Jest coś niepokojącego w euforii, jaką u sporej części z nas wywołała wiadomość, że byli szefowie służb specjalnych trafili do więzienia. Emocje wokół tej sprawy skłaniają do postawienia szerszego pytania o to, jakim jesteśmy i jakim chcemy być społeczeństwem.
Czy warto się cieszyć, gdy ktoś skazany prawomocnym wyrokiem za niebłahe przestępstwo trafia do więzienia? Zacznijmy od prostszej części odpowiedzi: sądzę, że prawo do odczuwania satysfakcji z wyroku więzienia zawsze ma ofiara, a także jej bliscy. Wówczas głębsza refleksja nad systemem karnym ma prawo być podporządkowana doraźnym emocjom, a nawet – zemście.
W przypadku Wąsika i Kamińskiego ofiary ich działań, które sąd, stosując przepisy Kodeksu karnego, uznał za „przekroczenia uprawnień”, są znane z imienia i nazwiska. Być może zbyt mało mówimy o tym, co obaj politycy faktycznie zrobili. W suchym języku kodeksu prawnego ich przestępstwo polegało na enigmatycznie brzmiącym „przekroczeniu uprawnień”. Trzymając się konkretnych paragrafów, sąd skazał ich między innymi za fałszowanie urzędowych dokumentów, podrabianie podpisów i pieczęci. Przypomnijmy więc, jakiemu celowi, o ile wiemy, miały służyć te konkretne czyny: wrabianiu ludzi w przestępstwa, których nie było, a które od początku wymyślono w CBA w celach politycznych, zgodnie z oczekiwaniami szefa partii.
czytaj także
To nie są metaforyczne standardy rosyjskie, ale kropka w kropkę to, co dzieje się w Federacji Rosyjskiej pod rządami Władimira Putina. A w tym sensie trzeba już powiedzieć, że ofiarami działalności Kamińskiego i Wąsika jesteśmy wszyscy, całe polskie społeczeństwo.
Wydaje się, że zbyt często krytyka Prawa i Sprawiedliwości pozostawiona jest liberalnej stronie, podczas gdy to, co zrobili Wąsik i Kamiński, zatrważające jest również z innych perspektyw. Podstawą silnego państwa jest zaufanie do instytucji, a obaj politycy, piastując różne stanowiska, w jasny sposób pokazywali, że w ich rozumieniu instytucje są własnością partii, a nie społeczeństwa. Z perspektywy zwrotu ludowego w nauce warto chociażby porozmawiać o tym, jak ich działania wpłynęły na osłabienie Samoobrony, samobójczą śmierć Andrzeja Leppera, a ostatecznie upadek tej części ruchu chłopskiego.
Niech więc wyraźnie wybrzmi: obaj odegrali we współczesnej historii naszego kraju rolę haniebną, za co powinni ponieść surową karę. Nie wyobrażam sobie, żeby którykolwiek z nich miał w przyszłości pełnić funkcję, która wiązałaby się z jakąkolwiek władzą. Szczerze mówiąc, nie chciałbym, żeby Maciej Wąsik albo Mariusz Kamiński pracowali nawet jako dozorcy budynku, w którym mieszkam.
Zbiorową euforię po tym, jak obaj trafili do więzienia, rozumiem więc jako przejaw ulgi społeczeństwa, które w tym przypadku może czuć się ofiarą ich działań. Nie ma tu jednak powodów do radości.
Po pierwsze, więzienie jest zawsze skutkiem tego, że coś wcześniej zawiodło. W przypadku Wąsika i Kamińskiego zawiodła masa rzeczy, począwszy od decyzji społeczeństwa, skończywszy na odporności i trwałości zbudowanych przez to społeczeństwo struktur. Z jakiegoś powodu prawicowa, populistyczna partia doszła do władzy, podporządkowała sobie państwo, a następnie doszła do władzy ponownie i niemal do czysta umyła ręce tych, którzy odpowiadali za najbardziej paskudne występki.
Cała ta sprawa jest historią tak wielu porażek, że entuzjazm, jaki wywołuje to jedno krótkotrwałe zwycięstwo, tym bardziej podkreśla, jak słaba jest nasza demokracja, nawet pomimo wyniku jesiennych wyborów. Jeśli widok dwóch polityków ukrywających się w pałacu prezydenckim pokazuje, jak żałosna jest polska prawica i w jak głębokiej pogardzie ma prawo własnego kraju, to sama świadomość, że Mariusz Kamiński na czele Centralnego Biura Antykorupcyjnego stanął niemal dwie dekady temu, nie pokazuje nas w dobrym świetle.
czytaj także
W tym kontekście ekscytację związaną z zatrzymaniem i osadzeniem w zakładzie karnym dwóch polityków postrzegam nie jako wyraz zaspokojenia potrzeby sprawiedliwości, a raczej jako odreagowanie bezsilności. Momentami bardziej przypomniało to lincz, nie w wymiarze prawnym oczywiście, ale w emocjonalnym. Po latach bez frustracji udało nam się wreszcie wymierzyć sprawiedliwość tym, którzy nas skrzywdzili. Czekanie na osadzenie skazanych w więzieniu, obserwowanie, jak ukrywają się w pałacu prezydenckim, a następnie są zatrzymywani, sprawiało nam nieskrywaną przyjemność.
Tak dochodzimy do aspektu drugiego, a więc tego, że więzienie nie powinno być powodem takich emocji. Sam akt skazania i osadzenia w zakładzie karnym zawsze jest dramatem, zarówno samych skazanych, jak i ich bliskich.
Wiem, że nie jest łatwo współczuć Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi. Wiem, że nie jest łatwo znosić całą tę zakłamaną polityczną otoczkę, fałszywie patriotyczne wzmożenie i sztucznie wywoływaną przez PiS egzaltację, która z przestępców chciała uczynić „więźniów politycznych”. Jednak to nie ma żadnego znaczenia. Do więzienia zwykle nie trafiają mili ludzie. Często trafiają tam osoby, które mogą wywoływać jeszcze większą niechęć niż ci dwaj politycy. Jednak nawet wtedy akt skazania powinien być momentem refleksji, a nie satysfakcji.
Założeniem demokratycznego społeczeństwa, które daje sobie prawo do wytyczania reguł i ich egzekwowania, jest widzenie wielowymiarowości, a więc dostrzeganie sprawcy, ale jednocześnie dostrzeganie człowieka, któremu daje się prawo do resocjalizacji.
Mam poczucie, że w tym przypadku całkowicie pominięty został właśnie ten drugi aspekt. Bagatelizowanie cierpienia bliskich skazanych, nawet jeśli wydaje nam się, że mówią rzeczy co najmniej nierozsądne, jest niedopuszczalne, tak samo jak niedopuszczalne jest żartowanie z ich stanu zdrowia. Kwestie takie jak reakcja najbliższej rodziny skazanych czy ich przymusowe dokarmianie wymagają powściągliwości i nie powinny być polem politycznej walki. Jeszcze raz: nie piszę tego dlatego, że bagatelizuję to, co zrobili Wąsik i Kamiński; to samo napisałbym w przypadku seryjnego mordercy.
Od wyborów jesteśmy karmieni prostymi emocjami, dyktowanymi zasadą oko za oko, ząb za ząb – vendettą, za którą będą stali nowi, wyraziści bohaterowie. Dobrze oddaje to okładka „Polityki” sprzed kilku tygodni, na której przedstawiono sylwetki ministra kultury i dziedzictwa narodowego oraz ministra sprawiedliwości z podpisem „Ogniem i mieczem”. Szczerze mówiąc, zaskoczyła mnie ta okładka, bo przez pierwszą chwilę byłem przekonany, że to satyryczne rysunki Wąsika i Kamińskiego i że to do nich, a nie do odwetowych działań rządzącej koalicji nawiązuje tytuł.
czytaj także
Jednych szeryfów zastępują inni, równie bezwzględnie egzekwujący wartości swojej strony konfliktu. Wśród polityków i polityczek obu stron trudno doszukać się osób, które próbowałyby budować wspólnotę – regułą jest raczej właśnie ogień i miecz. Dobrze widać to także w podejściu nowej władzy do mediów publicznych, ale to wątek na osobny tekst.
Jest oczywiście różnica między tym, co robi obecna koalicja, a tym, co przez lata rządów robiła prawica. Pod tym względem nie jestem symetrystą, a już na pewno nie w kontekście nadużywania władzy i wykorzystywania służb specjalnych, co Prawo i Sprawiedliwość robiło w sposób absolutnie bezprecedensowy, a także bezprecedensowo krzywdzący innych. Ale o tym, jak bardzo prawica jest zła, nie trzeba przekonywać. Pytanie, czy inni mogliby być lepsi.
Wierzę, że demokratyczna część naszej sceny politycznej może być mądrzejsza i wrażliwsza. Zabrakło tego w przypadku Wąsika i Kamińskiego. Ich osadzenie w areszcie z przykrej konieczności przerodziło się w bachanalia na cześć nowej władzy. Fakt, że przy tak histerycznej reakcji prawicy czasem trudno było ugryźć się w język.
Duda chce, byśmy uznali, że Kamiński i Wąsik są jak Andrzej Poczobut
czytaj także
Na konsekwencje nie trzeba było długo czekać: temat osadzonych polityków stał się pretekstem do beki. Nawet jeśli (z małymi wyjątkami) politycy i polityczki tego nie inicjowali, w żaden sposób tego nie powstrzymywali. A to Radio ZET zrobiło prześmieszną playlistę dla skazanych w porannej audycji, a to dieta Macieja Wąsika stała się tematem niezliczonych memów. O reakcjach, jakie wywoływały słowa bliskich obu polityków, szkoda nawet wspominać. Czy ktoś poważnie oczekiwał, że żony skazanych wyprą się swoich mężów i okażą zadowolenie ze skutecznego działania wymiaru sprawiedliwości?
To naprawdę igranie z ogniem (i mieczem). Rywalizacja polityczna nie jest warta czyjegoś życia. Osadzenie w więzieniu jest jednym z najbardziej stresujących i traumatycznych doświadczeń, badacze i badaczki są co do tego zgodni. Skazani mierzą się z szeregiem problemów – począwszy od przemocy innych osadzonych, przez zaostrzenie problemów psychicznych, skończywszy na traumie i stresie pourazowym. Liczba prób samobójczych wśród osadzonych była w ubiegłym roku ponad sześciokrotnie większa niż w całej populacji.
Więzienie jest częścią państwa, a skazane osoby – częścią naszej zbiorowości. To, jak ich traktujemy, świadczy o dojrzałości społeczeństwa i wartościach, którymi się kieruje.
Nie przez przypadek w Europie najmniej więźniów jest w krajach, które mają wysoko zawieszoną poprzeczkę demokratycznych standardów, w Beneluksie czy Skandynawii to około pięćdziesiąt osób na sto tysięcy mieszkańców. Dla porównania w Rosji i Białorusi liczba ta jest prawie ośmiokrotnie wyższa (kolejne miejsce zajmuje Turcja). Względnie komfortowe warunki panujące w skandynawskich więzieniach wielokrotnie bywały powodem do kpin, ale mniej żartów wzbudziłoby przyjrzenie się temu, jak skuteczna jest w tych krajach resocjalizacja. Większość skazanych wyjdzie kiedyś z więzienia, więc resocjalizacja i warunki, w jakich jest prowadzona, ma wielkie znaczenie dla wszystkich tych, którzy progu więzienia nigdy nie przestąpili. Naprawdę nie przez przypadek państwa, w których osadzonych jest najmniej, to niemal zawsze te same państwa, w których najlepiej się żyje.
czytaj także
W 2024 roku od rządu, który przywraca praworządność i epatuje na tę okoliczność demokratycznymi frazesami, oczekiwałbym raczej namysłu nad systemem państwowej opresji (choćby nad odejściem od retrybucji jako celu samego w sobie czy nad alternatywami wobec klasycznego więziennictwa, bo takie istnieją). Martwi mnie brak refleksji i podążanie za wyrazistymi emocjami. Zgoda, w tym przypadku uwięzienie Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego mogło być konieczne, ale to wciąż nie powód do radości. Bo tutaj naprawdę nie ma się z czego cieszyć.