Podstawowym założeniem Europejskiego Zielonego Ładu jest osiągnięcie neutralności klimatycznej do roku 2050. O ile konieczne zmiany w sektorze energetycznym czy transportowym dyskutowane są szeroko na poziomie politycznym, o tyle sektor hodowlany, odpowiedzialny za ok. 14,5 proc. światowych emisji dwutlenku węgla, jest w politycznych agendach pomijany. Komentarz Sylwii Spurek.
Gdy w grudniu zeszłego roku Komisja Europejska ogłaszała założenia Europejskiego Zielonego Ładu, jej przedstawiciele i przedstawicielki podkreślali swoją determinację w walce z kryzysem klimatycznym. Kolejne tygodnie i miesiące pokazały jednak, że realizacja ambitnych celów przewidzianych w Zielonym Ładzie może nie być możliwa. Bo cały czas ignoruje się związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy przemysłowym rolnictwem a katastrofą klimatyczną.
czytaj także
Wiele osób miało nadzieję, że konkretne rozwiązania dotyczące transformacji modelu hodowli znajdą swoje miejsce w strategii Od pola do stołu, która wydawała się naturalną do tego przestrzenią. Jednak w komunikacie dotyczącym strategii ani nie zaproponowano żadnych jasnych celów w odniesieniu do redukcji liczby lub wielkości ferm przemysłowych czy maksymalnego zagęszczenia zwierząt na nich hodowanych, ani także nie ustanowiono żadnych celów w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych, czy też zanieczyszczeń powietrza i wody. Co więcej, wydaje się, że w ostatniej chwili z projektu komunikatu KE zniknęło kilka elementów, które dawałyby nadzieję, że UE podejmie odpowiednie działania w zakresie redukcji negatywnego wpływu omawianego sektora na środowisko, klimat oraz prawa ludzi i zwierząt.
Sytuację doskonale oddaje opublikowany przez Greenpeace w drugiej połowie września raport Farming for Failure, opisujący katastrofalny wpływ powszechnie funkcjonującego modelu hodowli zwierząt na klimat i środowisko naturalne.
Zgodnie z informacjami przedstawionymi w tym raporcie hodowla zwierząt w UE odpowiedzialna jest za roczne emisje dwutlenku węgla wyższe niż chociażby suma rocznych emisji CO₂ wydzielanych przez cztery państwa unijne (Polskę, Węgry, Czechy i Słowację). Przyczynia się także do wylesiania, degradacji środowiska naturalnego, rozprzestrzeniania się epidemii chorób odzwierzęcych, prowadzi do problemów zdrowotnych związanych ze spożywaniem nadmiernych ilości mięsa i nabiału. Greenpeace wskazuje, że przeciętny Europejczyk lub Europejka zjadają o 60 proc. więcej takich produktów, niż to jest zalecane przez medycynę. Mimo to, zgodnie z danymi FAO przywołanymi w raporcie, produkcja mięsa, jajek i nabiału wzrosła o 9,5 proc. w państwach UE w 2018 w porównaniu z rokiem 2007, co odpowiada wpływowi na klimat trzech milionów przelotów samolotu wokół Ziemi. Co gorsza, utrzymaniu tego wzrostowego trendu sprzyja sama polityka UE, przeznaczającej środki na wspieranie hodowli zwierząt i produkcji produktów odzwierzęcych oraz kampanie reklamowe je propagujące. Trudno zatem za prawdziwe uznać twierdzenie, że to, co jemy, jest naszą prywatną sprawą. Abstrahując od kwestii prawno-zwierzęcych, w sytuacji, gdy to, co jemy, jest finansowane ze środków publicznych, należy liczyć się z tym, że nasz talerz to kwestia polityczna.
W tym kontekście pytałam wielokrotnie Komisję Europejską, czy planowane jest chociażby zaprzestanie finansowania przez UE kampanii promujących spożycie i produkcję mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego, czy zamierza wprowadzić mechanizmy powodujące urealnienie ceny tych produktów, obecnie kompletnie nieodzwierciedlającej ich wpływu na zdrowie ludzi i na środowisko. Pytałam także, czy Komisja przeznacza jakieś fundusze na wsparcie kampanii informacyjnych dotyczących destrukcyjnego wpływu hodowli zwierząt na środowisko, klimat i zdrowie ludzi, czy Komisja przeznaczy jakieś środki na dofinansowanie działalności produkcji rolnej mającej na celu odejście od produkcji mięsa oraz na dofinansowanie upraw roślin niezwiązanych z hodowlą zwierząt, tak aby obniżyć cenę płaconą za nie przez konsumentów. Niestety, przedstawiciele i przedstawicielki Komisji jak dotąd odpowiadali wymijająco, podpierając się mało konkretnymi deklaracjami zawartymi w komunikacie dotyczącym strategii Od pola do stołu.
czytaj także
Deklaracje takie nie uchronią nas przed pogłębiającym się kryzysem klimatycznym. Potrzebujemy konkretnych i szybkich działań. W swoim raporcie Greenpeace wskazuje przede wszystkim na konieczność podniesienia celu redukcji emisji gazów cieplarnianych do roku 2030 do 65 proc. Cel dotyczyłby wszystkich sektorów gospodarki. Niestety, obecnie wydaje się, że Unia Europejska nie zdecyduje się podążać za wiedzą naukową i jej ambicje będą w tym zakresie mniejsze. Greenpeace podkreśla także m.in. konieczność rezygnacji z uzależniania wysokości wsparcia udzielanego gospodarstwom rolnym od ich wielkości i wspierania rolników i rolniczek decydujących się na wdrożenie bardziej zrównoważonych rozwiązań w zakresie hodowli zwierząt. Wspomniany zostaje także problem braku odpowiedniego prawnego uregulowania, na poziomie unijnym, maksymalnego zagęszczenia zwierząt na hektar. W końcu, Greenpeace zaleca przyjęcie wiążących celów w zakresie redukcji spożycia w UE mięsa i nabiału o 70 proc. do 2030 roku i 80 proc. do roku 2050.
Te rekomendacje pojawiały się także wśród postulatów dotyczących hodowli przemysłowej zwierząt wypracowanych wspólnie z moimi partnerami społecznymi w ramach organizowanych przeze mnie Okrągłych Stołów. Eksperci i ekspertki proponowali ponadto rozszerzenie zasady „zanieczyszczający płaci” w zakresie emisji dwutlenku węgla na rolnictwo przemysłowe czy też zniesienie dopłat i innych instrumentów wsparcia finansowego udzielanych na poziomie unijnym dla przemysłowej hodowli zwierząt. Warto zauważyć, że wszystkie te elementy dyskutowane są obecnie w ramach przygotowywanej nowej Wspólnej Polityki Rolnej i budzą duże emocje wśród polityków i polityczek.
Nie ma wątpliwości, że osiągnięcie celów klimatycznych przewidzianych w Europejskim Zielonym Ładzie i realizacja ambicji zaprezentowanych przez KE w komunikacie dotyczącym strategii Od pola do stołu, w tym tych w zakresie dobrostanu zwierząt, nie będą możliwe bez konkretnych zmian w rolnictwie europejskim, co potwierdzają dane zaprezentowane w raporcie Farming for Failure. Ale czy deklaracje i obietnice Komisji Europejskiej zostaną przekute w efektywne i zdecydowane działania? Na razie nic na to nie wskazuje.