Historia, Weekend

Żukowski: Kiedy powstał naród polski i czy nie jest on przypadkiem znacznie młodszy, niż myślimy?

„Historia polski” boi się konfliktu jak ognia, bo pamięć o nim podważa wyobrażenie o zbiorowym bohaterze: narodzie. Dlatego nie jest możliwa historia zintegrowana, a więc historia wszystkich, którzy tu mieszkali, razem z ich głosami na temat tego, co myśleli o wspólnej przestrzeni, jak się w niej odnajdywali i jak chcieli ją zmieniać.

26 września w Kamienicy Hilarego Majewskiego w Łodzi otwarto wystawę Wojciecha Wilczyka (Nie)widzialne pomniki wolności. Tematem są XIX-wieczne upamiętnienia końca pańszczyzny ze wszystkich trzech zaborów: z Królestwa Polskiego, Galicji i Śląska. Mamy przed sobą typologię obejmującą 140 obiektów.

Na pierwszy rzut oka „fotografia ojczysta” jak z broszur Jana Bułhaka, który jeszcze przed wojną nawoływał do fotografowania pochylonych przydrożnych krzyży jako kwintesencji polskości. Kiedy przyjrzymy im się bliżej, okazuje się, że to nie takie proste.

Wilczyk stawia widzów przed pytaniami, które jak dotąd nie wybrzmiały w debacie o ludowej historii Polski. A są to pytania podstawowe. Dlatego (Nie)widzialne pomniki wolności należy koniecznie zobaczyć i przemyśleć.

Tekturowa rzeczywistość I RP: jak szlachta organizowała sejmiki i zbierała podatki

 

Po zniesieniu pańszczyzny chłopi stawiali pamiątkowe krzyże, czasami kapliczki. Umieszczano na nich inskrypcje, często dziękczynienia dla cesarza Ferdynanda I i cara Aleksandra II. Ponoć zakopywano też pod nimi dokumenty, określające zobowiązania wobec dworu. Po roku 1918 napisy zostały w większości zamalowane, skute albo zastąpione innymi – upamiętniającymi naczelnika Tadeusza Kościuszkę lub odzyskanie niepodległości.

Upamiętnienia zniesienia pańszczyzny i odzyskania wolności przez włościan były najwyraźniej niewygodne i są takie do dzisiaj. Jeszcze w 2005 roku krzyż pańszczyźniany w Prandocinie-Iłach dedykowano Janowi Pawłowi II. Ale miejscowi wiedzą, o co chodzi. W Makowie pod Radomiem do fotografa podszedł właściciel pobliskiej posesji i po krótkiej rozmowie odkręcił tablicę na żeliwnym krzyżu. Na tej zewnętrznej był napis: „Na pamiątkę scalenia gruntów. 1923 R”. Pod spodem zachował się inny: „Na pamiątkę uwłaszczenia włość; D: 19/2 lutego, marca 1864”. Tam gdzie krzyże przetrwały, możemy przeczytać napisy w rodzaju tego z Rudki: „Ten krzyż postawiła gromada Rudniaska na pamiątkę d [tu fragment odłupany; prawdopodobnie «dania» – przyp. aut.] nam wolności za panowania ces Ferdinanda I. Dnia 15 maja 1848”. Wiele krzyży nosi inskrypcje w cyrylicy, po ukraińsku. To ważny szczegół.

Kiedy powstał naród?

Dzierżkówek Stary. Fot. Wojciech Wilczyk

Krzyże pańszczyźniane wymagały interwencji nie tylko i nie przede wszystkim ze względu na imiona władców państw zaborczych. Głębszy problem polegał na tym, że wyłamywały się z opowieści o narodzie. Więcej: podkopywały ją i pokazywały, jak bardzo nie przystawała i nie przystaje do rzeczywistości. Korekta – nowe napisy, bohaterowie narodowi, tacy jak Kościuszko czy Wojtyła, znaczące modlitwy lub słowa pieśni – osadzały historię miejscowej ludności w kontekście Ojczyzny, narodu i jego historii. Inskrypcje w rodzaju „Boże błogosław Ojczyźnie naszej” albo „Przed Twe ołtarze / Dzięki Ci składamy / Za Ojczyznę wolną, / którą dzisiaj mamy” przywracały porządek naruszony przez wspomnienie pańszczyzny, a tak naprawdę konfliktu, który sprawiał, że nie mogło być mowy o żadnej wyobrażonej wspólnocie łączącej dwór ze wsią.

