Unia Europejska

Zamordował Żydówkę. Uniknie procesu, bo palił marihuanę

Oburzeni Francuzi pytają, czy sądy dały właśnie obywatelom „licencję na zabijanie”. Wystarczy upalić się przed zabójstwem i żadnej odpowiedzialności karnej nie będzie. Kolejne śmiertelne ataki na francuskich Żydów popełniane są przez muzułmanów, najczęściej wyznających radykalne islamistyczne poglądy. To sprawia, że cała sytuacja zyskuje dodatkowy wymiar polityczny w roku wyborczym. Komentuje Jakub Majmurek.

W ostatnią niedzielę kwietnia około 26 tysięcy osób protestowało pod sądami w kilku dużych miastach Francji: Paryżu, Lyonie, Marsylii, Strasburgu. Domagali się „sprawiedliwości dla Sarah Halimi” – 65-letniej Żydówki i byłej dyrektorki przedszkola. Kobieta została najpierw pobita, a następnie wyrzucona z okna mieszkania w północno-wschodnim Paryżu. Halimi zmarła na miejscu. Zabójcą był jej sąsiad, Kobili Traoré, a BBC podało, że dokonywał on mordu przez 20–30 minut, skandując wersety z Koranu i krzycząc „Allahu Akbar”.

Bezpośrednim powodem protestów była decyzja Sądu Kasacyjnego – we francuskim systemie prawnym pełni on funkcję Sądu Najwyższego – który utrzymał wyrok poprzednich instancji orzekający, że sprawca mordu w momencie zabójstwa pozostawał niepoczytalny i nie będzie odpowiadać karnie za swój czyn.

„To nie jest sprawa Żydów, ale całej francuskiej wspólnoty narodowej” – słychać na protestach

Dlaczego sprawa budzi tak wielkie emocje? Dlatego że skupia się w niej kilka problemów gwałtownie dzielących dziś francuską opinię publiczną: antysemityzm, poczucie zagrożenia społeczności żydowskiej (do której Halimi należała), radykalizacja młodzieży muzułmańskiej z przedmieść (Traoré wyznawał tę religię), polityka karna wobec osób z uzależnieniami i zaburzeniami psychicznymi.

W tle są jeszcze zaplanowane na wiosnę 2022 roku wybory prezydenckie i polityka Macrona, który by zminimalizować zagrożenie ze strony Marine Le Pen i jej Zgromadzenia Narodowego coraz częściej sięga po przemawiającą do prawicowego elektoratu politykę.

„Skrajna prawica z ludzką twarzą”. Le Pen coraz bliżej prezydentury

Cała sprawa zaczęła się w kwietniu 2017 roku w bloku socjalnym w Belleville – proletariackiej, wielokulturowej dzielnicy na wschodzie Paryża. Kobili Traoré, muzułmanin, 32 lata, włamuje się do mieszkania swojej sąsiadki Sarah Halimi, znanej też jako Lucie Attal, wyznania mojżeszowego. Traoré kilkakrotnie uderza Sarę, recytuje wersety Koranu, krzycząc „Allahu Akbar”, wyrzuca kobietę z balkonu jej mieszkania. Ta nie przeżywa upadku. Traoré, jak donosi prasa, ma potem powiedzieć: „zabiłem szatana”.

Fakt, że Traoré ponosi winę za śmierć kobiety, nie budzi wątpliwości. Problem jest jednak z prawną kwalifikacją czynu. Bardzo szybko pojawia się pytanie: czy Traoré w momencie zabójstwa był poczytalny?

W 2019 roku na podstawie ekspertyzy trzech psychiatrów zapada prawomocne postanowienie sądu apelacyjnego: nie był. W momencie bicia swojej sąsiadki, gdy wyrzucił ją przez okno, pozostawał w stanie delirycznego zamroczenia, nie rozróżniał dobra i zła. Zgodnie z francuskim prawem nie może więc odpowiadać karnie. Proces karny po prostu się nie odbędzie.

