Nie da się już dłużej „trzymać nogi w drzwiach”.
Cezary Michalski: Swoim wywiadem z Januszem Lewandowskim, w którym padła deklaracja polskiego komisarza UE, że polski rząd ma pół roku na wyrażenie woli, co do przyjęcia euro, sprowokował pan nowy etap sporu w tej kwestii. Nie zmieniła się jednak obsada ról w tym sporze. Eurosceptyczna prawica nadal uważa strefę euro za piekło, rząd nadal wysyła sprzeczne sygnały. Mamy deklarację premiera o konieczności rozpoczęcia debaty społecznej, a jednocześnie informację o zawieszeniu narodowego programu przygotowań do wprowadzenia euro. Z Platformy docierają też ciągle deklaracje o słuszności dotychczasowej polityki „trzymania nogi w drzwiach”. Czy w tej atmosferze jakakolwiek decyzja może się w ogóle pojawić?
Ryszard Petru: Mamy raport ministerstwa finansów z końca września, gdzie rzeczywiście pojawił się bardzo wyraźny dystans wobec planów wprowadzenia euro w Polsce, a także odmowa wyznaczenia jakiegokolwiek kalendarza. Między wrześniem a dniem dzisiejszym zaszła jednak zasadnicza zmiana. Zgodzę się, że na razie wciąż mamy wrażenie kakofonii docierającej od strony rządu, ale myślę, że świadomość powagi sytuacji dotarła do decydentów i wraz z upływem czasu będzie to już coraz bardziej brzmiało jak zgrana orkiestra.
Ale co się właściwie zmieniło? Polska opinia publiczna wciąż jest informowana przez prawicowych ekspertów i dziennikarzy o nieuchronnym rozpadzie strefy euro, szybkim wypadnięciu z niej Grecji itp. A minister finansów powtarza, że musimy przeczekać, bo gospodarkę mamy zdrową i nie możemy ryzykować jej stabilności wchodząc w tak niepewny obszar.
To wszystko składa się na obraz nieprawdziwy, choćby w tym sensie, że nieaktualny. Pół roku temu można było mieć uzasadnione wątpliwości co do determinacji obrony strefy euro nawet przez jej liderów, a już szczególnie można było mieć wątpliwości, co do jej przetrwania w dotychczasowym kształcie. Decyzja polityczna o ratowaniu strefy euro już jednak zapadła. Podjęto też decyzję o zachowaniu Grecji w strefie euro, czyli o zachowaniu strefy euro w jej obecnym kształcie – dodatkowo z perspektywami jej poszerzenia, a nie ograniczenia o to czy inne państwo. A w sytuacji, kiedy te wszystkie decyzje zapadły – a do tego dodajmy wcześniejszą deklarację prezesa Europejskiego Banku Centralnego o ratowaniu euro wszelkimi dostępnymi środkami – ich konsekwencją są liczne działania rozpoczynające proces głębszej integracji państw strefy euro. Dlatego też trzymanie nogi w drzwiach pociągu, który odjeżdża ze stacji, przestało być możliwe.
Jakie konkretne działania wynikały z tej politycznej decyzji?
Deklaracja ze strony EBC o skupie obligacji zagrożonych państw doprowadziła do obniżenia kosztów obsługi długu krajów strefy euro, następnie mieliśmy serię decyzji politycznych. Pakt fiskalny czy unia bankowa to rozwiązania przewidujące głębszą integrację w ramach strefy euro. Decyzji tych nie sposób było podjąć wcześniej, wymusił je kryzys, który przełamał wszelkie wcześniejsze polityczne blokady. Spodziewam się, że w tej sytuacji głos naszego rządu szybko się zmieni, nawet już się zmienia, a jest to pochodną decyzji podjętej przez państwa członkowskie strefy euro, które w oczywisty sposób stawiają nas w zupełnie nowej sytuacji geopolitycznej. Kształt unijnego budżetu jest tak naprawdę już dzisiaj decydowany w ramach krajów strefy euro, a w przyszłości budżet wspierający nasz rozwój będzie określany wyłącznie w tym węższym klubie. Polityka energetyczna – w strefie euro. Przyszłe polityczne jądro Europy – w strefie euro. Być może w związku z tym jakieś elementy integracji militarnej – także tam. W tej sytuacji pozostawanie poza strefą euro byłoby zakwestionowaniem długofalowego celu polskiej polityki, jakim od roku 1989 była integracja z Zachodem. Ten cel był realizowany lepiej lub gorzej, ale jednak lojalnie przez wszystkie polskie rządy. Żeby tego nie zmarnować, my musimy teraz podjąć decyzję. Na rządzie, ale także na mediach, na elitach społecznych spoczywa ogromna odpowiedzialność za wytłumaczenie społeczeństwu, jakie są za i przeciw naszego wejścia do strefy euro. Tymczasem ze strony polityków, i to tych najbardziej odpowiedzialnych, było tylko słychać: „Jak się naprawią, zobaczymy”. To nie jest najlepsza argumentacja, w ten sposób ze społeczeństwem w ogóle przestajemy się komunikować. Nawet Grecy, choć protestują, to wiedzą, że mają za dużo do stracenia. I jednak głosują na partie otwarcie mówiące o zyskach wynikających z pozostania Grecji w strefie euro.
W Polsce co pewien czas pojawiają się głosy mówiące o konieczności rozpoczęcia takiej debaty. Ostatnio powtórzył to nawet premier. Jednak na razie w tej debacie słyszalny jest tylko głos eurosceptyków.
Premier ewidentnie ma świadomość potrzeby rozpoczęcia szerokiej kampanii społecznej. Sądzę, że ma podobną wiedzę i ocenę jak ta, z którą do polskiej opinii publicznej stara się dotrzeć Janusz Lewandowski. Przede wszystkim co do diagnozy sytuacji w Europie, gdzie podjęto już fundamentalne decyzje, m.in. o utrzymaniu Grecji w strefie euro. To jest decyzja polityczna, bo tu priorytet polityki nad ekonomią jest oczywisty.
Co pana jako ekonomisty nie oburza?
Nie ma czegoś takiego jak zupełna autonomia ekonomii i polityki. Nie ma absolutnej autonomii celów ekonomicznych i politycznych. One są ze sobą w oczywisty sposób sprzężone. Ale co idzie za decyzją dotyczącą Grecji, podjęto także decyzję o głębszej integracji całej siedemnastki państw tworzących dzisiaj strefę euro. I w tym kontekście oczywiste staje się pytanie skierowane do Polski, która podjęła przecież kiedyś decyzję traktatową o wejściu do euro: „Panowie, podtrzymujecie tę swoją decyzję, wchodzicie, czy wolicie pozostać w kręgu zewnętrznym jak Wielka Brytania czy Czechy?”. To pytanie jest oczywiste. Udzielenie odpowiedzi na to pytanie także jest w oczywisty sposób konieczne.
Ale czy można takiej odpowiedzi udzielić, jeśli ma się politykę wewnętrzną w takim stanie jak Polska? Do wprowadzenia euro najprawdopodobniej potrzebna będzie nowelizacja konstytucji. Nawet gdyby dało się skonsolidować PO, SLD, RP i PSL, pozostaje „prawica posmoleńska”, która dziś tego nie akceptuje. W niedawnym wywiadzie, jakiego udzielił „Gazecie Wyborczej” Dariusz Rosati, reprezentujący dzisiaj stanowisko Platformy, ważne stają się wybory 2015 roku. One rozstrzygną, czy „prawica posmoleńska” zachowa swoją siłę blokującą.
Dla prawicy ten podział jest politycznie bardzo atrakcyjny. Spór o euro wzmacnia jej pozycję, przy słabości ich agendy w jakichkolwiek innych sprawach związanych z państwem czy gospodarką. Obawiam się, że w związku z tym – nie będzie chciała odpuścić. Taki podział bowiem dzieli Polskę na dwie części: za i przeciw euro, gdzie za będzie PO, SLD i RP. A po drugiej stronie PiS. Wprost wymarzony podział polityczny dla partii Kaczyńskiego.
Jarosław Kaczyński jako premier zachowywał się jednak odpowiedzialnie, negocjując traktat lizboński.
W opozycji, jak widać, nie sposób być równie odpowiedzialnym, jak wówczas, kiedy jest się premierem. 2015 rok będzie przełomowy, ale kluczowa okaże się umiejętność komunikacji z Polakami już wcześniej, zdolność mówienia im czegoś innego, niż mówiło się do tej pory, zdolność mówienia im prawdy. To nie jest tak, że wejście do euro się opłaca i już. Są ekonomiczne za i przeciw, które pomimo wielu dobrych raportów NBP na ten temat nie dają przecież odpowiedzi zero jedynkowej. Są też argumenty polityczne – te ewidentnie stoją po stronie euro. Trzeba umieć to uczciwie powiedzieć, a rzeczywiście wcześniejsze lata były pod tym względem stracone. Na razie mieliśmy wspólne posiedzenie trzech komisji sejmowych w sprawie paktu fiskalnego, na którym pani Anna Fotyga mówiła o Pax Germanica, co ma niby kończyć dyskusję. Ten spór w parlamencie był przedsmakiem tego, co będzie się działo w 2015 roku. Niestety, kiedy słucha się takich wystąpień, wygląda na to, że nie będzie to wymiana argumentów, ale usłyszymy raczej hasła o zdradzie i wyprzedaży państwa. Jednak, chcąc nie chcąc, musimy dzisiaj tę dyskusję zacząć, ona ma ma bowiem fundamentalne znaczenie dla naszej przyszłości. Od niej zależy nie tylko to, czy wejdziemy do strefy euro, ale to, jak będzie wyglądał nasz kraj za 20 czy 30 lat.
Ryszard Petru, ur. 1972, ekonomista, pracował m.in. dla Banku Światowego, BRE oraz PKO BP. Przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.