„Oaza cywilizacji na morzu barbarzyństwa”. Jak polscy ziemianie władali ukraińską wsią [rozmowa]

Konflikt ten organizował świadomość społeczną na tyle głęboko, że wyznaczał granice między swoimi i obcymi, a razem z tym sieci lojalności. Przede wszystkim lojalności klasowej – wobec gromady – ale także lojalności podyktowanej rozpoznaniem interesu, a więc wobec władzy (z perspektywy „historii Polski” – zaborczej), która regulowała stosunki z dworem, i nakładał na przemoc ramy prawa. Wdzięczność wobec cesarza lub cara była tylko refleksem owego konfliktu. Świadczyła też o dokonanym wyborze – porządku państwowego przeciw wspólnocie narodowej, która miałaby łączyć dwór z poddanymi.

O tym, jak trwały był ten konflikt, świadczą notatki Kazimierza Wyki, który w Gospodarce wyłączonej pisał o przegranej w 1939 roku:

„Na klęskę znienawidzonego przez wieś systemu ozonowego, klęskę, którą chłopskie poczucie klasowe rozszerzało w ogóle na miasto, biurokrację i inteligencję miejską, wieś zareagowała typową […] schadenfreude. Czyli po chłopsku: tyleście się pany mądrzyły, a takeście w zadek dostały. […] Reakcja chłopska, powtarzam dosłownie, słyszałem ją z wielu ust, brzmiała: „Nareszcie nam słonecko zaświeciło, dwadzieścia lat myśmy cekali, aleśmy się docekali”.

W pierwszym roku okupacji koniunktura gospodarcza była dla wsi znacznie lepsza niż za II Rzeczpospolitej i to okazywało się najważniejsze. Wyka sugeruje, że przyjęcie przez chłopstwo polskiej identyfikacji narodowej w czasie wojny wynikało z błędów okupanta. Chłopi nie byli przywiązani ani do Polski, ani do polskiego państwa. Naziści patrzyli na nich z perspektywy niemieckiego nacjonalizmu i traktowali jak podludzi, co wywoływało opór, a ten znajdował uzasadnienie w tym, co pod ręką, a więc w polskim nacjonalizmie. Zdaniem Wyki mądrzejsza polityka niemiecka doprowadziłaby do „rozbicia społeczeństwa polskiego”.

Kiedy więc powstał naród polski i czy nie jest on przypadkiem znacznie młodszy, niż myślimy?

Historia Żmiącej, wsi badanej przez socjologów od ponad stu lat, dowodziłaby, że stało się to dopiero w PRL-u. Pytanie: jak?

Dachnów. Fot. Wojciech Wilczyk

Kolonizacja

Jeśli weźmiemy do ręki Pana Tadeusza, polską epopeję narodową, od lat lekturę obowiązkową w polskich szkołach, to chłopów jako osobnego podmiotu w ogóle tam nie znajdziemy. Pojawiają się przelotnie – w obrazie zachodu słońca, kiedy milknie gwar żniwiarzy, i jako ci, których Tadeusz obdarowuje wolnością, co zresztą traktowane jest przez starszych jako dziwactwo. Nie widzimy ich, nie wiemy nawet, jakim językiem mówią: po litewsku, po białorusku czy po polsku?

Strój chłopski zostaje jednak użyty: zakłada go Zosia zamiast modnej sukni, czym wzbudza nostalgię, a jednocześnie entuzjazm generała Kniaziewicza oraz jego oficerów. Na co dzień Zosia jest wychowanką Telimeny, bywalczyni wieleńskich i petersburskich salonów. Jej przebranie służy rozpoznaniu się szlacheckich elit w polskiej tożsamości. Ułan i dziewczyna krajowych romantyków. Na tle napoleońskiej Europy i rewolucji francuskiej takie włączenie „ludu” w naród zakrawa na tragikomedię. Z chłopskiego Soplicowa nie zostaje na dobrą sprawę nic, chociaż wyobrażenia o nim okazują się ważne dla tych, którzy mają władzę, wciąż trzymają wieś pod butem i jednocześnie używają jej w tworzeniu obrazu samych siebie.

Pobłocki uczłowiecza bohaterów ludowej historii Polski. Tylko po co atakuje profesjonalnych historyków?

Przemoc też jest przedmiotem fantazji. W Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza cała akcja obraca się wokół tłumienia chłopskiego powstania. Chłopi udomowieni, użyci i pominięci w Panu Tadeuszu wracają jako groźni obcy. Dla Sienkiewicza kozaczyzna to zbieranina zbiegów, szukających wolności tam, gdzie nie sięga władza polskich dworów. Więź narodowa i konflikt klasowy są ze sobą nierozerwalnie związane. Żeby Skrzetuski mógł stać się symbolem bezinteresownego poświęcenia dla ojczyzny, chłopskie powstanie z Chmielnickim na czele zamienia się w uosobienie prywaty. W latach 80. XIX wieku, kiedy powstawała pierwsza część Trylogii, od uwłaszczenia chłopów w zaborze rosyjskim minęło zaledwie 20 lat. Sadystyczne fantazje o Wiśniowieckim topiącym bunt we krwi okazują się częścią patriotycznej edukacji. Wyobrażenie o narodowej zgodzie i jedności ma swój cień w postaci wbijanych na pale chłopskich buntowników, których historię można opowiadać tylko jako historię zdrajców.

