Polityka mieszkaniowa Konfederacji jest kwintesencją całej ich koncepcji politycznej. Dajmy więcej praw silnym, bogatym i wpływowym, żeby mogli robić, co im się żywnie podoba. Przecież nieprzypadkowo są silni i wpływowi, prawda?Konfederacja zamierza uwalić standardy budowy mieszkań w Polsce, nie dając przy tym żadnej gwarancji, że doprowadzi to do spadku cen.
Konfederacja dziarskim krokiem maszeruje do Sejmu, przy okazji zdradzając nam, w jakim kraju się obudzimy, jeśli zdobędzie miejsca w nowym rządzie. Krzysztof Bosak opowiedział „Dziennikowi Gazecie Prawnej” o szczegółach programu mieszkaniowego. Jest on jeszcze bardziej kuriozalny niż pomysły Konfederacji dotyczące podatków czy polityki migracyjnej. Deklaratywni antysystemowcy chcą zadbać tylko o jedną grupę – deweloperów. Czyli o branżę będącą wręcz symbolem systemu III RP, która wyrosła właśnie dzięki niemu, czerpiąc z jego patologii pełnymi garściami. Stracą za to najemcy, osoby szukające mieszkania i rodziny gnieżdżące się w za małych klitkach.
Szczelne okna, ocieplenie i inne zbytki
Wśród głównych haseł wyborczych Konfederacji znalazła się zapowiedź obniżenia cen mieszkań o 30 proc. Na pierwszy rzut oka wygląda to całkiem w porządku. W końcu rosnące ceny lokali są główną przyczyną kłopotów mieszkaniowych młodych Polek i Polaków, którzy masowo zamieszkują z rodzicami. Dzięki Markowi Mikołajczykowi z „DGP” wiemy jednak, w jaki sposób środowisko Bosaka i Mentzena chce swój ambitny cel osiągnąć.
Bosak przekonuje, że wysokie ceny mieszkań to efekt „nieustannego przyjmowania kolejnych regulacji i wymogów technicznych, np. w kwestii termoizolacji, systemów wentylacyjnych, okiennych, źródeł ciepła”. To wszystko podnosi koszty budowy, gdyż deweloperzy muszą się męczyć z jakimiś niepotrzebnymi zobowiązaniami. „30 proc. to sumaryczny szacunek kosztów wszystkich regulacji, które w ostatnich dziesięcioleciach przyjęły polski rząd i Unia Europejska. W naszej ocenie uchylenie ich może spowodować, że ceny będą niższe” – twierdzi Bosak.
Inaczej mówiąc, jeśli zniesiemy wszelkie wymogi nałożone na deweloperów w ostatnich latach, koszty budowy skurczą się tak bardzo, że ceny spadną o 30 proc. Jeśli inwestorzy nie będą musieli dbać o należyte ocieplenie budynków, szczelność okien czy instalowanie wind, to zaoferują lokale na niemal każdą kieszeń. Co prawda standard tych lokali będzie tragiczny – ale przynajmniej będzie taniej.
czytaj także
Można sobie wyobrazić, że w przyszłości będziemy dzielić budynki mieszkalne na wybudowane „po Konfederacji” i „przed Konfederacją”. Do tych pierwszych, usytuowanych na obrzeżach miast, mało kto będzie się zbliżał. Zamieszkiwane będą przez najmniej zarabiających, dla których jedyną alternatywą byłoby mieszkanie pod mostem. Za to posiadacze wielu mieszkań „sprzed Konfederacji” staną się nową elitą, na wzór właścicieli folwarków z I RP. Popyt na mieszkania „sprzed Konfederacji” pozwoli swobodnie wysysać z lokatorów coraz większą część dochodu. Będą się niechętnie godzić, by uniknąć przeprowadzki do lokalu wybudowanego „po Konfederacji”.
Narodowi libertarianie nie tłumaczą dokładnie, w jaki sposób obliczyli, że regulacje rządowe i unijne podnoszą ceny nieruchomości o 30 proc. Tak Mentzenowi wyszło w Excelu, proszę nie drążyć. Problem w tym, że to się kompletnie nie klei. Nie ma możliwości obniżenia cen mieszkań o 30 proc. poprzez ścięcie kosztów budowy, które odpowiadają tylko za ok. 40-45 proc. ceny.
Przykładowo, według danych NBP, w I kwartale tego roku przeciętna cena za metr w stolicy wyniosła 12 tys. złotych, a koszty budowy 5 tys. zł. Realizacja obietnicy Konfederacji oznaczałaby, że po obniżeniu kosztów budowy cena spadnie o 3,6 tys. złotych, czyli prawie trzy czwarte. To z czego będą budowane te lokale?
Nie damy niczego nikomu (poza deweloperami)
Gdy przepytujący Bosaka dziennikarz przytomnie zauważył, że obniżenie kosztów budowy niekoniecznie spowoduje znaczący spadek cen, gdyż deweloperzy mogą podnieść sobie marże, lider Narodowców wydał zdumiewające oświadczenie. „My w programie nie przesądzamy, co wydarzy się na rynku. […] Równocześnie podkreślamy, że nikomu nie zamierzamy nic dać. Mówimy jedynie, że jeżeli nasz program zostanie zrealizowany, to spadek cen będzie możliwy” – stwierdził Bosak.
Inaczej mówiąc, Konfederacja zamierza uwalić standardy budowy mieszkań w Polsce, nie dając przy tym żadnej gwarancji, że doprowadzi to do spadku cen. Spadek będzie jedynie „możliwy”, gdyż „znajdzie się ktoś, kto będzie chciał być tańszą konkurencją i przejmie część rynku”.
czytaj także
Tylko że w teorii spadek cen jest możliwy już teraz. Mógłby się znaleźć jakiś deweloper, który zamiast marży wynoszącej 30 proc. ceny (średnia dla Warszawy wg danych NBP), zacząłby oferować lokale z marżą, dajmy na to, trzykrotnie niższą. 10 proc. to i tak godny zarobek. Dlaczego takie firmy nie wyrastają jak grzyby po deszczu? Przecież popyt na tanie mieszkania jest ogromny.
Bosak chce ułatwić deweloperom życie nie tylko poprzez zniesienie standardów budownictwa mieszkaniowego, ale też zmuszenie jednostek publicznych do sprzedaży należących do nich gruntów. „Uwolnienie terenów pod inwestycje budowlane. I to zarówno terenów, które są własnością samorządową, jak i tych, które należą do różnych agencji państwowych” – to kolejna recepta na rozwiązanie kryzysu mieszkaniowego autorstwa Konfederacji. Pojawienie się tylu nowych nieruchomości, których właściciele będą zmuszeni do ich sprzedaży, obniży ceny gruntów pod inwestycje deweloperskie. Deweloperzy będą mogli kupować ziemię od samorządów i agend państwowych w cenach jak z licytacji komorniczej.
PRL był zły, więc cofnijmy się jeszcze dalej
Bosak przekonuje, że nie zamierza rezygnować z planowania urbanistycznego i przestrzennego. „Nie powiem tak choćby dlatego, że byłem studentem Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej i wiem, że dla zdrowego rozwoju rynku mieszkaniowego potrzebna jest też dobra urbanistyka” – zapewnił, by po chwili rzucić takim kwiatkiem: „Zrobiliśmy znaczący krok w porównaniu z dwudziestoleciem międzywojennym. Problem jest jednak taki, że dzisiejsze budownictwo porównuje się nie z czasami II RP, tylko z latami PRL, kiedy budownictwo socjalistyczne było budowane zgodnie z założeniami ideologicznymi. Nikt nie liczył się z kosztami”.
czytaj także
Czyli zapomnijcie o standardach lokalowych, które oferowała Polska Ludowa, znacznie biedniejsza od III RP. Konfederacja chce się wzorować na oszczędnych projektach II RP, a nie hulaszczych i nazbyt optymistycznych koncepcjach komuchów.
Budownictwo mieszkalne w PRL różniło się od obecnego właśnie tym, że było kształtowane na podstawie koncepcji urbanistycznych, a nie wyłącznie komercyjnych projektów deweloperów. Przykładowo moje rodzinne miasto, Tychy, zostało właściwie w całości wybudowane po II wojnie światowej. Pieczę sprawowali nad tym Hanna i Kazimierz Wejchert, jedni z najwybitniejszych urbanistów w historii Polski. Dzięki nim Tychy są obecnie jednym z najlepszych miejsc do życia w Polsce – albo byłyby, gdyby nie ten duszący smród w okresie grzewczym. Ogrom zieleni, przejrzyście zaprojektowana przestrzeń, po której łatwo jest się poruszać, dostęp do niezbędnych placówek usługowych w czasie krótkiego spaceru – to właśnie są zasługi ówczesnej urbanistyki.
Czym jest więc urbanistyka polecana przez Bosaka? Jakie ma założenia? Poza niskimi kosztami rzecz jasna. Ale do ślepego cięcia kosztów nie potrzeba urbanistów, wystarczy księgowy z Excelem.
Wolność do wyrzucania na bruk
Krzysztof Bosak stanowczo sprzeciwia się określeniu „patodeweloperka”. „Nie nazwałbym patodeweloperką sytuacji, w której ktoś optymalnie wykorzystuje dostępną powierzchnię, bo na przykład dobrze sprzedają się mu mikrokawalerki. To zaspokajanie popytu rynkowego, a nie patologia” – mówi polityk dziennikarzowi „Dziennika Gazety Prawnej”. Postuluje zniesienie określanej przez rozporządzenie rządowe minimalnej wielkości lokalu mieszkalnego: „25 m kw. to wysoki próg. Trzeba stworzyć przepisy, które dopuszczą powstawanie mniejszych mieszkań”.
Gdańsk dla wszystkich (deweloperów). Co mogło pójść nie tak?
czytaj także
Konfederatom marzy się więc zrobienie w Polsce czegoś na kształt Hongkongu. Tam ludzie mieszkają w boksach, w których ledwo mieści się łóżko, i jakoś nie narzekają. Co tam, że wskaźnik dzietności wynosi 0,87 dziecka na kobietę, będąc jednym z najniższych na świecie. Tymczasem w Polsce Bosaka i Mentzena przydałoby się znacznie więcej nowych dzieci, bo panowie chcą drastycznie ograniczyć imigrację do Polski.
Wisienką na torcie są rozwiązania dla najemców lokali. Konfederacja zamierza umożliwić wyrzucanie najemców na bruk bez wyroku sądowego – wystarczy, że ktoś spóźni się z czynszem o miesiąc. „Rynek najmu pod tym względem należy ucywilizować (XD – przyp. aut), wprowadzając nowe reguły – jeśli nie płacisz, opuszczasz mieszkanie. […] Nie może być tak, że właściciel musi iść do sądu, aby uzyskać nakaz eksmisji i procesować się dwa lata albo dłużej” – oburza się Bosak.
W takim układzie właściciele mogliby swobodnie wyrzucać ludzi z mieszkań niemal z dnia na dzień, nie licząc się z terminami zawartymi w umowie. Wystarczyłoby kilkukrotnie podnieść czynsz, tak, by najemca nie był w stanie zapłacić całości. Potem tylko chwilkę poczekać i można już delikwenta wyrzucać.
Co, według Bosaka, mieliby robić oszukani najemcy? Iść do sądu. Właścicielom mieszkań chce zapewnić prawo do eksmisji bez wyroku, bo procesy trwają za długo, ale wyrzuconym na bruk najemcom poleca iść do sądu właśnie. „Ale już po fakcie?” – pyta, najwyraźniej lekko zdumiony, redaktor Mikołajczyk. „Tak. Właściciel powinien mieć prawo wyrzucić ze swojego mieszkania tego, kogo w nim nie chce” – odpowiada spokojnie Bosak.
Polityka mieszkaniowa Konfederacji jest kwintesencją całej ich koncepcji politycznej. Dajmy więcej praw silnym, bogatym i wpływowym, żeby mogli robić, co im się żywnie podoba. Przecież nieprzypadkowo są silni i wpływowi, prawda? Są tak zdolni, że uwolnienie ich od wszelkich zobowiązań poprowadzi Polskę ku świetlanej przyszłości i pozycji regionalnego mocarstwa, jakim była w XVI wieku. Za to maluczkim, słabym, niezamożnym i wykluczonym na wszelkie inne sposoby, jak i części niższej klasy średniej, Konfederacja zamierza odebrać wszelkie prawa i osłony, robiąc z dolnych 40 proc. społeczeństwa klasę podporządkowaną. Ktoś przecież musi służyć panom, a społeczeństwo bez hierarchii na pewno się rozleci.