Oni po prostu przegrali. Przelicytowali. Mit o wszechmocy i przenikliwości strategicznej Jarosława Kaczyńskiego w Europie po prostu nie działa.
W telegraficznym skrócie: 27 państw zagłosowało za reelekcją Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej; okazało się, że „przecieki” o planach symbolicznego wstrzymania się od głosu życzliwszych Polsce rządów (Węgry, Wielka Brytania) to pic na wodę fotomontaż. Nie udało się nawet przesunąć daty głosowania (znowu, 27 do jednego), a premier Beata Szydło jednak nie położyła się przed drzwiami Rejtanem „w imię zasad”. Czy to resztki instynktu samozachowawczego czy zdrada, po jej powrocie zadecyduje zapewne Jarosław Kaczyński. Jacek Saryusz-Wolski okazał swej nowej formacji lojalność i chodzą słuchy, że zastąpi Witolda Waszczykowskiego, ale wszystko to kosztem dużo większym niż np. Piotr Gliński, który żeby dostać własny resort, musiał tylko wystąpić w tablecie.
czytaj także
U„To żadna porażka”, „gratuluję odwagi premier Szydło i ministrowi Waszczykowskiemu”, „zła decyzja dla Europy”, „czas pokaże, czym zakończy się taki precedens”. To Beata Mazurek, rzeczniczka klubu PiS – komentuje całą katastrofę raczej mało oryginalnie, podobnie zresztą Marek Suski („to się źle skończy dla Tuska”). Nie zapominajmy jeszcze o #szacunie dla Beaty Szydło od Joachima Brudzińskiego. Że Tusk to „niemiecki kandydat” wiemy od 2005 roku, a jakbyśmy zapomnieli, to przypomniał nam profesor Krasnodębski. Czy PiS naprawdę nie zdążył przygotować nic bardziej błyskotliwego? O co tu chodzi? Cui bono?
Twarde stawianie się Niemcom może jeszcze kogoś w Polsce wzruszać, ale bycie wystawionym do wiatru przez wszystkich?
Gdyby Tuska udało się zablokować, Kaczyński pokazałby przynajmniej, że jest skuteczny. Niechby i w destrukcji, ale zawsze. Zawziął się i dopiął swego – dla twardego elektoratu radość i utwierdzenie przekonań o wszechmocy Prezesa, dla opozycji zgrzyt, bo jednak „Europa” w końcu Kaczyńskiemu ustąpiła. No ale się nie udało. Teraz opozycja, zwłaszcza PO ma satysfakcję („nasz człowiek w Europie”), ale i problem z głowy (ewentualnego powrotu do Polski i starcia na górze Platformy). Jak na dłoni widoczny jest brak miru już nie w Brukseli czy Berlinie, ale i u naszych „sojuszników” z grupy wyszehradzkiej czy z Wysp, którzy Tuska ochoczo poparli, a premier Czech nie omieszkał w swym twitcie podkreślić, że „tylko Polska była przeciw”. Twarde stawianie się Niemcom może jeszcze kogoś w Polsce wzruszać, ale bycie wystawionym do wiatru przez wszystkich? Można mówić, że „musiały zaistnieć jakieś okoliczności”, skoro Orban zmienił zdanie, ale „jakieś okoliczności” są przecież zawsze. Gdzie tu logika?
Mogę się mylić, ale zaryzykuję jednak tezę: oni po prostu przegrali. Przelicytowali. Mit o wszechmocy i przenikliwości strategicznej Jarosława Kaczyńskiego, co planuje na osiem kroków naprzód, w polityce krajowej ma swoje podstawy. W rozgrywkach unijnych to jednak nie działa – to trochę jak z przebiegłą dyplomacją rosyjską, która w negocjacjach bilateralnych ogrywa silniejsze mocarstwa, a słabeuszy rozjeżdża walcem drogowym, za to z europejską biurokracją gospodarczą radzi sobie słabo. Rząd PiS gra głównie na własne podwórko – prymat wewnętrznej polityki wizerunkowej jest w czasie tej kadencji widoczny jak nigdy – ale tym razem dla kibiców w Polsce musieli zagrać mecz wyjazdowy. I dostali bańki jak Legia z Realem na wyjeździe.
czytaj także
Najtwardszy elektorat Tuska nienawidzi, ale nawet dla nich to „moralne zwycięstwo” musi mieć gorzki smak. Dla tych, których sam Kaczyński w 2014 roku przekonywał, że „popiera Polaków”, postawa Prezesa dziś może budzić wątpliwości. Na to wszystko nakłada się bezradność naszego rządu, która naprawdę rzadko kiedy budzi w polityce szacunek. Pytanie brzmi, czy opozycja zdoła zdyskontować sukces Tuska inaczej, niż tylko „przepraszając Europę za PiS”. Musi opinii publicznej pokazać, co ten wybór – wbrew Kaczyńskiemu – dla Polski znaczy. A znaczy sporo.
Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej, wyraźnie wspierany przez Europę Środkową i kraje bałtyckie, to szansa na to, że drzwi do odnowionej Unii Europejskiej zostaną pozostaną w przyszłości dla nas uchylone. Europa różnych prędkości jawi się jako coraz bardziej prawdopodobny scenariusz, a zachowanie polskiego rządu w tej sprawie łatwo będzie wykorzystać zwolennikom integracji „zacieśnionej i zawężonej”, czyli bez Polski – w Holandii, Francji czy Austrii takich głosów jest mnóstwo. Jeśli Tusk faktycznie chce pomóc i Unii Europejskiej, i Polsce – a przy okazji tutejszej opozycji – musi walczyć o to, żeby nas nie wyrzucano za burtę. Brzmi to potwornie minimalistycznie, ale po brukselskim szczycie naprawdę trudno uwierzyć w jakiś racjonalny pomysł PiS-u na nasze bycie w Unii, choćby w rodzaju tych, do których namawia rząd Klub Jagielloński.
Jeśli Tusk faktycznie chce pomóc i Unii Europejskiej, i Polsce – a przy okazji tutejszej opozycji – musi walczyć o to, żeby nas nie wyrzucano za burtę.
Na tym właśnie polegałoby to „załatwianie spraw dla Polski”, czego 2,5 roku temu domagał się od ówczesnego kandydata Jarosław Kaczyński. I w ten tylko sposób Donald Tusk może stać się kimś więcej niż powodem do opozycyjnego samozadowolenia przez kilka dni. Swoją drogą, prezes Kaczyński ten jeden raz podłożył się chyba koncertowo. Jeśli opozycja od centrum do lewa nie zdoła tego faktu wykorzystać, to znaczy, że nie jest warta swojej nazwy.