Kiedy stan Nowy Jork chce kupić respiratory, może je nabyć na wolnym rynku, konkurując z innymi stanami. Jak na eBayu – sprzęt medyczny kupi ten, kto najwięcej zapłaci.
Dopiero teraz, w warunkach pandemii, widać skalę destrukcji państwa, jaka nastąpiła przez niecałe cztery lata administracji Donalda Trumpa.
Zaczęło się od pełnego wyparcia. Chociaż obecnie twierdzi, że od początku czuł, że będzie pandemia, Trump negował problem tak długo, jak mógł, zachęcając prawicową prasę do przedstawiania wirusa jako kolejnej teorii spiskowej Demokratów.
czytaj także
To podejście – że koronawirus to nic groźniejszego niż grypa – znacznie opóźniło kluczowe dla zatrzymania pandemii masowe testy, które dopiero teraz zaczynają obnażać wierzchołek góry lodowej zakażeń. Testy wciąż nie są ogólnodostępne w większości miast i wsi Ameryki, mimo że od paru tygodni kraj podchodzi do tej kwestii poważniej. Przypomnijmy: Korea Południowa i USA zgłosiły pierwsze przypadki zachorowań w tym samym dniu – 20 stycznia. Lecz podczas gdy w tym pierwszym, 50-milionowym państwie już pierwszego tygodnia przeprowadzono 66 tysięcy testów, 300-milionowe Stany potrzebowały trzech tygodni, żeby przetestować dokładnie taką samą liczbę osób. W rezultacie, podczas gdy Korea błyskawicznie odizolowała zakażonych, koronawirus zagnieździł się w amerykańskich społecznościach i tygodniami rozprzestrzeniał się bez żadnych przeszkód.
– To tylko jedna osoba wracająca z Chin. Mamy to pod kontrolą. Wszystko będzie dobrze – powiedział Trump 22 stycznia.
– Pewnego dnia wirus zniknie jak cud – powiedział Trump 27 lutego.
Gdy Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) wypuściło wadliwe testy, Trump powiedział, że nie bierze za to żadnej odpowiedzialności. Nie zmienia to jednak faktu, że CDC, tak jak inne ważne agencje federalne ma od kilku lat obcinany budżet i wyniszczone centrale.
Zaczęło się od pełnego wyparcia. Trump negował problem tak długo, jak mógł.
To samo dotyczy Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysem (FEMA), gdzie administracja przejęła dowodzenie, zostawiając regionalne agencje samym sobie. Ekipa od pandemii stworzona przy Białym Domu po doświadczeniach z ebolą została rozmontowana dwa lata temu. Ta dekonstrukcja państwa pod rządami Trumpa dotyczy oczywiście wielu sektorów; nawet nie zdajemy sobie sprawy co się dzieje w poszczególnych departamentach, które, w najlepszym przypadku, są zostawione samopas – zgodnie z tym, co opisywał Michael Lewis w książce, The Fifth Risk.
Gdy Trump w końcu postanowił podejść do wirusa poważnie, zignorował istniejące instytucje i ich systemy logistyczne, postanawiając załatwić sprawę sam przez swoich ludzi. A to znaczy przez wiceprezydenta Mike’a Pence’a, a ostatnio swojego 38-letniego zięcia, Jareda Kushnera.
czytaj także
Ton i kierunek działania zmieniają się z godziny na godzinę – od wzywania Amerykanów do praktykowania „dystansu społecznego” do zapewniania (24 marca), że amerykańska gospodarka ruszy z kopyta już na Wielkanoc. Tak czy inaczej, Trump uważa się teraz za prezydenta czasów wojny. Codziennie staje przed kamerami do mniej lub bardziej głupawego raportu. Gdzieś między tym wszystkim Trump nawet przyznał, że jeśli umrze sto lub dwieście tysięcy Amerykanów, to będzie good job ze strony rządu. Czarny scenariusz? Ponad dwa miliony ofiar, przyznał Trump.
W USA największym problemem okazała się relacja między rządem federalnym a stanami oraz władzą lokalną. Łańcuch decyzyjny jest zdecentralizowany, a poszczególne stany konkurują ze sobą na rynku sprzętu medycznego. Trump u sterów, próbujący zaklinać monumentalny system państwa, którego zwyczajnie nie rozumie, to luksus, na który Ameryka nie może sobie pozwolić.
„Nowy Jork zawsze narzeka” – napisał Trump na Twitterze 1 kwietnia, sugerując, żeby dobrze skontrolowali, czy ktoś nie wynosi aby masek, kitlów i rękawiczek bocznymi drzwiami. Dzień wcześniej sugerował w rozmowie z dziennikarzem CNN, że nie współpracuje w sprawie koronawirusa z tymi gubernatorami, którzy „nie traktują go dobrze”.
Druga sprawa – amerykańskie społeczeństwo jest nie tyle nawet starzejące się, chociaż to też, ale przede wszystkim schorowane: otyłość, cukrzyca i uzależnienia od wszelkiej maści farmaceutyków to problemy masowe. Dodajmy do tego brak dostępu do służby zdrowia i fakt, że wizyta u dentysty uderza po kieszeni nie mniej niż dwutygodniowy rejs po Karaibach i dla wielu jest równie nierealnym wydatkiem. Dla progresywnej, wciąż mocno teoretycznej w USA lewicy obecna sytuacja pokazuje obraz nędzy i rozpaczy, jaką jest amerykańska służba zdrowia – największe dziwadło na świecie, gdzie płacisz miesięczne stawki przez swojego pracodawcę, ale taniej ci kłamać w klinice, że ubezpieczenia nie masz.
Rząd federalny zareagował wielkim stymulatorem – dwa biliony dolarów, żeby wysłać czeki Amerykanom, 500 miliardów na kredyty dla korporacji, 377 miliardów dla małych przedsiębiorstw. To dużo hajsu. Żeby uniknąć pretensji narodu jak po globalnym kryzysie z 2008 roku, spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi organizuje specjalną komisję. Będzie nadzorować, jak i do kogo trafia ta kasa.
Inni Demokraci w Izbie szykują inną komisję – śledczą, która ma rozliczyć rząd Trumpa z rażących zaniedbań w obliczu nadchodzącej pandemii. Już teraz liczba wniosków o kredyt przekracza możliwości mniejszych banków, które nie są w stanie ogarnąć tej roboty, podobnie jak agencje pośrednictwa pracy nie są w stanie udźwignąć skali nagłego i masowego bezrobocia. Do 2 kwietnia zarejestrowało się w USA już 6,6 miliona bezrobotnych.
„Washington Post” donosi, że prywatne biznesy, które chcą pomóc w produkcji respiratorów, testów, masek, kitlów i rękawiczek nie mogą dodzwonić się do FEMY. Z drugiej strony, Trump długo ociągał się z aktywowaniem ustawy o obronie narodowej, która pozwala przestawić prywatny sektor na doraźny użytek społeczeństwa. W końcu wezwał koncern General Motors, by rozpoczął masową produkcję respiratorów we współpracy z ich zwykłym producentem, Ventec Life Systems. Do wysiłku dołączył Ford, obiecując 1500 sztuk uproszczonej wersji respiratorów do końca kwietnia.
Naomi Klein przestrzega przed koronawirusem kapitalizmu i doktryną szoku czasów pandemii
czytaj także
Problem w tym, że nawet jeśli nowe respiratory trafią do szpitali w ostatnich dniach kwietnia, dla wielu ofiar koronawirusa będzie już za późno. Washington’s Institute for Health Metrics and Evaluation ocenił, że już w połowie miesiąca USA będzie potrzebować 32 tysięcy sztuk tych urządzeń.
A respiratory to tylko jedna z niezbędnych rzeczy. Brakuje też masek. I testów. Niedługo okaże się, że brakuje ludzi, żeby ratować ludzi.