Epicka rewolucja w mówieniu o przemocy wobec mężczyzn [o serialu „Reniferek”]

Marzy mi się każda możliwa statuetka dla Richarda Gadda. Rozebrał się przed nami do naga i to nie po to, by nas zszokować, ale by nami wstrząsnąć i otworzyć oczy. To nie jest po prostu świetny serial.
Kadr z serialu „Reniferek”. Fot. Netflix

Czegoś takiego nie było dotąd ani w kinie, ani w serialu. Nie pokazywano kawałka rzeczywistości, który przysłania stanowiąca większość przemoc wobec kobiet. A mężczyźni również jej doświadczają i podobnie przeżywają. W dodatku trudniej im ją sobie uświadomić, jeszcze trudniej o niej mówić.

Reniferek to miniserial napisany i zagrany przez Richarda Gadda, szkockiego pisarza i aktora. To trochę spowiedź, trochę próba wykrzyczenia światu traum, o których nikt nie chce słuchać. A trochę manifest. Nikt wcześniej nie opowiedział w kinie w sposób tak autentyczny i bezpardonowy o mężczyznach jako ofiarach przemocy psychicznej, fizycznej i seksualnej – w tym przypadku zarówno ze strony kobiety, jak i homoseksualnego mężczyzny. Gadd nie ukrywa, że opierał się na własnych doświadczeniach. „To było przed #MeToo. Przemoc seksualna naprawdę nie istniała w świadomości publicznej, a szczególnie przemoc seksualna wobec mężczyzn” – mówił „Guardianowi”.

A teraz trochę koniecznych spoilerów.

Główny bohater, Danny, filmowy odpowiednik autora, to miły, uczynny chłopak. Nie brak mu uroku osobistego, brak za to asertywności. Gdy przy kontuarze baru, w którym pracuje, zaczyna codziennie zasiadać znacznie od niego starsza, zaniedbana i ewidentnie przeżywająca kryzys, za to pozornie sympatyczna Martha, Danny czuje litość. Żal mu samotnej kobiety, która nie ma nawet towarzystwa od kieliszka. Twierdzi, że jest prawniczką, ale z jakiegoś powodu nie ma kasy, więc Danny stawia jej herbatę. Chce sprawić, by poczuła się w jego miejscu pracy chciana, zaopiekowana.

Trucizna z uśmiechniętym logo Amazona: „Fallout”, ale to serial

Tu popełnia błąd. Martha jest – jak okazuje się niedługo później – groźną stalkerką z wyrokami na koncie. Przystojnego Danny’ego upatrzyła sobie na kolejną ofiarę. A ten, z zerową pewnością siebie, wrażliwy, łagodnie usposobiony i empatyczny, stanowi ofiarę idealną. Wypomni mu to dziewczyna, z którą wkrótce zacznie się spotykać.

Martha żyje w alternatywnej rzeczywistości – prawdopodobnie cierpi na jakieś zaburzenie, ale nie poważę się tu o diagnozę – i wkręca sobie, że Danny jest jej chłopakiem. Powoli i stopniowo niszczy mu życie i związek z transpłciową Teri. On sam identyfikuje się jako osoba biseksualna, choć wciąż upewnia się co do swojej orientacji.

Mężczyźni bywają ofiarami gwałtów

Danny upada na dno. Rzuca się w wir przygodnego seksu z osobami płci wszelakich, ryzykując – jak sam przyznaje – kolejne gwałty. Wszystko po to, by zrozumieć ten pierwszy. I kolejne. Bo, jak się dowiadujemy, Martha nie była jego pierwszą oprawczynią. Gdy był młodym, ambitnym komikiem (trzeba przyznać, że koszmarnym), potencjał zauważył w nim – tak się przynajmniej wydawało – znacznie starszy Darrien, łowca talentów. Obiecuje mu wielką karierę i podziwia każdy, choćby najbardziej krindżowy żart. Dla młodego marzyciela nie ma nic bardziej kuszącego. Ale to, co Darrien łowi naprawdę, to dostęp do ciała chłopaka. Ułatwia to wciągnięcie go w narkotyki – od zioła po crack. Danny niewiele pamięta z gwałtów. Ale ciało nie zapomina.

Nie dostajemy obrazu ofiary bez skazy. Widzimy człowieka, któremu przemoc zwichrowała psychikę do tego stopnia, że nie wie, kim jest i czego pragnie. Danny później wielokrotnie odwiedza swojego gwałciciela. Biorą narkotyki, a Darrien penetruje półprzytomne ciało chłopaka. Może to dziwić – bądź podważać wiarygodność ofiary – dlaczego osoba skrzywdzona miałaby gdzieś mieć cokolwiek wspólnego ze swoim oprawcą?

Žižek: Od spiętrzonego kryzysu po chaotyczny rozpad, czyli jak nam się żyje na Trisolaris

Przez kilka lat, przygotowując książkę Gwałt polski i już po jej publikacji, rozmawiałam z setkami zgwałconych kobiet i dziesiątkami mężczyzn. Mechanizmy radzenia sobie z doświadczeniem przemocy często wydają się pozornie absurdalne. Przejmują kontrolę nad naszą podświadomością i sprawiają, że jesteśmy jeszcze bardziej pogubione i pogubieni. Rozmawiałam z dziewczyną, która po zgwałceniu przez obcego chłopaka na imprezie kilka dni później odnalazła go i zaproponowała konsensualny seks. Tłumaczyła, że chciała przykryć złe doświadczenie dobrym, przejąć kontrolę. Nie widzieć go wyłącznie jako gwałciciela, a siebie jako ofiary. Nie pomogło. Mechanizmy obronne w sytuacji traumy często działają nie tylko kontrintuicyjnie, ale też kontrskutecznie. Trauma zaburza działanie naszego układu nerwowego i utrudnia racjonalne myślenie i działanie.

Danny, po urwaniu relacji z Darrienem i rozpoczęciu promiskuitystycznego stylu życia czuje, że to, co robi, w jakiś sposób usprawiedliwia jego oprawcę. Tamten dokonał tego, czego chciał. Zmanipulował i zmienił w przedmiot. Przedmiot, z którego każdy może korzystać zgodnie z własną wolą. Wola Danny’ego nie ma żadnego znaczenia. Podąża za podświadomą potrzebą autodestrukcji.

Kompulsywnie chodzi na randki, z których ucieka. Szuka odpowiedzi. Chce wiedzieć, po co stało się to, co się stało. Czy jest coś, co może nadać temu choć odrobinę sensu? „Jeśli puszczę się jak dziwka, może pozbędę się myśli, że moje ciało jest częścią mnie” – mówi w jednej ze scen. Nie zliczę, ile razy podobne zdanie słyszałam w bezpośrednich rozmowach z ofiarami. Promiskuityzm to jedna z częstszych reakcji na doświadczenie przemocy seksualnej. Zapewnia chwilową ulgę, ale pogrąża i niszczy resztki poczucia własnej wartości. Osoba czuje się jak śmieć i wierzy, że tak właśnie powinna być traktowana. Nie może ukarać oprawcy, więc karze siebie.

Trauma zbudowana na traumie

To niestety nie koniec historii z Marthą, która trafiła przecież na ofiarę idealną. Straumatyzowaną, zdesperowaną, by utrzymać swoje mroczne sekrety. Martha widzi go tak, jak sam chce być widziany. Nie jako ofiarę, nie jako kiepskiego, odnoszącego wyłącznie porażki komika, a pewnego siebie przystojniaka z piękną karierą rysującą się na horyzoncie.

Mózg na suficie. Dlaczego „The Curse” to najlepszy serial wszechczasów?

