– Co jeszcze mam zrobić, żeby Razem było zadowolone? Tak, zdarzało się, dawaliśmy dupy jako partia i nie raz za to przepraszałem. Ogórkowa? Przeprosiłem tysiąc razy, mam się jeszcze pociąć? Ja naprawdę uważam, że w interesie Polski jest, żeby i pan Zandberg był silny, i SLD było silne, a już najlepiej, żebyśmy zrobili coś wspólnie – mówi Włodzimierz Czarzasty w rozmowie z Michałem Sutowskim.
Ładnie to tak wpuszczać wyborców w maliny, panie przewodniczący? Wasz komitet na wybory samorządowe ma się nazywać Lewica Razem, więc ludzie pomyślą, że startujecie wspólnie z Razem…
Włodzimierz Czarzasty: Uprzejmie przypominam, że Lewica Razem to nazwa naszego komitetu wyborczego jeszcze z wyborów samorządowych 2014 roku. Ma swoje logo. Może pamięć mnie zawodzi, ale partii Razem chyba jeszcze wówczas nie było? No i trudno o bardziej adekwatną nazwę, skoro podpisaliśmy z 20 podmiotami porozumienie o powołaniu wspólnego komitetu – formalnie nie powstał on tylko dlatego, że nie ogłoszono jeszcze terminu wyborów.
I wcale nie skorzystacie na tej zbieżności nazw?
Razem podała nas do sądu, domagając się zakazu utworzenia przez nas komitetu o takiej czy jakiejkolwiek innej, zawierającej słowo „razem” nazwie. Właśnie przyszła w tej sprawie decyzja: sąd odrzucił pozew jako niezasadny i wniosek oddalił. Uznano, że skoro zarejestrowaliśmy komitet o tej nazwie 4 lata temu, to trudno mówić o plagiacie… Ale skorzystam z okazji i w tym miejscu przyrzekam – ja partii Razem po sądach ciągał nie będę, mimo że widocznie to ona wzięła sobie od nas kawałek nazwy.
To łaskawe z pana strony.
Bo widzi pan, ja stoję konsekwentnie na stanowisku współpracy ze wszystkimi podmiotami na lewicy!
Zanim o niej, zapytam pana o przeszłość – tę niedawną. Czy koalicja Zjednoczonej Lewicy na wybory w 2015 roku to był błąd?
Bynajmniej. W kierownictwie SLD ta koncepcja była wspierana przez 3 osoby: głównym orędownikiem był Krzysztof Gawkowski, a poza tym Paulina Piechna-Więckiewicz oraz ja. Błędem nie była próba jednoczenia lewicy, ale jej forma – koalicja podnosząca próg wyborczy do 8 procent – już tak.
A co należało zrobić?
Podpisać takie porozumienie, żeby można było startować przy progu pięcioprocentowym. Politykę zawsze ocenia się po skutkach. Skoro nie weszliśmy do Sejmu, to znaczy, że projekt nie był dopracowany.
Trochę nisko stawia pan lewicy poprzeczkę. SLD plus kilka innych ważnych środowisk, a do tego wyraziste osobowości – i to wszystko miało bić się tylko o kilka procent?
Wie pan, ja jestem chłopem z urodzenia, więc stawiam prostą tezę: gdyby SLD z partnerami był dzisiaj w Sejmie, to, na chłopski rozum, PiS by nie rządził Polską. A więc tak – to próg był błędem. Razem z naszą ówczesną przywódczynią, Barbarą Nowacką, walczyliśmy o wynik dwucyfrowy.
Mam wątpliwości, czy Barbara Nowacka faktycznie miała kontrolę nad koalicją i przebiegiem kampanii.
To ona była twarzą i szefową tej kampanii i jak wszyscy inni bierze pełną odpowiedzialność za każdy jej element.
Czy wasze obecne 10 procent w sondażach to szczyt waszych ambicji? Bo np. profesor Jacek Raciborski na łamach „Przeglądu” twierdzi, że to wręcz szczyt waszych możliwości…
Uważam, że SLD weźmie więcej głosów, a 10 procent to nie jest granica naszych marzeń. A wam obydwu z Raciborskim polecam czytać więcej badań zamiast snucia dywagacji.
Aha?
