Kiedy pewien warszawski butik obuwniczy ogłosił akcję Dzień Szpilek, w social mediach zaroiło się od zdjęć kobiecych stóp (i nie tylko) obutych w szpilki. Cel na pierwszy rzut oka szczytny – za każdą taką fotografię firma wpłacała 2 zł na konto fundacji Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową. Mimo to na organizatorów (i uczestniczki) posypały się gromy, po części słusznie.
Po pierwsze i najważniejsze, krytykom Dnia Szpilek chodziło o pieniądze. Bo za akcją nie stoi zwykły sklep obuwniczy, tylko luksusowy butik sprzedający buty najdroższych marek. Koszt jednej pary to nawet kilka tysięcy złotych. Stąd sugestia, że sklep, zamiast bawić się w zbiórkę w sieci, powinien po prostu wpłacić jakąś okrągłą sumę na konto fundacji.
Z tym łączy się drugi argument krytyków, tym razem wymierzony w osoby, które szpilkowe zdjęcia opublikowały. „Wiecie, że bierzecie udział w promocji sklepu?”, grzmieli nasi znajomi. Co radzili w zamian? Oczywiście wpłacenie pieniędzy bezpośrednio na konto fundacji, bez rozgłosu i durnych fotek w szpilkach, promujących de facto drogi warszawski butik.
czytaj także
Kolejny „argument na nie” dotyczył zadziwiającej strategii marketingowej, która wygląda trochę tak, jakby ktoś za nią odpowiedzialny markę sklepu sabotował. Butik reklamuje się hasłami, z których tylko jedno jakoś się broni: „Marzeń, tak jak pięknych butów, nie warto odkładać na półkę”. Poza tym na billboardach pojawiły się gramatyczne kuriozum („Bycie perfekcyjną jest łatwiejsze, mając idealne buty”) oraz przykład szowinizmu rodem z XIX wieku („Szczęśliwa żona to szczęśliwy mąż. Piękne buty kupuję z myślą o nim”).
Jak słusznie zauważyła jedna z moich koleżanek, brzmi to jak hasła adresowane do utrzymanek i żon mafiozów. No więc znowu: nie wspierajmy tego, płaćmy same i po cichu.
Lepiej zrobić coś niż nie zrobić nic
Wrzuciłam zdjęcie szpilek (nie siebie w szpilkach, bo w siódmym miesiącu ciąży wolę nie eksperymentować z własnym punktem podparcia) nie dlatego, że straciłam zdolność czytania ze zrozumieniem i umknęło mi, że za akcją stoi drogi butik. Nie poczułam również przemożnej potrzeby reklamowania sklepu, w którym nigdy w życiu nie byłam i nic nie kupiłam. Nie mam też w nosie polskiej gramatyki, a także nie uważam, że moje wybory obuwnicze mają uszczęśliwić mojego męża.
Późno, ale jest :)#DzieńSzpilek
Opublikowany przez Karolinę Łukasik Piątek, 25 września 2020
Zrobiłam to, bo taka akcja napatoczyła się na FB i nic mnie to nie kosztowało. Pewnie z tego samego powodu zdjęcie z hasztagiem #DzieńSzpilek opublikowały dziesiątki, jeśli nie setki innych osób. Owszem, lepiej byłoby przekazać datek fundacji tak po prostu. Ale nie oszukujmy się, większość z nas tego nie zrobi. Dlaczego? Bo zwyczajnie nie przyjdzie nam to do głowy ad hoc. I od tego również są takie akcje – żeby raz do roku im przyszło.
Ilu z nas interesuje się wyposażeniem szpitali poza tym jednym dniem, kiedy wrzucamy do puszki WOŚP? Ilu jest gotowych pojechać do Afryki i pracować z głodującymi dziećmi, a ilu wyśle SMS z hasłem „UNICEF”?
Zgadza się – można pomagać mniej i bardziej efektywnie. Najpierw trzeba jednak zacząć pomagać w ogóle. Tak, wierzę w pracę u podstaw. Poznałam kiedyś dyrektorkę liceum, która dbała o to, żeby w bibliotece szkolnej znajdowała się dobrze wyposażona półka z harlequinami. Dlaczego? Bo dla niektórych uczennic to był jedyny kontakt ze słowem pisanym. Kiedy jednak wyrobiły sobie nawyk sięgania po książkę, a z półki z harlequinami przeczytały już wszystko, wiele z nich zaczynało zaglądać na inne regały.
Nie wiem, ile osób, które dziś wrzuciły zdjęcie ze szpilkami, jutro zostanie wolontariuszami i wolontariuszkami na onkologii. Ale jeśli choćby jedna wejdzie na stronę fundacji i zainteresuje się jej działaniami, a może wpłaci ten datek już bez zdjęcia na insta, to nadal lepiej, niż gdyby nikt nie zrobił nic.
Mam gdzieś butik
Mnie na zakupy pod tym warszawskim adresem nie stać, podobnie jak znakomitej większości osób, które opublikowały zdjęcia w szpilkach. Może nazwa sklepu stanie się dzięki tej akcji bardziej rozpoznawalna, ale nie wpłynie to na jego przychody (co znowu prowokuje do pytania, czy marketingiem tego butiku nie zarządza jakiś współczesny Wallenrod). Przeciętna Kowalska po prostu tam nie kupuje i nie zacznie kupować tylko dlatego, że dowie się o istnieniu takiego miejsca.
Dzień Szpilek to w gruncie rzeczy jedna z licznych akcji dobroczynnych, które wspiera się bez oglądania się na organizatora. Jako ateistka i osoba, której leżą na sercu prawa pracownicze, może powinnam bojkotować Szlachetną Paczkę. W końcu Fundacją „Wiosna”, która za nią stoi, zarządzał kiedyś ksiądz oskarżony później o mobbing. A #hot16challenge2? Nie lubię rapu, a polskiego rapu w szczególności, nie jestem też fanką naszego prezydenta, który w moim odczuciu zabił tę wartościową akcję swoją walką z ostrym cieniem mgły.
czytaj także
Dlaczego uczestniczyłam i w jednym, i w drugim? Bo cel był ważny, a w regulaminie nic nie wzbudziło moich poważnych wątpliwości (a jeżeli coś powinno was powstrzymać przed udziałem w akcji dobroczynnej, to właśnie niejasne zasady – regulaminy czytać warto i trzeba). Sama inicjatywa była inna, widoczna i zwróciła moją uwagę. To samo zadziałało w przypadku Dnia Szpilek.
Nogi w szpilkach kontra feminizm
Najtrudniej mi przejść do porządku dziennego nad ostatnim argumentem przeciwników tej inicjatywy. Bojkotowałam wiele firm, które reprezentowały nieakceptowane przeze mnie wartości. Jeśli więc ktoś namawia mnie do kupowania butów z myślą o szczęściu męża, to sorry, nie będzie nam ze sobą po drodze.
Z drugiej strony, dlaczego podopieczni Fundacji mają płacić za głupi wybryk jakiegoś marketingowca? Poza tym, czy naprawdę żyjemy w kraju, gdzie słabe billboardy drogiego butiku są niechlubnym wyjątkiem na tle dominujących w przestrzeni publicznej postępowych i prokobiecych reklam?
Otóż nie. Jeśli analizować polską rzeczywistość przez pryzmat spotów reklamowych, to kobieta nadal odpowiada za zdrowie rodziny, w międzyczasie martwiąc się niedopranymi plamami, a mężczyzna w tym czasie umiera na męski katar i troszczy się o „konar, który nie płonie”, z kolei obecność niemowlęcia wywołuje u kobiety druzgocącą zapaść intelektualną objawiającą się cukierkowym gruchaniem o „brzuszkach” i „maluszkach”.
Mam jednak wrażenie, że ten argument dotyczy czegoś więcej niż samego hasła czy haseł, jakimi reklamuje się butik. Chodzi o to, że publikowanie zdjęć własnych nóg i szpilek w social mediach jest „głupie i próżne”.
Może i tak, ale pragnę przypomnieć, że żyjemy w czasach Instagrama, regularnie zasypywanego takimi fotkami „bez żadnego trybu”. Poza tym, czy naprawdę prawo do działalności charytatywnej mają tylko wrażliwi intelektualiści i intelektualistki w znoszonych trampkach? Zresztą czy fanka szpilek zawsze jest skupioną tylko na swoim wyglądzie sierotą po Seksie w Wielkim Mieście?
Nie, znam mnóstwo naukowczyń i feministek, które kochają ten model buta. Sama od czasu do czasu również chodzę w szpilkach. Poza tym efekt akcji był bardziej prokobiecy, niż można się było spodziewać. W wysokich obcasach zapozowały strażaczki, piłkarki i reprezentantki innych stereotypowo męskich środowisk.
Dlatego krytykom akcji #DzieńSzpilek mogę powiedzieć jedno: zrobiłam zdjęcie szpilek, bo mogłam, chciałam i dzięki temu sama dowiedziałam się o istnieniu pewnej fundacji, która pomaga chorym na nowotwory dzieciom.
Posłałam dalej tego virala, żeby o akcji dowiedziały się również moje koleżanki. Tak, przy okazji pochwaliłam się butami, kupionymi sto lat temu na jakiejś przecenie i noszonymi do tej pory. Pokazałam więc też, że nie zaśmiecam naszej planety ciągle nowymi zakupami ciuchowymi.
Jeśli potraficie zorganizować coś lepszego, do dzieła. Chętnie wesprę i was, o ile zastosujecie inne metody niż wyśmiewanie i hejt. Bo w taki sposób motywujecie mnie do dobroczynności – tej prawdziwej i w waszym odczuciu jedynie słusznej – równie skutecznie jak marketingowcy drogiego warszawskiego butiku obuwniczego do zakupów w swoim sklepie.
**
Na ten sam temat
„Dzień Szpilek”. Dlaczego nie wrzuciłam zdjęcia w szpilkach na instagram?