Darrien świadomie żerował na kompleksach Danny’ego, pokonując kolejne szczeble groomingu. Martha chyba naprawdę jest w nim szczerze – tak jak toksyczne i obsesyjnie – zakochana. A jednak wybitna z niej manipulantka. Ludźmi po traumach nietrudno manipulować. Wystarczy namiastka akceptacji, podziwu, o miłości nie wspominając. Osoba po gwałcie czuje się jak ściera. Znajdą się tacy, którzy umyją nią resztkę plam z podłogi. I tacy, którzy, przynajmniej pozornie, przytulą ją niczym ukochanego misia z dzieciństwa.

Ostatecznie Danny decyduje się pójść na policję. Mówi lekki ściszonym głosem, wstydzi się. Kobieta go prześladuje – jak to w ogóle brzmi? Policjant pyta, dlaczego Danny zgłasza się tak późno – po około pół roku. A robi to, bo blokują go poprzednie traumy. Nie chodzi o Marthę. Nie tylko o nią. Relacja ze stalkerką to konsekwencja. Trauma zbudowana na traumie. Ale do doświadczenia gwałtu przyznać się nie potrafi. Setki maili wysyłanych codziennie Danny’emu przez Marthę nie angażują policji. Policjanci jak to policjanci – czekają, aż ktoś umrze albo przynajmniej zostanie pobity.

„Gdybym był młodą kobietą i czterdziestoletni facet wypisywałby do mnie o waleniu konia, to byłoby dla pana wiarygodne zagrożenie?” – pyta Danny. Ten na to: „W takim przypadku istnieje fizyczne zagrożenie. To poważniejsze” – bagatelizuje policjant, zdając się wskazywać na nierównowagę średniej siły męskiej i żeńskiej. „To nie ma żadnego znaczenia, gdy w grę wchodzi nóż, prawda?”. Poproszony o sprawdzenie w systemie kryminalnego rekordu Marthy funkcjonariusz wzywa inspektorkę, która – jako pierwsza – traktuje sprawę poważnie. Choć raczej głównie ze względu na fakt, że przestępczyni ma już na koncie wyroki za stalking, w tym nękanie policjanta. Ale i inspektorka ma, a przynajmniej tak twierdzi, związane ręce. W setkach wiadomości, jakie Martha codziennie wysyła Danny’emu, nie ma gróźb karalnych, a ona sama nigdy nie wyrządziła mu fizycznej krzywdy.

Konsensualny seks z oprawczynią

Bardzo trudno zrozumieć, co dzieje się w głowie ofiary przemocy. Kiedy ze względu na interwencję policji Martha milknie – po raz pierwszy nie wysyła maili, nie wysiaduje na przystankach przy miejscu pracy Danny’ego, nie chodzi za nim po ulicy – ten czuje lęk nawet większy, niż kiedy to robiła. Niewidoczna jest jeszcze bardziej nieprzewidywalna. Ale Danny martwi się też o swoją oprawczynię. Czy żyje? Czy jakaś część mnie za nią tęskni? – pyta sam z siebie. Trudno o lepszy przykład syndromu sztokholmskiego.

Dyrektor Karwowski i łuki drzwiowe półkoliste

czytaj także

Ta gonitwa myśli i emocjonalny rollercoaster sprawiają, że jest coraz bardziej zagubiony. W końcu zaczyna się masturbować do zdjęć Marthy. „To było okropne, ale też ekscytujące. Robić coś, co jeszcze bardziej zniszczyłoby moje życie. Zawsze dochodziłem szybko, z tym samym poczuciem dezorientacji, które stało się moją wizytówką po orgazmie. Co to, do cholery, było? Skąd się wzięło?” – zastanawia się Danny. Przypomniała mi się rozmowa z moją znajomą, która po doświadczeniu gwałtu chciała spotkać się ze swoim oprawcą i pisała do mnie wiadomości typu: „Niech mnie już zniszczy, zeszmaci do końca”.

Martha nie pociąga Danny’ego, ale pociąga go wizja seksu ze stalkerką. W końcu się na to decyduje, choć wolnej woli w tym niewiele – kierują nim mechanizmy wypierania traumy. Co najciekawsze, to właśnie Martha w trakcie konsensualnego stosunku zauważa przytomnie: „Ktoś cię skrzywdził, prawda?”. Danny czuje się skalany i winny jednocześnie. Czy to, co robi, eliminuje przemoc z jej strony? Usprawiedliwia ją, uzasadnia? Odpowiedź jest oczywiście negatywna, ale niewiele ofiar dopuszcza taką myśl.

To wszystko normalne reakcje na ekstremalnie nienormalne sytuacje. Ofiara może czuć do sprawcy złość, nienawiść, może marzyć o krwawej zemście, ale może też go kochać i się o niego troszczyć. Może doświadczać zespołu stresu pourazowego i syndromu sztokholmskiego jednocześnie.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

Danny mówi bliskim – partnerce i jej matce, z którymi mieszka – o trwającym od pół roku stalkingu, gdy dziewczyna zostaje oblana przez Marthę gazowanym napojem. Mężczyzna nie ma co liczyć na wsparcie. Czy był na policji? Dlaczego tak długo milczał? A tak w ogóle – powinien się wyprowadzić. Miny kobiet przejawiają wyłącznie żałość z mieszanką wzgardy.

„Czuję się mniej męski, że pozwoliłem na coś takiego”

Wyprowadza się, wynajmuje pokój u kolegi. „Nie widziałam cię przy twojej ulicy. Tchórzysz? Nie potrafisz postawić się jak facet? Ciota” – pisze mu Martha.

W końcu Danny zaczyna spisywać swoje wspomnienia, zaczynając od pierwszego spotkania z Marthą. Te wyznania to zarazem kanwa scenariusza, którym podzielił się z milionami widzek i widzów. To akt odwagi, który powinien wstrzymywać oddech i budzić podziw, na jaki mało kto zasługuje.

Dostajemy też świetny przykład victim blamingu. Teri robi Danny’emu awanturę o to, że rujnuje jej życie poprzez zbytnie pobłażanie Marcie. „Tylko ty możesz wymyślić, jak stalkerka rujnuje mi życie i jest to moją winą” – broni się mężczyzna. Cóż, niestety nie tylko Teri ma w głowie tego typu kalki. Facet w najgłębszym kryzysie słyszy: „To nie ona nas rujnuje, tylko ty. Nie mogę dłużej w tym tkwić”. Nie rozumie jego traumy i przyczyn całkowitej rozsypki. A on nie potrafi jeszcze o nich mówić. Przyznanie się do bycia gwałconym to doświadczenie trudne dla kobiet, a dla mężczyzn jeszcze trudniejsze. Tak jak w ogóle mówienie o swoich słabościach, cierpieniach, krzywdach. Teri odchodzi, Danny zostaje całkiem sam.

„Czuję się mniej męski, że pozwoliłem na coś takiego”

Rozmowa rodziców, których Martha powiadamia o straszliwym wypadku samochodowym Danny’ego (oczywiście zmyśla tę historię), ukazuje nam kolejne genderowe wzorce płciowe. Matka na informację o stalkingu reaguje troską i przekonuje, by rzucił pracę i skorzystał z ich wsparcia finansowego. Ojciec uważa, że chodzi o wygraną – jeśli odejdzie z roboty, Martha zwycięży. Każdy okazuje wsparcie na swój sposób. Ojciec reaguje (słowną) agresją wobec stalkerki, matka – czułością wobec syna.

Policja jest użyteczna jak zwykle, niestety zgodnie z przepisami – stalkowanie rodziców Danny’ego, mimo zakazu kontaktowania się z nim, nie jest uznawane za atak na niego. Muszą założyć własną sprawę. A Martha nadal wydzwania. Jej trucizna infekuje rodziców mężczyzny. Fakt, że kobieta codziennie zostawia mu kilkadziesiąt agresywnych, głosowych wiadomości, również niczego nie zmienia. Dzwoni z anonimowego numeru. „Trudno udowodnić, że to ta sama osoba”, „Nie mamy czasu, by przesłuchać wszystkie” – słyszy Danny od przygłupiego policjanta.

W scenie rozmowy z rodzicami pada jeszcze jedno kluczowe zdanie. „Czuję się mniej męski, że pozwoliłem na coś takiego” – mówi główny bohater. Mamy tu więc nie tylko wewnętrzny konflikt wynikający z doznanej przemocy, ale też opresyjnych wzorców płciowych.

Niedługo później Martha wybucha aktem fizycznej agresji wobec Danny’ego. Rozbija mu kufel na głowie, on krwawi. I oddaje jej pięścią w twarz, inni mężczyźni wyprowadzają ją z baru.

Postawiony pod ścianą i pozbawiony jakiejkolwiek nadziei na pomoc Danny decyduje się na desperacki krok. Spotyka się z Marthą i mówi jej, że jeśli zostawi jego rodziców w spokoju, będą razem. Prosi przy tym, by napisała mu maila. Prawdziwego, namiętnego, sprośnego, brutalnie seksualnego. Sugeruje, by mu zagroziła, ale mówi to tak, że brzmi jak element gry BDSM, a nie cokolwiek, co mogłoby podpadać pod paragraf.

Martha spełnia jego prośbę. Ten, odzyskawszy wiarę, że policja położy kres jego cierpieniom, idzie na komisariat. Ale jego prześladowczyni była tam pierwsza. Nagrała ich rozmowę – tak jak wszystkie poprzednie. Wiarygodność Danny’ego jako ofiary staje się dla funkcjonariuszy jeszcze bardziej niewiarygodna.

„Kochałem nienawidzić siebie”

W kulminacyjnej scenie Danny, biorąc udział w konkursie stand-uperskim, rozsypuje się na kawałki. Siada na krześle i zaczyna opowiadać. Widzimy całkowicie bezbronnego faceta, płaczącego przed tłumem ludzi. O Teri mówi: „Jedno kochałem bardziej od niej. Kochałem nienawidzić siebie. Uzależniłem się od tego. Nic innego nie znam”. Przemoc często rodzi niechęć, pogardę do samego siebie. To schemat stary jak pierwszy popełniony na ziemi gwałt. Kreuje potrzebę walidacji. Wiele skrzywdzonych osób zrobi dla niej wszystko. By choć trochę, choć na chwilę znów poczuć się jak człowiek.

Sutowski: „Morderczynie”, albo unde malum

Ktoś ukradkiem nagrywa improwizowany występ, wideo trafia do sieci i natychmiast staje się viralem. Danny chodzi do podcastów, udziela wywiadów, bierze udział w programach telewizyjnych. Mówi, że swojemu oprawcy i oprawczyni wysyła w ten sposób sygnał: „Jebać was. Nie złamaliście mnie”. Sukces przynosi mu nie zgrywanie klauna, ale szczerość. Przynosi też ulgę i oczyszczenie – bo trauma choć częściowo uwolniona z ciała szybciej się leczy.

Ale Martha wraca. Od tego miejsca oszczędzę wam spoilerów. Zakończenie – szczera rozmowa z rodzicami – jest zbyt epickie, zbyt wstrząsające i zbyt wirtuozerskie emocjonalnie oraz aktorsko, by je psuć. Zdradzę jedynie, że potyczki z policją zakończyły się sukcesem. Martha została skazana na dziewięć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności, dostała też pięcioletni zakaz zbliżania się do Danny’ego.

Obsesyjne szukanie sensu

Ale to, co ma największe szanse przytłoczyć widza i utrudnić mu zrozumienie głównej postaci, jest jego późniejsza obsesja na punkcie Marthy. Robi wszystko, by odnaleźć sens w jej działaniach, zrozumieć motywacje – czuje, że to jego szansa na uleczenie. Mnóstwo ofiar odczuwa potrzebę zrozumienia decyzji swoich oprawców. Może sami zostali skrzywdzeni w dzieciństwie? Może też doznali przemocy? Może skrzywdzono ich w inny sposób? Dlaczego to je wybrali na ofiary? Czy zrobiły coś, by ich sprowokować? Może dawały mylne sygnały? Większość spośród setek ofiar, z którymi rozmawiałam, pisała do sprawców: „Dlaczego mi to zrobiłeś?”. Niektóre się z nimi spotykały, desperacko szukały odpowiedzi.

„1670”: „Szkło kontaktowe” dla trzydziestolatków

Danny non stop słucha nagrań, które wysyła mu Martha, ściany w pokoju ma pokryte notatkami na jej temat i wydrukami z sieci. Oprawczyni staje się jego soundtrackiem. W końcu dowiaduje się, że kobieta miała trudne dzieciństwo. Nie miała nikogo bliskiego – poza pluszowym reniferkiem. Danny znów czuje żal. Nie usprawiedliwia Marthy, ale zaczyna rozumieć, jak doszła od bycia krzywdzoną do krzywdzenia.

Ta mieszanka skrajnych odczuć wobec oprawczyni – i związany z tym wstyd, konfuzja – to najbardziej autentyczny obraz przemocy, z jakim spotkałam się w kinie.

Historia pisana własną krwią

Miniserial Reniferek [oryg. Baby Reindeer ­– tak nazywa go stalkerka – przyp. aut.] trafił na Netflixa w zeszłą niedzielę, do połowy zeszłego tygodnia przyciągnął 2,6 mln widzów i stał się światowym hitem. A zarazem szansą, że świat dostrzeże i zacznie rozmawiać o przemocy doznawanej przez mężczyzn – głównie ze strony osób tej samej płci, ale nie tylko – i szukać niekrzywdzącego języka, w jakim będziemy mogli o niej rozmawiać. Bez wtórnej traumatyzacji, relatywizowania czy nie daj boże śmiechu, którym popisała się niedawno prezenterka TVP24 Anna Seremak na wiadomość o mężczyźnie pobitym przez partnerkę kością z zupy. Dziennikarka parskała i prychała bez opamiętania. Trudno sobie wyobrazić podobną scenę – ale odwracając płcie – nie tylko w tej stacji, ale nawet TV Republika. W TVN24 szydzenie z przemocy wobec kobiet spotkałoby się z natychmiastowym zawieszeniem i zapewne dyscyplinarką. Seremak włos z głowy nie spadł.

Nie byłoby „Kosa” bez Andrzeja Ledera [rozmowa]

Reniferek to adaptacja telewizyjna sztuki Gadda o tej samej nazwie, która pojawiła się trzy lata po Monkey See Monkey Do, stanowiąc połączenie obu. To komediodramat, w którym komedii jest tyle co kot napłakał. Marzy mi się – a jemu należy – każda możliwa statuetka dla Richarda Gadda. Rozebrał się przed nami do naga i to nie po to, by nas zszokować, ale by nami wstrząsnąć i otworzyć oczy. To nie jest po prostu świetny serial. To rewolucja w podejściu do przemocy wobec mężczyzn. Tak przynajmniej chcę się łudzić.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Patrycja Wieczorkiewicz
Patrycja Wieczorkiewicz
redaktorka prowadząca KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka, feministka, redaktorka prowadząca w KrytykaPolityczna.pl. Absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu. Współautorka książek „Gwałt polski” (z Mają Staśko) oraz „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” (z Aleksandrą Herzyk).
Zamknij