W Polsce kompromituje brutalne mówienie prawdy, a nie ciche karierowiczostwo.
Celem tego odważnego zagrania Ewy Kopacz jest powtórzenie sukcesów Tuska z czasów, gdy radził sobie z utrzymaniem poparcia społecznego po wybuchu wcześniejszych afer. Ale on nie dymisjonował ministrów pod dyktando mediów, a Kopacz to właśnie zrobiła. Dlatego wygląda to jak runięcie całej konstrukcji władzy. Mało prawdopodobne, że coś z tego dobrego dla Platformy wyjdzie. Los PO wydaje się przesądzony, choć w polityce do końca nigdy nic nie wiadomo.
Oczywiście istotne bardzo jest, kto będzie nominowany na zwolnione właśnie stanowiska. Mogą to być anonimowi technokraci czy też fachowcy typu Budka lub Trzaskowski. To może być dobrze dla państwa i źle dla PO, czyli w skrócie: dobrze.
Mnie osobiście to, co mówią politycy w kawiarniach, i ten styl nie rusza. Nie będę udawał, że chciało mi się czytać ujawnione 2,5 tys. stron materiałów. Nie dziwi mnie też fakt, że któraś z licznych osób mających na mocy prawa dostęp do akt złamała paragraf i ujawniła je. To są koszty demokracji i integralnej dla niej zasady zaufania do obywatela.
Lepsza taka demokracja, narażona na niecne czyny, niż państwo policyjne wszystkich obywateli trzymające za mordę.
Nie mam też żadnych złudzeń co do tego, jak rozmawiają ze sobą w kawiarniach Polacy. Nie rozumiem, dlaczego nasza reprezentacja parlamentarna miałaby być wyjątkiem. Sam przeklinam na potęgę. Szczęśliwie alkohole preferuję proste, a nie perfumowane, a żywność pasującą do nich, a więc nie ośmiornice. Świętych wokół siebie nie widzę, dlatego oburzenie na zachowanie Sienkiewicza i innych mnie raczej żenuje. Do dziś nie potrafię znaleźć jednego słowa u byłego ministra spraw wewnętrznych, które mija się z prawdą.
Uderzającą głupotę widzę gdzie indziej. Jak to jest możliwe, że Radek Sikorski i Bartłomiej Sienkiewicz, a wcześniej Zbigniew Ćwiąkalski – czyli najlepsi ministrowie poprzednich rządów – stracili stanowiska i właściwie wypadli z polityki, a Bartłomiej Arłukowicz mógł w niej być na stanowisku ministra przez tyle lat? Albo w ogóle na nie trafić. Przypomnę, że wcześniej był przez pięć miesięcy ministrem ds. wykluczonych – tylko dlatego, że to obiecał mu Tusk za osłabienie SLD i przejście do PO. Wykluczeni w niecałe pół roku znikli, a związku z tym i ministerstwo. Jako minister zdrowia z kolei Arłukowicz dawał pracę wielu dziennikarzom, którzy mogli zająć się regularnym opisywaniem absurdów służby zdrowia. Rusza mnie to, że w polskiej polityce można się skompromitować mówieniem brutalnej prawdy, a ciche oszukiwanie i niekompetencja umożliwiają wieloletnie kariery.
Pozostaje jedno pytanie związane z dymisjami: czy PiS może nie poprzeć odwołania prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta po tym, jak go poddało totalnej krytyce?
Głupie pytanie. Oczywiście, że może. W polskiej polityce nie ma zasad, logiki ani odpowiedzialności. Jezu, jakie to już nudne. Dobrze, że politykę można robić na inne sposoby.
**Dziennik Opinii nr 162/2015 (946)