Joe Biden rezygnuje z wyścigu o prezydenturę USA. Bardzo prawdopodobne, że zastąpi go wiceprezydentka Kamala Harris. Jej sylwetkę przybliża korespondentka KP z USA Agata Popęda.
W niedzielę 21 lipca prezydent Joe Biden ogłosił, że wycofuje się z wyborów prezydenckich. Biden oficjalnie poparł – tak jak między innymi Hilary Clinton, Bill Clinton i Elizabeth Warren – obecną wiceprezydentkę, Kamalę Harris, na kandydatkę demokratów w wyborach 2024.
Znana z ciętego języka Harris ubiegała się o prezydenturę już w wyborach 2020, krytykując Bidena za jego błędy z przeszłości, takie jak popieranie surowych wyroków dla czarnych lub poparcie dla wojny w Iraku. Mimo to, w 2020 roku, kiedy Biden obiecał postawić u swego boku kobietę, i to niebiałą, została jego wiceprezydentką.
Od tamtego czasu Kamala praktycznie zniknęła z mediów, a jeśli się tam pojawiała to prawie wyłącznie jako mem. Krytykowano ją za powtarzanie się, agresywność w stosunku do dziennikarzy, niefortunne wypowiedzi na temat polityki zagranicznej, o której wydaje się wiedzieć niewiele i nawet za potencjalne kłamstwa dotyczące jej biografii.
Lecz przyszedł czas na poważną i dogłębną analizę Harris jako potencjalnie pierwszej prezydentki USA, w dodatku prezydentki mieszanej rasy – jej matka pochodzi z Indii, ojciec jest czarny.
Harris urodziła się i, jak wielu utalentowanych liberalnych polityków – Jerry Brown, Nancy Pelosi, Diane Feinstein, Gavin Newsom – zrobiła karierę w Kalifornii.
Urodzona w mieście Czarnych Panter, Oakland, na północ od San Francisco i wychowana w połowie lat 60. w znanym ze studenckich protestów Berkeley, Harris dorastała wśród czarnych aktywistów i intelektualistów, takich jak Nina Simone czy Maya Angelou. Jej rodzice byli profesorami – ojciec ekonomistą, a matka biolożką. Rodzice rozwiedli się wcześnie; mała Kamala miała jednak kontakt z ojcem, jak również, nawet jako osoba dorosła, z indyjską rodziną matki.
Zamach na Trumpa dał prawicy (kolejny) pretekst do uderzenia w kobiety i „wokizm”
czytaj także
Po kilku latach w Montrealu w Kanadzie, gdzie matka znalazła pracę, Kamala studiowała na najważniejszej afroamerykańskiej uczelni w USA, Howard University w stolicy kraju, Waszyngtonie. Mimo tego poważnego progresywnego zaplecza Harris, zostawszy prawniczką, wybrała karierę prokuratorską, a więc z założenia niezbyt lewacką. Bezpośrednią inspiracją miała być molestowana w domu koleżanka, której Kamala bardzo chciała pomóc. Poprzysięgła sobie wtedy, że będzie bronić praw kobiet i dzieci.
Początkowo prokuratorka okręgowa, a od 2003 roku prokuratorka generalna miasta San Francisco (pierwsza kobieta i pierwsza kolorowa osoba na tym stanowisku), w 2011 Kamala została Prokuratorem Generalnym stanu Kalifornia. Żeby zdobyć każde z tych stanowisk, musiała startować z centrum. Jako prokuratorka otrzymywała mieszane opinie, dla policji była zbyt łagodna, dla lewaków zbyt ostrożna.
W 2004 roku zraziła do siebie policję, nie nagłaśniając sprawy zabitego podczas służby młodego policjanta. Niektórzy domagali się wtedy dla mordercy praktycznie niemożliwej do przeprowadzenia w Kalifornii kary śmierci, której Harris również nie była i nie jest zwolenniczką. To sprawiło, że musiała się bardzo napracować, żeby odbudować zaufanie konserwatywnego środowiska policjantów.
W tym samym roku wprowadziła program „Back On Track” dla skazanych po raz pierwszy, oferując im edukację i mocno kontrolowany wyrok w zawiasach. Jakiś czas później program, który okazał się bardzo skuteczny, rozszerzono na całą Kalifornię i wiele miast w Stanach Zjednoczonych.
czytaj także
Nie obyło się bez krytyki. Harris rozczarowała Berkeley, manewrując między progresywnymi deklaracjami a samą policją. Praktycznie przez cały czas kariery prokuratorskiej, której uparcie się trzymała, zmuszona była manewrować między zrozumieniem dla czarnych zabijanych przez policjantów (Kalifornia bije pod tym względem rekordy) a samą policją. Jeśli chodzi o kontrowersyjne programy, żeby zmniejszyć przestępczość w stanie, Harris dobrała się do skóry rodzicom wagarowiczów, grożąc im karą i nawet więzieniem, gdy ich dzieci opuściły więcej niż 50 dni szkolnych w roku. Były też duże sukcesy; w latach po kryzysie 2008 roku Harris odzyskała dla Kalifornijczyków miliony dolarów, zmuszając banki do przejęcia odpowiedzialności za krach, w którym ludzie stracili domy czy emerytury.
Dopiero jako senatorka, w 2016 roku, Harris zaczęła mówić o swoich osobistych poglądach politycznych i zdaniem policjantów przesunęła się mocno na lewo. Wybierając się do Waszyngtonu, liczyła, że będzie pracowała w Kongresie, gdy prezydentką będzie Hillary Clinton. Niestety, wylądowała w Ameryce Trumpa. Razem z jego dobrym kolegą senatorem ze stanu New Jersey (i byłym kontrkandydatem na prezydenta) Cory Bookerem należała w Kongresie do komisji do spraw sądownictwa i skutecznie maglowała obecnego sędziego Sądu Najwyższego, Bretta Kavanaugh, oskarżonego o próbę gwałtu. Z kolei w komisji do spraw wywiadu, wzięła na spytki jednego z ludzi Trumpa, Jeffa Sessionsa, podczas przesłuchań co do potencjalnej współpracy kampanii Trumpa 2016 z Rosją.
Zaczęła być bardzo aktywna, jeśli chodzi o brutalność policji, zwłaszcza po zabójstwie George’a Floyda w 2020 roku, kiedy próbowała przeprowadzić gruntowną reformę procedury policyjnej. Podobno była załamana, kiedy ustawa nie przeszła. W 2020 roku o Kamali usłyszała cała Ameryka, gdy ogłosiła, że startuje w prawyborach demokratycznych, żeby zostać pierwszą prezydentką w USA. Obywatele mieli szansę usłyszeć ją w czasie debat. Do historii – i na koszulki – przeszła jej fraza „that little girl was me”, której Kamala użyła po raz pierwszy, krytykując wcześniejszy sprzeciw Bidena wobec możliwości dowozu kolorowych dzieci do dotychczas „białych” szkół. Ona sama korzystała z takich dowozów.
Gdy wylądowała jako wiceprezydentka Bidena w kampanii wyborczej, miała też szansę zetrzeć się w debacie z wiceprezydentem Trumpa – Mikiem Pence’em. Coraz bardziej widoczna, zaczęła również być postrzegana jako osoba egzotyczna, nieprzewidywalna i czasem niezręczna w wypowiedziach. Biała Ameryka nie zareagowała zbyt dobrze, gdy Kamala zacytowała jedną ze swoich indyjskich ciotek – „chyba spadliście z drzewa kokosowego”. (Kokos, podobnie jak arbuz, to owoce kojarzone z rasizmem wobec czarnych). Ameryka nie wiedziała, jak to ugryźć.
Wiceprezydentura ani się dobrze nie zaczęła, ani nigdy tak naprawdę nie nabrała wyrazu. Kamala wydawała się nie dogadywać z prezydentem Bidenem, była na uboczu lub wykonywała niewdzięczne zadania. Jednym z nich było dbanie o relacje z Meksykiem i Ameryką Centralną, które wcześniej Obama oddelegował wiceprezydentowi Bidenowi. Została mianowana, jak złośliwie dotąd nazywa ją prawica, „carem od imigracji”. Tu też nie poszło za dobrze, głównie dlatego, że administracja Bidena nie zrobiła nic, żeby rozwiązać ciągnący się od dekad problem imigracji.
Kamala wdała się w idiotyczną wymianę z dziennikarzami, nie mogąc się zdecydować czy odpowiedzieć, że była na granicy i sama widziała problem czy że dopiero pojedzie. Ewidentnie miotała się między zrozumieniem dla imigrantów (imigrantami byli oboje jej rodzice) a próbą utrzymania linii wyznaczonej jej przez rząd. W ostatnich latach wydawało się, że Ameryka w ogóle nie ma wiceprezydenta, być może po to, żeby nie kontrastować z coraz mniejszą zdolnością udzielania wywiadów przez samego prezydenta Bidena. Jednocześnie Harris bardzo się przysłużyła Bidenowi, często jako decydujący głos w Senacie, przepychając przez republikański opór jego ustawy.
W czasie kampanii Bidena w ostatnich miesiącach Harris znowu wypłynęła na powierzchnię, „załatwiając” za Bidena kwestię podejścia jego rządu do aborcji. W odróżnieniu od niego nie była się używać „słowa na A” i jako kobieta brzmiała wiarygodnie.
Kilka rzeczy jest pewnych. Harris wie bardzo dużo o amerykańskim prawie, nawet jeśli stosunkowo niewiele o polityce zagranicznej. Jest dobra jako prokurator, mniej zdolna, gdy sytuacja jest odwrotna i to jej zadaje się pytania. W odpowiedzi albo wypada zbyt defensywnie, albo wybucha perlistym śmiechem, do czego Waszyngton nie jest przyzwyczajony. Ambicji trudno jej odmówić.
W rozmowie z „San Francisco Chronicle” szef Stowarzyszenia Policjantów San Francisco Gary Delagnes powiedział dziennikarzom, że już w 2002 roku słyszał od znaczących demokratycznych darczyńców partii, że ta kobieta zostanie kiedyś prezydentką USA. Być może tak właśnie będzie.
Czekamy na oficjalną nominację na konwencji demokratycznej w drugiej połowie sierpnia i na prawdopodobne starcie Trump vs. Harris.