Świat, Weekend

Akt oskarżenia przeciwko Federacji Rosyjskiej

Ukraina to nie Rosja – ale nie tylko ona ma prawo to powiedzieć. Despotyczne, kolonialne państwo rosyjskie prześladuje każdy lud, który na własne nieszczęście zamieszkuje jego terytorium. Dla dobra tych wszystkich ludów państwo rosyjskie w jego obecnej formie powinno przestać istnieć.

Rano 24 lutego 2022 roku siły zbrojne Federacji Rosyjskiej przypuściły atak na Ukrainę. Inwazja zaczęła się od bombardowania Kijowa, a jednocześnie ukraińską granicę przekroczyły oddziały wojska. Ukraińską granicę przekroczyły też rosyjskie jednostki zbrojne stacjonujące w Białorusi rzekomo w celu przeprowadzenia manewrów ćwiczebnych. W ciągu pierwszych kilku dni plan rosyjskiego blitzkriegu w Ukrainie zdecydowanie się nie powiódł, a siły okupacyjne zdołały poczynić jedynie nieznaczne postępy.

Piszę ten tekst w piątym dniu wojny, na przedmieściach Kijowa, który obecnie przygotowuje się na zmasowany atak rosyjskiego wojska. Kiedy będziecie czytać te słowa, wiele już mogło się zmienić – i to nie tylko tutaj, w Ukrainie, jako że Putin właśnie ogłosił, w odpowiedzi na „wrogie deklaracje” Zachodu, że wprowadza rosyjski arsenał broni jądrowej w stan podwyższonej gotowości.

Dimitrova: Nie da się przygotować ludzkiej psychiki na wojnę

Teraz już właściwie może się zdarzyć wszystko – w tym zupełnie nierzeczywisty, jak się wydawało, scenariusz, w którym reżim Putina zostaje obalony przez narastający w Rosji ruch sprzeciwu wobec wojny, popierany nawet przez kilku ultrabogatych oligarchów z Putinowskiej świty. Wydaje się, że to najgorszy możliwy moment na pisanie takiego eseju, kiedy rozwój wydarzeń może sprawić, że za parę godzin to, co napiszę, będzie już bez znaczenia. Mimo to przygotowanie aktu oskarżenia wobec Federacji Rosyjskiej jest nieodzowne i konieczne już teraz.

Jak stałem się Ukraińcem

Dokładnie pamiętam moment, w którym po raz pierwszy poczułem przynależność do narodu ukraińskiego. Było to wiosną 2000 roku, jak co roku spędzałem wtedy wakacje u krewnych w Moskwie. Od razu dopowiem: urodziłem się w Kijowie, moja matka jest Rosjanką, a ojciec Ukraińcem żydowskiego pochodzenia. Uczęszczałem do rosyjskojęzycznej szkoły, a języka ukraińskiego nauczyłem się, dopiero będąc nastolatkiem.

Moment, kiedy zacząłem stawać się Ukraińcem, wyglądał następująco. Spacerowaliśmy w okolicach Kremla, uliczką wypełnioną straganami z książkami przedstawiającymi teorie spiskowe, prawosławie, antysemickie treści i wszelkiej maści rosyjskie ideologie neofaszystowskie. Jestem pewien, że takie stragany widział każdy, kto wie, jak wyglądają ulice wielkich poradzieckich miast. W pamięci zapadł mi jeden ze sprzedawców, zachwalający swój towar głośną tyradą obelg rzucanych pod adresem długiej listy celów: Żydów, Niemców, Zachodu, bolszewików, liberałów, punków, obcokrajowców, homoseksualistów oraz – co mnie wtedy kompletnie zaskoczyło – Ukraińców.

Rosyjski faszysta, patron Putina

czytaj także

Pamiętam, jak poruszyło mnie to, że Ukraińcy znaleźli się na liście ludzi odsądzanych od czci i wiary głoszonej przez jawnego faszystę – zwłaszcza że większość pozostałych pozycji na tej liście uważałem za ludzi fajnych, interesujących lub progresywnych. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że bycie Ukraińcem może być fajne albo interesujące. Dorastając w Ukrainie w latach 90., kojarzyłem mój kraj raczej z biedą, ponurą szarzyzną i napromieniowaniem. Nagle jednak Ukraińcy znaleźli się wśród tych innych fajnych obiektów nienawiści tej faszystowskiej szumowiny. Po raz pierwszy w życiu poczułem dumę z tego, że pochodzę z Ukrainy.

