Unia Europejska

Niemiecki flirt ze skrajną prawicą

Annegret Kramp-Karrenbauer. Fot. Sandro Halank CC-BY-SA 3.0

Przewodnicząca niemieckiej chadecji (CDU) Annegret Kramp-Karrenbauer podała się do dymisji po tym, jak w Turyngii radykalnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) wspólnie z CDU wybrały premiera landu. To oznacza kryzys nie tyle poszczególnych partii, ile całego systemu polityczno-partyjnego Niemiec. Skutki mogą być horrendalne.

W maju ubiegłego roku, tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, rządząca w Berlinie chadecja znalazła się pod nieoczekiwanym ostrzałem. 27-letni youtuber Rezo, znany wówczas głównie wśród młodych, niekoniecznie zainteresowanych polityką Niemców, opublikował w sieci filmik. Tytuł: Zniszczenie CDU.

Jednogodzinny film to naszpikowana licznymi przykładami (i starannie uzupełnionymi źródłami) krytyka działań chadecji: jej przywiązania do biznesu, pozorowanej walki z katastrofą klimatyczną, udziału Niemiec w wojnach itd. Film w krótkim czasie obejrzało 10 mln osób (do dziś 16 mln) i stał się gorącym tematem medialnym.

Annegret Kramp-Karrenbauer, która wówczas sprawowała pozycję szefowej CDU od sześciu miesięcy, zareagowała niezręcznie: sugerowała niejednoznacznie cenzurę internetu i nie odpowiedziała na zarzuty influencera Rezo. Wyszła ze sprawy poturbowana, a CDU w wyborach do parlamentu UE uzyskała zaledwie 28,9 proc. (2014: 37,3 proc.), oczywiście nie tylko za sprawą Rezo.

Zawierucha w Niemczech a sprawa polska

czytaj także

„Zniszczenie CDU” było wówczas odmieniane przez wszystkie przypadki – jednak zawsze chodziło o to, czy i jak CDU niszczy kraj. Dziś, niespełna osiem miesięcy później, partia wymierzyła w samą siebie – skandal z udziałem CDU we wschodnim landzie Turyngia doprowadził do dymisji Kramp-Karrenbauer.

Zniszczenie CDU – tak brzmi tytuł jednego z wtorkowych artykułów opublikowanych na łamach wpływowego konserwatywnego dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, ideologicznie bliskiego chadecji. Na jego łamach Michael Hanfeld pisze: „Jeśli chrześcijańscy demokraci nie ustalą, za czym stoją, wówczas wybije ich ostatnia godzina. Do upadku już wiele nie brakuje”.

Odpowiedzialność Niemiec za pokój w Libii nie kończy się przy berlińskim stole

Czy naprawdę jest tak dramatycznie? Jak na niemieckie, czyli dość stabilne warunki: tak. W ubiegłym tygodniu CDU odsłoniła swoje wewnętrzne pękniecie i sprzeczność, która musi zrodzić się w każdej partii deklarującej się jako „partia środka”. Pęknięcie nastąpiło w Turyngii.

Październikowe wybory regionalne wygrała rządząca od 2014 r. lewicowa die Linke, jednak nawet do spółki z Zielonymi i socjaldemokratyczną SPD nie uzyskała większości parlamentarnej. Teoretyczną większość miała za to (i ma) CDU, liberalna FDP oraz nacjonalistyczna AfD, która z wynikiem 23,4 proc. uplasowała się na drugim miejscu.

CDU w Turyngii długo lawirowała, a jej przewodniczący Mike Mohring chciał nawet wesprzeć mniejszościowy rząd Linke, jednak centrala w Berlinie i lokalni politycy się temu sprzeciwiali – ci ostatni puszczając oko do AfD. Ostatecznie CDU nie wystawiła własnego kandydata, lecz zagłosowała na liberała z FDP – Thomasa Kemmericha. Zagłosowała na niego również cała frakcja AfD, mimo że formalnie wysunęła własnego kandydata. I oto Björn Höcke, uchodzący za brunatną twarz AfD, mógł z uśmiechem gratulować kandydatowi „środka“, który uniemożliwił zwycięstwo lewicy.

Mleko się rozlało. Kramp-Karrenbauer zareagowała szybko i zabroniła jakiejkolwiek współpracy FDP i CDU z AfD. Pod presją opinii publicznej nowo wybrany premier landu podał się do dymisji, a CDU w Turyngii umyła ręce, argumentując, że nie zdawano sobie sprawy z planu AfD – mimo że czołowi politycy partii wcześniej otwarcie dyskutowali z tą partią o współpracy.

Jasne stało się zatem, że AKK nie kontroluje partii czy też raczej, że partia może się jej całkowicie wymsknąć spod kontroli. Dlatego się wycofała – z szefostwa partii i z kandydowania na urząd kanclerza w przyszłorocznych wyborach. Zdaniem AKK przejęcie sterów w partii i wyłonienie kandydata na kanclerza powinno nastąpić dopiero w grudniu 2020 (niespełna rok przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi), a ona chce pozostać do tego momentu na swej pozycji.

– Dzięki rezygnacji z własnej kandydatury będę mogła swobodnie kształtować ten proces, bo obecnie mogę działać bez podejrzenia, że chodzi o mój własny interes – powiedziała w poniedziałek w swoim oświadczeniu telewizyjnym AKK.

Good Bye, Merkel! Koniec Niemiec, jakie znamy [rozmowa z Burasem]

Jednak taki scenariusz jest mało prawdopodobny, a udział Kramp-Karrenbauer w tym procesie –  wątpliwy. Gołym okiem można bowiem obserwować erozję autorytetu przewodniczącej. Wielu polityków chadecji (CDU i bawarskiej CSU) już kilka godzin później kwestionowało jej propozycję, mówiąc, że potrzebne są szybkie decyzje – nie wykluczając przyśpieszonych wyborów. Nowy szef partii – a będzie to niemal na pewno mężczyzna – nie będzie chciał współpracować z kanclerką Merkel, która sprawia wrażenie coraz bardziej oderwanej od nizin codziennej polityki krajowej.

Na szczeblu federalnym CDU już w 2018 r. zadecydowała, że nie będzie żadnej współpracy z AfD. – Nie chodzi tutaj o strategiczne myślenie, lecz o kwestie wartości i zasad. Ci w CDU, którzy zapatrują się na to inaczej, powinni zadać sobie pytanie, czy są we właściwej partii – mówił w listopadzie ub. r. sekretarz generalny CDU, pochodzący z Polski Paul Ziemiak w odpowiedzi na oświadczenia polityków CDU w Turyngii, że nie chcą wykluczać współpracy z AfD. W ten sam sposób CDU wykluczała dotychczas jakąkolwiek współpracę z die Linke.

Zamieszki w Chemnitz jako dwie opowieści o współczesnych Niemczech

W przypadku AfD chadecja uzasadnia swój dystans, podkreślając antydemokratyczność tej partii. – AfD ma jasną agendę […] i jest całkowicie oczywiste, że chce ona zniszczyć, podkopać demokrację – nieoficjalnie powiedziała Merkel w klubie parlamentarnym CDU. Lewica zaś według CDU nie przepracowała swojej przeszłości jako następczyni wschodnioniemieckiej komunistycznej partii SED. W istocie partie fundamentalnie różnią się programem gospodarczo-społecznym, bo Linke dąży do demokratycznego socjalizmu. Niemniej niektórzy chadecy, zarówno we wschodnich, jak i zachodnich landach, chcieliby się na taką współpracę otworzyć.

Dlatego teraz CDU czeka wybór: ostry skręt w prawo lub prosto jak dotychczas (czyli opcja Merkel). W prawo partię pociągnąć mógłby Friedrich Merz, neoliberalny konserwatysta prawego skrzydła, niegdyś szef klubu parlamentarnego CDU. Zneutralizowany przez Merkel, wycofał się na długie lata z pierwszej linii polityki. Dziś jest powiązany z biznesem, jest szefem rady nadzorczej niemieckiego oddziału Blackrock, największego funduszu inwestycyjnego na świecie. W wyborach o szefostwo w CDU ponad rok temu Merz przegrał tylko minimalnie z AKK.

Ekstrema przejmuje niemieckie państwo

Inne opcje to konserwatywny minister zdrowia Jens Spahn oraz reprezentant bardziej centrowego skrzydła CDU, Armin Laschet, od 2017 r. szef rządu landu Nadrenii Północnej-Westfalii. – Kurs chadecji musi być kursem środka i nikt nie może stać się szefem rządu landu za pomocą głosów AfD – deklaruje Laschet.

Jednak ta frakcja, reprezentująca ludzi Merkel, jest teraz wyraźnie osłabiona – szeregowi członkowie partii patrzą na Merza coraz bardziej przychylnie. Jeśli to on wygra, na dłuższą metę niewykluczona stanie się perspektywa współpracy z AfD. Wtórują mu już zbliżone opiniotwórcze ośrodki – także z zagranicy. – Partii potrzebna jest pewna siebie, mieszczańska postać na szczycie, która nie będzie zabiegała o współpracę AfD, ale i nie zareaguje panicznie, jeśli otrzyma z jej strony nieproszoną pomoc – komentuje konserwatywny szwajcarski dziennik Neue Zürcher Zeitung.

Nazistowska narzeczona

Tym samym Niemcy wpisały się – na co zapowiadało się już od kilku lat – w światowy dryf na prawo. Rechotem historii wydaje się przy tym fakt, że wydarzenia te zaszły właśnie w Turyngii. Położone jest tutaj nie tylko miasto Weimar, kolebka niemieckiej demokracji – Republiki Weimarskiej, zniszczonej blisko 90 lat temu przez nazistów, ówczesnych konserwatystów oraz wielki kapitał.

To właśnie w Turyngii na początku 1930 r. partia NSDAP po raz pierwszy uzyskała dostęp do władzy na szczeblu regionalnym, a mianowany wówczas minister Wilhelm Frick został trzy lata później szefem resortu spraw wewnętrznych w rządzie Hitlera. Turyngia to jednak także land, który od 2014 r. rządzony był przez lewicowca Bodo Ramelowa. W ostatnich wyborach jego partia uzyskała 31 proc. poparcia, a dziś nawet 60 proc. wyborców CDU tego landu mówi w sondażach, że Ramelow był porządnym premierem. Po ostatnich roszadach poparcie jego partii w sondażach jeszcze wzrosło – do blisko 40 proc.

CDU czeka wybór: ostry skręt w prawo lub prosto jak dotychczas.

FDP i CDU w Turyngii, które w tych samych sondażach tracą, za wszelką cenę nie chcą dopuścić do utrwalenia przeświadczenia, że Linke może dobrze rządzić – dlatego świadomie pokusiły się o pakt z diabłem, czyli AfD.

– Chadecja we wschodnich Niemczech czuje bliskość z AfD i ma mocne parcie na władzę. To nasuwa pytanie, jak długo jeszcze szefostwo chadecji na szczeblu federalnym będzie w stanie to hamować i czy już wkrótce nie będziemy świadkami pierwszych koalicji między CDU a AfD – pisze publicysta i politolog Albrecht von Lucke w największym niemieckim miesięczniku politycznym „Blätter für deutsche und internationale Politik”.

Współpraca taka stanie się faktem, ponieważ przy stabilnym czy rosnącym poparciu AfD „mieszczańskie koalicje” – czyli chadecji z FDP lub Zielonymi – w najbliższym czasie są wykluczone. – W Turyngii mści się dziś kłamstwo CDU: jej wulgarna teoria totalitaryzmu, w której mowa o symetrycznie radykalnych krawędziach spektrum partyjnego w postaci AfD i Linke. Obie te partie mają rzekomo na celu stworzenie zupełnie nowego systemu i dlatego z żadną z nich nie należy współpracować – pisze Lucke.

Zielona fala w Niemczech

czytaj także

Wcześniej czy później w rzekomej „partii środka” musiał ujawnić się ten konflikt. – CDU nie jest partią środka, lecz partią prawicy – pisze lewicowy politolog Georg Fülberth w tygodniku „Der Freitag”. – Dotyczy to szczególnie wschodnich Niemiec. Dlatego każdy flirt z lewicą zniszczyłby CDU.

I dlatego słaba przewodnicząca AKK nie była w stanie trzymać CDU w „środku”, gdzie Merkel zaprowadziła swą partię, przynajmniej w kwestiach światopoglądowych, tym samym ją „socjaldemokratyzując”. Środek ten jednak pod wpływem rosnącej w siłę AfD w ostatnich latach coraz bardziej przesuwał się w prawo – a motorem i katalizatorem tego procesu był kryzys uchodźczy.

Uchodźcze dzieci dużo rozumieją

czytaj także

Dlatego już niebawem możemy stać się świadkami regionalnej współpracy CDU i FDP (która w omówionych tutaj kwestiach wysuwa podobną argumentację co chadecja) z AfD. Wynika to z logiki: skoro przynajmniej teoretycznie i w ostateczności otwieramy się na lewicę, dlaczego by nie otworzyć się również na współpracę z AfD? Owszem, partia ta się coraz bardziej radykalizuje, otwiera swoje szeregi dla byłych neonazistów, domaga się wzmocnienia roli niemieckiej armii. Jednocześnie jednak AfD opracowała dokument Strategia 2019 do 2025 roku: AfD w drodze do partii ludowej, w którym podkreśla swoją mieszczańskość – bo zwłaszcza dla wyborców z zachodnich landów chce i musi wyglądać mniej radykalnie, aby dojść do władzy i dokonać „rewolucji”.

Wszystko to Niemcy już znają. Choć ostatni, którzy pamiętają to z własnego doświadczenia, niestety odchodzą. Nie tylko w Turyngii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Opielka
Jan Opielka
dziennikarz i publicysta
Publicysta piszący dla niemieckojęzycznych i polskich mediów, były stały korespondent z Polski dla dzienników niem. Frankfurter Rundschau i Berliner Zeitung.
Zamknij