Łatwo zlekceważyć wybory na szczeblu lokalnym i uznać, że są zbyt niszowe, żeby przełożyć się na wyniki w skali ogólnokrajowej. Jednak włoskie głosowanie z tego miesiąca pokazuje, że Partia Demokratyczna i wszystkie partie na lewo od niej mają prawdziwą szansę na przegrupowanie. Jamie Mackay z Florencji.
To miał być triumf Matteo Salviniego i Giorgii Meloni: scementowanie centroprawicowego sojuszu w drodze na szczyt władzy. Spodziewano się upokorzenia Partii Demokratycznej oraz miażdżącego ciosu, który obali rząd Mario Draghiego. W ostatecznym rozrachunku te pesymistyczne przepowiednie okazały się złudne.
W pierwszy weekend października Włosi poszli do urn, by wybrać 1349 burmistrzów, rady miejskie oraz gubernatora regionu Kalabrii. Wyniki okazały się zupełnie różne od przewidywanych. Bynajmniej nie doszło do przygotowania gruntu pod przejęcie władzy przez neofaszystów, a wyborcy nie dali się wciągnąć w tak zwany zwrot populistyczny.
Frekwencja była najniższa od ponad dekady (wyniosła 54 proc.) i wybory nie wzbudziły wielkich emocji, ale też nie byliśmy świadkami takiej dominacji toksycznych rasistów i nacjonalistów, z jaką mieliśmy do czynienia w ostatnich latach.
Zasadniczo apatia i defetyzm wyborców uważane są za oznaki słabości demokracji i rzeczywiście z pewnością tak właśnie jest teraz we Włoszech. Niemniej w rezultatach ostatniego głosowania ujawniły się pewne ważne trendy, które pokazują, w jaki sposób COVID-19 przekształcił sferę polityczną i w których obszarach obóz progresywny wydaje się odrabiać straty.
I. Lewica wzmocniła się w (większości) wielkich miast
W Mediolanie proeuropejski kandydat Zielonych Beppe Sala wygrał, zdobywając 57,7 proc. głosów. W Bolonii socjalista Matteo Lepore uzyskał 61,9 proc. W Neapolu na wspólną listę Ruchu Pięciu Gwiazd i Partii Demokratycznej zagłosowało 62,9 proc. uprawnionych (co pozostawiło prawicy zaledwie 21 proc.). W Turynie lewicy zabrakło minimalnie, otrzymała 43,9 proc., ale i tak wygląda na to, że zwycięży w drugiej turze. W Rzymie, gdzie centroprawica uzyskała 30 proc., a centrolewica 27 proc., odbędzie się dogrywka i wygrana wciąż jest jeszcze możliwa. Jeśli komuniści, socjaliści oraz inni radykałowie zmienią zdanie i poprą Roberto Gualtieriego – a na szczęście na to wygląda – to szanse są wysokie.
Wszystkie te miasta są ważnymi punktami na wyborczej mapie Włoch. Jednak zwycięstwo w stolicy byłoby naprawdę punktem zwrotnym.
II. Prowincja nie jest wyłącznie prawicowa
Włoscy dziennikarze, tak jak w większości krajów, to głównie miastowe snoby. W prasie stale można znaleźć analizy oparte na prostackich założeniach, że wyborcy na wsi są z natury nietolerancyjni, zacofani i konserwatywni.
Prawicowa Liga i spółka mają solidne poparcie w mniejszych miastach, takich jak Novara albo Latina, ale bynajmniej nie można tego powiedzieć o wszystkich ośrodkach. Na przykład w Sienie, gdzie działacze skrajnej prawicy naprawdę skoncentrowali swoje wysiłki, górą okazała się Partia Demokratyczna.
Lewica wygrała też zdecydowanie w takich prowincjonalnych ośrodkach jak Rimini, Rawenna i Asyż. Co więcej, również mieszkańcy starzejących się średniowiecznych miasteczek ufortyfikowanych na szczytach wzgórz w środkowej części kraju, gdzie można by się spodziewać dużego poparcia dla prawicy, okazali się znacznie bardziej otwarci na koalicje progresywne. Gdyby lewica poświęciła więcej energii na kampanię w części z tych obszarów, nieoczekiwanie mogłaby zdobyć nowe przyczółki.
III. Wenecja Euganejska (wł. Veneto) to katastrofa (a brak zielonego programu powoduje ofiary śmiertelne)
Jest jednak jeden wyjątek od ogólnego trendu: to północny wschód kraju.
Patrząc na dziesięć głównych miast w regionie Wenecji Euganejskiej, widać, że kandydaci z list prawicowych zwyciężyli we wszystkich pojedynkach. W niektórych zubożałych okręgach przemysłowych, takich jak Albignasego albo Cittadella, skrajnie prawicowi politycy wywalczyli nawet 79 proc. To bardzo niepokojące, bo może wskazywać, że neofaszyzm zmierza tam w stronę długoterminowej instytucjonalizacji.
Jeśli obóz progresywny miałby poczynić w tym regionie jakiś wyłom, to musi skoncentrować się przede wszystkim na jednym obszarze: wiarygodnej tranzycji w stronę zrównoważonej, zielonej gospodarki. Cały ten region jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych w całych Włoszech: w wodzie poziom szkodliwych związków polifluoroalkilowych znacznie przewyższa bezpieczny zakres, a powietrze zatruwają dodatkowo cząsteczki PM10.
Ludzie przez to umierają, ale prawica dalej obwinia o wszystkie problemy imigrantów i Unię Europejską. Mieszkańcom trzeba jak najszybciej przedstawić rzetelne informacje i praktyczne propozycje rozwiązania kryzysu, żeby zaatakować pozycje prawicowe ze skrzydła.
IV. Polityka we Włoszech to wciąż, niestety, zabawa dla mężczyzn
Zostawiając na moment z boku cały podział na lewicę i prawicę, nie da się uciec od problemu słabej reprezentacji obu płci. Wśród 145 kandydatów biorących udział w wyborach do największych samorządów kobiet było tylko 25. To 17,24 proc.
Ale równie ciekawe jest to, że najbardziej donośne kobiece głosy w tej kampanii należały do polityczek kojarzonych z prawicą: były to Giorgia Meloni, która stoi na czele partii Bracia Włosi (Fratelli d’Italia); Virginia Raggi, prawicująca kandydatka Ruchu Pięciu Gwiazd, i Rachele Mussolini, wnuczka Duce, która zabiegała o uwagę mediów, głównie korzystając ze swojego nazwiska.
Włoska lewica ma jednak w szeregach znaczące polityczki: weźmy na przykład Elly Schlein, 34-letnią wicegubernatorkę prowincji Emilia Romagna. Kobiety, które mocno angażują się w działalność oddolną i promują feministyczne hasła programowe, zbyt często są spychane na margines list wyborczych w procesie kształtowania ogólnonarodowych debat publicznych. To oczywiście porażka etyczna, ale także strategiczna. Lewica ma tu duże zasoby do odzyskania.
V. Anomalia, chaos (i szansa) na południu
Wyborcy z południa kraju to kolejna grupa pomijana przez lewicę w ostatnich latach. Mafia pod rękę z Kościołem już od zbyt dawna skutecznie blokuje organizowanie się obozu progresywnego i tylko gdzieniegdzie pojawiają nieliczni działacze, gotowi zmierzyć się z tymi siłami.
Fenomen Sycylii, czyli jak pozbyć się państw narodowych i niczego nie żałować
czytaj także
Przez moment wydawało się, że alternatywą stanie się Ruch Pięciu Gwiazd ze swoim anomalnym gatunkiem liberalnego populizmu, ale ten czas już przeminął. W 2021 roku Kalabria wróciła na tradycyjne tory. Nowym gubernatorem został prawicowy Roberto Occhiuto, były chadek, który zdobył 54,46 proc. głosów. Z kolei Luigi de Magistris, działacz ruchu na rzecz ochrony środowiska, organizator kampanii przeciwko mafii i czołowy przedstawiciel świata progresywnych ruchów społecznych, wywalczył zaledwie 16,7 proc.
Jednakże w innych miejscach na południu lewica zdobywa wpływy. Pomijając Neapol (który, podkreślmy to raz jeszcze, był sam w sobie wielkim zwycięstwem), partie związane z socjaldemokracją zaznaczyły swoją pozycję w Salerno, gdzie wygrały ze spokojną przewagą, oraz w mniejszych miastach Kampanii.
Co jeszcze ciekawsze, w miastach, gdzie nie ma żadnej historii struktur komunistycznych lub socjalistycznych, takich jak Gallipoli w regionie Apulii, coraz więcej byłych zwolenników Ruchu Pięciu Gwiazd zmienia poglądy na bardziej lewicowe. To właśnie są kluczowi niezdecydowani wyborcy, a jeśli po stronie lewicy stanie więcej miasteczek i wsi, to istnieje szansa na nabranie prawdziwego rozpędu.
Na poziomie ogólnokrajowym skorzysta na tym oczywiście socjaldemokratyczna Partia Demokratyczna. Ale równie ważne, że lokalne grupy i mniejsze partie, takie jak Wolni i Równi (Liberi e Uguali), Włoska Lewica (Sinistra Italiana) i Potere al Popolo!, powinny nabrać pewności, że ich oddolne kampanie mogą coś zmienić.