodze jest ewolucja Czereśniaka z Czterech pancernych i psa. Tomuś budzi sympatię, ale chyba nie wszyscy zwrócili uwagę na ewolucję, jaką przechodzi. Mamy rok 1970, drugi sezon serialu. Kiedy trafia do załogi, koledzy traktują go z wyższością, żeby nie powiedzieć – z pogardą.

Jest chłopem i wyraźnie odstaje. Reżyser i autor scenariusza przedstawiają go jako prowincjusza i biedaka. Zachowania wynikające z nędzy zamieniają się w „typowo chłopskie” cechy. Upór w zabiegach o nadanie ziemi traktowany jest jako rodzaj egoizmu, a zapobiegliwość kojarzona ze skąpstwem i małostkowością stwarza okazję do kpin. Czereśniak jest pochłonięty myślą o łupach, które mógłby przywieźć z wojny, i kompulsywnie zabiera wszystko, co jego zdaniem ma jakąkolwiek wartość i mogłoby się przydać w nędznym gospodarstwie ojca. W pewnym momencie przyprowadza krowę, którą chce koniecznie odesłać do domu i która prowokuje wybuchy śmiechu zarówno wśród towarzyszy broni, jak i widzów. Bawi nas prostak niepasujący do heroicznego mitu.

Czereśniak zostaje jednak włączony we wspólnotę po przejściu symbolicznej próby. Ujawniają się w niej zasady klasowego transferu i wartości leżące u podstaw nobilitacji klasy ludowej wewnątrz narodowego mitu. W odcinku Czerwona seria przedostaje się z otoczonej przez Niemców ufortyfikowanej śluzy bronionej przez jego towarzyszy, żeby poinformować dowództwo o możliwości zalania pozycji wroga, co ułatwi atak polskim i radzieckim oddziałom.

Ludowa historia Polski w roku 1955

Powtarza tym samym niemal dosłownie epizod z Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza: wyjście Skrzetuskiego ze Zbaraża. Akcja powieści toczy się w czasie kozackiej, a więc chłopskiej rebelii pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. To ważny szczegół, bo mit narodowy nie tylko łączy się w tym wypadku z obrazem szlachty jako grupy utożsamionej z tradycją narodową i będącej jej depozytariuszem, ale przedstawia tłumienie ludowego powstania. Jego uczestnicy potraktowani zostali jako obca i dzika masa, którą należy z całym okrucieństwem poskromić i ucywilizować, poddając polskiej, a zarazem klasowej władzy. Zapewne dlatego powieść zekranizowano dopiero po upadku PRL, w 1999 roku.

Czyn Skrzetuskiego jest u Sienkiewicza punktem zwrotnym akcji i jednocześnie potwierdzeniem całkowitego oddania Ojczyźnie. Bohater nie tylko ryzykuje życie, ale stawia walkę o Polskę ponad wszelkimi prywatnymi interesami, także własnym szczęściem i miłością. Uosabia tym samym wyobrażenie o szlachectwie. Jaki kontrast z powstańcami Chmielnickiego! Ci charakteryzowani są konsekwentnie jako ludzie powodowani prywatą. Czereśniak, powtarzając czyn Skrzetuskiego, unicestwia w sobie chłopa i przechodzi na stronę szlachectwa. Dopiero wtedy zyskuje szacunek towarzyszy i widzów, a wraz z tym pełnoprawne miejsce we wspólnocie.

Piękni oficerowie

Co jednak dzieje się w kulturze z plebejskim piętnem? Podpowiedzi należy szukać w zrealizowanym w 1959 roku filmie Lotna Andrzeja Wajdy. Akcja rozgrywa się w czasie wojny obronnej we wrześniu 1939 roku. W oddziale kawalerii pojawia się wyjątkowy, biały koń. Tytułowa Lotna uosabia zarówno wartości związane z dziewiętnastowiecznymi wyobrażeniami patriotycznymi, jak i ich zniewalający urok, tragizm oraz piękno. Jest przedmiotem pragnienia zarówno bohaterów, jak i widowni. Widowni – o czym musimy pamiętać – którą tworzy w dużej mierze nowa inteligencja z powojennego awansu. Pożegnanie z romantycznym modelem tradycji, o którym mówił reżyser, i krytyka, jest w istocie przekazaniem patriotycznego idiomu nowemu podmiotowi społecznemu oraz potwierdzeniem i utrwaleniem związanego z nim świata wartości, w tym obrazu hierarchii społecznych.

Dzieci Wyszyńskiego i Gomułki. Od 1980 roku robimy wszystko, by umacniać ich wersję mitu narodowego

Etos walki o niepodległość zyskuje w Lotnej wymiar sakralny i estetyczny. Kampania wrześniowa zakończyła się przegraną i militarne zwycięstwo nie jest w tej opowieści ważną stawką. Świadomość nieuniknionej klęski tylko dodaje wzniosłości bohaterom i ich poświęceniu. Opowiedzenie się za przegraną sprawą potwierdza jej sakralny status. Racjonalnie rzecz biorąc, biały koń przynosi śmierć, ponieważ jeździec jest dobrze widoczny na polu walki. W kontekście kulturowych symboli poświęcenie na przekór wszystkiemu, którego finałem jest ofiara z życia, wytwarza obraz o nieodpartym estetycznym uroku, którego uosobieniem jest piękny i tragiczny kawalerzysta na białym koniu.

Właśnie tego rodzaju piękna pożądają bohaterowie. Są nimi oficerowie przedwojennej polskiej kawalerii, a więc przedstawiciele ówczesnych, przedrewolucyjnych elit, grani przez najprzystojniejszych aktorów początku lat 60., mężczyzn w nienagannie skrojonych mundurach o ascetycznych, melancholijnych twarzach. Śmierć potwierdza jedynie ich wielkość, wyższość i szlachectwo. Właśnie dlatego na przekór racjonalności kolejni, coraz młodsi rangą oficerowie, przejmują po poległych przełożonych białego konia i giną.

Prawowitymi dziedzicami etosu i mitu narodowego są jednak jedynie oficerowie. Dziedziczenie zatrzymuje się w Lotnej na granicy dzielącej klasy społeczne. Pragnienie przekracza ją jednak. Wachmistrz Latoś, podoficer, to człowiek z ludu, który także pożąda Lotnej i chce za wszelką ceną wsiąść na białego konia. Wizualny kontrast między nim a oficerami jest aż nadto wymowny: oni smukli, on przysadzisty, wydaje się grubo ociosany z jakiejś innej, twardej i pospolitej materii.

Cześć i chwała dezerterom

W finałowej scenie to właśnie on doprowadza do śmierci Lotnej. Powodowany pragnieniem kradnie konia oficerowi, który osłabł ze zmęczenia, i w czasie ucieczki przez pobojowisko koń łamie nogę. W konsekwencji trzeba go dobić.

Aluzja do powojennej rewolucji jest aż nadto przejrzysta: parweniusze, którzy zajęli miejsce dawnych elit, zabili narodowy mit. Na pierwszy rzut oka dziwi fakt, że cenzura – zarówno scenariusz, jak i gotowy film musiał zyskać akceptację władz – dopuściła tego rodzaju rozwiązanie fabularne. Co więcej, film nakręcono na drogiej, barwnej taśmie, co oznacza, że władze kinematografii uznały temat za ważny, także propagandowo. Być może jednak w grę wchodził głębszy proces, na który zgadzali się wszyscy aktorzy społeczni: o przejęcie i potwierdzenie mitu wraz z wyobrażonym utożsamieniem z dawnymi elitami. Pragnienie bohaterów udziela się bowiem widowni i efekt ten jest wyraźnie zamierzony. Widzowie chcą być piękni „tak jak oni” i właśnie w tym są podobni do wachmistrza Latosia, ale żeby potwierdzić własne prawo do dziedziczenia tradycji, muszą odrzucić go i potępić jako uzurpatora.

Dystans wobec parweniusza i prostaka przybiera postać dystynkcji klasowej. Nowi uczestnicy narodowego mitu przejmują pragnienie, ale także poczucie wyższości, a wręcz pogardy wobec własnych korzeni i aspiracje powielenia związanych z tradycją znaków statusu. Chcą zapomnieć o rewolucji, w której uczestniczyli, i znajdują na to sposób.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Żukowski
Tomasz Żukowski
Historyk literatury
Historyk literatury, profesor w Instytucie Badań Literackich PAN. Autor książek „Wielki retusz. Jak zapomnieliśmy, że Polacy zabijali Żydów” (2018) i „Pod presją. Co mówią o Zagładzie ci, którym odbieramy głos” (2021).
Zamknij