Wyrok budzi wiele zrozumiałych wątpliwości, tym bardziej że za źródło niepoczytalności Traoré uznano silne odurzenie marihuaną. W chwili zabójstwa mężczyzna znajdował się pod wpływem dużej ilości tej substancji. Nadużywał jej na co dzień. Jak podał „Le Monde”, w okresie poprzedzającym zabójstwo miał przez długi czas palić nawet do pięciu jointów dziennie.

Francuzi pytają oburzeni, czy sądy dały właśnie obywatelom „licencję na zabijanie”. Wystarczy upalić się przed zabójstwem i żadnej odpowiedzialności karnej nie będzie.

Zbrodnia i bezkarność? Polityka wchodzi do gry

Traoré nie został człowiekiem wolnym. Z postanowienia sądu przebywa w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym i pewnie spędzi w nim długie lata. Mimo to rodzina Halimi jest oburzona. Czuje, że odebrano jej coś podstawnego: prawo do procesu, gdzie sprawca zabójstwa bliskiej im osoby zostałby osądzony i uznany za winnego.

Prawnicy tłumaczą, że sąd działa w ramach istniejącego prawa. A to we Francji wyraźnie stanowi: osoba niepoczytalna w chwili popełnienia czynu nie ponosi za niego odpowiedzialności karnej. Prawo nie rozróżnia, co spowodowało niepoczytalność: wrodzone zaburzenie, trauma z przeszłości czy dobrowolna konsumpcja środków psychoaktywnych. Sądy nie mogą orzekać poza prawem i w swoich orzeczeniach poprawiać budzących społeczny sprzeciw czy nawet wadliwych zapisów prawa. Jeśli jakiś przepis jest źle skonstruowany, to jego poprawa jest zadaniem polityków, a nie sędziów.

Politycy włączają się więc do debaty. Gdy w grudniu 2019 roku sąd apelacyjny podtrzymuje wyrok sądu pierwszej instancji w sprawie niepoczytalności Traoré, głos zabiera prezydent Macron. W ostrożnych słowach wyraża wątpliwości do decyzji sądu, mówi o możliwości kasacji. W odpowiedzi prezes Sądu Kasacyjnego wydaje oświadczenie przypominające prezydentowi o konstytucyjnie gwarantowanej niezawisłości sądów.

W lutym 2020 roku ówczesna ministra sprawiedliwości, Nicole Belloubet, powołuje zespół ekspertów, który ma zbadać przepisy o niepoczytalności i ewentualnie zaproponować ich zmiany. Komisja, złożona z prawników, polityków i psychiatrów, miała odpowiedzieć przede wszystkim na jedno pytanie: czy wskazana byłaby taka reforma prawa, by niepoczytalność wywołana przez dobrowolną konsumpcję środków psychoaktywnych nie zwalniała z odpowiedzialności karnej.

Ze względu na COVID-19 prace komisji miały trudne początki. W końcu wypracowała jednak oficjalny raport. Rekomenduje on, by nie zmieniać obecnych przepisów. „Ze względu na częste połączenie problemów psychicznych z sięganiem po środki psychoaktywne wykluczenie zapisów o niepoczytalności w przypadku dobrowolnej konsumpcji psychoaktywnych substancji podwyższałoby ryzyko kryminalizacji chorób psychicznych” – czytamy w raporcie.

Rząd francuski zdecydował się postąpić wbrew rekomendacjom raportu. Po wyroku Sądu Kasacyjnego Éric Dupond-Moretti, minister sprawiedliwości od czerwca 2020, zapowiedział, że do końca maja przedstawi rządowi projekt zmian w prawie, ograniczających możliwość uniknięcia odpowiedzialności karnej w przypadku czynu popełnionego po dobrowolnej konsumpcji substancji psychoaktywnym. Tego samego domagał się prezydent Macron w niedawnym wywiadzie dla dziennika „Le Figaro”.

Republika, Żydzi i muzułmanie

Sprawa budzi dodatkowe emocje, bo zbrodnia Traoré miała wyraźnie antysemicki charakter, co przyznały sądy rozpoznające sprawę. Przynajmniej jakaś część społeczności francuskich Żydów czuje się w tej sprawie porzucona przez Republikę.

