Świat

Pieniążek z Kijowa: Władza uratowała protesty

O 11.00 ruszył antyrządowy marsz. Sąd nie wydał na niego zgody i zakazał masowych protestów.

Po brutalnym rozbiciu Euromajdanu na placu Niepodległości uliczne protesty nabrały nowej dynamiki i jeszcze bardziej antyrządowego charakteru.

Po rozegnaniu demonstrantów przez specjalne oddziały milicji Berkut plac Mychajłowski stał się przypadkowym miejscem odrodzenia się ruchu protestu. 30 listopada nad ranem garstka demonstrantów uciekających przed Berkutem, który napadł na Euromajdan, skryła się w Soborze Mychajłowskim. Na miejscu udzielono im pomocy medycznej, nakarmiono, ale przede wszystkim nie oddano ich w ręce milicji. Bezsensowna i brutalna przemoc spowodowała, że na plac Mychajłowski zaczęli schodzić się ludzie, którzy chcieli wyrazić swoją solidarność z pobitymi i oburzenie na działania władz. Plac przed świątynią stopniowo się zapełniał.

Początkowo demonstranci biegali po sklepach z artykułami papierniczymi, żeby zdobyć materiały na plakaty. Spontanicznie powstał punkt, gdzie cały czas tworzono kolejne. Wkrótce przy ulicy Mychajłowskiej wyszła grupa osób, które nakłaniały przechodniów i przejeżdżających do wzięcia udziału w protestach. „Kto, jak nie ty?” – głosił jeden z transparentów.

Kierowcy coraz śmielej odpowiadali klaksonami na zaproszenia uczestników. Pod wieczór na drodze panowała karnawałowa atmosfera, wszyscy trąbili, a niektórzy wychylali się z samochodów i machali flagami.

Kilka razy zaplątał się tam pojazd milicyjny, co tylko rozsierdzało tłum. „Hańba, hańba, hańba!” – krzyczeli demonstranci i walili w przejeżdżający samochód.

Punkt z plakatami został wsparty przez jedną z organizacji pozarządowych, Czesno. Powstały też dwie kuchnie, w których można było zjeść i napić się ciepłej kawy czy herbaty. Zorganizowali sięrównież nacjonaliści, którzy szkolili młodych ludzi do walki z Berkutem. Uczono ich, jak formować szyki i atakować w szeregu. Pomnik pod soborem stał się trybuną, z której wygłaszano kolejne przemówienia.

Wśród występujących pojawiła się opozycja, która jest nie mniej pogubiona w całej sytuacji niż władza.

Od kilku dni liderzy trzech opozycyjnych partii parlamentarnych nie wiedzą, co mają robić. Ich odpowiedzą jest stworzenie kolejnej instytucji – Sztabu Narodowego Oporu, a także zapowiedź ogólnonarodowego strajku. Po rozgonieniu Euromajdanu dochodzą informacje o kolejnych buntach wśród milicji, która nie chce brać udziału w pacyfikacji ludności. Także wśród władzy trwa poruszenie – już dwójka deputowanych wyszła z frakcji Partii Regionów i, jak podają ukraińskie media, to jeszcze nie koniec. Cały czas niepotwierdzona jest informacja, że do dymisji podał się szef administracji prezydenta.

Wciąż nikt nie może zrozumieć, dlaczego rozgoniono Euromajadan na placu Niepodległości. Dogasające protesty nie były już żadnym zagrożeniem. Pacyfikacja obozu dała im nowe życie. Znowu z regionów zjechali się ludzie i powoli gromadzą się w kilku miejscach przed zaplanowanym na dwunastą ukraińskiego czasu wiecem. Sąd nie wydał na niego zgody i zakazał masowych akcji protestu, dlatego pytaniem otwartym pozostaje, czy władza po raz kolejny nie użyje argumentu siłowego.

 

Czytaj specjalny serwis ukraiński Dziennika Opinii.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij