Ta historia mogłaby się zaczynać jakoś tak: „Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józsefa S., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany”.
Belgijska policja zatrzymała ponad 20 osób na imprezie gejowskiej w centrum Brukseli. Co najmniej dwójka uczestników wylegitymowała się paszportami dyplomatycznymi. Do udziału w orgii przyznał się węgierski konserwatywny europoseł József Szájer. Media podają, że Węgier usiłował uciec przed policją przez okno, zsuwając się po rynnie i raniąc przy tym ręce.
Prokuratura w Brukseli poinformowała, że Szájer miał przy sobie tabletki ecstasy. „W jego plecaku znaleziono narkotyki. Mężczyzna nie był w stanie okazać dokumentu tożsamości. Sporządzony raport wskazuje, że S.J. naruszył przepisy dotyczące posiadania narkotyków”.
S.J. to w tym przypadku József Szájer, węgierski europoseł, którego przewiną było to, że w czasach zarazy szukał wolnej miłości w Brukseli. I naprawdę nie byłoby w tej historii nic godnego potępienia, gdyby nie to, że Szájer jest prominentnym członkiem Fideszu, właściwie to zakładał tę partię razem z Viktorem Orbánem, pozostając jednym z jego najbliższych politycznych współpracowników.
Swoją publiczną karierę Szájer oparł na tak zwanej obronie chrześcijańskich wartości, czyli nagonce na osoby LGBTQ+ i walce o wpisanie do węgierskiej konstytucji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. W swojej karierze europosła, którą rozwijał nieprzerwanie od 2004, zajmował się godnościowym pohukiwaniem o suwerenności. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Szájer jest żonaty z sędzią węgierskiego Trybunału Konstytucyjnego Tünde Handó.
József Szájer ogłosił, że z końcem roku składa mandat europosła, jako powód podał względy osobiste, stres i zmęczenie. Ta decyzja zaskoczyła w równej mierze jego sprzymierzeńców, co oponentów, bo Szájer to stary polityczny wyjadacz i wcale nie wyglądał na zmęczonego. Jeszcze kilka dni wcześniej udzielał wywiadów, komentując samobójczą polską-węgierską awanturę o unijny budżet i środki z Funduszu Odbudowy po pandemii COVID-19. Nikt też nie słyszał, by miał jakieś osobiste problemy, chorował itp. Było więc dość oczywiste, że coś się musiało stać.
Na wyjaśnienie zagadki nie trzeba było czekać długo. Tajemnicze przyczyny rezygnacji Szájera świat poznał we wtorek, dzięki wyczerpującemu i barwnemu opisowi wydarzeń z minionego weekendu, który znalazł się w oświadczeniu brukselskiej prokuratury.
W Belgii druga fala pandemii zmusiła władze do decyzji o kolejnym lockdownie, w kraju obowiązuje godzina policyjna i zakaz gromadzenia się w miejscach publicznych i domach. Tylko osoby samotne mają prawo przyjmować wizyty. Dlatego sąsiadów zaniepokoiły wyraźne odgłosy imprezy w jednym z mieszkań w centrum Brukseli. Postanowili powiadomić policję. Kiedy funkcjonariusze przybyli na miejsce, a działo się w to w okolicy znanej z dużej liczby gejklubów, zastali w mieszkaniu gejowską orgię, w której uczestniczyło około dwudziestu mężczyzn. Dwóch z nich na prośbę o okazanie dokumentu tożsamości wyjęło paszporty dyplomatyczne.
W międzyczasie w tej samej dzielnicy jeden z przechodniów zawiadomił policję, bo zauważył dziwnie wyglądającego mężczyznę z zakrwawionymi rękami, który zdawał się uciekać. Potem media sugerowały, że uciekinier wydostał się z mieszkania na ulicę po rynnie, przy okazji raniąc dłonie. Pewnie już się domyślacie, kim był ten człowiek pająk.
Zatrzymany nie miał przy sobie żadnego dokumentu tożsamości, a jedynie plecak, w którym belgijska policja znalazła narkotyki. Twierdził jednak, że jest europosłem, i funkcjonariusze zgodzili się pojechać pod wskazany przez niego adres, gdzie ten okazał im paszport dyplomatyczny. Na tej podstawie zidentyfikowano go jako S.J., rocznik 1961. Na Węgrzech wszyscy wszystko zrozumieli w mgnieniu oka.
