Twardogłowi brexitowcy rozbijają partię konserwatywną, a Partia Pracy dowodzona przez Jeremy'ego Corbyna stawia premier May kolejne proeuropejskie żądania. I bardzo dobrze. Teraz laburzyści muszą odrzucić szaleństwo Brexitu i dążyć do trwałego porozumienia z Unią, a może nawet porzucenia Brexitu i powrotu Wielkiej Brytanii do zreformowanej Wspólnoty – pisze John Palmer.
Niedawno na stronie Social Europe mój przyjaciel John Weeks stwierdził, że zamknięcie przez Theresę May „pierwszego etapu” negocjacji Brexit oznacza, że Wielka Brytania jest już nieuchronnie na „wylocie” z Unii Europejskiej. Taka opinia jest jednak przedwczesna. W czasie gospodarczego i politycznego hiperchaosu w samym centrum brytyjskiego rządu nie można z jakąkolwiek pewnością przewidzieć, co będzie się działo na scenie politycznej za parę lat, czy nawet miesięcy, a co dopiero stwierdzić, jak będzie wyglądał ostateczny wynik brexitowego dramatu.
Brexit z tak słabym rządem? Tych trzech błędów Theresa May nie może już popełnić
czytaj także
Jednym z głównych powodów rozpaczy związanej z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE jest przekonanie, że nic nie może już powstrzymać tego, że przed końcem 2019 r. Wielka Brytania przestanie być państwem członkowskim UE. W praktyce jednak, jeśli zdążą z negocjacjami w tym roku, to przy odrobinie szczęścia mogłoby dojść do ratyfikowania porozumienia brexitowego do marca 2019 r. W tym scenariuszu Wielka Brytania rzeczywiście opuściłaby UE. Jednak Londyn wielokrotnie dał wszystkim do zrozumienia, że negocjacje zakończą się dopiero w grudniu 2019 r.
Dlatego Michel Barnier, główny negocjator z ramienia Unii, w istocie dąży do zawarcia porozumienia o „zasadach przejściowych”, które miałyby obowiązywać po wyjściu UK z Unii. Jednak harmonogram okresu negocjacyjnego, z zwłaszcza „fazy przejściowej”, są bardzo niepewne. Być może trzeba więcej czasu, aby w ramach negocjacji uzgodnić złożone warunki prawne, na jakich Wielka Brytania będzie miała dostęp do jednolitego rynku UE oraz unii celnej podczas fazy przejściowej, a także ustalić, do jakiego długoterminowego powiązania UE i Wielkiej Brytanii politycy będą potem dążyć.
czytaj także
Zatrzymać zegar czy Brexit?
Dlatego nie będzie niespodzianką, jeśli w następnych kilku miesiącach rozważane będą awaryjne możliwości rozszerzenia procesu negocjacji. Wydaje się, że dotychczasowe poszatkowane negocjacje prowadzące do „braku porozumienia” są na rękę niektórym członkom rządu Theresy May, gotowym wykorzystać każdy kryzys w celu przeforsowania wczesnego i bardzo twardego Brexitu.
Kolejny sukces Brexitu: We Florencji May znów zdołała nie powiedzieć niczego sensownego
czytaj także
Taki ruch mógłby jednak bardzo łatwo wywołać całkowity rozłam w rządzie May. Nawet jeśli ultrabrexitowi członkowie gabinetu postawiliby na swoim, jest mało prawdopodobne, aby w brytyjskim parlamencie udało się zgromadzić większość wymaganą, żeby ratyfikować umowę w stylu „skaczemy z urwiska”. Sama Unia również miałaby wiele do stracenia w razie takiego kryzysu, który bardzo utrudniłby wynegocjowanie potem długoterminowej bliskiej współpracy w zakresie bezpieczeństwa, polityki zagranicznej, egzekwowania postanowień i innych kwestii.
Obie strony zatem, o ile pojawią się poważne problemy na drodze do porozumienia, będą grały na czas. W przeciwieństwie do tego, co twierdzą niektórzy zwolennicy rozwodu z UE, Wielka Brytania ma prawo ubiegać się o przedłużenie harmonogramu negocjacji w ramach art. 50, co wielokrotnie potwierdzali jego pierwotni autorzy: Lord Kerr oraz były unijny guru ds. prawa konstytucyjnego Jean-Claude Piris.
Kolejna możliwość – stosowana już w przeszłości w trudnych unijnych negocjacjach – polega na prostym „zatrzymaniu zegara” na określony czas. Jeśli jednak negocjacje mają być z jakiegokolwiek powodu rozszerzone, rozpoczęcie fazy przejściowej (mogącej potrwać około dwóch lat) również się opóźni. Ale są także inne zagrożenia dla realizacji ostatecznego harmonogramu Brexitu. Nawet jeśli ustalone zostaną co do zasady zarysy długoterminowego porozumienia w sprawie przyszłych relacji pomiędzy UE a Wielką Brytanią, przekucie ich na szczegółowe ustalenia dotyczące kontroli celnych, norm i zasad arbitrażowych może zająć więcej czasu niż niektórzy brytyjscy ministrowie zdają się sądzić.
Ostateczna wersja traktatu w sprawie handlu i współpracy pomiędzy UE a Wielką Brytanią i tak będzie musiała zostać ratyfikowana przez unijne instytucje i wszystkie państwa członkowskie, podobnie jak przez brytyjski parlament. Podczas okresu przejściowego (niezależnie od tego, jak długo on potrwa) Wielka Brytania będzie mogła swobodnie „eksplorować” możliwości zawarcia nowych umów handlowych z USA i innymi światowymi potęgami gospodarczymi. Na własną rękę nie będzie mogła jednak zawierać żadnych prawomocnych porozumień handlowych.
Z uwagi na niesłychaną złożoność kwestii podlegających negocjacjom, jest całkiem możliwe, że ostateczny okres przejściowy w brytyjskim Brexit może dobiec końca nie w 2020, ale w 2021 lub nawet 2022 r. Podczas tego przedłużającego się pożegnania, Wielka Brytania nadal będzie zobowiązana przestrzegać większości, jeśli nie wszystkich, zobowiązań prawnych i finansowych ciążących na członkach UE.
Taki kompromis, „w połowie w środku, w połowie poza”, niektórzy twardogłowi posłowie brytyjskich Torysów nazwali „wyjściem Wielkiej Brytanii z roli wasala UE”. To nieadekwatne z kilku powodów, ale podkreślę tylko, że w przypadku takiej sytuacji Wielka Brytania stanie się „konsumentem” unijnego prawa, bez możliwości głosowania i negocjowania jakichkolwiek przyszłych rozwiązań prawnych we Wspólnocie.
Kluczowa rola Partii Pracy
Rok 2022 jest bardzo ważny również z innego powodu. W myśl zapisów nowej ustawy o ograniczonej kadencji brytyjskiego parlamentu, kolejne wybory parlamentarne na Wyspach muszą odbyć się nie później niż w marcu 2022 r. A zatem polityczny klimat w przedbiegu do wyborów może okazać się decydujący dla ostatecznego wyniku całego brexitowego dramatu.
Większość głosujących na Partię Pracy uważa, że Wielka Brytania powinna pozostać w Unii. Jeszcze większy odsetek członków Partii Pracy przyjmuje stanowisko odpowiadające temu, które zajmują członkowie popierającej Jeremy’ego Corbyna organizacji Momentum. Niektórzy dotąd opowiadający się za wyjściem z UE głosujący na Partię Pracy, powodowani skruchą, zmieniają zdanie.
W ramach poplątanej i gorzkiej debaty publicznej w sprawie Brexitu, parlamentarne ugrupowanie Partii Pracy starało się do tej pory budować jak najszerszy wspólny front pomiędzy labourzystowskimi zwolennikami zarówno wyjścia, jak i pozostania w UE. Ale teraz Partia Pracy zdecydowała stanowczo: Wielka Brytania powinna utrzymać pełny dostęp do unijnego jednolitego rynku i unii celnej.
Jeśli wybory parlamentarne nastąpią zanim Brexit stanie się faktem, Partia Pracy powinna odrzucić szaleństwo polegające na postawieniu Wielkiej Brytanii w roli nieposiadającego prawa głosu, acz związanego prawnie bez inicjatywy ustawodawczej poddanego, co byłoby ceną za trwanie w tymczasowym porozumieniu. Przeciwstawiając się jakiemukolwiek obniżeniu brytyjskich norm dotyczących ochrony pracy, opieki społecznej czy ochrony środowiska po wyjściu z Unii, Partia Pracy powinna także udzielić całkowitego publicznego poparcia unijnym dążeniom do osiągnięcia wyższych norm społecznych i środowiskowych (w tym proponowanego nowego Europejskiego Urzędu ds. Pracy).
Silniejsi w zreformowanej UE
Partia Pracy powinna wysłać sygnał, że bycie częścią silniejszej, reformującej się Unii jest kluczowym środkiem do realizacji programu radykalnych krajowych reform gospodarczych i społecznych. Europejskie partie socjaldemokratyczne, socjalistyczne i zielone wierzą, że to jest rzeczywistą podstawą podejścia przyjętego przez Jeremy’ego Corbyna. Być może dlatego spotkał się on z tak ciepłym przyjęciem, jakie spotkało go podczas niedawnych spotkań w Europie.
Jeśli Corbyn zostanie premierem zanim wykuje się ostateczny kształt przyszłych relacji pomiędzy UE a Wielka Brytanią, powinien natychmiast postarać się o możliwość przeprowadzenia własnych negocjacji z Unią. Prośba przyszłego premiera i przewodniczącego nowego rządu prawdopodobnie nie spotkałaby się z odmową.
Jeśli jednak labourzyści nie obejmą władzy przed całkowitym wystąpieniem Wielkiej Brytanii z EU, przyszły rząd pod wodzą Corbyna powinien jednostronnie zobowiązać się do dorównania wszelkim przyszłym reformom gospodarczym, społecznym i demokratycznym ustalonym na szczeblu unijnym, do ścisłej koordynacji z UE w ramach nowej ogólnoeuropejskiej strategii wychodzenia z kryzysu oraz zawiadomić, że będzie starał się o przywrócenie pełnego członkostwa Wielkiej Brytanii w reformującej się UE przy pierwszej nadarzającej się okazji.
**
John Palmer był redaktorem europejskiej sekcji w „The Guardian”, a następnie założycielem i dyrektorem politycznym Ośrodka Polityki Europejskiej (European Policy Centre). Jest związany z Instytutem Europejskim na uniwersytecie w Sussex oraz członkiem rady instytutu badawczego Federal Trust w Londynie.
Tekst ukazał się na stronie magazynu Social Europe Journal. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów-Antkowiak. Skróty i tytuły od redakcji.