Fińskie wybory parlamentarne miały być przykładem dla europejskiego establishmentu, jak należy radzić sobie ze wzrostem tendencji nacjonalistycznych w społeczeństwie. Okazało się jednak, że na nadziei się skończyło – skrajna prawica o mało nie wygrała wyborów.
Przedwyborcze sondaże jednogłośnie wskazywały prawdopodobnych zwycięzców tegorocznych wyborów – miała je wygrać partia socjaldemokratyczna. Nie powinno to dziwić. Rząd powołany po wyborach sprzed czterech lat składał się z centrowo-agrarnej partii Suomen Keskusta (Kesk), centroprawicowego Kokoomus (Kok) oraz fińskich narodowców z Partii Finów (PS).
Dla prawicy taki układ był korzystny, ale dla centrystów i chadeków mniej – dzięki nim platformę dostali członkowie partii otwarcie homofobicznej i antyimigranckiej. Koalicja Kok-PS-Kesk czkawką natomiast odbiła się przede wszystkim centrystom, którzy obarczeni zostali winą za to, że doprowadzili do wprowadzenia do fińskiego rządu nacjonalistów. W efekcie poparcie dla Kesk stopniowo szybowało w dół.
czytaj także
Co się wydawało
Socjaldemokraci (SDP) ostatnie cztery lata wykorzystali jednak całkiem udanie. Stopniowo udało im się przechwycić elektorat liberalny, ale także ten zagarnięty wcześniej przez narodowców. Mogli się także pochwalić przyciąganiem nowych wyborców. Pomogły im w tym dwa czynniki – zmiany klimatyczne, które największe piętno odcisnęły na Finlandii zeszłego lata, a także fakt, że ich elektorat – najmłodsi – uzyskał prawo wyborcze. Kolejną partią lewicową, która przed wyborami liczyła na wzrost poparcia, była Vasemmistoliitto (Vas). Proekologiczni demokratyczni socjaliści dobre notowania w sondażach zawdzięczali głównie temu, że byli partią opozycyjną do bardzo nielubianej i nieumiejętnie rządzącej koalicji.
Sondaże wskazywały jednoznacznie, że wszystkie partie lewicowe odnotują wzrost poparcia w porównaniu z wyborami z 2015. Nikt nie przewidywał również, że nacjonaliści mogliby zagrozić socjaldemokratom w zwycięstwie. Wykres przygotowany przez Europe Elects najlepiej pokazuje, czego oczekiwano przed wyborami.
W niedzielę o godzinie 19.00 fińskie ministerstwo sprawiedliwości podało do wiadomości publicznej wyniki tzw. early voting, które odbyło się tydzień przed wyborami. Pozwalało ono na oddanie głosu osobom, które nie były pewne, czy zdążą to zrobić w dniu wyborów. Frekwencja wśród wcześniej głosujących wyniosła 36,5%, a wyniki praktycznie zgrały się z tym, co podawały wszystkie fińskie sondażownie – na czele SDP, na drugim miejscu Kokoomus, a na trzeciej pozycji prawie ex aequo PS oraz Kesk. Gdyby sondaże potwierdziły się w wyborach, moglibyśmy mówić nawet o stworzeniu mniejszościowego, ale całkiem silnego rządu złożonego z socjaldemokratów, zielonych i socjalistów.
Co z tego wyszło
Niestety po zamknięciu lokali wyborczych wyniki napływające z różnych okręgów nie napawały już lewicy optymizmem. Z każdą kolejną minutą poparcie dla skrajnej prawicy rosło, a przewaga socjaldemokratów – topniała. Centroprawica spadła na trzecie miejsce, a centryści mogli być już praktycznie pewni czwartej lokaty. Po zliczeniu 91% głosów różnica pomiędzy PS a SDP wynosiła około 0,2 punktu procentowego, by ostatecznie zatrzymać się na tym poziomie. Socjaldemokraci oficjalnie wygrali, ale ich przewaga nad nacjonalistami wynosi niecałe 7 tysięcy głosów.
O tym, jak Finowie reformowali swoje szkolnictwo… i dlaczego im się to udało
czytaj także
Bardzo dobry wynik odnotowała koalicja zielonych Vihr, a także socjaliści z Vas. Największymi przegranymi batalii o fiński parlament okazali się centryści i ludowcy z Kesk. Ich wynik wynoszący 13,8% jest najgorszym rezultatem od stu lat. Pomimo tak dobrego wyniku skrajnej prawicy PS nie ma szans na utworzenie rządu. Ani centroprawicowcy z Kok, ani ludowcy z Kesk nie chcą podjąć się współpracy z nacjonalistami po raz drugi. Wszystko wskazuje zatem na to, że premier Finlandii po raz pierwszy od szesnastu lat będzie socjaldemokratą. Koalicja SDP-Vihr-Vas jest jak najbardziej możliwa.
Lewica będzie potrzebować jednak do rządu jeszcze jednej albo kilku partii, jeśli chce rządzić pewną ręką. Bardzo możliwe, że będzie to Kok. Niewykluczone, że zawiązana zostanie szeroka koalicja z Kok oraz partią reprezentującą interesy Szwedów (SFP) o profilu socjalliberalnym. Taki sojusz rządził już Finlandią za kadencji Paavo Lipponenena w latach 1995–2003.
Rozmowy koalicyjne zaczęły się w poniedziałek o godzinie 15:00. To, ile potrwają, zależy od tego, jakich argumentów używać będą obie strony sceny politycznej, by się nawzajem przekonać. Dla lewicy najważniejszy powinien być jednak fakt, że taki wynik socjaldemokratów, zielonych i socjalistów pozwala im na objęcie władzy w kraju.
***
Michał Konarski (ur. 2002) – współpracownik Europe Elects, aktywista, publicysta młodzieżowego portalu Alternatywa.