We wtorek w nowym oświadczeniu Szájer odniósł się do tej sytuacji wybiórczo, przyznając, że złamał obowiązujące belgijskie prawo zakazujące spotkań towarzyszkach i jest gotów ponieść za to karę. Temu, co robił na imprezie i jak się na niej znalazł, nie poświęcił wielu wyjaśnień. Tę żabę pozostawił do przełknięcia kolegom i koleżankom z partii.
To już kolejny w ostatnim czasie duży seksskandal z udziałem ważnego węgierskiego polityka. W 2019 roku wypłynęło nagranie, na którym burmistrz miasta Győr Zsolt Borkaia na jachcie w Chorwacji uprawia seks z prostytutką. Odbiło się to na wyniku Fideszu w wyborach samorządowych.
Cóż, każdy ma prawo zaspokajać swoje seksualne potrzeby, o ile nie krzywdzi przy tym innych, a wszystko wskazuje na to, że podczas brukselskiego seksparty do żadnej krzywdy nie doszło, wszyscy uczestnicy byli tam z własnej woli. Zdrada małżeńska to również rzecz prywatnego sumienia.
Jedyne, co w przypadku Józsefa S. pozostaje, to niefortunny czas pandemii i polityczny wymiar sprawy, bo nie wypada jednak być apologetą węgierskiej chrześcijańsko-hetero-narodowej suwerenności, a jednocześnie korzystać z dobrodziejstw wolnego świata, który pozwala uprawiać wolną, także homoseksualną miłość.
Historia Józsefa Szájera jest pod tym względem stereotypowa do granic możliwości. Tak bardzo, że aż trudno w nią uwierzyć. Prawicowy żonaty homofob z chrześcijańskimi wartościami na sztandarze okazuje się miłośnikiem gejowskich orgii. Ciekawe tylko, czy ta hipokryzja zacznie w końcu w masowej skali drażnić wyborów. Nie tylko węgierskich, ale i polskich, bo sprzedawany pod płaszczykiem wartości polityczny cynizm, który zmierza tylko do tego, by za wszelką cenę utrzymać władzę, wpływy i pieniądze, jest również podstawową treścią polityki nad Wisłą. Wystarczy wspomnieć niewyjaśnioną aferę podkarpacką.
czytaj także
Sprawa Józsefa Szájera dotyczy Polski także dlatego, że jeszcze kilka dni temu była to jedna z twarzy wspólnej polsko-węgierskiej sprawy, która polega na tym, by zbojkotować unijny budżet i wielomiliardowy program odbudowy europejskiej gospodarki po pandemii, a jeśli komuś coś się nie podoba, to mamy przecież prawo rozmawiać o polexicie.
Węgierski Fidesz w europarlamencie jest częścią Europejskiej Partii Ludowej. Tej szefuje obecnie Donald Tusk, który zapewne dość szybko poznał pikantne szczegóły z weekendowej imprezy.
Czy Fidesz stosuje sprawdzoną na deskach europarlamentu strategię? Po raz kolejny bada wytrzymałość unijnych partnerów, by w końcu zawrzeć kompromis, który będzie można w domu przedstawić jako sukces? Jak widać, w końcu Szájer i jego koledzy nie chcieliby wcale mieć zamkniętej drogi do Brukseli i jej uciech.
czytaj także
Pytanie tylko, czy polski rząd, którego członkowie prześcigają się w antyeuropejskich enuncjacjach, także będzie wiedział, kiedy należy się zatrzymać i zrejterować. Chociażby po to, by Beata Kempa zachowała swój dochodowy mandat europosłanki. Cała nadzieja w cynicznej politycznej hipokryzji obecnie rządzącej partii.
Oczywiście należy pamiętać, że na piątkowym gejparty w Brukseli było jeszcze dwóch dyplomatów, więc giełda nazwisk jest szeroko otwarta. Kto wie, może Szájer zacieśniał tam polsko-węgierski sojusz? Na razie bliski sojusznik węgierskiego premiera Viktora Orbána zrezygnował z członkostwa w Parlamencie Europejskim.