Pod koniec listopada Donald Tusk kończy drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Dominika Gmerek podsumowuje dwie kadencje „prezydenta Europy”.
Pięć lat temu mogło się wydawać, że najgorsze już za Unią Europejską. Poprzednik Tuska, Herman van Rompuy, musiał mierzyć się m.in. ze skutkami kryzysu finansowego, kryzysem strefy euro czy rosyjską aneksją Krymu. Miało być już tylko łatwiej, tymczasem szybko się okazało, że i Tuskowi przyszło pełnić swoją funkcję w „ciekawych czasach”.
Tusk zadeklarował już na samym początku swojej kadencji, że będzie walczył o utrzymanie europejskiej jedności. Ta rozumiana była z jednej strony jako wspólne reagowanie na zagrożenia, które czyhają na europejską wspólnotę, ale też jako solidarność, pozwalająca zająć zdecydowane stanowisko wobec wyzwań, przed jakimi Europa dopiero stanie. Zachowanie europejskiej jedności miało przyczynić się do wzmocnienia pozycji Unii na arenie międzynarodowej. Czy to się udało?
Bohater drugiego planu
Jako polski polityk i premier Donald Tusk przyzwyczajony był do grania w polityce pierwszych skrzypiec – w Brukseli zaś musiał odnaleźć się w roli biurokraty, którego permanentnym zadaniem jest godzenie wody z ogniem. W mojej ocenie Tusk się w tej roli odnalazł, a jako przewodniczący Rady Europejskiej stał na stanowisku, że zadaniem instytucji europejskich jest realizacja polityki nakreślonej przez państwa członkowskie, a nie odśrodkowe wyznaczanie kierunku tych zmian.
Sam Tusk dokonał symbolicznego podsumowania swojej pięcioletniej kadencji już na początku listopada. Podczas uroczystości rozpoczęcia roku akademickiego w Kolegium Europejskim w Brugii wygłosił wykład inauguracyjny, w którym omówił główne wyzwania, z którymi przyszło mu mierzyć się w ostatnich latach. W przemówieniu konsekwentnie wskazywał na swoje wysiłki na rzecz zachowania jedności europejskiej, zgrabnie przeplatając polityczne wydarzenia nawiązaniami do doświadczeń z czasów Solidarności (co zresztą dobrze wpisywało się w „jednościową” narrację).
Spróbujmy podążyć za logiką wykładu Tuska i sprawdzić, jak jego samoocena ma się do rzeczywistych wyzwań i bilansu politycznych sukcesów i porażek.
Rosyjski niedźwiedź a europejski Wschód
Zacznijmy od wspomnianej już na wstępie wykładu Tuska Rosji. Rok 2014 był dla stosunków UE-Rosja przełomowy, gdyż wraz z rosyjską agresją we wschodniej Ukrainie i aneksją Krymu jasne stało się, że państwa europejskie muszą zająć zdecydowane stanowisko wobec polityki Putina.
Tusk konsekwentnie i przez całą kadencję wspierał stanowisko tych państw Unii, które wobec Rosji były najbardziej krytyczne. Mimo że dyplomatyczne pierwsze skrzypce w rozwiązywaniu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego przejęły Niemcy i Francja, a nie unijna dyplomacja, to Tusk starał się kontrować wszelkie głosy optujące za złagodzeniem kursu. W tej kwestii zdecydowanie bronił stanowiska państw Europy Środkowo-Wschodniej, obawiających się rosyjskiej agresji. Na tym tle dochodziło też w ciągu ostatnich 5 lat do licznych potyczek słownych między Tuskiem a Jean-Claude’em Junckerem, który prezentował zdecydowanie bardziej łagodne stanowisko wobec polityki Władimira Putina.
Tusk pozostał tej linii wierny do samego końca swojej drugiej kadencji i nie omieszkał skrytykować tez Emmanuela Macrona wygłoszonych w słynnym już wywiadzie dla „The Economist”, w którym francuski prezydent wskazywał na konieczność przemyślenia „strategicznych relacji i stanowiska wobec Rosji”, w odpowiedzi na co Tusk wyraził nadzieję, że „nie stanie się to kosztem naszych wspólnych marzeń o suwerenności Europy”.
czytaj także
Co ważne, w trakcie swojej kadencji Tusk, zresztą zgodnie z interesem Polski, podkreślał wsparcie dla europejskich aspiracji Ukrainy. Był też zwolennikiem polityki rozszerzenia, wyraźnie krytykując francuskie weto wobec otwarcia rozmów akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną.
Kryzys migracyjny
Kadencja Donalda Tuska przypadła także na apogeum kryzysu migracyjnego, który bez wątpienia był jednym z najpoważniejszych sprawdzianów zarówno dla samego polityka, jak i dla spójności całej Unii Europejskiej. Choć Tusk się zarzeka, że starał się zaledwie wprowadzać skalę szarości do ostro zarysowanego sporu o migrację w łonie Unii, to fakty temu przeczą.
Tusk zajął zdecydowane stanowisko, opowiadając się za zamknięciem granic i wzmocnieniem „twierdzy Europa”. Skrytykował on już w 2015 r. politykę otwartych drzwi Angeli Merkel i apelował o większą ochronę granic zewnętrznych Unii. Pomimo zawarcia kontrowersyjnego porozumienia z Turcją, które faktycznie pozwoliło czasowo powstrzymać masowy napływ imigrantów do Europy, problem braku jedności w europejskiej polityce migracyjnej nie został nadal rozwiązany.
Uchodźcy i imigranci w dalszym ciągu próbują przedostać się na teren Unii Europejskiej (według szacunków Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji w 2019 r. na Morzu Śródziemnym utonęło 1000 osób), a z krajów UE najbardziej dotkniętych kryzysem cały czas płyną dramatyczne apele o solidarność z nimi pozostałych państw europejskich. Kruche są zresztą również podstawy obecnej normalizacji sytuacji w Europie, którą w szachu trzyma turecki prezydent Erdoğan, strasząc ponownym otwarciem szlaku migracyjnego. Spójność europejska z wykładu Tuska pozostaje głucha na apele o pomoc płynące z przeciążonej migracją Grecji czy Włoch.
czytaj także
Anglia nie wie, jak wyjść
Tusk kilkukrotnie pozwolił sobie na wyjście poza dyplomatyczne ramy, dając wyraz temu, co sądzi na temat brexitu, choćby w pamiętnym wpisie, w którym się zastanawiał, czy w piekle jest specjalne miejsce dla polityków, którzy forsowali brexit bez zarysu planu jego przeprowadzenia.
I've been wondering what that special place in hell looks like, for those who promoted #Brexit, without even a sketch of a plan how to carry it out safely.
— Donald Tusk (@eucopresident) February 6, 2019
Jego komentarze wywoływały nierzadko kontrowersje, jednak to, co kluczowe z punktu widzenia przyszłości Unii Europejskiej, to fakt, że kwestia ta w dalszym ciągu pozostaje otwarta, a przeciągający się proces opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej ze wszystkimi związanymi z tym konsekwencjami niejako dziedziczą politycy wybrani w nowym rozdaniu.
czytaj także
Tusk a sprawa Polska
Na koniec należy sobie zadać pytanie, jaki wpływ pięć lat na stanowisku „prezydenta Europy” miało na Polskę. Donald Tusk wyjeżdżał z kraju w komfortowej dla siebie sytuacji – przed wyborami prezydenckimi, w których faworytem był Bronisław Komorowski. Jego macierzysta Platforma Obywatelska nadal rządziła krajem i choć można było spodziewać się kryzysu przywództwa po opuszczeniu partii przez jej lidera i po aferze taśmowej, to wydaje się, że nikt oczekiwał katastrofy, jaka spotka jego obóz polityczny po 2015 roku.
Czy nowa rola Donalda Tuska miała jakiekolwiek przełożenie na stan dyskusji o polityce europejskiej i polskiej wizji przyszłości Unii? Z tego punktu widzenia to zmarnowane pięć lat. Polityczny konflikt na linii PiS-PO uniemożliwił wykorzystanie minionej kadencji do skuteczniejszej walki o polskie interesy. Dość powiedzieć, że to, co prawdopodobnie zostanie najbardziej zapamiętane z minionej kadencji, to pamiętny blamaż 27:1 rządu PiS, kiedy nawet Viktor Orbán nie przyszedł z pomocą w zablokowaniu reelekcji Tuska.
Zandberg: To było gówniarstwo. PiS wykrzyczał światu: „Nie traktujcie nas poważnie!”
czytaj także
Choć przewodniczący Rady Europejskiej kilkukrotnie obierał stanowisko zbieżne z interesami bądź polityczną kalkulacją interesu Polski, to atut w postaci Polaka na jednym z najbardziej eksponowanych stanowisk w UE nie został przez polski rząd wykorzystany.
Podsumowanie – dwa lata Tuska na czele UE
Należy oddać Tuskowi sprawiedliwość – udało mu się zachować jedność Unii w czasie wyjątkowo obfitym w kryzysy. Swoją funkcję starał się również wykorzystać do podkreślenia kwestii ważnych z punktu widzenia krajów naszego regionu: chodzi tu m.in. o spójne stanowisko państwo UE wobec Rosji. To ważne szczególnie, bo w najbliższym czasie przyjdzie nam się zmierzyć z o wiele trudniejszą sytuacją. W nowym rozdaniu politycznym kluczowe stanowiska obejmą przedstawiciele krajów starej Unii, którzy nie muszą podzielać polskiej percepcji zagrożeń na Wschodzie. A im słabsza rola Polski, tym większe niebezpieczeństwo, że kolejna propozycja zmiany politycznego kursu wobec Rosji czy wyodrębnienia „Europy pierwszej prędkości” mogą spotkać się z przychylnością europejskich decydentów, którzy nie mają już w pamięci własnej młodości spędzonej po gorszej stronie żelaznej kurtyny.
Prawico, lewico, liberałowie, zrozumcie jedno: Unia Europejska jest wybawieniem
czytaj także
Sam Tusk kończy kadencję jako zwycięzca. Udowodnił, że nadal jest rozgrywającym, z którym liczą się nie tylko w krajowej, ale i międzynarodowej polityce. Z roli działającego w zaciszu gabinetów mediatora gładko przechodzi teraz do aktywnej polityki, przejmując stery Europejskiej Partii Ludowej. Jak zresztą sam powiedział podczas konwencji EPL w Zagrzebiu, po pięciu latach ma dosyć roli „naczelnego europejskiego biurokraty” i jest gotów do dalszej politycznej walki.
**
Dominika Gmerek-Pęczek jest ekspertką think-tanku Global.Lab.