Świat

Pieniążek z Kijowa: To nie koniec Majdanu

Rozbieranie przez milicję barykad nie ostudziło na razie nastrojów wśród protestujących Ukraińców.

Do późnej nocy w poniedziałek oddziały milicji za pomocą tarcz spychały blokujących rządowe budynki. Demonstranci byli kierowani w stronę ich pierwotnego obozu na placu Niepodległości i ulicy Chreszczatyk. Jedna z protestujących grup rozpyliła gaz w kierunku funkcjonariuszy, ale nie doszło do eskalacji przemocy.

Największa demonstracja od czasów pomarańczowej rewolucji

Każda kolejna niedziela protestów to rekord. Także 8 grudnia przyszło znacznie więcej ludzi niż tydzień wcześniej. Dokładnych szacunków nie ma – milicja widziała sto tysięcy osób, a część mediów milion. W tym przypadku prawda chyba nie leży po środku i jest bliższa tym wyższym liczbom. Ukraińcy, mimo wszystko wątpliwości, nie znudzili się wychodzeniem na ulice i są dalej gotowi walczyć o swoje prawa.

To podczas tej kilkusettysięcznej demonstracji jeden z polityków opozycyjnej Batkiwszczyny, Ołeksandr Turczynow, wezwał uczestników wiecu do rozejścia się po kluczowych miejscach Kijowa i stworzenia tam barykad, które uniemożliwią funkcjonowanie władzy. „Idziemy małymi grupkami: po trzydzieści-pięćdziesiąt tysięcy osób” – powiedział Turczynow. Rzeczywiście demonstranci rozeszli się po mieście, choć nie w tak dużych grupach i we wskazanych punktach wznieśli barykady podobne do tych, które można zobaczyć na placu Niepodległości. Skonstruowane z metalowych barierek, kłód drewna, a czasami z łańcucha kolczastego, nie były tak wytrzymałe jak pierwsze konstrukcje z Majdanu. Milicja odgradzała blokujących, następnie ich spychała, a potem rozmontowywała przeszkodę. Najpierw rozprawiono się z tymi najbardziej oddalonymi – pod budynkiem Rady Ministrów i Administracji Prezydenta.

Kijowianie przeciwko okupacji

8 grudnia na ulicach pojawili się nie tylko przeciwnicy obecnej władzy, ale i jej zwolennicy. Na terenie Rady Najwyższej zorganizowano kolejną akcję poparcia dla prezydenta Wiktora Janukowycza. Domagano się też „uwolnienia” stolicy. – Sam jestem z Kijowa i nie podoba mi się, że ludzie, którzy nie są stąd, zajęli naszą radę miejską – mówił przedsiębiorca i kijowianin Ołeksandr, jeden z uczestników demonstracji.

Do tej pory na manifestacjach organizowanych przez władzę można było ze świecą szukać mieszkańca stolicy, teraz nagle każdy, z kim rozmawiałem, przedstawiał się jak kijowianin.

Akcja zorganizowana przez Partię Regionów wyglądała na znacznie liczebniejszą, niż była w rzeczywistości. Przy prowizorycznym ogrodzeniu ustawiono trzy-cztery rzędy demonstrantów, którzy cały stali frontem do parku Marijskiego. Za nimi jednak znajdowało się zaledwie kilka namiotów i kilkadziesiąt osób. Więcej ludzi było pod sceną, na której występowały różne popowe zespoły, i w punktach, gdzie wydawano jedzenie i można było się ogrzać. W sumie demonstracja nie liczyła więcej niż półtora tysiąca osób, chociaż z zewnątrz mogła wyglądać na kilkutysięczną.

Jak mówi Ołeksandr, nie popiera opozycji, bo jej hasła są bardzo radykalne, nacjonalistyczne i separatystyczne. Sam też nie jest przeciwnikiem eurointegracji, ale nie popiera wartości europejskich. – Nie chcę, aby moje dzieci w szkołach uczono, że można mieć dwóch ojców czy dwie mamy. To nie są chrześcijańskie wartości – dodaje. Ponadto zaznacza, że integracja z Unią Europejską powinna być na zasadach partnerskich, a teraz takie nie są.

Lenin padł

Gdy jedna z ukraińskich telewizji po raz pierwszy pokazała padającego Lenina, w knajpie wszyscy zaczęli krzyczeć, jakby Ukraina wygrała mistrzostwo świata w piłce nożnej. Na ulicy przechodnie rozmawiali tylko o tym. Pod ppostumentem, na którym jeszcze niedawno stał Włodzimierz Iljicz, panowała atmosfera triumfu. – Czuję, że w końcu zrealizowało się odwieczne marzenie ukraińskich patriotów: sprzątnąć go z naszej ziemi – mówi architekt Jurij.

Ściągnięty za pomocą lin pomnik rozbił się częściowo o ziemię. Nacjonaliści postanowili jednak, że skują go, aby nikomu nie przyszła do głowy rekonstrukcja. Został zniszczony, a jego kawałki stały się atrakcyjnymi suwenirami.

– Wiemy dobrze, że Hiszpanie ochronili swojego Franco. Chcielibyśmy, aby europejskie narody wiedziały, że Ukraińcy są także tolerancyjni, nie chcielibyśmy niszczyć pomników, ale ten Lenin jest tysiąckrotnie straszniejszy od Franco – twierdzi Jurij.

Co będzie zamiast Lenina? Nie wiadomo. Mer Charkowa Mychajło Dobkin, gdzie pomnik Lenina stoi na głównym placu miasta, już zaoferował, że da sto tysięcy hrywien na budowę nowego. Inaczej to widzą jednak demonstranci. Jurij na przykład proponuje, aby powstał tu pomnik wolności. W końcu – jak mówi – to pierwszy symbol zwycięstwa ukraińskiej rewolucji.

Barykada na Hruszewskiego

Od wezwania podczas wiecu do powstania pierwszych blokad nie minęło dużo czasu. Pod wieloma ważnymi budynkami rządowymi stawiano namioty, przestawiano betonowe kwietniki, konstruowano prowizoryczne barykady. W jednym miejscu demonstranci otoczyli skrzyżowanie drutem kolczastym.

W nocy z 8 na 9 grudnia blokada pod budynkiem rządu była nieliczna. Widać już było zmęczenie. Nawet bębniarze niespecjalnie walili metalowymi prętami w beczki. Po jakimś czasie od placu Europejskiego zaczęły dochodzić okrzyki „Chwała Ukrainie – chwała bohaterom!”. Jak się okazało, przyszła zmiana warty, znacznie liczniejsza i wypoczęta. Znowu słychać było metaliczny odgłos uderzeń w prowizoryczne bębny.

Demonstranci zmieniali się co cztery godziny, ale byli i tacy, którzy stali kilka zmian. W znacznej mierze byli to nacjonaliści, ale nie tylko.

Podchodzę do jednej z nielicznych dziewczyn. Ira jest już po studiach. – Stoję tutaj, bo chcę, żeby Ukraina była wolna, chcę żyć w Europie – mówi. Jak twierdzi, to jest szansa na rozwój dla niej, jej dzieci i kraju. – Trochę się obawiam, czy nie dojdzie do przemocy, ale myślę, że władza to nie aż takie bestie, żeby znowu przelewać naszą krew – stwierdza pewnie.

Dzień później wszystkie blokady zostały oczyszczone przez milicjantów. Jedni wypychali demonstrantów, inni rozmontowywali barykady. Zbyt małe i oddalone punkty nie mogły sobie poradzić z oddziałami milicji. Teraz życie demonstrantów znowu toczy się na Majdanie i Chreszczatyku. Tamtejsze zajęte budynki, miasteczko namiotowe i zespawane barykady nie będą tak łatwe do usunięcia.

Ta chwilowa porażka demonstrujących raczej nie ostudziła nastrojów. Na razie zastosowanie siły lub jej groźba tylko ich mobilizowały.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij