Świat

Zarządzanie percepcją, czyli licencja na klimatyczną ściemę

Koncerny paliwowe robią bardzo dużo, by wyglądało na to, że w polityce klimatycznej czynią postępy. Nic nie musi się dziać – ważne, żeby wyglądało.

Porozmawiajmy o programach percepcjotwórczych. Są to technologie, których główne zadanie polega na tym, by stwarzać wrażenie, że coś się dzieje. To, czy dane działanie kiedykolwiek sprawdzi się na większą skalę, jest mniej istotne, a w niektórych przypadkach, wprost nie ma żadnego znaczenia. Jeżeli w wyniku takiego zabiegu uda się uspokoić opinię publiczną i przekonać władze, by nie regulowały jakiegoś szkodliwego przemysłu – misję można uznać za spełnioną.

Zarządzanie percepcją to droga impreza. Na iluzoryczne rozwiązania wydaje się prawdziwe pieniądze, w szczególności zaś – pieniądze publiczne. Weźmy na przykład sekwestrację dwutlenku węgla, czyli wychwytywanie i składowanie dwutlenku węgla wytwarzanego przez elektrownie, pola naftowe i gazowe, huty stali i cementownie.

Przestańcie wydobywać te paliwa! „Zero emisji netto” to ściema koncernów paliwowych

Proces ten od 20 lat ponosi odnosi spektakularną porażkę w zakresie ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Co więcej, jego jedyny wyraźny sukces polega na zwiększeniu wydobycia ropy naftowej, bowiem dwutlenku węgla używa się do pozyskiwania ropy z formacji geologicznych tam, gdzie złoża są szczególnie trudne do eksploatacji. Niektóre co zuchwalsze koncerny petrochemiczne przechwalały się nawet, że klimat skorzysta na ich działaniach ze względu na te szczątkowe ilości CO2, które po eksploatacji pozostały uwięzione w skałach. I choć efekt ten w porównaniu z ilością dodatkowo wydobytej ropy jest znikomy, w rezultacie przyniósł tym firmom miliardowe dotacje budżetowe.

Poprzedni brytyjski rząd zobowiązał się przeznaczyć 20 mld funtów na rozwój sekwestracji dwutlenku węgla: czyli technologii, która jest „rozwijana” już od 50 lat. Trudno w to uwierzyć, lecz laburzyści, choć tną, co się da, w swojej deklaracji programowej wyrazili wolę kontynuowania tej inwestycji.

Kolejny przykład to pozyskiwanie paliwa z glonów, o którego rychłym nadejściu trąbiły 15 lat temu firmy rafineryjne. Na promocję tego „paliwa przyszłości” wydano miliony. Tymczasem programy badawcze w tej materii po cichutku odeszły w niepamięć. Pewien były pracownik sekcji badań nad glonami w Exxonie stwierdził z żalem, całkowicie moim zdaniem nie dostrzegając sedna sprawy: „Szkoda, że zamiast wydawać tyle pieniędzy na reklamę, nie zwiększyli nam budżetu na badania”.

To bardzo charakterystyczna cecha programów percepcjotwórczych: reklamowanie technologii, zanim jeszcze będzie można odczuć płynące z niej korzyści. ExxonMobil jest tu prawdziwym mistrzem: wmawia na przykład brytyjskim kierowcom, że dzięki sekwestracji węgla w rafinerii w Hampshire mogą oni „tankować więcej, szkodząc mniej”. Tymczasem okazuje się, że Exxon ani nie otrzymał koncesji na sekwestrację, ani nie zainwestował w ten program żadnych pieniędzy (koncern twierdzi, że plan będzie, tak czy inaczej, realizowany).

Jednak programy percepcjotwórcze w najczystszej formie to powracające od 25 lat brednie o ekologicznych samolotach. Przez ostatnie ćwierć wieku koncerny naftowe i przedsiębiorstwa lotnicze prezentowały prototypy zielonego samolotu i zielonego paliwa do odrzutowców, jednak żaden z nich nie ograniczył w jakiś istotny sposób emisji, a większość tych wizji w ogóle się nie urzeczywistniła. Działania te miały jedyny cel: pomóc przedsiębiorstwom uniknąć pozwów sądowych.

W lipcu nowy brytyjski rząd opublikował szczegóły swojego „planu ekologicznych paliw lotniczych”. Będzie wspierać trzy rodzaje paliwa lotniczego: biopaliwo, paliwo z odpadów i naftę syntetyczną.

Całym sercem jestem za nowymi technologiami chroniącymi środowisko. I całym sercem jestem przeciwko wykorzystywaniu ich jako substytutu efektywnych rozwiązań politycznych. Poprzedni rząd, który zapoczątkował wspomniany program, był jak na siebie wyjątkowo szczery, gdy tak przedstawiał jego cel: „Plan ten wpisuje się w nasze dążenia zmierzające do tego, by ograniczenie transportu lotniczego nie odbywało się przez kontrolę popytu”. Rishi Sunak odrzucił proponowane przez rząd nowe podatki lotnicze, zaś Ministerstwo Transportu stwierdziło, że „branża lotnicza może osiągnąć zeroemisyjność przez poprawę efektywności oraz stosowanie czystszych paliw i nowych technologii”: to heroiczny, nawet jak na torysów, atak na prawdę.

Ale co tam, przecież laburzyści stosują teraz dokładnie takie same zabiegi percepcjotwórcze. Porażka jest wkalkulowana w cenę. Nawet w przypadku ograniczenia rodzajów dopuszczalnych wsadów rafineryjnych zastosowanie na większą skalę biopaliw w lotnictwie zwiększy ogólny popyt, co oznacza, że albo trzeba będzie przejąć część plonów rolnych przeznaczonych dotąd dla ludzi, co podniesie ceny żywności i pogłębi głód na świecie, albo w celu zwiększania obszarów rolnych zostaną zniszczone dzikie ekosystemy. To prosta kalkulacja, której kolejne rządy za żadną cenę nie chcą zrozumieć.

Bilety lotnicze zdrożeją? I bardzo dobrze!

Jeżeli chodzi z kolei o wykorzystanie odpadów, jest to obietnica regularnie wyciągana z kapelusza dla uzasadnienia katastrofalnych posunięć politycznych. Biodiesel miał być robiony z oleju spożywczego, jednak wraz ze wzrostem produkcji zaczęto używać do tego celu świeżego oleju palmowego. Piece do spalania biomasy miały pochłaniać leśne odpady, tymczasem w krótkim czasie zaczęły pożerać całe drzewa, a czasem nawet lasy. Biogaz miał powstawać ze ścieków i odpadów spożywczych, jednak operatorzy szybko odkryli, że są w stanie wyprodukować więcej z użyciem konkretnych roślin uprawnych, takich jak kukurydza czy ziemniaki.

Czemu? Bo generalnie odpady dostarczają mało energii, są zmienne i drogie w obsłudze. Już teraz obserwujemy ostrą konkurencję w walce o tę niewielką część odpadów, które być może dałoby się wykorzystać komercyjnie, a przedsiębiorstwa robią wszystko, by dostać dopłaty węglowe – i to do tego stopnia, że świeży olej palmowy sprzedawany jest jako olej zużyty, bo dzięki temu można uzyskać większą marżę.

Nafta syntetyczna powstająca z połączenia zielonego wodoru z dwutlenkiem węgla to lepsza opcja. Jest to jednak bardzo kosztowna technologia. Choć istnieje od 25 lat, nadal jest w powijakach (to chyba najdłużej raczkujący przemysł w dziejach). Właśnie dlatego rząd przewiduje, że do 2040 roku zaledwie 3,5 proc. paliwa lotniczego będzie w Wielkiej Brytanii produkowane tą metodą. Tymczasem zanieczyszczenie powodowane przez samoloty, które spadło podczas pierwszej fali covidu, najprawdopodobniej jeszcze w tym roku powróci do poziomu sprzed pandemii, wynoszącego 8 proc. brytyjskich emisji.

Gazy cieplarniane przyjazne roślinom? Takimi bzdurami karmią nas koncerny paliwowe

A przecież wcale nie to jest w tym wszystkim najgorsze. Dwutlenek węgla to tylko jeden z grzechów przemysłu lotniczego, przyczyniających się do wzrostu efektu cieplarnianego. Wypuszczanie zanieczyszczeń i pary wodnej wysoko nad powierzchnią Ziemi prowadzi do około trzykrotnie większego nagrzewania niż sam dwutlenek węgla. Biorąc pod uwagę nawet tylko sam CO2, rządowa komisja ds. zmiany klimatu szacuje, że bez rzeczywistych ograniczeń lotnictwo pochłonie do 2050 roku 36 proc. brytyjskiego budżetu węglowego, stając się głównym źródłem gazów cieplarnianych w tym kraju. Przyczyną jest przewidywany ciągły wzrost liczby pasażerów samolotów (dane rządowe sugerują, że w latach 2018–2050 będzie to nawet o 70 proc. osób więcej), podczas gdy reszta gospodarki przechodzi dekarbonizację.

Rząd mógłby szybko zmniejszyć negatywny wpływ lotnictwa przez samo ograniczenie popytu, stosując np. sprawiedliwe rozwiązania takie jak „anty-mile”, czyli opłaty nakładane na często podróżujących pasażerów – a przecież to właśnie o szybkie efekty tutaj chodzi. Jednak rząd woli polegać na swoich programach percepcjotwórczych.

W ostatnich miesiącach w magazynie „Science” opublikowano artykuł zawierający analizę 1,5 tys. proklimatycznych rozwiązań politycznych z różnych zakątków świata, z której wynika, że jedynie 63 z nich przyniosły istotne korzyści. Był to m.in. podatek paliwowy, zakaz stosowania szkodliwych technologii, przepisy regulujące OZE, przepisy wymuszające większą wydajność energetyczną, solidne przepisy budowlane i wyższe standardy wydajności dla przemysłu. Wspomniany artykuł powinien posłużyć jako recepta na działanie. Jednak wymienione tam rozwiązania, właśnie dlatego, że prowadzą do realnych zmian, stoją w konflikcie z interesami możnych tego świata. A jeżeli miałbym wskazać jedną rzecz, w której gabinet Keira Starmera osiągnął prawdziwą wirtuozerię, to właśnie w unikaniu spięć z tymi, którzy mają pieniądze i wpływy.

Siedem kroków do prawdziwej transformacji energetycznej

Tak, wiem, to dopiero początek kadencji. Człowiek wciąż jeszcze ma nadzieję na jakąś bardziej oświeconą politykę. Jeżeli jednak nowy brytyjski rząd chce rzeczywiście pokazać, że poważnie traktuje konieczność zapobiegania katastrofie środowiskowej, powinien iść tropem 63 sprawdzonych sposobów i zapomnieć o kosztownych wymówkach.

**
George Monbiot – dziennikarz i działacz ekologiczny. Publikuje w „Guardianie”. W ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka Regenesis. Jak wyżywić świat, nie pożerając planety.

Artykuł opublikowany na blogu autora. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij