Trudno się dziwić, że ludzie przestają ufać deklaracjom władzy, uciekają w negacjonizm albo prywatne strategie radzenia sobie z sytuacją. Jednocześnie wyrasta pokolenie, które obserwuje bezradność instytucji i brak odpowiedzialności rządzących.
W czwartek 8 października premier zapowiedział, że w sobotę ogłoszona zostanie strategia pandemiczna dla szkół na najbliższe tygodnie. Środowiska nauczycielskie i wielu rodziców miało nadzieję, że wreszcie będzie możliwość płynnego przechodzenia szkół na tryb hybrydowy lub zdalny, bez konieczności oczekiwania, nieraz kilkudniowego, na decyzję Sanepidu.
W czasie konferencji Mateusz Morawiecki mówił jednak przede wszystkim o konieczności noszenia maseczek, apelował do seniorów, by zostali w domach, i zapowiedział wprowadzenie „godzin dla seniorów”, czyli przedziału czasowego od 10 do 12, kiedy będą oni mogli bezpiecznie zrobić zakupy. O sytuacji w szkołach, zanim go nie zapytano, nawet się nie zająknął.
Cała Polska znajduje się już w strefie żółtej, a niektóre powiaty w strefie czerwonej – na 10 października było ich 32 plus 6 miast. W strefie żółtej obowiązuje m.in. limit jednej osoby na 4 m2 w lokalach gastronomicznych oraz podczas targów, wystaw, kongresów i konferencji. W kinach może zasiąść maksymalnie 25 proc. publiczności, a na uroczystościach rodzinnych 100 osób, co musi nieco dziwić w zestawieniu z pozostałymi obostrzeniami. Z kolei szkoły ze strefy żółtej są wyłączone.
Limit jednej osoby na 4 m2 jest w szkołach niewykonalny. Podobnie zresztą jak np. zalecenie wentylacji, która w efekcie okazywała się czasem otwieraniem drzwi i okien i trzymaniem uczniów w przeciągu. Premier stwierdził jednak, że wprowadzone w sierpniu przepisy nakazujące praktykowanie higieny, wentylację i noszenie maseczek w czasie przerw nadal są wystarczające.
czytaj także
– Jesteśmy po wnikliwej dyskusji z udziałem kierownictwa MEN, Ministerstwa Zdrowia, epidemiologów, GIS. Na dziś uważamy, że podejście zaproponowane w sierpniu przez MEN jest adekwatne – powiedział premier.
Eksperci, czyli kto?
Premier, zapytany przez dziennikarza o organizację pracy w szkołach, stwierdził, że tylko nieco ponad 100 szkół przeszło na tryb zdalny lub hybrydowy. Takich szkół jest jednak nie tyle „ponad 100”, ile już ponad 1000. W piątek 9 października dokładnie 811 pracowało w trybie mieszanym, a 208 – zdalnie. Wielu dyrektorów dostało od Sanepidu odmowę, niektórzy na decyzję czekają kilka dni.
Z dzisiejszej konferencji premiera, podczas której mieliśmy się dowiedzieć czegoś o edukacji, nie dowiedzieliśmy się…
Opublikowany przez Dorota Łoboda Sobota, 10 października 2020
Premier twierdzi, że w szkołach nie ma problemu koronawirusa. Powtarza w ten sposób tezy ministra Dariusza Piontkowskiego, który swoje przekonania budował na doświadczeniach Islandii i Norwegii, gdzie dystans społeczny jest zachowywany i bez koronawirusa, a klasy są mniej liczne niż w Polsce. W Norwegii zresztą powrót do szkół również wiązał się z większą liczbą zakażeń.
Premier w swojej sobotniej wypowiedzi powołał się na ekspertów. Niestety nie wiadomo, co to za eksperci ani w jakiej dziedzinie, bo premier na konferencji wystąpił tylko z ministrem zdrowia i żadnych nazwisk doradców nie wymienił.
Tymczasem eksperci nie anonimowi, ale wypowiadający się pod nazwiskiem, od dawna ostrzegają, że otwarcie szkół przyniesie wzrost zachorowań, bo mimo że dzieci w większości przypadków przechodzą COVID-19 bezobjawowo, mogą przekazać wirusa rodzinie. Mogą zarazić się nie tylko w szkołach, ale też w drodze do niej, np. w środkach komunikacji miejskiej. Prognozy dra Rakowskiego z sierpnia właśnie się potwierdziły – mamy kilka tysięcy zachorowań dziennie. Jedną z ofiar śmiertelnych jest Kamil Pietrzyk, 31-letni nauczyciel języka polskiego z Zawiercia.
czytaj także
Immunolog dr Grzesiowski w rozmowie z Onetem mówi, że premier zwyczajnie kłamie. Dane wskazują na to, że wzrost zachorowań nastąpił mniej więcej trzy tygodnie po otwarciu szkół, „to tyle, ile wirus potrzebuje, aby wywołać tzw. drugą generację zakażeń, czyli dziecko lub nauczyciel, którzy zakazili się w szkole, przenoszą zakażenie na swoją rodzinę”.
Ludzie przestają ufać władzy
Nauczyciele słusznie obawiają się o swoje zdrowie, połowa z nich ma ponad 50 lat, część jest już w wieku emerytalnym. Wielu jest zatem w grupie ryzyka.
❗️ DLACZEGO NIE W SZKOLE? ?Podczas sobotniej konferencji poświęconej nowej strategii rządu wobec szkół dowiedzieliśmy…
Opublikowany przez Protest z Wykrzyknikiem Niedziela, 11 października 2020
Nie ma powodu, by wymagać od nich bohaterstwa. Zwłaszcza że samorządy od dawna mają przygotowane scenariusze działań dla szkół w związku z pandemią. Jeszcze w sierpniu samorząd warszawski rekomendował szkołom pracę w trybie hybrydowym, w systemie zmianowym tygodniowym lub dwutygodniowym, co umożliwiłoby zmniejszenie liczebności klas, a zapobiegało „wypadaniu” dzieci z systemu. Podobnie sugerował samorząd Poznania.
Unia Metropolii i Związek Miast Polskich zwróciły się do ministra zdrowia z apelem o umożliwienie dyrektorkom i dyrektorom szkół podejmowanie decyzji o przechodzeniu na tryb hybrydowy lub zdalny. To pozwoliłoby zahamować rozprzestrzenianie się wirusa, co przy kondycji polskiej ochrony zdrowia jest przecież niezwykle istotne.
Czemu zatem Ministerstwo Zdrowia milczy? W sobotę, w tym samym czasie, kiedy premier zapewniał, że szkoły są bezpieczne, ulicami polskich miast przeszły manifestacje przeciwników noszenia maseczek. Sam premier w czasie wakacji zapewniał, że epidemia jest w odwrocie, a od wakacji rząd nie miał specjalnie czasu, by przygotować się do spodziewanego przecież wzrostu zakażeń jesienią. Może teraz usiłuje zachować bezstronność?
Co niszczy naukę? Neoliberalizm, ksenofobiczna prawica i koronawirus
czytaj także
Trudno się dziwić, że ludzie przestają ufać deklaracjom władzy, uciekają w negacjonizm albo prywatne strategie radzenia sobie z sytuacją. Jednocześnie wyrasta pokolenie, które obserwuje bezradność instytucji i brak odpowiedzialności rządzących. W znajomej szkole podstawowej grupa dzieci maszerowała ostatnio korytarzem, skandując: „Protestujemy, maseczki zdejmujemy”.