Może gdybyśmy poszerzyli kanon lektur o raperów, mniej osób zraziłoby się do czytania czegokolwiek dłuższego od artykułu na temat siedmiu najlepszych modeli trampek w sezonie? To dość kusząca teza.
Rafał Woś ostatnio odkrył rap. W felietonie dla „Super Expressu” i licznych tweetach ogłosił, że Miłosz i Herbert muszą się przesunąć na rzecz Chady, a kanon edukacyjny należy powiększyć o „raperów, punkowców czy innych przedstawicieli kontrkultury”.
Dokładnie rok temu zmarł Tomasz Chada, jeden z najważniejszych poetów III RP. PS. Chyba nie myślicie, że poeci to tylko ci z elitarnym stempelkiem? pic.twitter.com/uqcaj7laM2
— Rafal Wos (@RafalWos) March 18, 2019
Wosiowi, a także niektórym czytelnikom ten ruch zapewne wydaje się wywrotowy, część osób realnie się obraziło i uroniło kilka łez nad Herbertem. A ponieważ z jednej strony dyskusja o szkole jako takiej uległa teraz wyraźnemu ożywieniu, z drugiej – przez social media właśnie przetoczyła się dyskusja o dorocznych badaniach stanu czytelnictwa, na którego temat każdy z nas ma opinię, kwestie tego, co czytamy i co powinniśmy poważać, wydają się na czasie i w dodatku jakoś powiązane z Chadą. Może gdybyśmy poszerzyli kanon lektur o raperów, mniej osób zraziłoby się do czytania czegokolwiek dłuższego od artykułu na temat siedmiu najlepszych modeli trampek w sezonie?
To dość kusząca teza, chciałam jednak zauważyć, że kontrkultura w kanonie jest i, z tego, co pamiętam – zawsze była obecna. Już w podręcznikach z wczesnych lat 90. bywał Kazik i jego smutne kawałki o Polsce, a także miejsca, w których ma małe miasteczka Andrzej Bursa. O tym, że futuryści „hcieli szczać we wszystkih kolorah”, wspominają nawet nobliwe polonistki. Sama bardzo często omawiam Wielką Improwizację w odniesieniu do długiego monologu Magika, a w podręcznikach po ostatniej reformie pojawiło się dużo obiektów sztuki krytycznej, w tym Libera i Kozyra.
Jaki z tego wniosek, oprócz tego, że przed wypowiadaniem się o kanonie warto najpierw przejrzeć podręczniki? Taki, że w przekonaniu o świętości idei rejestru ważnych dla edukacji dzieł kultury kryje się teza, że to nauczanie o kulturze nadal powinno się odbywać za pomocą wlewania do głów i przekazywania, dlaczego Chada wielkim poetą był. Wystarczy komunikat od Autorytetów do uczniów, wystarczy dorzucić coś do listy lektur, a wzbogacą się duchowo umysły nastolatków.
Tymczasem nauczanie o tekstach odbywa się dziś w ten sposób, że nawet jeśli w trosce o demokratyzację umieścimy tam jako tekst kultury utwór Popka czy nagranie patostreamerki, zmienią się jedynie opracowania wydawnictwa Greg, nie zaś umysły uczniów. Już widzę te ćwiczenia w podręcznikach: zbadaj, czy zgadzasz się ze słowami wieszcza: „bardzo cienka jest linia między ziomkiem a wrogiem”, odwołując się do innych znanych ci tekstów literackich poruszających ten temat.
czytaj także
Nie twierdzę, że kanon edukacyjny nie powinien być bardziej współczesny czy bliższy nastolatkom, ale zamiast w nim bezustannie grzebać, porozmawiajmy bardziej w poprzek: o tym, jak uczyć odbioru kultury. Bez zmiany modelu nauczania na bardziej demokratyczny, otwierający się na krytyczne treści, na doświadczenia samych czytelników, wreszcie – bez nauczenia dzieciaków odpowiednich narzędzi do odczytywania, ale i oglądania tekstów, niezależnie od tego, czy są to Wiadomości TVP czy sonet Petrarki, paradygmat naszego myślenia niespecjalnie się poszerzy.
czytaj także
Woś w imię demokratyzacji marzy o tym, żeby nauczyciel uprzejmie zapoznał nastolatki z wieszczem Chadą. To nie tylko niczego nie zmieni, ale umocni przekonanie, że kanon edukacyjny to świętość sama w sobie, a nauczanie odbywa się za pomocą jednokierunkowego strumienia. Prawdziwą odwagą byłoby zaś jego odwrócenie: wysłuchanie tego, co uczniowie mają do powiedzenia na temat ważnych tekstów, otwarcie się na to, czego naprawdę słuchają i co czytają.
No i jeszcze jeden drobiazg – oprócz tego, jak mówić o tekstach kultury, została nam jeszcze kwestia: z kim i gdzie. Przypominam, że jednym z najbardziej oczywistych sposobów na demokratyzację dyskusji o literaturze jest zadbanie o poziom publicznej edukacji w ogóle. A z tym nie od dziś mamy trochę problemów.