Ludowej historii nie można zakląć w pomnik. Ona wciąż trwa

W latach międzywojennych polską wieś karmiono Sienkiewiczem. Mój ojciec i jego rodzeństwo – urodzeni na białostockiej wsi – znali Trylogię niemal na pamięć. Taki język myślenia o tożsamości i wspólnocie dawała im polska kultura. W tej samej wsi ksiądz wzywał z ambony, żeby chłopi zdejmowali ze ścian carskie dyplomy za wyłapywanie powstańców styczniowych. Konflikt, carskie dyplomy i krzyże pańszczyźniane musiały zniknąć, przykryte Panem Tadeuszem i Sienkiewiczem. Spotykał je ten sam los co buntowników Chmielnickiego.

Obowiązuje polski nacjonalizm

Jaworzec. Fot. Wojciech Wilczyk

Gra toczy się o ramy tego, co nazywamy „historią Polski”. O kim opowiada? Kto i na jakich warunkach może się w niej zmieścić, a kogo odsyłamy w niebyt? Głębiej – jak wyobrażamy sobie naród i jak tworzymy jego obraz?

Fotografowane przez Wilczyka krzyże pańszczyźniane świadczą o tym, że na chłopską historię nie ma tu miejsca. Wieś może się pojawić jak Jankiel w Panu Tadeuszu, jako ktoś, kto akompaniuje polskim patriotycznym wzruszeniom i „kocha ojczyznę”, w której traktowany jest per „Precz stąd, Żydzie”. Podobnie chłopi z Soplicowa, kiedy „żywią i bogacą” albo pod dowództwem Kościuszki „żywią i bronią”, a poza tym milczą, są jeszcze do zaakceptowania. Ale kiedy powiedzą o swojej krzywdzie i swym prawdziwym losie, potraktuje się ich jak „czerń” w Ogniem i mieczem.

„Historia Polski” boi się konfliktu jak ognia, bo pamięć o nim podważa wyobrażenie o zbiorowym bohaterze: narodzie. Dlatego nie jest możliwa historia zintegrowana, a więc historia wszystkich, którzy tu mieszkali, razem z ich głosami na temat tego, co myśleli o wspólnej przestrzeni, jak się w niej odnajdywali i jak chcieli ją zmieniać.

Obawiam się, że nasze wysiłki wydobycia na światło dzienne ludowej historii Polski podlegają tym samym ograniczeniom. Bunt jest do przyjęcia, ale budowanie lojalności i wspólnot poza i ponad narodem już nie bardzo. Czy znajdzie się miejsce dla polskich komunistów, tych sprzed 1905 roku i tych późniejszych? Dla Róży Luksemburg? Albo dla lewej, rewolucyjnej strony międzywojennego PSL-u?

Raczej nie. Oficjalnie dlatego, że to obca agentura i inteligencka manipulacja. Myślę jednak, że to tylko zasłona dymna. W opowiadaniu o Polsce trzeba koniecznie wysiąść na przystanku „niepodległość”, a już na pewno nie wolno go przejechać i udać się gdzie indziej. To aksjomat. Ci, którzy stawiali krzyże pańszczyźniane, mieli w nosie niepodległość i naród. Widzieli się poza nim i właśnie tego nie można im wybaczyć. Muszą zniknąć z „historii Polski”, takiej, jaką znamy i jaką chyba wciąż sami tworzymy.

Sabotaż, uchylanie się od pracy, kpiny z panów, czasem krwawy bunt – bez tego nie zrozumiemy dzisiejszej Polski

Ludowa historia Polski jest pełna bohaterów, którzy mają do narodu podobny stosunek i widzą się w zupełnie innych kontekstach. Dla niektórych horyzontem będzie wiejska gromada, dla innych światowy proletariat – wspólnoty bezpośrednio odczuwane i bezwzględnie ważniejsze niż naród. Włączenie ich w opowieść musi zmienić same podstawy opowieści o Polsce. Wilczyk pokazuje to na swoich zdjęciach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Żukowski
Tomasz Żukowski
Historyk literatury
Historyk literatury, profesor w Instytucie Badań Literackich PAN. Autor książek „Wielki retusz. Jak zapomnieliśmy, że Polacy zabijali Żydów” (2018) i „Pod presją. Co mówią o Zagładzie ci, którym odbieramy głos” (2021).
Zamknij