Odmawiając pociągnięcia Traoré do odpowiedzialności karnej, sądy nie tylko odmawiają sprawiedliwości ofiarom mordów i ich rodzinom, ale odmawiają też osądzenia antysemityzmu, który był prawdziwym delirium i szaleństwem, kierującym działaniami Traoré – tak można by streścić argumenty francuskich Żydów.

Rodzina Halimi uznała, że nie ma co szukać sprawiedliwości we Francji. Planuje zwrócić się zarówno do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, jak i do izraelskiego wymiaru sprawiedliwości. Jeśli akt Traoré był przestępstwem antysemickim, a ofiarą śmiertelną była Żydówka, sądy izraelskie mogą zorganizować proces – choć wątpliwe, by z osobistym udziałem Traoré.

Piszący na łamach „Le Monde” po wyroku Sądu Kasacyjnego przewodniczący Centralnego Konsystorza Izraela we Francji Joël Mergui zarzucił francuskim sądom „psychiatryzację antysemityzmu”. „Po każdym antysemickim przestępstwie następują rytualne analizy psychiki sprawcy. Czy był «zdrowy», czy «szalony»? Czy jednak można sobie w ogóle wyobrazić, by antysemicki zabójca naprawdę był zrównoważony? Kto naprawdę wierzy, że terrorysta jest osobą przytomną, rozsądną i racjonalną?” – argumentował.

Co najważniejsze, Mergui wprost pisze w swoim komentarzu, że wyrok w sprawie Halimi podważa zaufanie Żydów do wymiaru sprawiedliwości we Francji i w zdolność państwa do ochrony egzystencjalnego bezpieczeństwa żydowskiej społeczności.

Podobne emocje słychać w reportażu z niedzielnych demonstracji, jaki opublikowało pismo „Marianne”. Ich uczestnicy, w dużej mierze francuscy Żydzi, mówią o poczuciu osamotnienia, normalizacji antysemityzmu nad Sekwaną, lęku przed przemocą. Rozważają migrację do Izraela.

Faktycznie, morderstwo Halimi nie było jedyną zbrodnią antysemicką w ostatnich latach. W 2012 roku Mohammed Merah zorganizował serię terrorystycznych zamachów w Tuluzie i Montauban. W tym pierwszym mieście zaatakował żydowską szkołę – zabił trójkę dzieci i jedną osobę z kadry pedagogicznej. W trakcie serii ataków w styczniu 2015 – gdy ofiarą padła redakcja satyrycznego pisma „Charlie Hebdo” – jeden z atakujących zabarykadował się i wziął zakładników w koszernym sklepie. W listopadzie tego samego roku mężczyzna stojący koło synagogi w Marsylii został zasztyletowany przez trójkę mężczyzn wykrzykujących antysemickie hasła. W 2018 Mireille Knot została zamordowana w swoim mieszkaniu w socjalnym bloku – antysemityzm znów był przyczyną.

Do tego dochodzi niezliczona ilość incydentów bez ofiar śmiertelnych: obraźliwe napisy na murach, bezczeszczenie żydowskich nagrobków, pobicia, wykrzykiwanie antysemickich obelg itd.

Okładka „Charlie Hebdo” przedstawia mężczyznę odpalającego skręty od żydowskiej menory – „Czy antysemityzm powinien zostać zdekryminalizowany?”. Fot. Charlie Hebdo/twitter.com

Gra Macrona

Niemal wszystkie śmiertelne ataki na francuskich Żydów popełniane są przez muzułmanów, najczęściej wyznających islamistyczne poglądy. To sprawia, że cała sytuacja zyskuje dodatkowy wymiar polityczny – temat radykalizacji muzułmanów i islamistycznego terroru co najmniej od stycznia 2015 roku jest jednym z najważniejszych problemów we francuskiej debacie politycznej.

Wyrok Sądu Kasacyjnego, przypominający społeczeństwu o zbrodni popełnionej przez antysemickiego, najpewniej sfanatyzowanego muzułmanina, przychodzi pół roku po zabójstwie nauczyciela Samuela Paty’ego w październiku 2020. Paty pokazywał studentom na lekcji na temat wolności słowa karykatury z „Charlie Hebdo”, przedstawiające proroka Mahometa. Ostrzegał wcześniej uczniów, że mogą obrażać tzw. uczucia religijne niektórych osób. Przeciw nauczycielowi rozpętała się nagonka w sieci. W efekcie Paty padł ofiarą okrutnego morderstwa – obcięto mu głowę. Sprawcą był osiemnastoletni uchodźca z Czeczenii Abdullah Abujedowicz Anzorow.

Po zabójstwie nauczyciela przez islamistę: Macron skręca w prawo

Macron i jego administracja po zamachu na Paty’ego stanęli na gruncie wartości Republiki: świeckiej szkoły, wolności słowa, rozdziału Kościołów od państwa. Jednocześnie w debacie publicznej zaczęły pojawiać się głosy, czy Republika radzi sobie z integracją muzułmanów, czy traktowana dosłownie zasada świeckości – powstała w innym kontekście historycznym, wieńcząca stulecie walki republikańskiego społeczeństwa o wyzwolenie się spod hegemonii Kościoła katolickiego – nie zniechęca muzułmanów do republikańskich wartości.

Macron wie, że w przyszłorocznych wyborach jego najpoważniejszą przeciwniczką będzie Marine Le Pen. Jej kampania będzie starała się przedstawić Francję Macrona jako kraj upadły, nieradzący sobie z bezprawiem i chaosem na ulicach, sparaliżowany przez akty terroru, których sprawcami są niezintegrowani ze społeczeństwem migranci.

Niedawno na łamach prawicowego pisma „Valeurs actuelles” grupa 20 emerytowanych generałów francuskiej armii przestrzegała nawet Macrona przed wojną domową, pisała o strefach wyjętych spod francuskiego prawa i toczonej pod płaszczykiem antyrasizmu wojnie prowadzonej przeciw Francji – przez ludzi nienawidzących jej historii i kultury. Wojskowi zapowiadali, że w ostateczności interweniować w obronie porządku będą musieli ich pozostający w czynnej służbie koledzy. Le Pen poparła ten oburzający, faktycznie grożący wojskowym zamachem stanu list. To zapowiada ton jej kampanii.

Sprawa Halimi też może się w niej znaleźć – liderka Zgromadzenia Narodowego już zdążyła obwinić o śmierć żydowskiej emerytki „islamski ekstremizm”, przedstawia się też jako jedyna obrończyni społeczności żydowskiej we Francji. Co jest dość paradoksalne, biorąc pod uwagę wypowiedzi jej otwarcie antysemickiego ojca Jean-Marie Le Pena o Zagładzie („komory gazowe to szczegół historii II wojny światowej”), jak i fakt, że przez lata partia Le Penów gromadziła wokół siebie środowiska z długą historią antysemityzmu.

Macron zawczasu broni się przed kandydatką Zgromadzenia Narodowego, przejmując część postulatów prawicy. W zeszłym roku obiecał walkę z „islamskim separatyzmem”, uchwalono nowe przepisy dotyczące finansowania meczetów z zagranicy, noszenia religijnych symboli przez pracowników sfery budżetowej, a także o mowie nienawiści w internecie.

Czy zapowiedziane przez resort sprawiedliwości zmiany w przepisach o niepoczytalności będą kolejnym krokiem, mającym uwiarygodnić Macrona w elektoracie spragnionym prawa i porządku? Miejmy nadzieję, że nie zadecydują tylko te kwestie. Sprawa jest bowiem niezwykle delikatna. Z jednej strony okno niepoczytalności otwierane przez dzisiejsze przepisy wydaje się faktycznie szerokie, z drugiej łatwo wylać dziecko z kąpielą i stworzyć prawo skutkujące wyrokami karnymi dla ludzi w realnym kryzysie zdrowia psychicznego, którzy nie powinni ponosić odpowiedzialności karnej. Wyścig wyborczy z prawicową populistką to dla tej sprawy naprawdę najgorsza możliwa okoliczność.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij