Papież Franciszek załamuje ręce nad ofiarami kryzysu klimatycznego, ale gdzie są te rzekome ofiary? Chodzę od godziny po osiedlu i nikogo takiego nie spotkałem. Przejrzałem „Do rzeczy” i „Polonię Christianę”, a nawet ostatnią książkę Wildsteina – i także nic o ofiarach klimatu nie było. Czyżby papież kłamał?
Katolicy w Polsce przechodzą ostatnio trudne chwile, a jedną z przyczyn jest papież. Otóż ten nieco starszy już Argentyńczyk zaproponował, żeby porzucić perspektywę czubka własnego nosa i na świat patrzeć całościowo, tj. globalnie. Franciszek zapewne przytomnie zauważył, że świat nie kończy się na Europie, a globus w kształcie Polski to jedynie rekwizyt z Ucha Prezesa.
Dla dużej części polskich katolików okazało się to zbyt rewolucyjnym podejściem. Według katolickiego komentariatu znad Wisły papież idealny powinien nieustannie zajmować się Polską, przypominać jej zasługi, pozdrawiać pielgrzymów z Polski w ich rodzimym języku, piętnować degrengoladę moralną Unii Europejskiej, bronić chrześcijaństwa przed ekspansją morderczego islamu i napominać osoby LGBT, że żyją w grzechu i nie pójdą do nieba. Ewentualnie mógłby się też zająć problemami wewnętrznymi Kościoła, przy czym tu chodziłoby głównie o tropienie „lawendowej mafii”. Papież, który załamuje ręce nad ofiarami suszy, fali upałów lub katastrof ekologicznych w państwach globalnego Południa, to nie papież, tylko podrzucony do Watykanu przez szatana globalista.
czytaj także
Zdradzeni o świcie
„Nie ma już czasu na czekanie; jest zbyt wiele istnień ludzkich cierpiących z powodu kryzysu klimatycznego. Trzeba pilnie działać, z odwagą i odpowiedzialnością, aby przygotować przyszłość, w której ludzkość będzie zdolna do podejmowania troski o samą siebie i naturę” – napisał Franciszek przy okazji szczytu COP26, czym wywołał niespotykaną wręcz falę „krytyki” ze strony polskojęzycznych użytkowników Twittera. „Myślałam, że cierpią z powodu trwania w grzechu, braku pokuty i zadośćuczynienia…” – odpisała niejaka Joanna Czarna i zebrała prawie 800 lajków, czyli mniej więcej tyle samo co papież. „Spadaj na lampę antychryście ze swoim marksizmem klimatycznym” – napisał pewien anonim (105 lajków). „Benedykt XVI jest papieżem, a nie to coś” – odważnie oświadczył Bartosz Drożdż, wolnościowiec i umiarkowany konserwatysta. Pan Bartosz oraz setki jemu podobnych najpewniej nie czytali encyklik Ratzingera, a nawet jego poprzedników, bo wtedy musiałby poszukać sobie papieża gdzieś w dwudziestoleciu międzywojennym.
Nie ma już czasu na czekanie; jest zbyt wiele istnień ludzkich cierpiących z powodu kryzysu klimatycznego. Trzeba pilnie działać, z odwagą i odpowiedzialnością, aby przygotować przyszłość, w której ludzkość będzie zdolna do podejmowania troski o samą siebie i naturę. #COP26
— Papież Franciszek (@Pontifex_pl) November 2, 2021
Krytyką papieża zajęli się także bardziej prominentni komentatorzy. Bank rozbił oczywiście niezawodny red. Łukasz Warzecha, pisząc: „Wspaniale. A konkretnie to kto i gdzie tak cierpi? Moim zdaniem Bergoglio minął się jednak z powołaniem. Powinien był zostać publicystą jakiegoś lewicowego dziennika w Argentynie i wszyscy by byli zadowoleni”.
No właśnie, gdzie są w ogóle te ofiary zmian klimatycznych? Chodzę od godziny po osiedlu i nikogo takiego nie spotkałem. Wczoraj przeszedłem na piechotę pół miasta, szukając tych cierpiących z powodu GO istnień ludzkich i również nikogo takiego nie było. Zadzwoniłem do znajomych przedsiębiorców, ale zaprzeczyli, że cierpią z powodu zmian klimatycznych – według nich ważniejszym problemem są roszczenia płacowe. Przejrzałem „Do rzeczy” i „Polonię Christianę”, a nawet ostatnią książkę Wildsteina i także nic o ofiarach klimatu nie było. Czyżby papież kłamał?
Po nauki do Dhaki
Gdyby red. Warzecha nie ograniczył się jedynie do wynalezionego przez jego kolegę „riserczu ziemkiewiczowskiego”, mógłby się przekonać, że Bergoglio jednak nie mówił od rzeczy. Warzecha mógłby się dowiedzieć, że np. w 2015 roku z powodu fal upałów w Indiach zmarło ponad 2 tysiące osób, a dwa lata wcześniej 1433. W 2018 roku w Karaczi w Pakistanie fala upałów zabiła 65 osób ledwie w trzy dni.
Według opublikowanego w tym roku na łamach „Nature” badania jedna trzecia zgonów w wyniku nadmiernych temperatur to efekt antropogenicznego globalnego ocieplenia. Naukowcy przebadali sytuację w 732 miastach na świecie w latach 1991–2018 – gdyby nie zmiany klimatyczne, liczba zgonów z powodu upałów byłaby tam o 37 proc. niższa. Mowa więc o prawie 10 tys. zgonów rocznie tylko w badanych miastach. W ośrodkach miejskich Ameryki Południowej, Azji Południowo-Wschodniej oraz Bliskiego Wschodu udział zgonów „klimatycznych” był znacznie wyższy. Ocieplenie klimatu odpowiadało za 77 proc. zgonów z powodu wysokich temperatur w Ekwadorze i za prawie dwie trzecie na Filipinach.
Według WMO (Międzynarodowa Organizacja Meteorologiczna) liczba katastrof pogodowych występujących rocznie na świecie w ostatnich 50 latach wzrosła pięciokrotnie. Przypadek czy jednak efekty zmiany klimatu? 91 proc. tych katastrof przypadło na państwa rozwijające się, więc faktycznie mieszkańcy bezpiecznego i sytego Zachodu mogą się w nich nie orientować.
W tym roku w wyniku powodzi (po odłamaniu się lodowca) w Indiach w stanie Uttarakhand zginęło lub zaginęło kilkaset osób. Według Climate Vulnerability Monitor w 2010 roku w krajach o najostrzejszym ryzyku powodzi i osunięć (m.in. Indie, Bangladesz i Pakistan) zginęło w sumie około 3 tysięcy osób, z czego 2 tysiące w Indiach. W ich wyniku ucierpiało 20 milionów mieszkańców Indii oraz 600 tysięcy mieszkańców Bangladeszu. Według prognoz na 2030 rok liczba poszkodowanych przez powodzie w Indiach jeszcze wzrośnie o jedną czwartą, a w Bangladeszu o jedną trzecią. Gdyby red. Warzecha był publicystą w Dhace, być może wiedziałby o ofiarach zmian klimatu nieco więcej.
Głód, zniszczenie, choroby, migracje i wojna. Tak, mowa o twoim życiu
czytaj także
Do ofiar zmian klimatycznych można też zapewne dodać poszkodowanych w wyniku tornad i huraganów. Zapewne nieprzypadkowo liczba cyklonów o prędkości do 200 km/h podwoiła się od lat 80., a cyklonów o prędkości do 250 km/h nawet potroiła. W 2020 roku zanotowaliśmy choćby rekordową liczbę wielkich huraganów na Atlantyku – wyrównano rekord z 2005 roku, czyli roku słynnej Katriny. W zeszłorocznym sezonie huraganowym na Atlantyku zginęło 417 osób.
Lewak Benedykt
Ofiary zmian klimatu cierpią również z powodu susz. Według FAO od 2012 roku z powodu susz liczba osób niedożywionych w Afryce Subsaharyjskiej wzrosła o 45 proc. Według prognoz z powodu globalnego ocieplenia do 2050 roku plony w Afryce Zachodniej i Środkowej spadną o 13 proc., a w Północnej o 11 proc. W 2012 roku region Sahelu nawiedziła potężna susza, w wyniku której głód groził 24 milionom osób. Kilka lat później miała miejsce kolejna, przez którą bezpieczeństwo żywnościowe utraciło 6 milionów osób. Być może o nich pisał Franciszek, a być może o milionach innych ofiar susz, powodzi, huraganów i pożarów o niespotykanej wcześniej skali. Mógł też myśleć o tych, które dopiero przed nami – według WHO w latach 2030–2050 z powodu zmian klimatycznych nastąpi dodatkowe 250 tysięcy zgonów, m.in. w wyniku niedożywienia, malarii oraz ekstremalnych temperatur.
czytaj także
Całkiem prawdopodobnie, że polscy katolicy za jakiś będą mogli się naocznie przekonać, że ofiary klimatyczne istnieją, a nawet będą mogli z nimi bezpośrednio porozmawiać lub nawet ich dotknąć, żeby się już utwierdzić w tej wiedzy tak na stałe. Do 2050 roku liczba uchodźców klimatycznych może wzrosnąć do 1,2 miliarda osób. Ci wszyscy ludzie oczywiście będą szukać nowego miejsca zamieszkania. Zapewne wielu z nich skieruje się w stronę Polski – wtedy będziemy mieli prawdziwy kryzys migracyjny, a nie przepychanki na granicy.
Zbliżające się klimatyczne procesy migracyjne będą oczywiście dramatycznym procesem, ale przynajmniej niedowiarki znad Wisły będą się mogły przekonać, że globalne ocieplenie, którego winna jest również po części Polski, skutkuje cierpieniem bardzo konkretnych osób, o które dopytywał się red. Warzecha. Zresztą do tego czasu większość z tych niedowiarków odczuje zmiany klimatyczne na własnej skórze. O ile już nie odczuła, lecz wyparła.
czytaj także
„Ochrona stworzenia domaga się przyjęcia wstrzemięźliwego i odpowiedzialnego stylu życia, przede wszystkim wobec biednych i wobec przyszłych pokoleń” – stwierdził papież w przemowie do uczestników konferencji klimatycznej. Tylko że nie był to lewak Franciszek, lecz Benedykt XVI przy okazji szczytu klimatycznego w 2009 roku w Kopenhadze. Nawet bardzo konserwatywny papież z Niemiec już ponad dekadę temu ogarnął, że zmiany klimatyczne to poważna sprawa, dotycząca bezpośrednio ogromnej liczby ludzi na Ziemi, więc warto się nią zajmować. Niestety reprezentanci polskiego kościoła narodowego, coraz odleglejszego od Rzymu, najwyraźniej są obecnie na wojnie z jakimś wyimaginowanym wrogiem.