Po miesiącach milczenia i wymówek, Unia Europejska zaczyna mówić wprost o izraelskich zbrodniach wojennych. Nawet Berlin – dotąd najbardziej lojalny sojusznik Netanjahu w Europie – sugeruje, że „nie wszystko da się już usprawiedliwić walką z terroryzmem”. Czy to początek realnej zmiany, czy jedynie moralna kosmetyka?
Jeszcze jesienią Friedrich Merz, ubiegając się o stanowisko kanclerza, obiecywał „nieograniczone dostawy broni do Izraela” i zapewniał, że Niemcy będą wspierać jego „prawo do samoobrony”. Było to na długo po tym, jak liczba ofiar w Gazie i na Zachodnim Brzegu przekroczyła 50 tysięcy, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że Izrael prowadzi politykę apartheidu wobec Palestyńczyków, łamiąc podstawowe normy prawa międzynarodowego, a Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania premiera Benjamina Netanjahu i ministra obrony Joeva Gallanta, oskarżając ich o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości.
Naukowcy zwlekali, ale dziś są pewni: Izrael dopuszcza się ludobójstwa
czytaj także
Po wygraniu lutowych wyborów parlamentarnych Merz odbył rozmowę telefoniczną z Netanjahu, podczas której zaprosił go do Niemiec. Doprowadziło to do napięć w ówczesnej koalicji rządzącej. Partia Zielonych, obecnie w opozycji, od dawna mówi o potrzebie bardziej krytycznej polityki wobec Izraela i respektowania wyroku MTK.
Dwa miesiące później kanclerz, wobec rosnącej presji ze strony lewicowej opozycji, niemieckiego społeczeństwa i innych europejskich polityków, nieco zrewidował stanowisko. Gdy Merz wygrał wybory, trwało zawieszenie broni i jego nader życzliwy stosunek do Izraela mógł częściowo wynikać z nadziei, że pokój uda się utrzymać. Dziś trudno wierzyć, że ten kiedykolwiek był celem rządzących „jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie”.
Izrael zerwał bowiem kruchy rozejm, mordując cywili ze wzmożoną częstotliwością. Izraelska armia ostrzelała z bliska kilkunastu oznakowanych ratowników medycznych oraz pracownika ONZ, następnie pogrzebała ich ciała wraz z karetkami. Zbombardowała ostatnie stojące budynki szkół oraz szpitali. Doprowadziła do głodu tysiące palestyńskich dzieci, od dwunastu tygodni utrzymując niemal całkowitą blokadę międzynarodowej pomocy humanitarnej.
Trzeba było zrównania z ziemią ponad 70 procent Gazy, by przywódca Niemiec zdobył się na tak przełomową deklarację, jak „tego, co dzieje się w Gazie, nie da się już usprawiedliwić walką z terroryzmem”. Merz dodał, że „przestał rozumieć, co Izrael próbuje osiągnąć”, choć Netanjahu i jego ludzie wprost mówią, że celem trwającej „operacji wojskowej” jest aneksja Strefy Gazy.
Niemiecki rząd rozważał nawet tak „radykalne” kroki, jak zaprzestanie wysyłania do Izraela broni – jak podała izraelska telewizja publiczna Kan 11, Tel Awiw podjął intensywne działania dyplomatyczne przeciwko takim pomysłom. Z pozytywnym skutkiem – Johann Wadephul, szef MSZ Niemiec, zdążył już zapewnić, że dostawom nic nie zagraża.
UE zmienia front?
Ostatnie tygodnie przyniosły najwyraźniejszy dotąd zwrot w polityce Europy wobec Izraela. Przyspieszyło go ostrzelanie przez izraelskich żołnierzy konwoju pojazdów wiozących dyplomatów z trzydziestu państw. „Unia Europejska dokona przeglądu paktu regulującego stosunki polityczne i gospodarcze z Izraelem w związku z katastrofalną sytuacją w Strefie Gazy” – powiedziała 20 maja Kaja Kallas, szefowa unijnej dyplomacji.
czytaj także
Kallas chce ustalić, czy Izrael przestrzega zapisów umowy o wolnym handlu podpisanej z UE w 2000 roku, w której strony zgodziły się, że „będą opierać się na poszanowaniu praw człowieka i zasad demokracji, które kierują ich polityką”. Podkreśliła, że UE będzie domagać się od Izraela, by wpuszczał do Gazy pomoc humanitarną bez żadnych ograniczeń. Izraelskie MSZ wydało oświadczenie, w którym „stanowczo odrzuca” obrany przez UE kierunek, przekonując, że decyzja wynika z niezrozumienia sytuacji, w jakiej znajduje się Izrael, zaś międzynarodowy nacisk powinien zostać wywarty na Hamasie, rzekomo w pełni odpowiedzialnym za upadek porozumienia o zawieszeniu broni.
Francja pod przywództwem Emmanuela Macrona zapowiedziała natomiast, że w najbliższych miesiącach formalnie uzna państwo palestyńskie, podejmując wysiłki dyplomatyczne na rzecz skłonienia do tego pozostałych członków ONZ, w tym Wielkiej Brytanii. Dotąd zrobiło to 148 spośród 193 (Polska w 1988 roku, tuż po tym, jak Organizacja Wyzwolenia Palestyny jednostronnie ogłosiła utworzenie państwa), ale Francja byłaby pierwszym spośród tworzących G7. Debata na ten temat powraca do francuskiego parlamentu od dekady, ale za każdym razem utyka w martwym punkcie w wyniku protestów Izraela i jego najgorliwszych sojuszników. Przygotowania do realizacji postulatu rozpoczęła za to Malta, która planuje zrobić to już w czerwcu.
Irlandia, która wraz z Hiszpanią i Norwegią uznała państwo palestyńskie w 2024 roku, ogłosiła prace nad ustawą zakazującą importu towarów pochodzących z nielegalnie okupowanych terenów palestyńskich. Skala tego handlu jest niewielka, w dodatku z projektu jak na razie wyłączono usługi, ale Irlandia i tak należy do krajów najbardziej zaangażowanych w sprawę Palestyny. Simon Harris – minister obrony, minister spraw zagranicznych i wicepremier w jednym – we wpisie na X wyraził nadzieję, że Komisja Spraw Zagranicznych rozpocznie przegląd ustawy w czerwcu, a w wywiadzie dla „The Financial Times” wezwał świat do bardziej zdecydowanych działań.
Harris dołączył do wciąż nielicznego grona rządzących w krajach UE, którzy izraelskie działania wprost nazywają ludobójczymi. Wcześniej zrobił to premier Hiszpanii, Pedro Sánchez. Hiszpania, w przeciwieństwie do Niemiec czy Polski, od początku wspiera działania Międzynarodowego Trybunału Karnego przeciwko Benjaminowi Netanjahu i Gallantowi.
czytaj także
W parlamencie Hiszpanii przeszła niewiążąca, procedowana w trybie pilnym ustawa projektu formacji lewicowych, przewidująca embargo na eksport broni i sprzętu wojskowego do Izraela. Minister spraw zagranicznych Jose Manuel Albares wezwał państwa Unii Europejskiej i ONZ do podjęcia tożsamych działań. Obecnie za dostawy broni do Izraela odpowiadają głównie Stany Zjednoczone i Niemcy, ale ograniczone wsparcie militarne płynie też z wielu innych państw Zachodu, w tym Włoch.
W poniedziałek 26 maja grupa dziesięciu włoskich prawników wystosowała do rządu Giorgii Meloni formalne ostrzeżenie, domagając się zakończenia współpracy obronnej z Izraelem. Chodzi o memorandum podpisane w 2003 roku, które 8 czerwca ma zostać automatycznie przedłużone na kolejne 5 lat. Zdaniem ekspertów umowa narusza prawo międzynarodowe oraz prawa człowieka, a jej treść pozostaje utajniona, co uniemożliwia publiczną kontrolę nad kosztami i zakresem współpracy. W opinii sygnatariuszy listu memorandum jest też sprzeczne z włoską konstytucją, która gwarantuje obywatelom prawo do informacji oraz prawo do pokoju. Prawnicy zapowiedzieli wejście na drogę sądową, jeśli rząd nie wycofa się z porozumienia.
Rząd Wielkiej Brytanii przyparty do muru
Na wznowienie działań w Strefie Gazy zareagowała również Wielka Brytania. 20 maja brytyjski minister spraw zagranicznych David Lammy z Partii Pracy zawiesił rozmowy z Izraelem w sprawie umowy o wolnym handlu, nazywając jego ruchy „zniewagą”. Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer zdobył się na stwierdzenie, że poziom cierpienia w Strefie Gazy, zwłaszcza wśród dzieci, jest „nie do zniesienia”, a decyzję Izraela o wpuszczeniu niewielkiej ilości pomocy humanitarnej nazwał „całkowicie nieadekwatną”. Wspólnie z liderami Francji i Kanady podpisał też oświadczenie, w którym potępił sposób, w jaki Izrael reaguje na kryzys i wezwał do natychmiastowego wstrzymania działań wojskowych w palestyńskiej enklawie oraz wpuszczenia ciężarówek z wodą, jedzeniem i lekami. W odpowiedzi Netanjahu oskarżył sojuszników o „stawanie po złej stronie historii” oraz popieranie Hamasu, grożąc podjęciem działań odwetowych wobec trzech niesfornych sojuszników.
Od Elora Azarii po masakrę ratowników. Jak Izrael przeszedł brutalizację
czytaj także
Rząd Wielkiej Brytanii dopuszcza uznanie państwa palestyńskiego pod warunkiem, że powstanie realny plan przekucia tego symbolicznego gestu na rzeczywistość. Tymczasem Izrael wyklucza nie tylko tzw. rozwiązanie dwupaństwowe, ale i jakiekolwiek kroki w tym kierunku. Benjamin Netanjahu jest zdeterminowany, by utrzymać się u władzy i na wolności, czemu zagroziłby trwały pokój. Nie chce ponadto zapisać się na kartach historii jako ten, który dopuścił do największej masakry Żydów od czasu drugiej wojny światowej, a następnie „wynagrodził” sprawców własnym państwem na terenach, które Izraelczycy uważają za swoje.
Do presji na rząd Keira Starmera dołączyło się ponad 800 prawników i prawniczek w liście otwartym opublikowanym 26 maja. Wezwali oni premiera do nałożenia na Izrael sankcji i rewizji umów handlowych w związku z piętrzącymi się dowodami na ludobójstwo. Przywołali wypowiedź ministra finansów Bezalela Smotricha, w której stwierdził, że izraelska armia „wymiecie” wszystko, co pozostało ze Strefy Gazy. Według sygnatariuszy listu Wielka Brytania, jako stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, powinna też rozważyć wejście na drogę do zawieszenia Izraela w prawach członka.
Rytualne potępienie i „przeglądy umów” nie wystarczą
Unia Europejska ma do dyspozycji znacznie silniejsze narzędzia niż półśrodki i symboliczne deklaracje, które słyszymy od paru tygodni. Jak wielokrotnie podkreślał były szef unijnej dyplomacji Josep Borrell, Izrael nie jest samowystarczalny. UE to jego główny partner handlowy. To z Europy pochodzi niemal połowa komponentów wykorzystywanych do produkcji uzbrojenia używanego później w Gazie – w tym dronów, bomb lotniczych i technologii cybernetycznych. To w europejskich bankach trzymane są izraelskie rezerwy walutowe, w europejskich laboratoriach rozwijane są wspólne programy badawcze, zbrojeniowe i technologiczne, a europejskie uczelnie wciąż utrzymują współpracę z izraelskimi instytutami powiązanymi z kompleksami wojskowymi.
czytaj także
Izrael, pozbawiony unijnego wsparcia gospodarczego, technologicznego i politycznego, znalazłby się w kryzysie już w ciągu kilku miesięcy – zwłaszcza wobec rosnącego zniecierpliwienia ze strony Donalda Trumpa, który miał być wybitnym negocjatorem, rozjemcą i aniołem pokoju, a jest rozgrywany jak dziecko zarówno przez Jerozolimę, jak i Moskwę. To właśnie dlatego reakcje izraelskiego rządu na nawet umiarkowaną krytykę ze strony Brukseli są tak nerwowe. Tymczasem UE ogranicza się do rytualnych potępień i zapowiedzi „przeglądów umów”.
Wobec zbrodni, które były i są popełniane z premedytacją, z pełną świadomością skutków i przy zupełnej bezkarności sprawców, takie działania to nie tylko moralne bankructwo – to współudział.