Kamil Durczok, wypiwszy uprzednio co najmniej jakieś zero siedem wysokoprocentowego alkoholu, ewentualnie dziewięć piw, a może i więcej, postanowił wsiąść w swoje BMW i wrócić z Gdańska do Katowic. Poszło mu całkiem nieźle, bo pomimo 2,6 promila alkoholu we krwi przejechał aż 370 kilometrów, by rozbić się dopiero w pobliżu Piotrkowa Trybunalskiego. Aż dziwne, że Hartman w swoim wpisie nie gratuluje mu sprawności w jeździe po pijanemu.
Nie wiem jak państwo, ale ja, gdy zdarza mi się czasem wstać przed dziewiątą i włączyć radio, przeważnie szybko dostaję palpitacji serca. Włączam oczywiście Tok Fm, bo na wszystkich innych częstotliwościach lecą teraz tylko piosenki, które słyszałem już sto razy za dużo, albo takie, których nie chciałbym nigdy usłyszeć. Szczególnie pobudza mnie dream team Jacek Żakowski, Tomasz Wołek, Tomasz Lis & Wiesław Władyka. Pomimo pewnej sympatii do gospodarza programu uważam, że prezentowany tam poziom „zdrowego rozsądku” i „politycznego realizmu” jest tylko kiepską przykrywką dla arogancji, cynizmu i promocji neoliberalizmu. To już nawet goście w EKG są bardziej progresywni. Choć w większości związani z biznesem, zdają się znacznie poważniej podchodzić do takich problemów jak zmiana klimatu, nierówności społeczne czy zwykła empatia. Choć czasem lubię się zdenerwować z rana, to wolę jednak tego nie robić, więc przeważnie zamiast Poranka Tok Fm wybieram prysznic. Zimny prysznic też pobudza krążenie, a jest znacznie zdrowszy niż bezsilny gniew.
Słowo „dziaders” nie doczekało się jeszcze oficjalnej definicji w słowniku PWN, więc na potrzeby tego tekstu przyjmijmy, że są to osoby wpływowe, przeważnie płci męskiej, choć niekoniecznie, dobrze ustawione finansowo i symbolicznie oraz wykorzystujące swoje wpływy do obrony status quo, swoich zachowawczych poglądów oraz oczywiście kolegów.
Jako sztandarowy przykład dziadersa postanowił nam się ostatnio objawić Jan Hartman. Nie żeby wcześniej nie przejawiał takich tendencji, bo było wręcz przeciwnie, ale wpisem o Kamilu Durczoku oraz późniejszym jego rozwinięciem na blogu zdobyłby chyba jakiś złoty laur, gdyby takie nagrody były przyznawane (swoją drogą może powinny; czy ktoś nie chciałby się tym zająć?).
czytaj także
Zacytujmy całość, żeby nie uronić ani słowa z tych mądrości, tym bardziej że czeka nas jeszcze ich filologiczna analiza: „Kamil Durczok całe życie ma jakieś afery. Ale potem się jakoś podnosi. I tak też będzie tym razem. Bardzo mi go żal, choć to trudny gość. Może jego problemy to nie całkiem jego wina? Pamiętajmy, ile dobrego zrobił, i nie przekreślajmy go”.
Jak zapewne państwo słyszeli, Kamil Durczok, wypiwszy uprzednio co najmniej jakieś zero siedem wysokoprocentowego alkoholu, ewentualnie dziewięć piw, a może i więcej, postanowił wsiąść w swoje BMW i wrócić z Gdańska do Katowic. Poszło mu całkiem nieźle, bo pomimo 2,6 promila alkoholu we krwi przejechał aż 370 kilometrów, by rozbić się dopiero w pobliżu Piotrkowa Trybunalskiego. Aż dziwne, że Hartman w swoim wpisie nie gratuluje mu sprawności w jeździe po pijanemu, ale i tak mógłby sobie darować obronę dziennikarza w momencie, gdy ten jeszcze trzeźwiał w areszcie.
Kto zawinił?
Co prawda Hartman twierdzi, że w jego wypowiedzi „nie ma niczego, co można by uznać nawet za pośrednie umniejszanie lub bagatelizowanie winy Durczoka”, ale najwyraźniej lepszy z niego „krytyk etyki” niż filolog. Zresztą nie trzeba być filologiem, żeby dostrzec, że określenie „jakieś afery” w przypadku przestępstwa zagrożonego karą do 12 lat więzienia jest bagatelizowaniem sprawy. Natomiast zdanie: „Może jego problemy to nie całkiem jego wina?” stanowi ewidentny przykład umniejszania winy. Skoro to nie jego wina, że wsiadł pijany do samochodu, to czyja? Ktoś go tam wsadził, grożąc bronią i śmiercią, jeśli nie dotrze do Katowic przed 14.00? Skończyły się bilety na pendolino? Winę ponosi kiepski stan polskich kolei?
czytaj także
A może został wrobiony? Przez kogo? Może przez Antoniego Macierewicza, posła ziemi piotrkowskiej i szef zarządu piotrkowskiego okręgu Prawa i Sprawiedliwości? Jak wiemy z dokonanej przez internautów analizy katastrofy smoleńskiej, istnieją takie potężne magnesy, które mogą ściągnąć na ziemię rządowy samolot, więc dlaczego nie miałyby zostać użyte do spowodowania kolizji auta. Czy to przypadek, że taki znany wróg obecnej władzy rozbił się akurat w mieście, gdzie wpływy ma Macierewicz? Nie sądzę.
Dziaders ma rację
Teorie spiskowe można by mnożyć, ale na szczęście Hartman wyjaśnia, że chodziło mu o to, że „Kamil Durczok ma pewne zaburzenia, które mogą leżeć u podstaw pojawiających się co pewien czas nieakceptowalnych społecznie, a obecnie wręcz przestępczych zachowań”. A następnie poucza nie tak dobrze zorientowanych w stanie zdrowia polskich elit czytelników: „Skoro piszę «może jego problemy to nie całkiem jego wina?»”, to doprawdy trzeba być mało rozgarniętym, żeby nie zrozumieć, co mam na myśli. Albo po prostu nie umieć się skupić”. Aha. Najwyraźniej jestem mało rozgarnięty, skoro wymyśliłem kilka innych powodów, dlaczego wypadek nie był winą Durczoka. Albo po prostu nie umiem się skupić na jasnych i precyzyjnych wywodach krakowskiego filozofa. Swoją drogą, nie zazdroszczę studentom Hartmana, bo wygląda na to, że cierpi na podobny syndrom jak wielu innych polskich wykładowców i nauczycieli, czyli: masz rozumieć rzeczy tak, jak ja je rozumiem, a jak tego nie rozumiesz, to jesteś głąb. Rozumiem, że Hartman jest etykiem, a nie logikiem ani żadnym poststrukturalistą. Etyka to wyjątkowo płynna, a jednocześnie pryncypialna dziedzina. Nic w niej nie musi mieć sensu. Często jest, jaka jest, bo taka była i jest. Mimo wszystko podejrzewam, że Hartman musiał uczęszczać na jakieś zajęcia zawierające podstawy analizy tekstu, więc trochę dziwne, że zarzuca debilizm wszystkim, którzy interpretują tekst inaczej niż on. Jasne, to jego słowa, ale to nie znaczy, że nie można ich bardzo różnie rozumieć.
Dziadersom jednak trudno zrozumieć, że ktoś uważa inaczej, bo przecież oni mają rację i racja ta jest święta, a interpretacja tylko jedna. I trzeba być mało rozgarniętym, żeby tego nie rozumieć. Nic więc dziwnego, że uważają większość ludzkości za osoby mniej rozgarnięte od siebie. Tymczasem ludzie są różni i fakt, że inaczej rozumieją i interpretują różne zjawiska, nie oznacza, że są głupsi.
Dziadersom trudno zrozumieć, że ktoś uważa inaczej, bo przecież oni mają rację i racja ta jest święta, a interpretacja tylko jedna.
Ja na przykład rozumiem, że można się cieszyć z pożaru katedry Notre Dame, ale nie rozumiem, jak można bronić dziennikarza, który wsiadł do BMW totalnie pijany i ruszył w Polskę. Nie rozumiem też, jak można być profesorem filozofii i nie rozumieć, że nasz wpis jest formą obrony dziennikarza, a następnie się upierać, że wcale jego obroną nie jest. Jednak dokładna lektura tekstu Nie przekreślajmy Kamila Durczoka! nasuwa mi pewną hipotezę. Hartman pisze tam m.in.: „Reakcje na mój komentarz świadczą o dwóch rzeczach: po pierwsze, o masowym deficycie umiejętności czytania ze zrozumieniem”. Do drugiej jeszcze wrócimy, bo już pierwsza teza krakowskiego filozofa jest intrygująca.
Być może masowy deficyt umiejętności czytania ze zrozumieniem dotknął również Hartmana? Tak głęboko, że nie jest w stanie zrozumieć tekstów, które sam pisze. Niewątpliwie jest to hipoteza wymagająca dalszych badań, ale analiza filologiczna już tylko tej blogowej notki każe podejrzewać, że moja intuicja może być słuszna.
czytaj także
Wrażliwość chrześcijańska
O czym jeszcze świadczą reakcje na komentarz Hartmana? Otóż, zdaniem filozofa, „o bardzo słabym zakorzenieniu w polskim społeczeństwie wrażliwości chrześcijańskiej. Sam nie jestem chrześcijaninem (mogę powiedzieć: wręcz przeciwnie!), lecz ta akurat moja wypowiedź jest w duchu chrześcijańskim utrzymana. Autorytety chrześcijańskie uczą bowiem, aby nie potępiać nikogo do końca i każdemu starać się wybaczyć, jeśli tylko okazuje skruchę”. Fajnie, że walczący ateista tłumaczy polskim katolikom, na czym polega ich religia, ale OK. To jeszcze rozumiem i sam czasem robię, bo Jezus by się za nich wstydził. Zastanawiam się jednak, jak miałaby się wyrazić ta chrześcijańska wrażliwość w odniesieniu do zachowania Durczoka. Jak wiadomo, Jezus zalecał, że jeśli zostaniemy uderzeni w policzek, to powinniśmy nadstawić drugi. Zważywszy że Durczok uderzył w pachołki oddzielające pasy ruchu, a nie w policzek, to może powinniśmy podstawić mu drugie BMW, obalić z nim kolejną flaszkę i życzyć szerokiej drogi, żeby mógł staranować kolejne pachołki? Może to by i było chrześcijańskie, ale mało rozsądne.
czytaj także
Nie pamiętam, żeby w Biblii było coś o przepisach ruchu drogowego, więc niewykluczone, że nie pochodzą one od Boga, tylko od Szatana, ale było coś o tym, żeby nie zabijać. Tymczasem na polskich drogach rokrocznie giną prawie trzy tysiące osób. Oczywiście nie wszystkie wypadki spowodowane są przez pijanych kierowców, ale i tak fakt, że policja w zeszłym roku zatrzymała ponad sto tysięcy osób prowadzących pod wpływem, świadczy, że mamy poważny problem społeczny. Oczywiście wszyscy oni mieli pewnie poważne chrześcijańskie powody, żeby wsiąść za kółko, a wielu z nich pewnie tego żałowało i okazało skruchę. Jednak gdy Hartman pisał swoje wynurzenia, Durczok ciągle siedział pijany w areszcie, więc pewność filozofa co do jego nienagannej moralnej postawy wydaje się trochę na wyrost. Ale na tym też polega dziaderstwo. Nasz kolega przecież nie zrobiłby czegoś takiego, a jeśli nawet, to na pewno by przeprosił i zasługuje na wybaczenie.
czytaj także
Oczywistą oczywistością jest, że Hartman nie bronił żadnego innego ze stu tysięcy pijanych kierowców, a tylko tego jednego, którego zna i w którego programach występował. Oraz atakował PiS. Jak sam przyznaje: „Prace dziennikarskie Durczoka, zwłaszcza te, w których obnaża reżim PiS, to bardzo ważna dla mnie pobudka”. Atakujesz PiS? Niech ci ziemia lekką będzie, a ludzie wszystko wybaczą.
Rzeczywiście Durczok przeprosił, gdy tylko wytrzeźwiał, ale jakoś nie dowierzam w szczerość jego intencji, zważywszy że szybko się okazało, że w samochodzie była też pasażerka, o czym już dziennikarz nie wspomniał w przeprosinach. No ale trochę głupio by było wspominać, skoro pasażerka postanowiła „opuścić miejsce wypadku ze strachu przed rodzicami, którzy nie wiedzą o jej relacji ze starszym dziennikarzem”.
„Jakieś afery”
Historia relacji dziennikarza z młodymi kobietami, nierzadko podlegającymi mu służbowo, wydaje się całkiem bogata, choć w poście Hartmana została sprowadzona do zwrotu „jakieś afery”, co oczywiście każe podejrzewać, że krakowski filozof bagatelizuje wykorzystywanie pozycji władzy w celu nawiązywania relacji seksualnych oraz molestowanie kobiet. Hipotezę tę potwierdza szybki risercz w internecie. Co Hartman pisał o #metoo? Oczywiście uprawiał standardowe dziaderstwo, zwracając uwagę na problem seksualnego wykorzystywania mężczyzn. Ciekawe, czy krakowski filozof rozumie, że skwitowanie prawdopodobnie notorycznego wykorzystywania kobiet słowami „jakieś afery” może u wielu osób powodować skręt kiszek, czy raczej kładzie to na karb ich debilizmu i braku umiejętności czytania ze zrozumieniem.
czytaj także
Czy Durczok − zgodnie z nadziejami Hartmana − wyjdzie obronną ręką również z tej sytuacji, pokaże czas. Jak pokazuje przykład Piotra Najsztuba, można jeździć autem bez prawa jazdy, ubezpieczenia ani ważnych badań technicznych oraz potrącić na pasach staruszkę i dostać tylko grzywnę.
Jak pomóc Durczokowi?
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz: skoro krakowski filozof posiadał wiedzę, że popularny dziennikarz ma poważna zaburzenia, które mogą prowadzić do „nieakceptowalnych społecznie, a obecnie wręcz przestępczych zachowań”, to czy nie powinien mu jakoś pomóc? W przypadku osoby, która może zagrażać życiu swojemu lub innych, a tak jest niewątpliwie w tej sytuacji, mamy pewne, co prawda mało chrześcijańskie, metody. Osoby takie mogą zostać odizolowane w przeznaczonych do tego placówkach. Dlaczego profesor UJ nie wpadł na taki pomysł? Z pewnością stanowiłoby to lepszą formę pomocy dziennikarzowi niż wołanie o nieprzekreślanie go. Rozumiem, że Hartman jest krytykiem etyki, a nie etykiem, bo przeczytałem tak na jego blogu, ale nawet najbardziej zaciekli wrogowie etyki mogliby sobie czasem pozwolić na chrześcijański gest pomocy bliźniemu, zamiast usprawiedliwiać ich debilne i przestępcze zachowanie.
Oczywiście pewnie się nie dowiemy, dlaczego Hartman nie pomógł Durczokowi, gdy jeszcze mógł, bo filozof ewidentnie nie jest skłonny do refleksji nad swoim zachowaniem. Tacy są w końcu dziadersi. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie zacytować jeszcze jednego zdania z bloga filozofa: „Ja WAM coś tłumaczę, a nie SIEBIE bronię”. Ta, jasne. Bo ty zawsze masz rację, a my się mylimy i nie potrafimy jej pojąć. Niestety najwyraźniej jestem za mało rozgarnięty, bo w tych tłumaczeniach widzę tylko dalszą obronę siebie i znajomego dziennikarza, więc idę poćwiczyć czytanie ze zrozumieniem. Na tekstach osób, co do których nie mam podejrzeń, że nie rozumieją, co piszą.
Nie wiem, co musiałby zrobić Kamil Durczok albo Jan Hartman, żeby przestali widnieć na mojej liście osób skreślonych, ale póki tego nie zrobią, pozostaje im tylko tłumaczyć, że gadają i robią głupoty. Czasem zbrodnicze. A państwo macie swoje listy dziadersów? Kto jest na ich szczycie?