Twój koszyk jest obecnie pusty!
Wenezuela między imperiami. Trump, Maduro i wojna o ropę
Donald Trump zapowiada „konflikt zbrojny” z kartelami, Nicolás Maduro mobilizuje cywilów przeciw „amerykańskiemu imperializmowi”, a opozycjonistka Maria Corina Machado dostaje Pokojową Nagrodę Nobla. Stawką jest nie tylko władza w Caracas, ale kontrola nad jednym z najbogatszych złóż ropy na świecie.

🚤 Pod koniec września siły zbrojne Stanów Zjednoczonych zniszczyły co najmniej trzy łodzie, które miały przewozić narkotyki z Wenezueli do Stanów Zjednoczonych, zabijając co najmniej 17 osób znajdujących się na pokładzie.
⚔️ W odpowiedzi prezydent Wenezueli Nicolás Maduro rozpoczął mobilizację wojska, bojówek i cywilów. Ci ostatni szkoleni są z obsługi broni automatycznej.
🏹 Wściekłość prezydenta Maduro spotęgowało przyznanie 10 października Pokojowej Nagrody Nobla jego przeciwniczce Marii Coriny Machado. W ubiegłą niedzielę wystąpił on na wiecu w pióropuszu na głowie i łukiem w dłoni, zagrzewając tubylców do powołania oddziałów antyimperialistycznych.
Co się dzieje w Wenezueli?
Wenezuela od dawna jest krajem skrajnych nierówności, w którym niewielka elita, często europejskiego pochodzenia, decyduje o losie milionów. Ropa, która mogła stać się źródłem dobrobytu dla Wenezuelczyków, stała się ich przekleństwem. Odkrycie gigantycznych złóż naftowych uczyniło państwo jednym z najbogatszych w regionie, jednak bogactwo to zostało zawłaszczone przez białą oligarchię. Zamiast inwestować w edukację, zdrowie i godne życie większości, elity na potęgę konsumowały zyski, pogłębiając istniejące podziały klasowe i rasowe. Za luksus mniejszości płacili zwykli Wenezuelczycy.
W czasie socjalistycznych rządów Hugo Cháveza (1999–2013) nierówności udało się nieco zmniejszyć. Jednak po śmierci Cháveza władzę przejął Nicolás Maduro. Nie zdobył on oczekiwanej popularności wśród tłumów. Ceny ropy spadały, inflacja rosła, a obietnice równości szybko zmieniły się w dyktaturę – na narastające niezadowolenie społeczne reagował nie dialogiem, ale gazem łzawiącym i więzieniem.
Od początku rządów Maduro odsetek Wenezuelczyków żyjących poniżej granicy ubóstwa i skrajnego ubóstwa rósł, osiągając odpowiednio 82 proc. i 53 proc. w 2024 roku. Miliony zmuszone są do opuszczenia pogrążonego w kryzysie kraju. Wielu trafia do Stanów Zjednoczonych.
Kiedy w 2024 roku Maduro – mimo zarzutów o sfałszowanie wyborów – ogłosił swoją reelekcję, na ulice Wenezueli wyszły rozgoryczone i zmęczone dyktaturą tłumy. Na protesty władza odpowiedziała tak, jak zazwyczaj – czyli przemocą. W wyniku działań policji i wojska aresztowano ponad 2000 osób, a kolejne 23 straciło życie.
Krwawe stłumienie protestów nie spotkało się jednak z krytyką Rosji, Chin czy Kuby, które uznały wyniki wyborów i pogratulowały dyktatorowi wygranej.
Kim jest Maria Corina Machado?
Laureatka tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla jest prawicową opozycjonistką i największym obecnie zagrożeniem dla Maduro. Wywodzi się ze śmietanki Caracas – jej ojciec, Henrique Machado Zuloaga, był wpływowym biznesmenem związanym z koncernem Sivensa – metalurgicznym gigantem.
Jej poglądy są mocno prawicowe, z naciskiem na wolny rynek i prywatyzację. Od lat utrzymuje bliskie relacje z Izraelem – w 2018 roku oficjalnie poprosiła Benjamina Netanjahu o pomoc w obalaniu reżimu Maduro. W obliczu ludobójstwa w Gazie pokazała „pełną solidarność z narodem Izraela”, jednocześnie wspierając globalną walkę z terroryzmem, który, jak pisała na X w 2023 i 2024 roku, musi zostać pokonany, niezależnie od jego form.
Mimo kontrowersji Machado otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla, „za niestrudzoną pracę na rzecz promowania praw demokratycznych narodu Wenezueli”.Laureatka podziękowała za wsparcie m.in. Donaldowi Trumpowi.
Dlaczego USA nie odpuszcza Wenezeuli?
Waszyngton zaczął sankcjonować Wenezuelę za rządów Hugo Cháveza. Były prezydent znacjonalizował kluczowe sektory, w wyniku czego międzynarodowe korporacje – w tym Exxon Mobil i ConocoPhillips – zostało zmuszonych do opuszczenia kraju. To i antyamerykańska retoryka Cháveza nie spodobało się Waszyngtonowi, który zaczął sankcjonować Wenezuelę.
Po dojściu do władzy autokraty Maduro Stany Zjednoczone zaczęły dokręcać śrubę, dokładając więcej i więcej sankcji. Skutki owych sankcji najmocniej odczuwają zwykli obywatele, a Maduro – szukając alternatyw – pogłębiał relacje z Chinami i Rosją.
Krótko po drugim zwycięstwie Trumpa Biały Dom określił kartele narkotykowe mianem organizacji terrorystycznych, jednocześnie zapowiadając bezwzględną kontynuację wojny z narkotykami (war on drugs). Problem w tym, że z oficjalnych raportów ONZ wiemy, że wojna ta nie zmniejsza ani handlu, ani konsumpcji narkotyków, a cenę za operacje, które rzekomo wzmacniają bezpieczeństwo publiczne, ponoszą cywile.
Jednakże retoryka walki z kartelami daje Stanom Zjednoczonym nie tylko powód do deportacji tysięcy imigrantów („Zabierzcie ich z naszego kraju, teraz, bo cena, którą zapłacicie, będzie nieobliczalna!” – nawoływał niedawno Trump), ale i do prowadzenia licznych interwencji w Ameryce Środkowej i Łacińskiej. A wiemy, że tam, gdzie Stany wysyłają swoje wojska, tam szybko pojawia się amerykański kapitał. Przykładowo, wojna z narkotykami w Meksyku szła pod rękę z ekspansją przemysłu naftowego, który wypychał kieszenie wielkich koncernów, również tych amerykańskich.
„Wojną z narkotykami” Trump tłumaczy również zwiększoną obecność wojskową na Karaibach. We wrześniu amerykańskie wojsko ostrzelało łodzie, które według oficjalnej wersji Białego Domu, miały przewozić narkotyki z Wenezueli do USA. W efekcie 17 osób zostało zabitych bez wyroku.
Na chwilę obecną Biały Dom oferuje nagrodę o wysokości 50 mln dolarów za informację, która pomoże w pojmaniu Maduro, przekonując, że ten „uczestniczył w skorumpowanym i brutalnym spisku narkoterrorystycznym wraz z Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii (FARC), uznanymi za Organizację Terrorystyczną”. Informacje te jednak nie są potwierdzone przez inne strony, a Caracas odpiera te zarzuty jako cyniczną manipulację. Delcy Rodriguezy – sojuszniczka Maduro – nazwała twierdzenia USA „wielkim kłamstwem”, dodając, że Trump „w rzeczywistości zmierza do przejęcia zasobów naturalnych kraju”.
Co ma do tego konflikt o Esequibo, pas ziemi między Wenezeulą a Gujaną?
W marcu 2025 roku wenezuelska flota naruszyła przestrzeń wodną Gujany, a Trump zagroził, że dalsze prowokacje będą miały tragiczne dla rządu w Caracas konsekwencje. Spór o Esequibo, czyli pas ziemi między Wenezuelą a Gujaną, ciągnie się od dekad. Jednak nabrał na mocy od czasu gdy Hugo Chávez rozpoczął nacjonalizację przemysłu naftowego. To wtedy amerykański gigant ExxonMobil został zmuszony do wycofania się z kraju. Firma szybko przeniosła swoje inwestycje do Gujany, pompując miliony dolarów w wydobycie ropy u jej wybrzeży.
Stany Zjednoczone mają jeden priorytet: nie dopuścić do tego, by Wenezuela przejęła kontrolę nad regionem, w który zainwestował amerykański Exxon Mobil.
Spór między Wenezuelą a Gujaną toczy się w Hadze przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, ale napięcie na miejscu nie maleje. Brazylia stara się odgrywać rolę mediatora, równocześnie wzmacniając swoją obecność wojskową na północnej granicy.
Dlaczego Wenezuela szykuje się do „wojny z imperializmem amerykańskim”?
Czy Maduro naprawdę wierzy, że wojna jest za progiem, czy raczej wykorzystuje retorykę antyimperializmu, by desperacko utrzymać się u władzy?
Nie ignorujmy tego, co mówi nam historia: Ameryka Południowa od dekad jest obiektem licznych interwencji Stanów Zjednoczonych – do tej pory było ich przynajmniej 41. Można przytoczyć tutaj obalenie Jacobo Árbenza w Gwatemali (1954), interwencja w Dominikanie (1965), Plan Condor (lata 70.), zamach stanu w Chile (1973), inwazja na Grenadę (1983) i Panamę (1989), interwencje w Haiti (1994 i 2004). Między innymi, bo lista jest przytłaczająco długa. Podczas gdy my w Polsce jesteśmy mocno skupieni na ekspansji naszego wschodniego sąsiada, ignorujemy bądź, co gorsza, usprawiedliwiamy agresywne zachowania naszych sojuszników.
Rząd w Caracas szybko odpowiedział na działania Trumpa – wydał dekret, który ma przygotować kraj do ewentualnej „interwencji militarnej”. Maduro zbroi cywilów, szykując naród do walki. Świat szybko obiegły zdjęcia i nagrania ze szkoleń – automaty, granaty, treningi paramilitarne. „Pokonamy amerykański imperializm, gdy zwróci się przeciwko naszym szlachetnym, pokojowym i pracującym ludziom” – odgraża się Maduro.
Trump utrzymuje, że jego działania nie są wymierzone bezpośrednio w Wenezuelę, a jednocześnie gromadzi coraz więcej i więcej floty w jej okolicach.
Co na to Wenezuelczycy?
Zwykli obywatele są dziś między młotem a kowadłem: z jednej strony prawicowa elita wspierana przez Amerykanów, z drugiej dyktator Maduro, który doprowadził gospodarkę i naród na skraj wytrzymałości.
Według laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Marii Coriny Machado część społeczeństwa jest gotowa wykorzystać moment, by w chaosie obalić Maduro. Naprzeciw nich stoi grupa lojalnych dyktaturze członków milicji i colectivos, którzy wiernie wykonują nakazy rządu.
Wielu Wenezuelczyków jest gotowych, by walczyć przeciw ewentualnej agresji Trumpa, ale to nie oznacza automatycznego poparcia dla Maduro. Podobnie sprzeciw wobec reżimu nie zawsze idzie w parze z sympatią do Stanów Zjednoczonych. Reżim ściga nie tylko prawicowych sympatyków kapitalizmu, ale też dawnych sojuszników rewolucji boliwariańskiej – ludzi, którzy niegdyś wierzyli w socjalistyczny sen o równości, który okazał się niestety koszmarem.
Jednocześnie spora część lewicy wciąż widzi w Maduro obrońcę antyimperialistycznej i antykapitalistycznej walki.
Co knują inni wielcy gracze – Rosja i Chiny?
Tam, gdzie pojawia się okazja, by nadepnąć Stanom Zjednoczonym na odcisk, tam prędzej czy później pojawia się Rosja. Kreml od lat jest jednym z głównych dostawców broni dla Caracas, a jednocześnie traktuje Wenezuelę jako wygodny instrument nacisku na Waszyngton.
Na zagrywki Trumpa Maduro odpowiada pogłębieniem przyjaźni z Putinem, którego agencja propagandowa – TASS – pod koniec września ogłosiła zawarcie „strategicznego porozumienia” między Rosją a Wenezuelą. W komunikacie jest mowa o wspólnych działaniach na rzecz „pokoju, bezpieczeństwa i zrównoważonego rozwoju”, pojawia się także wzmianka o dążeniach do sprawiedliwego świata, przyjaźni narodów i tak dalej. Trudno o bardziej ironiczne podsumowanie ambicji Moskwy, ale nie ukrywajmy, nikogo to oświadczenie nie szokuje.
Jednak Rosja nie jest jedynym graczem w regionie. Pekin też ma interes, by pchać łapy w kierunku Wenezueli. Wenezuela, która od Chin otrzymała łącznie 60 miliardów USD, jest jednocześnie największym odbiorcą chińskich kredytów w Ameryce Łacińskiej, pochłaniając 45 proc. całej puli finansowania Pekinu dla regionu.
Jednak z powodu marnych umiejętności zarządzania finansami przez reżim Maduro wiele środków jest roztrwanianych. To budzi wątpliwości Chin, które powoli wycofują się z pożyczania funduszy. Pekin mówi dziś raczej o „współpracy”. Chiny i Wenezuela mają w planach łącznie 600 porozumień, które Yván Gil – minister spraw zagranicznych Wenezueli – określa jako „znaczący krok naprzód we wspólnej mapie drogowej, ukierunkowanej na budowanie społeczeństw opartych na sprawiedliwości społecznej oraz promowanie nowego porządku międzynarodowego”.
Sojusz z Maduro wzmacnia pozycję Chin w Ameryce Łacińskiej, ale przede wszystkim wypycha Stany Zjednoczone z regionu, które te traktują jak własne podwórko.
Z jednej strony krwawa dyktatura Maduro, z drugiej kapitalistyczne interesy USA, a pomiędzy naród wenezuelski wykończony fatalną sytuacją w kraju. Czy jest szansa na zmiany w Caracas? Jeśli tak, to jakim kosztem?
Dla Trumpa to bitwa o prestiż, dla Maduro – o przetrwanie, dla Rosji i Chin – o wpływy. Ale dla Wenezuelczyków – kolejna wojna, w której nie mają nic do zyskania.
**
Oksana Polańska – studentka ostatniego semestru studiów magisterskich z międzynarodowej gospodarki politycznej na Federalnym Uniwersytecie w Rio de Janeiro (Brazylia). Bada relacje Globalnego Południa z krajami rozwiniętymi.
Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.