Jestem przerażona, gdy czytam w komentarzach prodemokratycznych publicystów, że Krzysztof Bosak świetnie wypadł w debacie wyborczej, choć z ust lał mu się antyuchodźczy ściek. Za obrzydliwe uważam też to, że w ramach cywilizowanej dyskusji w Polsce mieści się rasizm, ale nie krytyka papieża i instytucji, która okrada Polaków i chroni gwałcicieli dzieci.
Kilka miesięcy temu, gdy czytaliśmy o tragicznej śmierci 15-letniego Mikołaja Filiksa, syna posłanki Koalicji Obywatelskiej, dostałam zaproszenie do Sabatu Symetrystów. Z prowadzącym audycję Grzegorzem Sroczyńskim i publicystą Marcinem Mellerem mieliśmy dyskutować nie tylko o tej sprawie, ale także o echach publikacji reportażu TVN24 na temat wiedzy Jana Pawła II o pedofilii w Kościele.
Te pozornie odległe od siebie tematy mają jeden ultraważny wspólny mianownik: bezpieczeństwo dzieci. A raczej to, że wciąż nie potrafimy im go zapewnić systemowo. Krzywdzimy i przedmiotowo traktujemy najsłabszych, cynicznie wciągając ich do brudnych politycznych kalkulacji.
Oczywiście mówiąc „my”, nie miałam na myśli siebie i współrozmówców, lecz rzekomo chroniących rodziny, a więc i nieletnich: Kościół katolicki, rządzących, propagandowe media publiczne i ich oponentów, którzy dramat wykorzystanych seksualnie dzieci uczynili narzędziem swoich parszywych gier.
czytaj także
Ochoczo więc potępiliśmy dziennikarskich klakierów Zjednoczonej Prawicy, którzy doprowadzili Mikołaja do targnięcia się na własne życie. Nie szczędziliśmy słów krytyki względem tych, którzy urządzili nagonkę na Małgorzatę Filiks, wytykając Platformie zamiatanie pedofilii pod dywan, choć to rząd chroni kler i pamięć o krystalicznie czystym Wojtyle.
Sami jednak sprowadziliśmy swoje radiowe spotkanie do bezdusznej realpolitik i pytania, które stawiamy przy dowolnej dyskusji rozpoczynanej w Polsce: czy te skandale sprawią, że PiS-owi wzrośnie, czy może zmaleje poparcie?
Stanowczo sprzeciwiłam się takiemu postawieniu sprawy, nie dowierzając, że muszę przypominać Sroczyńskiemu i Mellerowi o elementarnej empatii i clou całej dyskusji, w której znowu podmiotowość dziecka jest spychana na nikogo nieinteresujący margines. Okazało się, że nie jestem jedyna.
„Słuchając kolejnych audycji, czytając artykuły w »naszych« mediach, wciąż napotykałam się na nazwisko tego chłopca, czując, że te »nasze« media na jakimś poziomie również traktują tę historię bardzo instrumentalnie” – napisała do nas wtedy jedna ze słuchaczek. Dodała:
czytaj także
„Od kilku dni środowisko dziennikarskie podejmuje te tematy w sposób według mnie nieadekwatny. Jakże orzeźwiające było oburzenie redaktorki Pauliny Januszewskiej. Zgadzam się, że nie powinniśmy wchodzić w to bagno upolityczniania śmierci chłopca. Powinniśmy byli powiedzieć »stop«”.
I teraz znów musimy to zrobić. Zatrzymać inną antyhumanitarną retorykę, która weszła do mainstreamu i nie budzi wyraźnego sprzeciwu najwyraźniej odpornej na karygodne treści opinii publicznej. To nie jest rant na Sroczyńskiego czy Mellera, tylko przykra konstatacja tego, jak wygląda prawie każda rozmowa w tym kraju.
Można bez pardonu dehumanizować kolejne grupy, ale na koniec dnia i tak najważniejsze jest to, który polityk najlepiej dojebał innemu.
Wczorajsza debata wyborcza w TVP co do joty odzwierciedliła to, co nie zmienia się od lat, przynajmniej ośmiu. Obserwujemy żenujące i rytualne skakanie sobie starych, coraz mniej sprawnych retorycznie dziadów do gardeł. Morawiecki na zapętleniu krzyczy: „wina Tuska”, ten z kolei do znudzenia powtarza, że TVP łże. I tak w kółko. Okradanie Polaków, konszachty z Putinem, jesusmaria komunis, macie już bingo?
To dodajcie do tego jeszcze grę w gorącego kartofla, którym uczyniono odpowiedzialność za przyjmowanie osób migranckich do Polski. Zarówno obecny, jak i były premier dali wielki PO-PiS swojej ksenofobii. Ale nie tylko oni.
Jak to mówią – gdzie dwóch się bije, trzeci korzysta, więc w odpowiedzi na pytania, spośród których pierwsze dotyczyło imigracji, a któreś z kolejnych bezpieczeństwa narodowego, Krzysztof Bosak elokwentnie, w idealnie skrojonym garniturze i zaczesanych włosach urządził nagonkę na społeczność ukraińską i inne grupy etniczne.
Usłyszałyśmy wiązankę ohydnych zarzutów o zabieranie Polakom pracy, dobrobytu i emerytur, a także stwarzanie rzekomego zagrożenia. Konfederata co chwila nazywał ludzi „nielegalnymi”, legitymizował używanie siły przez straż graniczną do zawracania uchodźczych łodzi, obiecał potencjalnym wyborcom „zero socjalu dla Ukraińców”.
Diduszko-Zyglewska: Lewica ma konkretny plan na wsparcie kultury i edukacji
czytaj także
Szymon Hołownia – chrześcijanin, katolik, Polak oferujący ponoć dialog – też mówił wprost, że żadnego przyjmowania uchodźców „wbrew naszej woli” (cokolwiek to znaczy) nie będzie.
„Ale Nowogrodzka nam to funduje. 20 tys. przenika przez zaporę. A ilu migrantom sprzedano wizy? Polska granica ma być nienaruszalna i święta. Chroniona nie tylko cegłą, ale też elektroniką” – mówi polityk Trzeciej Drogi, jak gdyby sugerował, że mur na granicy będzie nie tylko rósł, ale i raził prądem. Po co? Żeby na przykład „Syryjczyków było tu mniej”.
Żaden z obecnych w studiu polityków opozycji demokratycznej nie miał odwagi przeciwko temu zaprotestować. Nie usłyszeliśmy odważnego głosu, który upominałby się o godność ludzi, którzy nie mieli szczęścia urodzić się w bezpiecznych i zamożnych krajach, lecz w miejscach, gdzie na głowy spadają im bomby, a wywołane przez globalną Północ zmiany klimatu uniemożliwiają przetrwanie.
czytaj także
Słyszeliśmy tylko okrągłe zdania o mądrej polityce migracyjnej i integracji, które nie są żadną przeciwwagą dla bicia faszystowskiej piany i niczego konkretnego do dyskusji o przyszłości naszego – już od dawna niehomogenicznego społeczeństwa – nie wnoszą.
Niestety nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że przynajmniej przedstawiciele wolnych mediów, którzy przed chwilą tak dzielnie bronili Zielonej granicy Agnieszki Holland i nieraz wytykały Konfederacji, PiS-owi, a nawet straszącego imigrantami Tuskowi brak człowieczeństwa, zauważają ten ewidentny zgrzyt.
Czytam i słyszę zachwyty z ust moich kolegów dziennikarzy i publicystów nad Bosakiem, który – jak pisze na naszych łamach Jakub Majmurek – „był konkretny, dobrze przygotowany, jak zwykle w debatach unikał nagłaśniania najbardziej kontrowersyjnych elementów programu Konfederacji, potrafił przedstawić jej propozycję tak, by wyglądały na merytoryczne”.
Jeśli jawna dyskryminacja Ukraińców nie jest kontrowersyjnym elementem propozycji tej skrajnie prawicowej partii, to doprawdy nie wiem, co nim jest. Ale zaraz zapewne usłyszę, że są wybory, że to ostatnia prosta, więc do kieszeni trzeba schować godność, bo liczy się to, byśmy trafili do wyborców, którzy pewnie myślą o Ukraińcach tak samo jak Bosak.
To przecież niepowtarzalna okazja do zaprezentowania się widzom TVP, karmionym non stop kłamstwami, i przedstawienia im czegoś innego. Opozycja wykorzystuje ją więc do tego, by wejść w buty PiS-u, niespecjalnie mu się narażając, a reprezentant Konfederacji – by jeszcze bardziej szczuć na mniejszości.
Albo Hołownia, który – jak dziś przekonuje mnie m.in. nagłówek „Newsweeka” – wygrał tę dziwaczną debatę.
Gdy z kolei Morawiecki zaczepia Joannę Scheuring-Wielgus, zarzucając jej obrażanie polskiego papieża, w odpowiedzi słyszymy jedynie nieudane porównanie polityka do dwuletniego dziecka i deklarację, że Lewica opodatkuje Kościół. Żadnej wzmianki o tym, do czego tak naprawdę bezkarny kler przykłada rękę. „Jeżeli chcecie polityki wolnej od kłótni, od tego przezywania siebie nawzajem, głosujcie na Lewicę” – dodała walcząca przecież o świeckie państwo polityczka, biorąc paradoksalnie udział w debacie wolnej od jakichkolwiek ważnych i – przede wszystkim – wartościowych treści.
czytaj także
O ile jednak rozumiem, czym kierują się politycy (pragmatyzmem), o tyle martwi mnie, że podobną taktykę przyjmuje komentariat medialny. Gdy w OKO.press czytam, że „mimo słabszego występu Donalda Tuska pozostali reprezentanci partii opozycyjnych pokazali swoją podmiotowość, przygotowanie i »ludzką twarz«”, przecieram oczy ze zdumienia. Ludzkim nazywamy przyzwolenie na bezpardonowe rasistowskie ataki.
Ale wiadomo, że poważni publicyści poważnie podchodzą do poważnej polityki. Tu nie ma miejsca na sentymenty, jest chłodna ocena tego, co spin doktorzy i spece od PR-u wymyślili dla kandydatów wyborczych i jak przełoży się to na wynik.
Patrz, Bożenko, zaraz padnie pytanie, czy PiS-owi zmaleje, czy wzrośnie? Potem parę sondaży przedwyborczych o opozycji, zleci dysputa o tym, że Polska podzielona, straszna polaryzacja, nudny duopol i znowu żale będą, że debata taka monotematyczna. A że jacyś migranci szkalowani? Że ani słowa o aborcji? O prawach kobiet? LGBT+? Osób z niepełnosprawnościami? No już dajcie spokój. Kto by tam tego słuchał?