Nagle się okazało, że ze sporu pomiędzy częścią społeczeństwa a ukraińską władzą rewolucja przemieniła się w spór jednych Ukraińców z innymi.
W 2004 roku było trochę podobnie. Wtedy też byli ci, którzy uważali się za zwycięzców, i ci, którzy czuli, że doznali osobistej porażki. Polityka przywiązuje nas do siebie, czyni nas zakładnikami swej pustki i wrogości.
Wrogość ta udziela się nam, stając się naszą bronią. W 2004 roku ci, których kandydat przegrał, odebrali to jako osobiste nieszczęście, osobiste zagrożenie, jako osobistą obrazę. Tym bardziej my (ci, którzy uważali się za zwycięzców) w różny sposób tym lękom i urazom wtórowaliśmy. Skończyło się to, jeśli pamiętacie, tryumfalnym powrotem tego, który, jak się zdawało, beznadziejnie przegrał. Skończyło się, szczerze mówiąc, reakcją. A jeśli mówić zupełnie szczerze – skończyło się to teraz, dziesięć lat później, setką trupów naszych rodaków.
I znów dzieje się coś podobnego, co prawda bardziej brutalnie, bardziej niebezpiecznie. Z jednej strony – pragnienie ukarania winnych, żal za poległymi, zdecydowanie w staraniach, by „nie olać totalnie” wszystkiego tego, za co rozgrywał się krwawy bój i ginęli ludzie; z drugiej – strach i niepewność, które wzmacniają wściekłość i urazę.
Ogólnie strach może dawać pewność, a ona może go wypierać. Ludzie, którzy jeszcze wczoraj powinni odczuwać moralny dyskomfort z powodu działań władzy, którą uważają za swoją, teraz są tego dyskomfortu pozbawieni, bo pozbawieni są samej władzy.
Wszystko gwałtownie się zmieniło. Teraz za władzę, jej działania, jej błędy i sprzedajność powinniśmy odpowiadać właśnie my – powiedzmy zwycięzcy. Możemy tysiąc razy powtarzać, że to nie ta władza, o którą walczyliśmy, możemy gniewnie przypominać o woli majdanu i oponach samochodowych, które zawsze mamy pod ręką, możemy (i musimy) dalej bronić swoich zasad, jednak od teraz wszystko jest dla nas znacznie bardziej skomplikowane – spoczywa na nas znacznie większa niż tydzień temu odpowiedzialność.
Powinniśmy odpowiadać za działania tych ludzi, których większości nie ufamy. Powinniśmy odpowiadać za miarę ich uczciwości i pryncypialności, za granicę ich oddania i uporu. Powinniśmy odpowiadać za ich wolę i męstwo. Powinniśmy odpowiadać za ich odpowiedzialność.
Jeśli tego nie robimy – jakie mamy prawo wyrażać jakiekolwiek pretensje do oponentów. Zgoda – oni nie za bardzo czuli się odpowiedzialni za Janukowycza czy Azarowa. Ale przecież przyszliśmy nie z chęcią po prostu zmiany prezydenta – chcemy mieć nowy kraj, czyż nie tak?
Najtrudniejsze w tych wszystkich wydarzeniach jest zrozumienie, że sytuacja naprawdę się zmieniła. Mimo że hasło „precz z bandą” można w naszym kraju zastosować do jakiejkolwiek władzy i tak warto zauważyć, że banda (przynajmniej ta, o której krzyczało się przez ostatnie trzy miesiące) przynajmniej nominalnie odeszła precz i trzeba przynajmniej coś zrobić z hasłami.
Bo jedna rzecz Charków, gdzie okrzyk „zeka na pryczę” prócz ogólnokrajowego miał jeszcze kontekst regionalny i gdzie naprawdę władza (przynajmniej miejska) nie uległa żadnym zmianom, a inna rzecz cały kraj, który rzeczywiście pozbył się swego głównego wroga i teraz stara się określić swoje dalsze działania i inicjatywy.
Inicjatywy w okresie porewolucyjnym rzadko wyróżniają się pragmatyzmem i rozwagą. Zwykle chodzi o euforię, o emocje, takie jak duma, wierność i nienawiść. Ale podobne uczucia mają też ci, którzy przegrali. Ich duma jest nie mniej szczera, ich wierność nie mniej naturalna, a ich nienawiść nie mniej niebezpieczna. Szczególnie wtedy, kiedy nagle się okazuje, że ze sporu pomiędzy częścią społeczeństwa a ukraińską władzą rewolucja w niepojęty sposób przemieniła się w spór pomiędzy różnymi częściami społeczeństwa, czyli spór jednych Ukraińców z innymi. Zdejmują z siebie odpowiedzialność, pozostawiają prawo do urazy, niezgody i zemsty. To, że mścić się przyjdzie na rodakach, mało kogo powstrzymuje: kiedy mówią emocje, argumenty zdają się zbędne.
Wszyscy teraz maksymalnie wyraźnie i otwarcie wyznaczyliśmy własne stanowiska, własne zasady i gotowość ich obrony. Wszyscy zdecydowaliśmy, po której stoimy stronie. Zajęliśmy stanowiska i przygotowaliśmy się do walki, teraz trzeba dołożyć maksymalnych starań, żeby ta walka się nie zaczęła.
Tekst ukazał się na stronie TCN.
Tłum. Michał Petryk