Pana pytania, a jego tezy oparte są na założeniu, że wynik SLD to polityka historyczna wsparta na służbach mundurowych i walce o prawa ludzi aktywnych zawodowo do 1990 roku. Tyle że to nieprawda.
A skąd to wiemy?
Z badań, i to niejednych. Niedawno zapadł wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie uznawania małżeństw homoseksualnych zawartych za granicą. W badaniu Ibris dla „Rzeczpospolitej” zapytano, czy Polska powinna uznawać małżeństwa homoseksualne zawarte w innym kraju. 60 procent Polaków uznało, że tak. Najwięcej było ich wśród elektoratu SLD.
Dalej, mamy sondaż Ipsos dla Oko.press, według którego 52 procent Polaków zgadza się na związki partnerskie, a 38 na małżeństwa jednopłciowe. I teraz: wśród elektoratu SLD aż 86 procent jest za, wśród wyborców Razem – 81. Dalej, 42 procent Polaków jest za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej. Wśród elektoratu SLD to 54 procent – to drugi wynik za partią Razem, gdzie mamy 61 procent. Tyle że u nas nikt nie jest za zaostrzeniem, a u nich 4 procent.
I o czym to ma świadczyć?
Jedziemy dalej, struktura majątkowa elektoratu. SLD – we wszystkich grupach dochodowych miejskich i wiejskich ma ten sam udział wyborców, ale w dużych miastach głosują na nas najbiedniejsi. Na Razem głosują głównie mieszkańcy dużych miast, raczej zamożni. A teraz weźmy przekrojowe badania CBOS z kwietnia z pytaniem: czemu ludzie głosują na SLD?
No i czemu?
Ze względu na światopogląd i walkę o prawa kobiet – 33 procent. Ze względu na negatywny stosunek do PiS – 17 procent. A ze względu na kompetencje ludzi, którzy potencjalnie mogliby rządzić – 14 procent. No i jeszcze struktura wiekowa naszych wyborców: 18-24 lata – 8 procent, 25-34 lata – 19 procent, 35-44 lata – 19 procent, 45-54 lata – 15 procent, 55-64 lata – 18 procent, wreszcie 65 i więcej – 21 procent.
Dane, dobra rzecz. Ale jeszcze raz: o czym to ma wszystko świadczyć?
Przestańcie opowiadać, że wzrosty notowań SLD przez ostatnie 2 lata opierają się wyłącznie na służbach mundurowych, że struktura to sami ludzie starzy…
Macie 4/5 członków po pięćdziesiątce.
Ale we władzach proporcja jest dokładnie odwrotna – ledwie 1/5 ma więcej niż 50 lat. I dlatego tezy, że barierą wzrostu Sojuszu jest te 10 procent, są nieprzemyślane. Owszem, będziemy walczyli o przywrócenie ludziom praw nabytych i bronili godności ludzi aktywnych zawodowo przed 1990 rokiem, ale tematów wyborczych mamy w sumie sześć. Jest jeszcze zachowanie i znaczne poszerzenie rozwiązań socjalnych wprowadzonych przez PiS, obrona konstytucji i praworządności, świeckość państwa i prawa kobiet, pogłębienie integracji z UE oraz silne samorządy…
Sroczyński: Lewica nie może popełnić błędu „ideowej czystości”
czytaj także
W wywiadzie dla Jarosława Kuźniara powiedział pan: „damy wam to, co dał wam PiS oraz oddamy to, co wam zabrał”. Ale dopytany, co komu PiS zabrał, znowu mówił pan, że chodzi o godność aktywnych przed 1990 rokiem. Czyli tak czy inaczej wracają emerytowani mundurowi i partyjni…
Nie tylko. Tak mówiłem u Kuźniara, u pana rzecz rozszerzę. Podstawowe założenie jest takie, że będziemy walczyli między innymi o elektorat PiS, bo żeby PiS pokonać, trzeba zagospodarować tych wyborców, którzy dotąd nie głosowali i równolegle odbierać głosy partii rządzącej.
Rozumiem, że „damy wam to, co dał wam PiS”, oznacza socjal…
Tak, a do tego oddamy nie tylko słusznie należne emerytury i godność, ale także praworządność, Trybunał Konstytucyjny, niezależny KRS, mianowanie sędziów bez udziału ministra sprawiedliwości… Mamy prawo i obowiązek głośno o tym mówić, bo to SLD dało Polsce konstytucję, która jest dziś łamana. PiS podzielił Polaków i zmusił ich, żeby chodzili pod sądy, pod Sejm…
Oni tam idą głównie pod hasłem no logo, partiom średnio się udaje do nich dotrzeć.
Rozdaliśmy pod sądami pół miliona egzemplarzy konstytucji. We wszystkich telewizjach pokazywano protesty i kiedy ludzie trzymają konstytucję w ręku, to ona jest z logo SLD. A zatem: niektórym partiom jednak się udało tam dotrzeć.
Ale to jeszcze nie znaczy, że to młode pokolenie na was zagłosuje!
Alienacja młodych od polityki partyjnej jest problemem i wyzwaniem dla wszystkich polityków, to trend ogólnoświatowy. A my zaczynamy go opanowywać. 2,5 roku temu mieliśmy 2 procent i groźbę rozpadu partii po wyborach przegranych przez własną głupotę. Dziś doszliśmy do tego, co mamy.
Jak poczytać program i pana deklaracje, to faktycznie sporo jest tematów spoza agendy „post-PZPR”. Umowy śmieciowe, walka z nierównościami płacowymi kobiet i mężczyzn, wszystko super. Podobnie jak zwiększenie kwoty wolnej od podatku i zrównanie najniższej emerytury i renty z płacą minimalną. Tylko ja zadam to nieśmiertelne pytanie: a za co to wszystko? Tzn. komu trzeba zabrać, komu podnieść podatki, żeby to sfinansować i skompensować ubytek wpływów do budżetu?
Komu zabrać? Oczywiście najbogatszym. W programie mamy sześć progów podatku progresywnego, zresztą SLD to jedyna partia, która wprowadziła podatek dla najbogatszych, który PiS później zlikwidował. Trzeba też zlikwidować przywileje dla bogatych, np. wprowadzić barierę przychodową dla 500+.
Zyskacie niewiele, bo bardzo zamożni nie mają zazwyczaj wielu dzieci. Zwiększenie progresji PIT to słuszny postulat, tyle że najzamożniejsi w Polsce i tak płacą liniowy dla samozatrudnionych, który zresztą wy wprowadziliście.
Sojusz ma taki luksus, że od spraw gospodarczych ma u siebie ludzi, którzy prowadzili już realną politykę i uzyskali 7 procent rocznego wzrostu PKB brutto. Zrobił to kiedyś Kołodko i może zrobić powtórnie.
Bardzo cenię profesora Kołodkę, ale nawet on nie zrównoważy ubytku kilkudziesięciu miliardów złotych – bo o tym mówimy, jeśli kwota wolna miałaby zostać podniesiona naprawdę zauważalnie – obcinając zamożnym rodzinom wielodzietnym 500+ i podnosząc PIT.
PiS uzyskał sporo na uszczelnieniu VAT, który to temat PO fatalnie zaniedbała. A do tego my postulujemy, żeby zmniejszyć radykalnie kwotę na obronność.
Nasze zobowiązania w NATO zakładają wydatki 2 procent PKB.
W NATO realizuje je 8 krajów, my od lat bardzo konsekwentnie, ale wynika to głównie z fobii prawicowych. Widział pan samoloty Putina nad Warszawą?
Nad Bałtykiem latają.
A amerykańskie nie latają?
Też, ale z Amerykanami jesteśmy w sojuszu. Za to Rosjanie wlatują w przestrzeń powietrzną Szwedom i Bałtom.
Ale w Polską przestrzeń chyba nie? A przecież nie rozmawia pan z szefem socjaldemokracji litewskiej… Wydatki w tej skali można zawiesić i nikt się na nas nie obrazi, jak przeznaczymy je na biednych. Zresztą, bądźmy szczerzy – my dziś nie znamy prawdziwych dochodów państwa. Kiedy słucham informacji rządu i jego sprawozdań, wynika z nich jednak, że jest wprost rewelacyjnie. Jak dodamy do tego obcięcie o połowę wydatków na zbrojenia, to mamy dodatkowe 20 miliardów złotych.
Jak pan chce to zrobić? Nie da się tak po prostu ściąć wydatków na modernizację i utrzymanie armii o połowę!
Minister Rostowski reprezentował ten sam punkt widzenia w stosunku do PiS, że „się nie da”. Wtedy też wszyscy liczyli, pan liczył, ja liczyłem – że Rodziny 500+ się nie da wdrożyć. A PiS nie liczył, obiecał, zrobił i teraz rządzi. Tak naprawdę tylko minister finansów wie, czy nas na to stać. W tej sytuacji ja, w imieniu Sojuszu, kończę z opowieściami, że się nie da. Bo jak na razie daje się dużo więcej, niż się nam wydawało.
I pana elektorat – oficerowie Ludowego Wojska Polskiego – ten pomysł poprą?
Jedni poprą, inni może nie.
A pana kolega partyjny Janusz Zemke, wasz najważniejszy znawca obronności, zgadza się z tymi pomysłami?
Z jednymi się zgadza, z innymi nie.
Nie ma go tutaj.
No to ja panu odpowiadam jako lider partii, który przedstawia jej linię.
A obetniecie pensje żołnierzom zawodowym czy na modernizacji sprzętu?
Są u nas ludzie, którzy lepiej ode mnie się na tym znają. Ale powtórzę: trzy lata temu 500+ panu też się wydawało nierealne i dzięki temu teraz rządzi PiS.
No dobrze, dożyjemy, zobaczymy. Na razie faktem jest, że wy żyjecie jako partia, choć wielu zdążyło już was nieraz pogrzebać. Jakim cudem się udało?
To proste: trzeba jeździć, pracować, rozmawiać, spotykać się. Robimy to na okrągło, co zresztą widać po kółkach i gwiazdkach na tej mapie, która za nami wisi. Nie dolepiałem ich specjalnie przed pańskim przyjściem. Z Gawkowskim, Rozenkiem i sekretarzem partii Marcinem Kulaskiem spotkaliśmy osobiście jakieś 60-70 tys. ludzi w całej Polsce. Przejechaliśmy sto kilkadziesiąt tysięcy kilometrów.
Czyli reaktywowaliście stare zasoby?
A niby jak ja mam „reaktywować” te 27 procent moich wyborców w wieku 18-34 lat? Przecież nawet najstarsi z nich, jak SLD ostatni raz szło po władzę, jeszcze nie mogli głosować!
Mówię o waszych aktywach w terenie.
Owszem, mamy kilka tysięcy radnych i drugą po Platformie Obywatelskiej liczbę prezydentów i wiceprezydentów miast. Ale my ich wcale nie „reaktywowaliśmy”. Bo największy błąd Sojuszu to była właśnie arogancja wobec ludzi we własnych strukturach, wobec władz powiatowych: niekonsultowanie decyzji z członkiniami i członkami, niedostrzeganie pracy radnych, wójtów, starostów i prezydentów. Że to nasze wielkie zasoby, zrozumieliśmy dopiero po wyborach, które żeśmy w 2015 roku przegrali.
OK, dajecie swym ludziom odczuć, że są ważni. Ale co z tymi 50 procentami, którzy w ogóle nie głosują, a bez których mobilizacji cholernie ciężko będzie zmienić układ sił?
Będziemy konsekwentni w tym, co mówimy. Ja z dystansem podchodzę do rozmaitych biblii pisanych co pewien czas i takoż ogłaszanych, w tym także do ostatniej pracy pana Gduli opublikowanej przez Krytykę Polityczną.
Neoautorytaryzm, a nie populizm. Skąd się wzięła „dobra zmiana”
czytaj także
Ale jeden z jego słusznych wniosków jest taki, że partia musi być bardzo konsekwentna w realizacji tego, co mówi. I ludzie dadzą Sojuszowi premię za konsekwencję i za szansę przywrócenia normalności. My nie będziemy zmieniali zdania co wieczór i co rano, jak zdarza się to Platformie, a poza tym dotrzemy do wszystkich powiatów w Polsce – co z kolei się innym partiom nie zdarza.
To znaczy?
PO ma w sumie 167 parlamentarzystów – bez trudu mogliby objechać każdą gminę w Polsce i to po kilka razy. My nie mamy tych zasobów, ani tylu pieniędzy. Przez długi mamy mniej środków niż Razem…
Za to ze składek dozbieracie.
Tak, jako druga po PiS partia w Polsce. Kaczyński zebrał ponad 3 mln ze składek, my około 1,2 mln. Z tymi środkami taka właśnie praca, jaką wykonujemy, rozmowy z ludźmi, przynosi najlepsze efekty.
Ale na te spotkania przychodzi wasz twardy elektorat. A ja pytam, jak zmobilizować zniechęconych do polityki?
A ja odpowiadam: zwycięstwa nie będzie bez zabrania części elektoratu PiS. Niech partie walczą o jedno i drugie, niech każdy dołoży do swych dzisiejszych notowań po 5 procent. Mamy jeszcze kilka miesięcy do wyborów.
I już wiecie, kogo poprzecie w Warszawie?
Ogłosimy to w czwartek.
Czyli już wiecie?
Wiemy, ale czekaliśmy z ogłoszeniem, bo liczyliśmy mocno, że będziemy mieli jednego kandydata z lewicy .
No to przecież jeden już jest.
Piotr Ikonowicz?
Panie przewodniczący, wie pan, że mówię o Janie Śpiewaku.
A ja mówię o kandydacie lewicowym, silnym, popartym przez jak największą liczbę ugrupowań. Napisaliśmy w lutym list z propozycją współpracy do partii Razem, ale po czterech dniach odpowiedzieli, że współpraca nie jest możliwa.
Wie pan doskonale, że oni kawał swej tożsamości w 2015 roku budowali na kontrze do was, postkomunistów. A pamięć momentu założycielskiego jest ważna dla każdej partii.
Ale od Okrągłego Stołu minęło 29 lat, nie ma już konfliktu „Solidarności” z PZPR.
czytaj także
Trup SLD się w trumnie ruszał i tak sobie śpiewał [Gadzinowski do Majmurka]
czytaj także
Oni za co innego mają do was pretensje – za podatek liniowy, więzienia CIA, Irak…
Wszystko sprzed dekady. A ja słyszałem wypowiedź Zandberga, który mówił, że 50 procent ich tożsamości to kwestionowanie takich partii jak Sojusz Lewicy Demokratycznej. Bardzo błyskotliwa teza, nieprawdaż? 50 procent swej tożsamości buduje się na czymś, czego miałoby zabraknąć. W takim razie w interesie pana Zandberga – to chyba logiczne – jest raczej to, żebyśmy jednak byli silni? Oczywiście ja uważam, że w interesie Polski jest, żeby i pan Zandberg był silny, i SLD było silne. A już najlepiej, żebyśmy robili coś wspólnie.
Kto z kim?
Napisaliśmy pismo w sprawie współpracy, załatwione odmownie. Barbara Nowacka z kolei w styczniu zrobiła spotkanie w Teatrze Palladium i powiedziała, że chce łączyć lewicę.
To najlepszy moment, by wspólnie porozmawiać o przyszłości. Więcej szczegółów dot. spotkania wkrótce.
Opublikowany przez Barbara Nowacka 13 stycznia 2018
Kiedy jednak tydzień potem Marcin Kulasek, czyli osoba numer dwa w naszej partii napisał, że jesteśmy do dyspozycji, też chcemy łączyć lewicę i uczestniczyć w czterech projektach, które pani Nowacka zapowiedziała – nie uzyskaliśmy odpowiedzi a projektów nie ma do dziś.
Przecież żaden z tych podmiotów nie może dziś wejść z wami we współpracę, bo jeśli SLD ma 9-10 procent w sondażach, a tamci 2-3 procent, to układ sił jest dla nich skrajnie niekorzystny.
Ja jestem w polityce nie od dziś i dlatego proponuję: oddam pozostałym 50 procent miejsc, stwórzmy wspólne listy. SLD dziś wystawia 16 tysięcy ludzi w 350 powiatach, więc 8 tysięcy wycofam i niech oni je zapełnią.
Przecież pan dobrze wie, że oni tyle ludzi nie mają.
To co ja mam jeszcze zrobić, żeby oni byli zadowoleni? Niech mi pan doradzi!
Nieprawda, pan wcale nie chce tego układu. To pusta retoryka.
Jak to nieprawda?! Proszę mnie nie obrażać. Ja marzę o tym, żeby z Razem i innymi podmiotami tworzyć jeden blok lewicowy w Polsce!
czytaj także
A połowę jedynek na listach też im pan odda?
Tak, ale połowę w całym kraju. No bo co ja mogę innego dać? Nie mam pieniędzy, mam za to kupę długów, a przecież Zandberg ma pieniądze, sama ich dotacja to 4 mln co roku. A to znaczy, że oni mają pieniądze, a my mamy ludzi. Namawiam od dwóch lat do współpracy, wysyłam pisma, dzwonię, nikogo nie obrażam…
I jakoś nie działa.
Doprawdy? Działa, jeżeli chodzi o znaczną część lewicy w Polsce. Podpisaliśmy porozumienie z dwudziestoma podmiotami, do końca czerwca będzie czterdzieści, a do lipca pewnie z sześćdziesiąt…
To jest efektywne o tyle, że pan pokazuje się jako otwarty na dialog, a oni jako zakapiory.
Można zawsze zmienić słowa, retorykę, powiedzieć: usiądźmy przy stole, gdziekolwiek. Kogo ja mam jeszcze prosić? Ile czasu? Proszę od dwóch lat, a ciągle słyszę, że nie chcą współpracować!
Pan współpracuje, ale tylko z bardzo słabymi, których można podporządkować.
A niech mi dadzą szansę się nie podporządkować, niech siądą do rozmów. Nie zjem ich przecież.
Skoro chcecie odebrać wyborców PiS, to czy nie lepiej byłoby raczej zrobić koalicję z PSL?
Samorząd to zasadnicza sprawa – dlatego rozpatrywaliśmy wariant stworzenia projektu „zjednoczonej opozycji socjalnej”, niestety w tej sprawie nie nastąpiło porozumienie. A jest duża grupa ludzi w Polsce, którzy na taki projekt patrzyliby przychylnie, co wiemy z badań na ogromnej próbie. Ludzie na pewno będą chcieli głosować na siłę, która nie będzie ani PO, ani PiS. Zresztą obie te partie widzą w takim projekcie zagrożenie.
A skąd ta pewność?
Kilka dni temu została zgłoszona w mediach osoba Jana Śpiewaka jako kandydata w Warszawie – zostawiam na boku kwestię, kto i jak się dogadał w tej sprawie. Widział pan, co się działo ze strony Platformy Obywatelskiej?
Wylali szambo na głowę faktycznych lub rzekomych zwolenniczek i zwolenników tej kandydatury. Choć nie tyle nawet politycy, ile… intelektualiści organiczni tej formacji.
Na tych, którzy ośmielili się myśleć inaczej niż PO i zgłosić swojego kandydata. To chyba o czymś świadczy? A wracając do układu z PSL – to byłby bardzo dobry projekt, ale trudny. Bo takie np. wchłonięcie Nowoczesnej przez PO jest łatwe. W okręgach sejmikowych – to jest po 10-11 osób razy 85 okręgów – Nowoczesna tych ludzi jakoś znajdzie, ale do powiatów po prostu ich nie ma. Nie ma więc się o co bić…
A PSL ludzi ma?
My mamy struktury w 350 powiatach, PSL też, choć my trochę więcej w miastach a oni na wsi. No i teraz nawet jeśli z kalkulacji wynika, że na poziomie makro to się bardzo opłaca, to potem musimy zejść na poziom mikro, konkretnych list. Jedziemy do Ciechanowa, Żuromina, Mławy czy Gostynina i mamy problem, bo tu i tu są ekipy przygotowujące listy. To byłaby ogromna praca do wykonania, na której cały zamysł się rozjechał. A szkoda, bo koalicja PSL-SLD byłaby w zachodniej i wschodniej Polsce, ale także np. w Świętokrzyskiem silniejsza niż PO z Nowoczesną. A dwa takie bloki sprawiłyby, że PiS mógłby mieć problemy nawet z rządzeniem również na Podkarpaciu…
Czyli zgadza się pan – do koalicji potrzebny jest jeden silny podmiot i reszta dużo słabsza. Nie będzie sojuszu między równymi.
Nie zgadza się – jedni potrafią się bardziej posuwać, inni mniej. Kiedyś w końcu powstanie blok lewicy i ja myślę, że wszyscy będą do niego dojrzewali w toku kolejnych kampanii. Wybory samorządowe będą tu kluczowe, bo pokażą mapę sił. Jeśli nastąpi po nich refleksja, będą próby nawiązania kontaktu…
czytaj także
Ale tylko wtedy, jeśli ktoś będzie miał miażdżącą przewagę! W latach 90. jak prawica chciała się dogadać między jakoś tam równymi liderami, to wychodził z tego konwent św. Katarzyny, czyli śmiech na sali. Dopiero kiedy przyszedł ktoś silny, jak Krzaklewski z pieniędzmi i strukturami „Solidarności”, to blok był możliwy.
To założenie tkwi w głowach, ale nie jest wyryte w kamieniu. Ja wierzę, że taki wspólny twór weźmie nawet 20 procent. I co to znaczy w praktyce? Że nawet jak oddamy połowę biorących miejsc na listach koalicjantom, to dostaniemy więcej, niż gdy sami jako SLD dostaniemy 10 procent. W ten sposób działa system wyborczy D’Hondta – 10 procent głosów przelicza się na jakieś 40 mandatów, a 20 procent już na ponad 100.
Krótko mówiąc: ma pan w tym interes.
Tak. Gdyby w ostatnich wyborach samorządowych nasza lista w Warszawie dostała pół procenta głosów więcej, to miałaby 8 radnych, a tak ma dwóch! Ja jestem wprost pazerny na współpracę, bo mam wiedzę, że każdy dodatkowy procent daje mi więcej choćby z tej połówki miejsc biorących! Lewica – różni ludzie z lewicy – musi się w tej chwili spotkać. Jak spojrzymy na programy, tam gdzie one są spisane, to w 80 procentach są zbieżne! Wszystko tkwi w emocjach, osobistej niechęci, konfliktach wokół spraw, których przyczyny są już dawno zapomniane…
A mimo to wielu ludzi na lewicy uważa pana za niewiarygodnego współpracownika.
Tak, czytam te wpisy na Facebooku. „Niejasne zachowanie” w sprawie liberalizacji prawa do przerywania ciąży? Dwie liberalizacje po 1989 roku zostały wprowadzone przez nas, w jednym przypadku daliśmy dupy i za to przeprosiłem, co mam więcej zrobić? A zarzuty, że przy składaniu podpisów w sprawie liberalizacji pojawiło się SLD? No tak, bo zbieraliśmy te podpisy! A przyszła tam profesor Winiarczyk-Kossakowska, która napisała razem z Joanną Senyszyn tamte dwa projekty liberalizacyjne! O czym jeszcze mamy rozmawiać? O zlikwidowanych dotacjach do barów mlecznych? Błąd, przepraszam! Ogórkowa? Przeprosiłem tysiąc razy, mam się przez nią pociąć? Za cały PRL Kwaśniewski przepraszał już nie wiem jak często…
Partii Czarzastego bliżej do PO i Nowoczesnej niż do lewicy społecznej [Razem odpowiada SLD]
czytaj także
A co z Robertem Biedroniem? Jak była perspektywa, że wystartuje w Warszawie, to ponoć PO się autentycznie przestraszyła…
O Biedroniu same pozytywne rzeczy. Spotykamy się raz na 1-2 miesiące, mamy bardzo dobre kontakty. Ale jednocześnie dyskusja o tym, czy on będzie za 3 lata kandydował w wyborach prezydenckich, jest dziś patykiem na wodzie pisana. Przede wszystkim Robert musi uporządkować myśli i jasno zadeklarować, że startuje na prezydenta Słupska i chce te wybory wygrać. A potem musi się zdecydować, czy tworzy własny projekt i jaki on będzie programowo. Bo ja raz czytam, że to ma powstać na bazie pozostałości po Nowoczesnej, a raz, że to będzie coś bardziej progresywnego… Jeśli z kolei nie stworzy własnej listy, to opcje są szersze, bo może być kandydatem na prezydenta wielu partii.
Albo mocnym kandydatem do parlamentu. Jednej partii. Może jednak własnej?
Jak stworzy listę sam, to życzę mu szczęścia, ale ja znam wielu równie fantastycznych ludzi, którzy stworzyli lewicową listę Europa Plus – i nie wyszło.
On nie jest widziany jak człowiek starego establishmentu. A tamci politycy, choć zasłużeni, tak postrzegani byli. Wy pewnie chcielibyście go mieć na własnej liście?
Wśród tamtych polityków była m.in. Barbara Nowacka i Kazimiera Szczuka, faktycznie, przedstawicielki starego establishmentu…. Trzymam kciuki za Biedronia, ale najpierw on sam musi się zdecydować na wybór jakiejś drogi. Jak swój wybór ogłosi, będziemy się do niego odnosić.