Czerwony krzyż na białym polu przez stulecia symbolizował polityczną i kulturową hegemonię Londynu i niekoniecznie mile widziano go w Szkocji, Walii czy Irlandii. W gorącym, politycznie naładowanym lecie 2025 roku flaga św. Jerzego stała się orężem ekstremistów z prawicy, „dumnych ze swojej historii, wolności i osiągnięć”.
Fala biało-czerwonych krzyży, która zalała angielskie miasta w ostatnich tygodniach, to więcej niż spontaniczny wyraz patriotyzmu. To strategiczna kampania „Operation Raise the Colours”, która wywołała w Wielkiej Brytanii nowy konflikt i stała się soczewką skupiającą najgłębsze lęki i podziały trawiące współczesne społeczeństwo brytyjskie.
Dla polskiego obserwatora to zamieszanie może być zaskakujące. Patrząc przez pryzmat polskiego doświadczenia, w którym flaga narodowa najczęściej i prawie jednoznacznie kojarzona jest z walką o niepodległość, angielski spór o flagę św. Jerzego może wydawać się trudny do zrozumienia. Tymczasem flaga angielska i flaga brytyjska cechują się znacznie większą wieloznacznością, a ta ambiwalencja jest kluczem do zrozumienia obecnego problemu.
Jak ujmuje to Bridget Byrne, profesor socjologii z University of Manchester, sama flaga nie ma stałego znaczenia; nabiera go w zależności od kontekstu i intencji tych, którzy ją wywieszają. Ta wielogłosowość, o której pisze także antropolog Thomas Hylland Eriksen, czyni z flagi pusty znak, który staje się polem bitwy o tożsamość narodu.
czytaj także
Od krzyżowca do punka: zawłaszczanie symbolu
Aby zrozumieć obecny spór, należy cofnąć się do średniowiecznych korzeni flagi św. Jerzego. Jej geneza nierozerwalnie wiąże się z krwawymi wyprawami krzyżowymi oraz krystalizowaniem się angielskiej tożsamości narodowej w opozycji do religijnych „innych”: Żydów i muzułmanów. Jak podkreśla Gabriella Elgenius, status flagi św. Jerzego umacniał się, gdyż stała się ona popularnym, egalitarnym symbolem angielskiej państwowości i narodowości. Jednak dziś ten sam symbol dla wielu Brytyjczyków – zarówno przedstawicieli mniejszości etnicznych, jak i białych Anglików o lewicowych lub liberalnych poglądach – często kojarzy się negatywnie: jeśli nie z krucjatami, to przede wszystkim z późniejszą epoką angielskiej i brytyjskiej imperialnej przemocy i kolonializmu.
Ten negatywny stosunek i sprzeczności łatwiej zrozumieć, pamiętając, że – jak zauważa Nick Groom – brytyjskie flagi mają długą tradycję bycia symbolami wieloznacznymi, których zawartość nieustannie negocjowane na polu kultury i polityki. Po II wojnie światowej flaga Union Jack, podobnie jak krzyż św. Jerzego, przestała być wyłącznie oficjalnym symbolem imperium i państwa. Jej znaczenie zostało zdemokratyzowane i jednocześnie poddane gwałtownym zawłaszczeniom.
Lata 60. przyniosły ironiczne „odzyskanie” flagi przez popkulturę, czyniąc z niej symbol „Cool Britannii”. Dekadę później flaga została zawłaszczona przez skrajną prawicę. To właśnie pod koniec lat 70. ksenofobiczna partia Brytyjskiego Frontu Narodowego (obecnie zdelegalizowana) przeprowadziła falę niesławnych, agresywnych marszów, niosąc brytyjskie flagi w dzielnicach o dużej liczbie mieszkańców pochodzenia imigranckiego, atakując ich mieszkańców i siejąc przemoc. W odpowiedzi, jako wyraz sprzeciwu wobec rasistowskiej narracji, rozmaite antyestablishmentowe ruchy punkowe i anarchistyczne poddawały flagę celowej dekonstrukcji, trywializując ją i ośmieszając. Ikonicznym przykładem stała się podarta flaga spięta agrafką, spopularyzowana przez zespół Sex Pistols. Ich wersja flagi była symbolem antysystemowego protestu wymierzonego nie w naród, ale w szowinizm, nacjonalistyczną histerię i opresyjny establishment.
W latach 90. nastąpiła ideologiczna „odwilż”, kiedy to na Euro ’96 kibice piłkarscy pomogli – jak to kreślił ówczesny lider laburzystów Ed Miliband – „odzyskać flagę św. Jerzego od BNP”. To właśnie, chyba trochę niespodziewanie, piłka nożna była siłą napędową tej zmiany. Miało się to potwierdzić także podczas Mistrzostw Świata w 2002, kiedy flagi św. Jerzego zdobiły okna, sklepy i taksówki brytyjskiej społeczności muzułmańskiej w Bradford i różnych innych miastach, opisanych w badaniach socjologów Paula Bagguleya i Yasmin Hussain. Wtedy, jak ci badacze zauważyli, flaga św. Jerzego reprezentowała, paradoksalnie, wieloetniczną Brytanię, podczas gdy brytyjska flaga Union Jack była kojarzona z kolonializmem i białym rasizmem.
Królestwo nadchodzi: partia Farage’a chce deportować 600 tysięcy migrantów
czytaj także
Współczesna bitwa o teren i narrację
Politycznie motywowane wywieszanie flag, jak pisze profesor Dominic Bryan, jest strategicznym „oznaczaniem terytorium” i formą kontroli nad przestrzenią publiczną. Kontekst tego fenomenu wykracza poza granice Anglii. Aby lepiej zrozumieć opór, jaki flaga św. Jerzego budzi w całym Zjednoczonym Królestwie, warto zastosować „czteronarodowe podejście” do historii brytyjskości, o którym pisze historyk John M. MacKenzie. Jego badania dowodzą, że Imperium Brytyjskie, mimo iż na papierze miało być unią czterech zjednoczonych narodów/państw o tych samych prawach, często utrwalało i wzmacniało odrębności Anglików, Szkotów, Walijczyków i Irlandczyków.
Dla nacji celtyckich flaga św. Jerzego przez stulecia była namacalnym znakiem politycznej i kulturowej hegemonii Londynu, a nie symbolem wspólnego projektu. Dzisiejsza eksplozja angielskiej symboliki jest więc odbierana w Edynburgu czy Cardiff jako przypomnienie o historycznej i wciąż obecnej w królestwie nierówności sił.
Trzeba zaznaczyć, że obecny wysyp flag, który przybrał na sile w gorącym, politycznie naładowanym lecie 2025 roku, nie jest jedynie spontaniczną ekspresją. Jest to zorganizowana akcja, która ma bezpośredni związek z falą protestów pod hotelami dla uchodźców, wywołanych oskarżeniem o napaść na tle seksualnym, które zostało postawione rezydentowi jednego z takich hoteli. Kampania została rozpowszechniona przez do tej pory mało znaną grupę „Weoley Warriors” z Birmingham, która w mediach społecznościowych określa się jako „angielscy mężczyźni dumni ze swojej historii, wolności i osiągnięć”. Fenomen został szybko wykorzystany przez skrajną prawicę, która coraz skuteczniej narzuca ton współczesnej debacie politycznej.
Były lider Brexitu Nigel Farage, którego partia Reform UK obecnie prowadzi w sondażach, a także czołowi politycy Partii Konserwatywnej, otwarcie poparli rozwieszanie flag. Prominentny konserwatysta Robert Jenrick, często bardziej radykalny w swej antyimigranckiej retoryce niż sam Farage, oskarżył rady usuwające flagi z publicznej infrastruktury o „nienawiść do Wielkiej Brytanii”.
Po drugiej stronie barykady stanęły władze lokalne, takie jak rada londyńskiej dzielnicy Tower Hamlets, która oświadczyła, że usunie wszystkie przymocowane do jej infrastruktury flagi, argumentując: „Wiemy, że niektórzy wywieszający flagi nie są mieszkańcami naszej dzielnicy i że część osób z podejmuje szersze próby zasiania podziałów”. Ta instytucjonalna reakcja stanowi urzeczywistnienie teorii Dominica Bryana: „flaga stała się narzędziem geopolityki na mikroskalę, gdzie każdy słup i latarnia stają się polem bitwy pomiędzy zwolennikami różnych wizji narodu”.
Wielka Brytania sprzeczności
W samym centrum tego konfliktu znalazł się premier Keir Starmer, który stanowczo oświadczył, że Wielka Brytania „nie podda swojej flagi tym, którzy chcą jej używać jako symbolu przemocy, strachu i podziałów”. Jego słowa, będące odpowiedzią na marsz 150 tysięcy osób pod wodzą znanego z antymuzułmańskiej retoryki ultraprawicowego aktywisty Tommy’ego Robinsona i kontrprotesty pięciu tysięcy antyrasistowskich aktywistów, precyzyjnie określają stawkę całego sporu. To, czy flaga stanie się na powrót inkluzywnym symbolem wspólnoty, czy znakiem granic i niechęci, zależy od wyniku trwającej walki politycznej.
Brytania na grząskim gruncie [o serialu „Shifty” Adama Curtisa]
czytaj także
Jak trafnie zauważa Kenan Malik, brytyjskość to „bogata tapeta pełna sprzecznych idei i wizji”, a obecna fala flag jest próbą narzucenia jednej, uproszczonej wizji. Prawdziwa podstawa wspólnoty, nie leży w „wymachiwaniu flagami”, ale w „zdolności do zmieszczenia wielu głosów pod jednym, wspólnym dachem”. Wydarzenia ostatnich tygodni pokazują, jak trudne jest to wyzwanie. Walka o flagi to część szerszej walki ideologicznej, której stawką jest nie tylko symbol, ale dusza narodu rozdartego między skomplikowaną historią a wieloetniczną rzeczywistością. To także starcie z niebezpiecznymi narodowymi fantazjami radykalnej prawicy, które próbują tę historię wymazać, a rzeczywistość zanegować.
Ostateczna bitwa toczy się o to, czy Wielka Brytania zdoła oprzeć się polaryzacji i znaleźć wspólną podstawę dla swojej wielogłosowej tożsamości.
**
Marcin Polak jest socjologiem migracji, od ponad 20 lat mieszka w Wielkiej Brytanii. Tytuł doktora socjologii uzyskał na University of Bristol, gdzie ukończył studia magisterskie (MSc) na kierunku Ethnicity and Multiculturalism. Były wykładowca tej uczelni. Jego badania koncentrują się na nierównościach społecznych, tożsamości i integracji, ze szczególnym uwzględnieniem zagadnień rasizmu i religii. Jego praca doktorska How Polish-Catholics in Britain Become ‘Integrated’ White Christians: Race, Religion, and Discursive Integration of Polish Migrants into British Majority analizuje rasowe i religijne dyskursy polskich emigrantów. Pasjonuje go Bliski Wschód, w wolnych chwilach jest DJ-em techno.