Dwadzieścia parę lat później przypomniałem sobie ten moment, czytając transkrypcję długaśnego wykładu o historii wygłoszonego przez Władimira Putina, w istocie będącego sposobem wypowiedzenia mojemu krajowi wojny. Tym razem jednak dyrdymały, które w przeszłości usłyszałem od jakiegoś przypadkowego faszystowskiego oszołoma na moskiewskiej ulicy, padały z ust prezydenta Federacji Rosyjskiej. Rdzeń jego argumentacji stanowiła głęboka etniczna i polityczna nienawiść do Ukraińców.

Łatwo było także wyłapać w przemówieniu Putina tych innych fajnych ludzi, których na swojej liście umieścił kiedyś faszystowski oszołom, tym razem ujętych jednym pustym ogólnikiem – „Zachód”. Ideologia waszego wujka rasisty nie tylko weszła już do głównego nurtu, ale stała się pretekstem do wypowiedzenia wojny. Na wspomnianych wcześniej straganach roiło się od książek „eurazjanisty” i pseudofilozofa Aleksandra Dugina, który wywarł ogromny wpływ na trajektorię Putina.

Dugin to kremlowski pies łańcuchowy

Nie ma sensu kłótnia z faszystowskim straganiarzem na moskiewskiej ulicy i tak samo nie ma sensu odnoszenie się do podyktowanych brakiem wiedzy, imperialistycznych mitów kleconych przez Putina. Kusi jednak, aby poobracać w palcach niektóre z tych mitów, żeby pokazać te niewygodne prawdy, które zostały w nich wypaczone i zdyskredytowane – po to, by zobaczyć, jak te same mity mogą działać w drugą stronę, a może nawet na rzecz progresywnych celów.

A co, jeśli Ukraina radykalnie różni się od Rosji?

Podstawę argumentacji Putina stanowi przekonanie, wyrażone wprost czy tylko sugerowane, że Rosjanie i Ukraińcy stanowią jeden naród. To przekonanie żywi ogromna liczba Rosjan, a podziela je wielu ludzi na całym świecie, którzy nie zadali sobie trudu przeanalizowania historii Europy Wschodniej. Wedle tej argumentacji ukraińska tożsamość została sztucznie wytworzona przez Austro-Węgry (lub przez Polaków, Żydów czy Prusów) w celu dezorientacji kluczowej części ludności rosyjskiego imperium. Na co oczywiście wypada odpowiedzieć, że każda współczesna tożsamość narodowa jest do pewnego stopnia sztucznym tworem, nie wyłączając tożsamości rosyjskiej.

W autokratycznym rosyjskim umyśle, który zdołał sam siebie przekonać, że Ukraina jest Rosją, już samo istnienie odrębnego od Rosji ukraińskiego państwa stanowi egzystencjalne zagrożenie. Skoro Ukraińcy to tak naprawdę Rosjanie, jakże można im pozwolić na buntowanie się przeciwko autorytarnym rządom, dwukrotnie już obalanym w ciągu ostatnich siedemnastu lat? Skoro Ukraińcy to Rosjanie, jakże można im pozwolić głosować w wyborach, których wyniki nie zostały wcześniej ustalone? Skoro Ukraińcy to Rosjanie, jakże ich aparat państwowy może nie prześladować „homoseksualnej propagandy”? Jeśli te rzeczy są możliwe w Ukrainie, autokratyczny rosyjski umysł uznaje automatycznie, że możliwe są też w Rosji. A to oznacza, że trzeba im za wszelką cenę zapobiec.

Prawda zaś jest taka, że wszystkie te ukraińskie rzeczy są już możliwe także w Rosji, ponieważ po wiekach wspólnej kolonialnej historii Rosjanie upodobnili się nieco do Ukraińców. To, co Putin nazwał „historyczną jednością” obu narodów, odnosi się do panującej przez stulecia imperialnej dominacji Rosji, która w rzeczy samej uczyniła miliony Ukraińców nieco podobnymi do Rosjan. Większość Ukraińców oprócz własnego języka zna także język rosyjski. Mamy z Rosjanami wspólną historię pańszczyzny (będącej faktycznie funkcjonującą w rosyjskim imperium formą niewolnictwa), ruchów robotniczych, rewolucji, uprzemysłowienia i wojny. Przez całe pokolenia nasze rodziny mieszały się ze sobą. A jednak wszelkie relacje pomiędzy macierzystym państwem imperium, tak zwaną metropolią, a obszarem skolonizowanym – tak jak wszelkie relacje pomiędzy panem a niewolnikiem – są zarówno dialektyczne, jak i wzajemne.

Poprzez polityczne i kulturowe wchłonięcie kolonii metropolia wystawia się na powolne przejęcie od wewnątrz, dokonywane przez te same obce siły, które włączyła do swojego terytorium. Poprzez kolonizację Ukrainy rosyjska metropolia nieopatrznie połknęła kulturę polityczną opartą na horyzontalnych formach demokracji – nawet jeśli wydają się one brutalne, jak rady Kozaków, anarchistyczne odziały zbrojne Nestora Machno czy majdańskie powstania. I ten właśnie obcy element rozkrusza metropolię od wewnątrz.

W jakimś sensie Putinowski lęk przed „rosyjskim majdanem”, czyli ludowym powstaniem w Moskwie, jest całkiem uzasadniony – jednak nie dlatego, że, jak sugeruje rosyjska propaganda, zorganizują je wyszkoleni przez NATO ukraińscy terroryści. Ten lęk jest uzasadniony, bo skoro Rosjanie przypominają nieco Ukraińców, tak jak i oni mogą być w stanie obalić autorytarny rząd. Tak jak Ukraińcy, Rosjanie mogą zagłosować w nieustawionych wyborach. To właśnie demona owej „historycznej jedności” obecna autokratyczna Rosja stara się z siebie samej wypędzić, zamieniając Rosję w państwo policyjne, próbując zapobiec powstaniu swojego ludu. Ten wysiłek teraz zmienia się jednak w samospełniającą się przepowiednię, taką samą, jaka przypadła w udziale Lajosowi, ojcu Edypa.

Kagarlicki: Rządzą nami historyczne mitologie

Za rządów Władimira Putina działania Rosji w Ukrainie sprowadzają się do długiego pasma uporczywych, beznadziejnych porażek. W 2004 roku Kreml politycznie postawił w wyborach prezydenckich na kandydata z dwoma wyrokami za działalność przestępczą, sądząc, że uda się go mimo wszystko obsadzić w tej roli za pomocą masowych szykan i wyborczego oszustwa. Bezpośrednim wynikiem była Pomarańczowa Rewolucja, która udaremniła te plany. W 2014 roku, po zajęciu Krymu, Kreml usiłował skrzesać ruch irredentyzmu we wschodniej Ukrainie, sam siebie przekonując, że miliony mówiących po rosyjsku Ukraińców automatycznie poprą secesję na rzecz Rosji. Ruch okazał się tak marginalny, że Rosja musiała go wspierać, wysyłając działających incognito agentów, a potem wojsko. Ostatecznie, w 2022 roku, Kreml przekonał sam siebie, że ukraińska armia nie stawi oporu wojskowej napaści, a siły okupacyjne będą witane jako wyzwoleńcze. Wiecie już, co wydarzyło się potem.

Od jakiegoś czasu zachodziłem w głowę, dlaczego każdy rosyjski projekt polityczny w Ukrainie okazał się tak dogłębnie chybiony. Do pewnego czasu reżim Putina wydawał się skutecznie manipulować polityką w Rosji, na Zachodzie i wszędzie indziej, poza Ukrainą. Nagle zrozumiałem, że powód tych porażek jest bardzo prosty: w Ukrainie Rosjanie działają tak samo, jak działaliby w Rosji. To, co jest skuteczne tam, jak sądzą, musi przynieść ten sam skutek w Ukrainie. No bo wiadomo, to jedno i to samo. Dziś nie trzeba nawet uzasadniać, że jest inaczej. Nieprzerwane pasmo porażek Rosji w Ukrainie mówi samo za siebie.

Historyczna odpowiedzialność Kijowa

Moje twierdzenie, że Rosjanie są w istocie trochę jak Ukraińcy, nie jest wyrazem czarnego humoru ani jakiejś niechęci. Opieram się na micie założycielskim samej Rosji. Jak głosi ten mit, pod koniec pierwszego tysiąclecia po narodzinach Chrystusa braterskie ludy wschodniosłowiańskie wspólnie założyły potężne średniowieczne państwo zwane Rusią Kijowską, od kijowskiej stolicy. (Twór ten w istocie wyrósł na bazie kolonii założonej przez ludy skandynawskie, zaś słowo „rus” początkowo oznaczało „tych, którzy przybyli na wiosłach” i odnosiło się do sposobu, w jaki jego władcy dotarli tam z północy wzdłuż rzek na wschodzie Europy).

Fakt, że średniowieczny Kijów był stolicą tego quasi-mitycznego państwa, stanowi podwaliny rosyjskiego dyskursu imperialistycznego. W rosyjskim kolonialnym żargonie Kijów jest „matką ruskich miast”, jako że to właśnie tu, w mieście założonym jakieś pół tysiąca lat przed powstaniem Moskwy, miała swój początek ekspansja ludów słowiańskich na wschód, w wyniku której ostatecznie powstało to, co obecnie znamy jako państwo rosyjskie.

Tę ekspansję należy jednak uważnie przeanalizować. W popkulturowej historii wyobraża się ją na modłę „odkrywania nowego lądu” przez Kolumba, w ujęciu, jakie obowiązywało przed nadejściem postkolonializmu. Słowianie, jak uważano, w jakiś sposób odkryli mlekiem i miodem płynące ziemie na wschodzie, gdzie następnie założyli Moskwę i inne miasta, w których się osiedlili. W rzeczywistości ziemie te były już zamieszkane przez wiele ludów, głównie ugrofińskich, które zostały brutalnie podbite, a niekiedy wybite do nogi. Mówiąc krótko, ekspansja Słowian na wschód od Kijowa była wczesnym przykładem kolonializmu osiedleńczego i nosiła wszelkie jego zwyczajowe cechy: ludobójstwo rdzennych mieszkańców, rabunkowe podejście do surowców i wyłonienie się autokratycznej władzy.

Wiemy już, że państwo rosyjskie jest wynikiem tego tragicznego procesu, który można postrzegać jako równoległy do ekspansji białych Europejczyków na zachód, tworzących ich własne kolonie. Może już czas to wszystko naprawić. Podczas gdy europejskie narody stopniowo biorą na siebie odpowiedzialność za własny kolonializm osiedleńczy, w Europie Wschodniej nadal jest to biała karta. A szkoda, zwłaszcza że niektóre ze wschodnioeuropejskich narodów, podbitych w toku tej właśnie ekspansji na wschód, nadal cierpią pod jarzmem rosyjskiej kolonialnej władzy.

Co to jest Majdan. Tłumaczę Zandbergowi

Według rozpowszechnionego, w głębi ducha rasistowskiego, własnego wizerunku Federacji Rosyjskiej, „ludy nierosyjskie” zamieszkują jej daleką północ, Syberię i Kaukaz, natomiast tak zwana europejska część Rosji (na zachód od Uralu) to historyczna domena Słowian. A to po prostu nieprawda. Ludy ugrofińskie, takie jak Mordwini, Karelianie, Udmurci, Maryjczycy czy Komiacy, to ludność rdzenna obszarów znajdujących się o rzut kamieniem od Moskwy czy Petersburga, zaś Tatarzy, Czuwasze, Baszkirzy i wiele innych ludów turkijskich zamieszkuje rejony obejmujące wielkie połacie tego, co uważa się za „europejską”, „słowiańską”, „białą” część Rosji. Dyskurs dekolonizacji, będący dopiero w zalążku w Federacji Rosyjskiej, ma teraz szansę wypłynąć z niespotykaną dotąd mocą – jeśli zostanie należycie powiązany z ruchem antywojennym.

Próbą zaprowadzenia brutalnej, zbrojnej okupacji swojego wyobrażonego imperialnego matecznika Federacja Rosyjska zainicjowała niszczycielski proces, który może ją doprowadzić do stopniowej utraty wielu innych regionów i ludów, nadal znajdujących się pod kolonialnymi rządami. Jest oczywiste, że Ukraińcy będą zwalczać imperialne zapędy Rosji na wszelkie możliwe sposoby. Jednak sama obrona nie wystarczy. Narastająca walka rdzennej ludności Federacji Rosyjskiej z kolonialnym rządem powinna znaleźć się w centrum uwagi ogólnoświatowego ruchu antywojennego.

Žižek: Co wyrośnie z kieszeni pełnej ziaren słonecznika?

Na początek proponuję, żeby Kijów przyjął na siebie tysiącletnią historyczną odpowiedzialność za skolonizowane narody prześladowane w dzisiejszej Federacji Rosyjskiej, przyznając, że jest nieszczęsną kolebką despotycznego, kolonialnego państwa rosyjskiego – państwa, które prześladuje każdy lud na własne nieszczęście zamieszkujący jego terytorium, w tym lud rosyjski. Dla dobra tych wszystkich ludów – oraz reszty ludzkości – państwo rosyjskie w jego obecnej formie powinno przestać istnieć.

Oto, w skrócie, mój akt oskarżenia przeciwko Federacji Rosyjskiej.

**
Artykuł ukazał się w magazynie e-flux journal. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij