JOW-ialny Bronisław, czyli jak zmienić konstytucję w tydzień
Poniedziałek rano to naprawdę trudny czas. Wie o tym prawie każdy Polak. Dziś potwierdził tę smutną prawdę sam prezydent Bronisław Komorowski. Ponieważ niedzielne wybory nie poszły najlepiej, głowa państwa postanowiła zmienić konstytucję.
Noc musiała być naprawdę ciężka, skoro prezydent zapowiedział referendum w sprawie wprowadzenia tzw. jednomandatowych okregów wyborczych. Zatwierdzić miałby je senat, który sam wybrany jest już w ramach JOW – więc PO ma w nim 61% mandatów. Mam nadzieję, że ten paniczny i efekciarski koncept zakończy swój żywot na etapie konferencji prasowej.
Tymczasem po lewej stronie zaraz zacznie się dyskusja nad tym, jak by tu najlepiej zachować się 24 maja, skoro pierwszą turę oddaliśmy walkowerem. Czy znów zostać w domu, nie głosować na żadnego z dwóch konserwatystów, nie wchodzić między ostrza potężnych szermierzy?
Niektórzy będą liczyć, że głowa państwa wykona ukłon w lewą stronę. Czy Bronisław Komorowski obieca nam prezydencki projekt ustawy o związkach partnerskich? A może powie coś o głodowych wynagrodzeniach i o prawie pracy, które dla milionów młodych pracowników praktycznie nie istnieje? O nędzy rynku mieszkaniowego – słowem o tym wszystkim, co sprawia, że społeczeństwu rośnie wkurw, a Kukizowi poparcie? I to wcale nie tylko ze strony głosujących dla beki maturzystów, ale i trzydziestolatków z trudem wiążących koniec z końcem.
Oczywiście, marne szanse. Na razie zamiast próbować zawalczyć o tych, dla których po lewej stronie nie było wiarygodnego kandydata, prezydent poszedł na łatwiznę. Zamiast coś wymyślać, narzucić debacie inny kierunek, zmęczony Sarmata puścił szablę i dał się nieść ciżbie panów braci – konkurentów z pierwszej tury.
Sztabowcy Komorowskiego myślą zapewne, że coś zrozumieli z niedzielnej porażki. Otóż nie zrozumieli nic.
Prezydent – nie bez wsparcia swojego konkurenta, który też o JOW-ach wiele w wyborczy wieczór mówił – przekierował debatę na temat nie dość, że zastępczy, to kuriozalny.
Wobec nagłego poparcia prezydenta dla JOW dylematy drugiej tury przechodzą do dalszy plan. JOW-y są znacznie gorsze niż ewentualne zwycięstwo Dudy. Znacznie gorsze niż reelekcja Komorowskiego. Są nieporównanie groźniejsze nawet niż powrót Jarosława Kaczyńskiego, którym pewnie też będzie się nas przez najbliższe dwa tygodnie straszyć. Jak napisał Jan Śpiewak, to krok w stronę „ukrainizacji” polskiego systemu wyborczego. Czyli jego oligarchizacji. Zwłaszcza w połączeniu z jeszcze większym uzależnieniem polityki od wielkiego i średniego biznesu – czyli zniesieniem finansowania partii z budżetu.
Jedyny pożytek z pomysłu Komorowskiego byłby taki, gdyby prezydenckie poparcie ostatecznie skompromitowało JOW-y.
Czy ci, którzy głosowali na złość Platformie, zrozumieją, że skoro uosabiający establishment prezydent tak łatwo poszedł na to ustępstwo, to nie w JOW-ach tkwi główny problem?
I co dalej? Z potężnym opóźnieniem niektórzy komentatorzy orientują się, że ludzie mają dosyć dotychczasowych elit politycznych – że nie czują się reprezentowani. Tak, ordynację trzeba zmienić. Widać było to w ostatnich wyborach samorządowych. Listopadowe wyniki ruchów miejskich – np. w Krakowie – pokazały, że można zmobilizować wielką społeczną energię, oddolnie zebrać pieniądze na kampanię, zdobyć głosy, zdecydowanie przekroczyć próg wyborczy – i pozostać poza systemem przedstawicielskim. Najwyższy czas to naprawić. Ale nie siekierą.
Jakieś pomysły? Obniżenie progu wyborczego, koniec z manipulacją granicami okręgów wyborczych w samorządach. Wreszcie – zmiana artykułu 444 kodeksu wyborczego. Stanowi on, że głosy na mandaty przelicza się metodą d’Hondta, która zdecydowanie faworyzuje duże komitety partyjne. Choć i tak nie tak bardzo, jak metoda Kukiza, po wprowadzeniu której muzyk byłby jedynym posłem ze swojej listy. Z rodzinnego okręgu w Łosiowie.
Ordynację można ulepszyć bez zmieniania konstytucji w ramach wieczoru wyborczego, bez panicznych i efekciarskich zagrywek. Tyle tylko, że politycy musieliby dorosnąć do demokracji. I wyciągnąć wnioski z wczoraj.
DZIENNIK OPINII O WYBORACH:
Maciej Gdula: Kukiz to jednorazowy trybun, uwierzcie w politykę!
Sławomir Sierakowski: Czy elektorat lewicowy tym razem wyjdzie z domu i zdecyduje, kto wygra?