Globalna pandemia koronawirusa obnażyła krótkowzroczność polskiej polityki zagranicznej, polegającej niemal wyłącznie na podpinaniu się pod USA. Cofnięcie globalizacji sprawi, że ważniejsze staną się sojusze regionalne, a wychodzące właśnie na wierzch problemy strukturalne USA wymuszą na nich mniejszą aktywność międzynarodową.
Powiedzieć, że Polska pod rządami PiS włożyła w polityce zagranicznej niemal wszystkie jajka do jednego koszyka, to nic nie powiedzieć. Tym koszykiem, w którym ulokowaliśmy nasze dyplomatyczne aktywa, są oczywiście Stany Zjednoczone. Trudno przecenić bliskie i dobre stosunki z USA, jednak w relacjach ze znacznie silniejszym państwem łatwo stracić umiar i zamienić partnerstwo w wiernopoddaństwo. A to już dobrą relacją nie jest – choć na pewno wciąż bliską.
Dowodów na to, że my ten umiar straciliśmy, jest mnóstwo. O wycofaniu się Polski z wprowadzenia podatku cyfrowego dowiedzieliśmy się z ust wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a. Daliśmy się zupełnie bezsensownie wciągnąć w organizację konferencji (anty)irańskiej, która poszła dla naszego kraju najgorzej, jak tylko mogła. W trakcie największego kryzysu ekonomicznego od prawie stu lat zamierzamy kupić horrendalnie drogie myśliwce F-35, które zapewne są świetnymi samolotami, tylko niekoniecznie nasza dosyć przeciętna armia akurat ich teraz potrzebuje. Gdyby drużyna ekstraklasy wydała prawie cały budżet na gwiazdę światowego formatu, a resztę jedenastki i ławkę skleciła z juniorów i graczy sprowadzonych z A-klasy, to chyba każdy by się zgodził, że to lekkomyślne.
czytaj także
Ambasadorka USA Georgette Mosbacher robi sobie z nas kompletne jaja, uprawiając na twitterze zwykłą publicystykę i trudno już właściwie stwierdzić, czy ona jest jeszcze dyplomatką, czy już komentatorką Fox News. Zarówno USA jak i Polska zachowują się tak, jakby powodzenie ekonomiczne i polityczne kraju znad Wisły zależało tylko i wyłącznie od dobrej woli Stanów Zjednoczonych. A przecież tak nie jest.
Wyolbrzymiony partner handlowy
W powszechnym odbiorze Stany Zjednoczone nie tylko są naszym bardzo bliskim partnerem politycznym i wojskowym, ale też gospodarczym. Rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana. Polskie relacje ekonomiczne z USA bywają przeszacowywane jak liczba muzułmanów żyjących nad Wisłą. W 2018 roku import z USA do Polski miał wartość 27,6 mld zł, a nasz eksport za ocean – 26,2 mld zł. To oczywiście niemałe kwoty, jednak w porównaniu do całego naszego handlu zagranicznego nieco bledną – import z USA odpowiada za 2,8 procent całego polskiego importu, a eksport za 2,7 procent całego eksportu.
Wartość polskiego eksportu na Węgry wynosi niemal tyle samo co wartość naszego eksportu do USA. Ważniejszym partnerem handlowym są dla nas Czechy, skąd kupujemy o 21 procent więcej produktów, a sprzedajemy tam ponad dwukrotnie więcej niż do Stanów Zjednoczonych. Dwukrotnie więcej niż do USA eksportujemy też do Francji, a prawie dwukrotnie więcej do Holandii. Wartość naszego eksport do Szwecji i Hiszpanii jest bardzo zbliżona do wartości eksportu do USA.
Oczywiście wszystkich o wiele długości przebijają Niemcy, którzy są naszym absolutnie kluczowym partnerem handlowym – nasz import z Niemiec to 22,6 procent naszego importu, a eksport aż 28,2 procent całego polskiego eksportu. Co również istotne, ze wszystkimi najważniejszymi partnerami handlowymi z Europy osiągamy nadwyżkę handlową, tymczasem nasz bilans handlowy z USA jest ujemny – wynosi dokładnie -1,4 mld zł. Kupujemy od nich więcej, niż oni od nas, tymczasem zachowujemy się tak, jakbyśmy to my koniecznie chcieli im coś sprzedać.
Niewiele lepiej wyglądają inwestycje Stanów Zjednoczonych nad Wisłą. Według danych NBP na koniec 2018 roku stan bezpośrednich inwestycji zagranicznych (FDI) USA w Polsce wyniósł 18 mld zł netto, czyli 3,5 mld zł więcej, niż wyniosły duńskie inwestycje nad Wisłą. Wartość brytyjskich inwestycji w Polsce wyniosła w tym czasie 34 mld zł, a francuskich aż 78 miliardów. Oczywiście, znów zdecydowanie największym inwestorem w Polsce są Niemcy, których wartość FDI w Polsce wyniosła na koniec 2018 roku 150 mld zł. Co więcej, amerykańskie inwestycje w Polsce tracą na wartości. Choć w 2018 roku Polska zanotowała napływ kapitału zagranicznego netto o wartości 50 mld zł, to akurat kapitał amerykański odpłynął na sumę miliarda złotych. W tym czasie Czesi zwiększyli swoje FDI nad Wisłą o 2 mld zł, a Niemcy o prawie 7 mld zł.
Amerykańskie problemy strukturalne
Przyglądając się naszym relacjom z USA, warto też zwrócić uwagę na wewnętrzną sytuację ekonomiczno-społeczną u naszego większego partnera. Stany Zjednoczone już na długo przed pandemią koronawirusa w wielu aspektach nie przypominały jednego z najbogatszych krajów świata. Poniżej granicy ubóstwa relatywnego w 2017 roku żyło 18 procent Amerykanów, tyle samo co w Rumunii. Kraj ten zmaga się też z falą zabójstw, mając jeden z najwyższych wskaźników morderstw na świecie, w czym przypomina bardziej Amerykę Południową niż swojego sąsiada, Kanadę.
Import z USA odpowiada za 2,8% całego polskiego importu, a eksport za 2,7% całego eksportu. Niemal tyle samo wynosi wartość polskiego eksportu na Węgry.
Również stan zdrowia publicznego w USA jest wyjątkowo mizerny jak na tak zamożne państwo. Przeciętna długość życia w 2017 roku wyniosła tam 78,6 lat, czyli nieco mniej niż w Czechach, za to jedynie nieco więcej niż w Polsce (77,9). W Niemczech w tym czasie średnia długość życia wyniosła 81,1 lat. Co gorsza, od 2014 roku długość życia Amerykanów zaczęła wręcz powoli spadać. USA mają też zadziwiająco wysoki wskaźnik śmierci niemowląt – umiera ich prawie sześć na każde tysiąc urodzeń – w czym plasują się między Rosją a Chile. W Polsce wskaźnik śmiertelności niemowląt jest o połowę niższy niż w USA, a w Czechach dwukrotnie niższy.
Ten fatalny poziom zdrowia wynika głównie z niskiej dostępności opieki medycznej za oceanem. Przed falą epidemii 27 milionów Amerykanek i Amerykanów nie miało ubezpieczenia zdrowotnego. Także ci, którzy je posiadają, za wiele bardziej zaawansowanych procedur medycznych muszą płacić z własnej kieszeni, więc bywa, że z nich rezygnują. Gospodarczy lock-down za oceanem pogłębi fatalną sytuację społeczną w wielu regionach tego kraju. Jest to związane z faktem, że amerykański rynek pracy jest ultra elastyczny. Właściwie nie istnieją tam okresy wypowiedzenia, więc pracowników można zwalniać od ręki, nawet takich z dziesięcioletnim stażem. Właśnie dlatego w krótkim czasie wskaźnik bezrobocia w USA eksplodował. W ciągu 4 tygodni, do 14 marca do 11 kwietnia, aż 22 miliony osób złożyło wniosek o zasiłek dla bezrobotnych. Oznacza to, że już teraz stopa bezrobocia wynosi tam kilkanaście procent, a mówi się, że w szczytowym momencie obecnego kryzysu sięgnie nawet 20 procent.
Już 8 milionów Amerykanów zbiera na leczenie w ramach crowdfundingu
czytaj także
Stany Zjednoczone przeznaczyły gigantyczną kwotę na walkę ze skutkami zamrożenia gospodarki z powodu epidemii COVID-19. Ich tarcza antykryzysowa opiewa na dwa biliony dolarów. Z naszego punktu widzenia to kwota zupełnie niewyobrażalna. Dla Stanów będzie to jednak olbrzymi wysiłek finansowy, podczas gdy ich sytuacja makroekonomiczna nie była zbyt dobra już przed kryzysem. USA notują nieustanny deficyt handlowy – bilans rachunku bieżącego w 2019 roku wyniósł tam -2,3 procent PKB. Właśnie z tego powodu Trump rozpoczął wojnę celną z Chinami i Europą. Poza tym Stany Zjednoczone są też potwornie zadłużone – federalny dług publiczny wynosi tam 107 procent PKB. Wśród krajów OECD tylko kraje południowej Europy oraz Japonia mają wyższy dług publiczny niż USA.
Odwrót od globalizacji
Stany Zjednoczone sobie najprawdopodobniej poradzą. Wciąż są niezwykle silnym i zamożnym krajem, a dolar jest walutą rezerwową świata, więc ich zdolności kredytowe pozostają bardzo duże. Nie zmienia to faktu, że Amerykę czeka podjęcie bardzo dużego wysiłku finansowego i gospodarczego. Będą więc dążyć do poprawy swojego bilansu handlowego poprzez eskalację wojny celnej. Prawdopodobnie wprowadzą kolejne cła, również na towary z Europy, a rykoszetem dostanie także polski eksport. Jeśli Unia Europejska wprowadzi cła odwetowe, odczuje to cała wymiana handlowa Polski i USA, a Stany Zjednoczone staną się jeszcze mniej istotnym dla nas partnerem handlowym.
USA są ważnym eksporterem surowców, a obecne załamanie na rynku paliw tylko zwiększy agresję Stanów w wojnie handlowej. Konieczność poniesienia gigantycznych wydatków na wsparcie gospodarki odbije się także na ich obecności w różnych rejonach świata. Zwiększanie obecności wojskowej w Europie Środkowo-Wschodniej może natrafiać na olbrzymi sprzeciw, tym bardziej, że w ostatnich latach kluczowy dla USA stał się rejon Azji Południowo-Wschodniej.
Ropa za mniej niż zero. Obrońcy klimatu apelują: żadnego bailoutu koncernów naftowych
czytaj także
Pandemia koronawirusa doprowadzi również do cofnięcia globalizacji. Mnóstwo krajów przekonało się właśnie, że rozrzucenie łańcuchów dostaw po całym globie jest niezwykle ryzykowne, gdyż w razie konieczności zamknięcia granic lub choćby ograniczenia przepływów międzynarodowych dostęp do wielu niezbędnych dóbr jest zagrożony. Nastąpi więc całkowicie naturalne w takiej sytuacji dążenie do skrócenia łańcuchów dostaw i „robienia” większej ilości rzeczy własnymi siłami. Państwa będą bardziej zorientowane na relacje regionalne, za to globalne powiązania zaczną nieco tracić na znaczeniu – oczywiście relatywnie. Waga dobrych relacji z krajami regionu i sojuszy regionalnych znacznie wzrośnie.
Polskie relacje gospodarcze z krajami regionu są niezwykle bliskie, co zostało wyżej opisane. Zdecydowanie bliższe niż z USA. Pozostaje teraz sprawić, by nasze relacje polityczne z nimi odpowiadały bliskości gospodarczej. Bo te zostały w ostatnich latach zaniedbane – szczególnie z Niemcami, Europą Zachodnią oraz Północną. Łączy nas z nimi mnóstwo interesów. Walka z rajami podatkowymi może nas połączyć z Danią oraz Niemcami, które na optymalizacji podatkowej wewnątrz UE tracą co roku miliardy koron i euro. Z krajami nordyckimi wiąże nas całkowicie uzasadniony lęk przed Rosją. Z najsilniejszym militarnie krajem UE, czyli Francją, możemy współpracować w kierunku wzmocnienia wojskowego Wspólnoty w oparciu o przyszłe europejskie siły zbrojne. Z krajami Grupy Wyszehradzkiej powinniśmy współpracować, by wspólnie wyrwać się z półperyferyjnego położenia i dokonać awansu technologicznego.
czytaj także
Większość interesów Polski jest zlokalizowana w UE i dla każdego z nich możemy znaleźć jakichś sojuszników. Wysuwając własne, prointegracyjne propozycje, Polska może budować swoją pozycję we Wspólnocie powinna rosnąć, a silna pozycja Polski w UE w nadchodzących latach będzie tak ważna jak nigdy wcześniej. Ten zwrot wcale nie musi oznaczać ochłodzenia relacji z USA – chodzi raczej o wyraźną zmianę priorytetów oraz nastawienia do unijnych partnerów i europejskich instytucji. Pytanie tylko, czy polscy rządzący w ogóle są ideologicznie gotowi na taki zwrot w polityce zagranicznej. Przynajmniej dla niektórych byłoby to gigantyczne wyzwanie tożsamościowe.